Looking For Anything Specific?

Header Ads

Bez Happy Endu, czyli Mała Syrenka Andersena (+18)


Doskonale pamiętam moment, w którym zrozumiałam, że znane baśnie zmieniają się w zależności kto, komu je opowiada. Miało to miejsce kilka lat temu, podczas jednej z rozmów z moją przyjaciółką, która zaczęła się zachwycać „Małą syrenką”. Zawsze miała dusze romantyczki, dlatego bardzo mnie to wyznanie zdziwiło. Odpowiedziałam jej, że faktycznie podobała mi się owa bajka, ale zakończenie było strasznie smutne. Patrzyła na mnie jakoś dziwnie, dlatego zaczęłam wyjaśniać dlaczego tak myślę. Do tej pory pamiętam, jak z pełną powagą na twarzy powiedziała mi, że jestem głupia. Okazało się, że znamy dwie różne wersje, więc by rozstrzygnąć spór przepytywałyśmy znajomych ze znajomości „Małej syrenki”. Domyślacie się, że wszyscy znali wersję z Happy Endem? Jako że od dziecka byłam bardzo uparta, dowiodłam swojej racji po tygodniu, tym samym niszcząc bajkę przyjaciółki. Powtórzymy to!

Arielka – mała syrenka, która żyła długo i szczęśliwie 
Mała syrenka, córka potężnego władcy mórz i oceanów – Trytona, jest niesamowicie zafascynowana światem lądowym. Założyła swoje potajemne muzeum wszystkich przedmiotów ludzkich, które udało jej się odnaleźć w zatopionych statkach. Jednak ta piękna kolekcja to za mało dla Arielki. Postanawia wypłynąć na powierzchnie i przypatrywać się ludziom na statku płynącym po morzu. Syrenka dostrzega przystojnego księcia Eryka i z miejsca się zakochuje. Rozpętuje się sztorm, który najpewniej pozbawił by życia Eryka, gdyby nie pewna mała syrenka. Gdy wraca, trafia na rozzłoszczonego ojca, który kategorycznie zabrania córce wypływania na powierzchnie i kontaktu z ludźmi. Arielka rozpacza i nie wie, co mogła by zrobić, dzięki czemu sługusy wiedźmy morskiej nakłaniają ją do wizyty u swojej Pani. Na miejscu Ursula namawia Arielkę by ta przehandlowała swój piękny głos za dwie nóżki, ale nie na stałe. Układ jest taki, że jeśli w ciągu 3 dni, książę nie pocałuje Ariel to ta zostaje pozbawiona nóg i przechodzi na własność Ursuli. Niby nic trudnego, zwłaszcza, że Eryk szuka dziewczyny, która go uratowała. Na brzegu spotykają się książę i była syrenka, jednak przez utratę głosu, dziewczyna nie może mu zdradzić kim jest, ale i bez tego rozpoczyna się Love story. Wtem zjawia się wiedźma morska, która udaje wybawicielkę księcia i nakłania go do natychmiastowego ślubu. Arielka się załamała, jednak ostatkiem sił stara się walczyć o swoje. Nie udaje się jej zdążyć przed zachodem słońca, Ursula wygrywa i porywa "swoją" syrenkę w głąb morza. Przehandlowuje ją za jej ojca, później szaleje z trójzębem, wariuje, a Eryk zabija ją kawałkiem spróchniałego wraku (Seriosouly?). Wszystkie ofiary Ursuli wracają do kształtów syren (Tryton również), Eryk wraca na ląd, a Arielka wzdycha z oddali. Trytonowi robi się żal córki, więc obdarowuję ją nogami. Po chwili już mamy ślub i pełne błogosławieństwo wszystkich zebranych. Happy End!

Syrenka, której marzenia pękły niczym bańka mydlana
Wydaje mi się, że dużo osób zna oryginalną baśń „Mała syrenka” napisaną przez Hansa Christiana Andersena , opublikowaną w 1837 roku. Na wszelki wypadek, jednak sprawdźcie swoją znajomość oryginału. Mała Gosiarella oglądała bajkę na podstawie tego opowiadania, więc nie nastawiajcie się na zbyt krwawe sceny! Początek jest z grubsza podobny: Dawno, dawno temu, w głębinach oceanu żył sobie władca podwodnego Królestwa, który miał sześć córek. Gdy najmłodsza z nich skończyła 15 lat, wypłynęła na powierzchnię by zobaczyć okręty pływające po morskich falach. Na jednym z okrętów ujrzała ona przystojnego księcia. Gdy rozpoczął się sztorm, syrenka uratowała księcia pozostawiając go na brzegu, gdzie pomocy udzieliła mu, przechodząca dziewczyna. To wydarzenie zmieniło naszą małą syrenkę, która zdradza wszystkie symptomy tęsknoty za obiektem westchnień. Pragnęła zostać człowiekiem. Babka syrenki powiedziała jej, że jest to możliwe, ale tylko wtedy, gdy chłopiec ją pokocha i ją poślubi (śluby to jakieś magiczne hokus pokus?). Problem polegał jednak na tym, że królewicz zapewne gustował w kobietach z dwoma nogami, a nie jedną płetwą, dlatego syrenka udała się do jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Tam tararam! Powitajcie na scenie morską czarownicę, która raz dwa zmieniła niechciany ogonek w dwie zgrabne kończyny, które były bardziej niewygodne niż najmodniejsze buty! Gdy syrenka stawiała krok, czuła, jakby stąpała po rozbitym szkle, co zresztą świetnie podkreślały krwawiące stopy (krew ciągnąca się za syrenką jest wątpliwym szczegółem, ale jak dramatycznym!). Opłata za taką usługę była standardowa: jeden obcięty język.  

Nie było terminu, w którym syrenka miała zdobyć serce księcia. Morska czarownica ostrzegła ją jedynie, że od chwili przemiany, nie będzie mogła już wrócić do morza w swej prawdziwej postaci, a jeśli nie przekona królewicza do ślubu nie dostanie nieśmiertelnej duszy i człowieczeństwa na stałe. O zgrozo, jeśli obiekt jej westchnień poślubi inną to biednej małej syrence pęknie jej rybie serduszko i PUF! Zmieni się w pianę morską! Syrenka nie specjalnie się przejęła tymi ostrzeżeniami (może naoglądała się za dużo Disneyowskich bajek z happy endem i wierzyła, że miłość wszystko zwycięży?), dlatego dobiła targu z wiedźmą. Wypłynęła syrenka na brzeg, napiła się eliksiru od czarownicy i zmieniła w kobietę. Nazajutrz, gdy młody książę przechadzał się brzegiem morza, napotkał nagą, olśniewająco piękną dziewczynę, którą postanowił się zaopiekować (Idę o zakład, że wasze myśli są teraz włochate! Za dużo Śpiącej Królewny się naczytaliście?). Książę postanowił zaopiekować się swoją "małą znajdką" (jakie to urocze! FUJ!) i potraktował tak, jak każdy celebryta traktuje swojego psa: kazał uszyć jej ubranie, zabierał ze sobą wszędzie i pozwolił spać jej na aksamitnych podusiach pod swoimi drzwiami. Syrenka nie była traktowana przez księcia, jak wybranka serca, a jedynie jak zabaweczka. Całował ją, tuli, a przy tym ciągle powtarzał, że jest całkiem ładna, bo podobna do olśniewającej dziewczyny, która go uratowała (ta druga, a nie syrenka). Trochę to bezlitosne, gdy z ust ukochanego słyszy się "Mam zobaczyć piękną księżniczkę, moi rodzice tego pragną, ale nie zmuszą mnie nigdy, abym ją wprowadził do domu jako moją żonę; nie mogę jej kochać, bo nie jest podobna do pięknej dziewczyny ze świątyni, do której ty jesteś podobna; gdybym miał się ożenić, wolałbym raczej ciebie, moja ty mała, niema znajdko" - Prawdziwa miłość, nie ma co! A tak przy okazji królewicz okazał się hipokrytą, bo to owa piękna księżniczka, do której płyną za radą rodziców, okazała się dziewczyną, do której wzdychał. W imię starej dobrej ironii, to nasza główna bohaterka trzymała welon panny młodej w dniu zaślubin. Ta noc miała być jej ostatnią.

Tymczasem w morskiej toni, czarownica zawierała kolejną umowę handlową z syrenkami. Tym razem jej klientkami były siostry naszej głównej bohaterki, które oddały swoje piękne włosy w zamian za sztylet. Chyba nie wierzyliście, że rodzinka małej syrenki zostawi ją na pastwę dwunogów? Pod osłoną nocy, łyse syreny, odwiedziły swoją najmłodszą siostrę. Wręczyły jej nóż, który będzie musiała zatopić w sercu księcia, tak by krew obryzgała jej nóżki, dzięki czemu ona odzyska swój ogonek i będzie mogła powrócić do domu. Syrenka posłusznie przyjęła sztylet i podreptała do sypialni młodej pary. Jak na tragiczną bohaterkę przystało, nie potrafiła odebrać życia swojemu ukochanemu. Rzuciła się w morze i zmieniła w pianę morską. The End.

Teoretycznie mała syrenka nie miała szczęśliwego zakończenia, ale są w tej bajce postacie, którym wiedzie się dobrze. Spójrzcie na księcia! Ma piękną żonę i jest zadowolony. Spójrzcie na wiedźmę morską! Zyskała cudny głos i piękne włosy! Myślę, że oni nie narzekają na swój los!  

Gosiarella o Małej syrence 
Oryginalna wersja „Małej syrenki” nie odbiega zbytnio od cukierkowej wersji Disneya, choć Andersen się zapewne w grobie przewraca. Jeśli zastanawiacie się dlaczego, to śpieszę z wyjaśnieniem. Życie uczuciowe Andersena była w kiepskiej formie, dlatego uwielbiał tworzyć historie tragicznych miłości, choć „Mała syrenka” opowiada bardziej o poświęceniu oraz igraniu z przeznaczaniem. Na całe szczęście nie będę was zanudzać swoimi przemyśleniami na temat pierwowzoru, lecz ponarzekam na wersję z dodatkowym lukrem. Zauważyliście, jaki morał płynie z tej bajki? Gosiarella widzi taki: Drogie dziecko, jeśli będziesz wystarczająco nieposłuszne, uparte i rozwydrzone, a przy tym zapomnisz o wyrażaniu skruchy i uczuciach innych osób to twoje marzenia się spełnią! Coś pominęłam? Moim zdaniem wystarczyłaby szczera rozmowa Arielki z ojcem i byłoby po sprawie (czy nie to samo zalecałam przy okazji poprzedniej omawianej bajki?). W końcu Tryton jest równym gościem z potężną mocą, więc wchodzenie w konszachty z Ursulą było całkiem zbędne. Rozumiem, że dąsy, nieposłuszeństwo i tupanie płetwą są rekomendowane przez Disneya? Dobrze, że ta cała Arielka ma przynajmniej jakiś charakter (nie tak, jak co niektóre księżniczki), a przy okazji entuzjazmu nie można jej odmówić, bo biedna Gosiarella by się już całkiem załamała. A teraz czas na ciekawostkę! Wiecie skąd wytwórnia wzięła imię dla bohaterki? Od nazwy specjalnej farby używanej przez twórców filmu do kolorowania włosów syrenki -> Czujecie, jak magia pryska?

Prawdziwa syrenka! 
Wiem, że dzisiaj Gosiarella nie zniszczyła wam dzieciństwa, dlatego ma dla was prezent. Panie i Panowie o to prawdziwa syrenka: Hannah Fraser (oficjalna strona). Opowiem wam teraz prawdziwą historię dziewczynki, która pragnęła zostać syrenką. Hannah dała radę bez pomocy wiedźm morskich, dobrych wróżek i krasnoludków, bo wzięła sprawy w swoje ręce (Co ja wam mówiłam o spełnianiu marzeń)! Gdy miała 9 lat, zaprojektowała swój pierwszy ogonek, dzięki któremu zaczęła ćwiczyć ruchy, które miały naśladować delfina. Musiała również ćwiczyć wstrzymywanie oddechu pod wodą. Dziś syrenka Hannah jest dorosła, posiada profesjonalny ogonek i zarabia na swojej pasji. Występuje w filmach, pozuje do zdjęć, pływa w akwarium (Gosiarella musi załatwić sobie większe akwarium by syrenka się zmieściła) oraz w większych akwenach wodnych(ten tekst zawsze mnie rozwala) z żółwiami, delfinami, rekinami i innymi rybkami, które nie raz są znacznie większe od niej i bez problemu połknęłyby ją w całości. Na świecie jest więcej syrenek, ale to Hannah urzekła mnie najbardziej. Pewnie nie podejrzewaliście, że wyskoczę wam z czymś takim!  
Na koniec jeszcze kilka zdjęć prawdziwych syrenek:

Tyle już się nagadałam/napisałam, że czas najwyższy na was! Piszcie, bo potrzebuję sobie podyskutować o syrenkach!

Ps. Wszystkie grafiki użyte w tym poście pochodzą z tej strony

Prześlij komentarz

69 Komentarze

  1. Nie no prawdziwa syrenka, ludziom to się w d.... przewraca już całkiem!
    Ja tam tej bajki nie lubiłam, Disneyowska była za słodka, oryginalna też jest jakaś taka mdła. Ble, to ja już wolę jak niszczysz bajki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu, nie w dupie, a w ogonie :P Ogólnie podziwiam dziewczynę, bo poświęciła całe życie swojej pasji, choć sama bym sobie takiej drogi nie wybrała ;)

      Usuń
    2. Pasja to jedno, a przesada to drugie. Już prędzej podziwiam to, że jej się udało to przekuć na zarobek.

      Usuń
    3. Przesada to pojęcie względne. Gdyby ludzie nie przekraczali granic, misja na marsie, czy lądowanie na księżycu byłoby niemożliwe. Chociaż nie wiem czy laska z ogonem może otworzyć nam nowe możliwości to z pewnością ma to jakieś pozytywne strony. Na YT oglądałam krótki filmik z chorą dziewczynką, której marzeniem było spotkanie syrenki i jej się udało.
      Z kolei przekucie na zarobek to też niezły wyczyn, na który składał się niezły fart, uroda i ogólna fascynacja dziwnymi zjawiskami ;)

      Usuń
    4. Ja tu mówię o przesadzie, a nie o przekraczaniu granic. Przekroczeniem granicy byłoby jakby wynalazła coś w rodzaju skrzeli, żeby można było pod wodą oddychać bez odpowiedniego sprzętu, a posiadanie syreniego ogona to po prostu fanaberia:)

      Usuń
    5. Hahaha:) Weź Madziu proszę Cię! Nie podrzucaj ludziom takich pomysłów, bo przez przypadek ona może jeszcze zginąć w czasie testowania skrzeli własnej roboty i będziesz miała syrenkę na sumieniu.
      Nie no, przepraszam, ale mam głupawe przez Ciebie i właśnie turlam się ze śmiechu ;)

      Usuń
    6. Ja nie widzę w prawdziwej syrence nic złego. Pasja jak każda inna, ważne, że dziewczyna się czymś interesuje, a przy okazji może na tym zarobić :)

      Usuń
    7. Nikt nie mówi, że to coś złego, po prostu jest to pasja co najmniej dziwna, bo nietypową to bym jej nie nazwała:) Cieszę się, że spowodowałam Twoje turlanie ze śmiechu:)

      Usuń
  2. Tę wersję Arielki akurat znałam :) Ale ciekawostka mnie zaciekawiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślałam się ;) "Mała syrenka" miała swój debiut spisany przez Andersena, a nie w opowieściach chłopów, jak "Śpiąca królewna". Niemniej, jak trafiłam na prawdziwą syrenkę musiałam wam opisać tę bajkę!

      Usuń
    2. I dobrze! Bo choć bajkę znałam to ciekawostka mnie powaliła! Heh ja bym tam rybką zostać nie chciała xD

      Usuń
    3. Rybki nie są specjalnie kuszące, jeśli nie ma się w sobie pasji do oglądania świata zza morskiej tafli. Gosiarella skusiłaby się za to na posiadanie magii. Ktoś ma jakiś pomysł, jak ją dostać?

      Usuń
    4. Tak rybki nie są już na topie :P Cóż... myślę że chyba trza znaleźć jakąś wróżkę... xD

      Usuń
    5. Jutro zamieszczę ogłoszenie, gdzie się da ;) Jak się jakaś zgłosi to chcesz coś?

      Usuń
    6. Hmm... może tak kilka tuzinów książek i wolne od szkoły?

      Usuń
    7. Spoko, to nawet ja mogę załatwić (Właśnie pstrykam palcami). Czuję, że ferie są tuż tuż, a stosik na blogu niebawem się pojawi ;) Mogłaś poprosić o kucyka :P

      Usuń
    8. ha ha ha ha jestem w trakcie kończących się ferii i chciałam wsiąść dłuższe xD A w stosie niestety tuzinów kilka książek nie będzie xD A kucyka to ja mam, ja mam całe zooo (duża rodzina) :P

      Usuń
  3. wersja genialna ;D

    zapraszam na banalne jabłkowe ciacho!

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie uwielbiam cię, Gosiarello! Pewnie nie uwierzysz, ale od kilku dni już mnie nosiło by przeczytać kolejne "True story"! Niezawiodłaś, chociaż znałam baśń Andersena to twoje wykonanie jest o niebo lepsze! A prawdziwa syrenka jest niczym wisienka na torcie!
    Na koniec ładnie proszę byś się nie pozwoliła mi się męczyć zbyt długo w oczekiwaniu na kolejny tekst niszczący dzieciństwo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiarella lepsza od Andersena?! Dziewczyno, czy ty chcesz by moje wybujałe ego przestało się mieścić w internetach? :) A tak całkowicie poważnie, dziękuję Ci za miłe słowa, które pokazuję, że jest sens w pisaniu tylu literek :)

      Podejrzewam, że kolejne True Story pojawi się za dwa tygodnie, ale obiecuję, że tym razem ugryzę temat z zupełnie innej strony i z pewnością nie zgadniecie o czym będę pisała ;)

      Usuń
    2. Ego Gosiarelii już dawno przestało się mieścić w internetach:)

      Usuń
    3. Wybacz Gosiarello, ale Magda ma racje. Nie ma sensu okłamywać się w tej kwestii ;) Na całe szczęście my to lubimy.

      2 tygodnie :C To tortury. Chociaż wyjasnij jaki to temat i czemu będzie inaczej?

      Usuń
    4. Dzięki dziewczyny, od razu mi lepiej :P

      W dzień kolejnej publikacji, wypadają urodziny Gosiarellowego chłopaka, więc zażyczył sobie pewien temat, który Gosiarelli bardzo się spodobał. Niestety nie będzie tak łatwo go opisać, ale na 100% wam się spodoba ;)

      Usuń
    5. o mamusiu to ja już się boję co on wymyślił!

      Usuń
    6. To będzie bajka? Jest sens zgadywać, czy i tak nam nie zdradzisz?

      Usuń
    7. Nie ma sensu. Po pierwsze i tak nie wymyślimy, bo żeby być Gosiarellowym chłopakiem trzeba być równie pokręconym jak Gosiarella, po drugie nawet jak zgadniemy to Gosiarella i tak nam nie powie, więc po co przepalać sobie obwody wysiłkiem umysłowym?

      Usuń
    8. Dokładnie! Chociaż Gosiarellowy chłopak jest mniej pokręcony od Gosiarelli, która nie ma sobie równych w tym względzie ;)

      Usuń
    9. Ale musi być pokręcony, żeby z Gosiarellą wytrzymać:)

      Usuń
    10. O tak ;) Gdybyś zobaczyła moje napady głupawy to byś nie uwierzyła, że takie rzeczy ludzie na trzeźwo robią, ale dość już tej autopromocji ;)

      Usuń
    11. Przecież ja znam Twoje napady głupawy, choć podejrzewam, że to tylko taka delikatna wersja, bo przy ludziach się hamujesz:P

      Usuń
    12. Staram się, jak mogę ;)

      Usuń
  5. Znam obie wersje tej bajki, choć przyznam, że tą druga w trochę innej formie. Ogólnie uważam, że Disney pokazuje dzieciom spełnianie marzeń, wybieranie własnej drogi i prawdziwą miłość, ale jakim kosztem? Chociażby "Mała syrenka", jak sama powiedziałaś, pokazuje że dopiąć swego można tylko przeciwstawiając sie rodzicom i słuchając jakiejś starej baby, która chce się tylko wzbogacić.
    Bardzo fajnie to opisałaś. Trochę się pośmiałam :D
    A co do prawdziwej syrenki: na serio? Rozumiem, że jako dziewczynka chciała być syrenką (ja np. chciałam być księżniczką), ale żeby dorosła dziewczyna? I co z tego, że zarabia, co z tego, że jej dzieci będą wniebowzięte, skoro jej chłopak będzie musiał znosić uwagi "a twoja dziewczyna to ryba", "nie boisz się, że wyjdą małe rybki?". Spełnianie marzeń, spełnianiem marzeń, ale nie kosztem osób, które kochamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki;) Andersen świadomie lub nieświadomie stworzył happy end, jedynej zaradnej i szczerej osobie w baśni - przecież ostrzegała, że zachowanie syrenki jest głupie oraz nie kryła swoich intencji ;)

      Buhahaha:) Serio? Musicie mnie dzisiaj tak rozbrajać? "nie boisz się, że wyjdą małe rybki?" XD Idę się turlać ze śmiechy dalej po łóżku.

      Usuń
    2. Ines, myślę, że skoro dziewczyna ma jazdę na punkcie syren, odkąd skończyła 9 lat, to jej facet poznał ją i pokochał taką, jaka jest. Gdyby mu przeszkadzało, że Hannah, czy jak jej tam, jest syreną to by się z nią nie związał. Chyba, że jest dupkiem do kwadratu, który od początku miał zamiar ją zmienić w kogoś, kim nie jest.

      Usuń
  6. Jak byłam mała oglądałam film albo teatr, w którym syrenka miała zadźgać śpiącą rywalkę, ale nie mogła i rozpłynęła się jako morska piana. To było okropnie smutne, ale na swój sposób prawdziwe. Wersja Disneya... no cóż, miód, słodzik i cukier w jednym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersji z zadźganiem rywalki nie znałam. Musze przyznać, że na miejscu syrenki bym to przemyślała, bo to znacznie łatwiejsze od zadźgania ukochanego księcia. Ta syrenka ze spektaklu musiała być bardzo szlachetna!
      Ogólnie baśń Andersena ma dobry przekaz, a wersja Disneya... no cóż... tak, jak to ujęłaś: "miód, słodzik i cukier w jednym", który ma jedynie bawić.

      Usuń
    2. Właściwie to podoba mi się jedna scena z Disneya, kiedy Arielka czesze włosy widelcem.

      Usuń
  7. Tyyyle krwi i że się ona nie wykrwawiła? Cud!
    Jeny, co to za bajki kiedyś były. Krew, sztylety, odcinanie języków... to ja już wolę tego Disneya :D
    A bycie syrenką całkiem ciekawe, choć ja bym się pewnie prędzej utopiła ze związanymi nogami, ale ok :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Taka twardzielka, która przestawia granice gatunków książek, woli Disneya od starej, dobrej rzezi? Świat się kończy! :)
      Widziałam jej filmy na YT i jest pod wrażeniem, jak długo jest w stanie wytrzymać pod wodą.

      Usuń
    2. Goooośka no! xD Uduszę!!!
      U mnie koleżanka ćwiczy freediving (czyli to właśnie) i wytrzymuje ponad 4 minuty, joł...

      Usuń
    3. Statyczne wstrzymywanie oddechu (Static Apnea – STA): 8 min. 23 sek. (kobieta, bo facet 11)
      Handluj z tym xD

      Usuń
    4. Też Cię kocham <3
      Oooo fajnie! Ciekawe ile ja umiem wstrzymać oddech?
      Przypomnij mi bym przy następnym spotkaniu opowiedziała Ci, jak się niemal utopiłam, bo to zabawna historia XD

      Usuń
  8. Gosiarellu, podziwiam Cię za taką spostrzegawczość i to jak konkretnie potrafisz ująć wszystko w słowa :) Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, jak Disney "przerobił" tę bajkę, choć od dziecka znałam obie wersje! Andersena-z czytania, Disneya- z oglądania. Którą wolę? Hmm... Chyba jednak wolę wersję Andersena, która nie jest przesłodzona i pomimo swej niezwykłości postaci-bardziej realistyczna ( jeśli w ogóle czarownice i syreny mogą być realistyczne :D ) Co nie zmienia faktu, że uwielbiam Disneyowski wygląd głównej bohaterki :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie ;)
      Zgadzam się ze wszystkim, a już zwłaszcza z tym wyglądem Arielki! Dodatkowo uwielbiam jeszcze Sebastiana (to moja ulubiona postać z tej bajki) i wszystkie piosenki i animacje. Ogólnie bajka ma genialną oprawę!

      Usuń
  9. Ostatnie zdjęcia są przykładem na to, że trzeba walczyć o swoje marzenia, nawet jeśli wydają się niemożliwe do spełnienia :)

    Wychodzi na to, że ja czytałam oryginalną wersję syrenki, bo i u mnie zmieniła się, bidulka, w morską pianę (ale za to jakie mam piękne rysunki w książce!). Taki z tego morał, że nie warto za pierwszym lepszym chłopem latać :P

    Uwielbiam Twój cykl <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze zdanie jest dobrze powiedziane! Realizacja marzeń jest świetnym uczuciem, a nawet samo obserwowanie tego u innych, rewelacyjnie motywuje ;)

      Zabawnie jest odkryć, że zna się od dziecka coś innego, niż reszta społeczeństwa ;) Po dziś dzień ciężko mi się oswoić z końcówką Disneyowskiej bajki.

      I dzięki! Ja również ;)

      Usuń
  10. Też chciałam być syrenką, bo jako nastolatka za dużo się naoglądałam bajki "H2O - wystarczy kropla" ;-) Więc zazdroszczę Hannie! A co do Małej Syrenki to też znałam obie wersje, ale wolałam Disneya, bo ja w ogóle uwielbiałam wszystko, co było Disneya, do czasu kiedy powstał High School Musical...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądanie High School Musical jest traumatycznym przeżyciem?
      Ha! Też oglądałam "H2O - wystarczy kropla" i teraz ciężko mi się przestawić, że 2/3 syrenek występuje w "Pamiętnikach Wampirów" - jedna jako wampir, a druga jako wilkołak. Swoją drogą w "Tajemnym kręgu" jedna z nich robiła za czarownice, dlatego podejrzewam, że one naprawdę lubią takie klimaty ;)
      Marta, dlaczego nie załatwiłaś sobie ogona?

      Usuń
    2. Wiem, też nie mogę ich przeboleć w Pamiętnikach Wampirów :D A co do High School Musical - nie wiem, bo nie oglądałam, widziałam tylko jakieś urywki, no i wystarczy mi, że wiem kto tam gra, naprawdę nie muszę się katować oglądaniem :D

      Nie załatwiłam, bo mogłabym pływać w swojej wannie tylko :(

      Usuń
    3. To wszystko przez to, że nasze miasta nie mają jeszcze dostępu do morza!

      Ja jestem tak do tyłu z musicalami, że aż w szoku jestem. Nawet Stup Up nie wiedziałam. Nie moja bajka.

      Usuń
    4. Step up to też nie moja bajka, a i musicalami ciężko to nazwać :P Polecam mój ostatni post o "Upiorze w operze" - to się nazywa musical :) Albo "Nędznicy".. a nie jakiś tam High School Musical :D

      Usuń
    5. "Upiora..." widziałam dawno, dawno temu, ale chyba aż sobie przypomnę ;)

      Usuń
  11. Mqm puzzle z Arielką, 1500 elementów. Układanie jej czerwonych włosów może zabić. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Znam obie wersje bajki :) Ale najpierw poznałam tą z pianą morską, bo taką miałam w książce, dopiero dużo później obejrzałam bajkę Disney'a. Przyznam, że ta pierwsza podoba mi się dużo bardziej, choć to pewnie przez kolejność poznawania historii :)
    Ps. Przyjaciółka wybaczyła zniszczenie jej bajki z dzieciństwa? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej tak, do tej pory się ze mnie śmieję, że miałam smutne dzieciństwo, skoro znałam taką wersję ;) Na całe szczęście teraz ja jej mówię, że jest głupia i znowu się kłócimy ...od lat o to samo ;)

      Usuń
  13. Prawdziwa syrenka ale fajnie! :) Przyznam, że trochę dziwną sobie dziewczyna znalazła pasję ale za to jaką oryginalną! :D Ja tam jestem pod wrażeniem ;)
    Zarówno wersję Andersena jak i Disneya znam doskonale, ale tą rewelacją na koniec całkowicie mnie zaskoczyłaś! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością nie może narzekać na nudną pracę ;)
      Wymyśliłam sobie, że zawsze w True story czymś was zaskoczę! Na razie się udaje ;)

      Usuń
  14. Za Disneyowską syrenką nigdy nie przepadałam - jeśli mam być szczera. Oryginalna wersja chyba jest lepsza, chociaż... I tak nie ma w sobie czegoś, co by mnie porwało.
    Co do prawdziwych syrenek - ciekawe hobby, nie ma co ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradź mi, które bajki lubisz. Szukam inspiracji do kolejnych notek ;)

      Usuń
  15. Nie miałam pojęcia, że właśnie taka była pierwotna wersja. Ciekawych rzeczy się można tu dowiedzieć. ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Znam tę wersję, miałam taką książkę z bajkami, gdzie była.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zniszczyłaś moje wspomnienia z dzieciństwa :((( nie no żartuje, ale przyznam, że częściej spotykałam się z kiedyś z tą wersją z happy endem :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Arielka była moją ulubioną disneyowską bajką:) Nareszcie dziewczyna z ikrą! Nareszcie coś się dzieje! Wersji Andersena nigdy nie lubiłam, bo nie rozumiałam jak dziewczyna najpierw zmienia płetwy w nogi, a potem jeszcze w pianę się zamienia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Przepraszam bardzo, ale czemu, ach czemu nikt nie czyta andersenowskiej wersji DOKŁADNIE! Ona się nie zmieniła w morską pianę, tylko w córę powietrza, co było darem od Boga za to, że nie zabiła księcia ;) Naprawdę nic mnie bardziej nie wkurza od stwierdzenia, że wersja Andersena to wersja bez Happy Endu. JA tam się cieszyłam, ze w końcu nie została z księciem, bo go nie cierpiałam (właśnie za to o czym napisałaś ;), ale zdobyła upragnioną duszę :D Dużo bardziej lubię oryginalną wersję, ale Disnyeowska... Dla mnie ona była o pogoni za marzeniami i walce o prawdziwe uczucie. Też mnie wkurzało to, że została praktycznie "nagrodzona" za nieposłuszeństwo, ale oprócz tego nie widzę w niej aż takiej masy zła :P

    OdpowiedzUsuń
  20. Obawiam się, że córa powietrza to nic innego jak wyższa forma piany morskiej. I jeśli chodzi o ścisłość to nie zdobyła swojej nieśmiertelnej duszy, a jedynie możliwość jej zdobycia, jeśli przepracuje 300 lat. To jest dla mnie jeden z powodów, dla którego happy endu jako takiego, nie ma. Przynajmniej dla syrenki, bo dalej uważam, że niektóre postacie wyszyły na całej akcji bardzo korzystnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Obawiam się, że to nie jest wyższa forma piany morskiej :D Zresztą Andersen pisał dla dzieci (jako chyba jedyny z całej paczki xd)

    Jeśli chodzi o ścisłość to tak, nie zdobyła nieśmiertelnej duszy i mogła ją zdobyć za mniej więcej trzysta lat (tam to skracanie i wydłużenie kary), ale z drugiej strony to chyba równoznaczne z tym, że kiedyś ją zdobędzie. W końcu co innego miała by ze sobą zrobić jako taki duch :P

    Oczywiście, każdy te baśnie może odczytywać inaczej i dlatego są takie piękne :) Ja zawsze patrzę na to zakończenie przez pryzmat tego cytatu: "Oddałabym te setki lat mojego życia, żeby choć jeden dzień być człowiekiem, a potem dostać się do nieba!", więc pewnie dlatego to zakończenie wydaje mi się szczęśliwie. Jasne, że to nie happy end jakiego nauczył nas Disney :)

    Przepraszam, za taki komentarz jak tamten, ale jestem bardzo emocjonalnie przywiązana do tej baśni, więc zawsze jak widzę jej streszczenia kończące się na przemianie w morską pianę, to mam ochotę rzucać patelnią, bo mam wrażenie, że to co jest później jest znacznie ważniejsze. Ale może to tylko dlatego, że jestem jakaś skrzywiona :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Okey, masz racje. Raczej nie można mieć wielu rozrywek i rozpraszaczy, gdy się jest córą powietrza. Niemniej nie wiele o nich wiemy i mogą mieć...hmmm... klub podglądacza, w którym spędzają czas zamiast ciężko pracować na swoją duszę (tak, wiem to totalna abstrakcja).
    Podoba mi się Twoje podejście, jest przepełnione pozytywnym podejściem. Niemniej te disneyowskie zakończenia zawsze wydają mi się podejrzane ;)
    Spoko. Czasami dla odmiany dobrze porozmawiać z osobą 'z drugiej strony barykady' aka skrzywioną w drugą stronę ;) Moje teksty o bajkach (a raczej o wszystkim) możesz spokojnie traktować z przymrożeniem oka ;)

    OdpowiedzUsuń