Looking For Anything Specific?

Header Ads

Olśnienie, czyli czy walka o dusze ma sens?


Dusza, czyli coś co według filozofów i wszystkich wierzący, niezależnie od wyznania, posiadamy. I choć to my mamy władzę nad tym, czy będzie ona czysta, czy też upaćkana od złych czynów, to jednak ona decyduje co się z nami stanie po śmierci. Jeśli byliśmy źli to idziemy do piekła, lub jak powiedział Fred do Gruchy "Kaczka – to max, co może z ciebie być" w przypadku reinkarnacji. Podobno mamy jeszcze dodatkową opcję, na której możemy coś zyskać, czyli możemy ją sprzedać. 

Spotkaliście się zapewne z legendami o diabelskim targu duszami, zawieraniem paktów, dzięki którym możemy dostać czego dusza zapragnie (trochę niefortunny dobór słów). Szkoda, że podobno działa tylko w jedną stronę, bo nigdy nie słyszałabym by anioł chciał kupować dusze. Widocznie na bilet ekspresowy do nieba trzeba sobie zasłużyć. Cóż.. łatwo nie jest, co zresztą pokazuje książka Aimee Agresti "Olśnienie". Miałam Wam nie zdradzać, że chodzi w niej o handel duszami, ale w blurbie zaspoilerowali pierwsi, więc nie powinnam mieć oporów, prawda? 


Główną bohaterką jest nastoletnia Haven Terra, która wraz z dwójką kolegów dostaje możliwość odbycia stażu w luksusowym hotelu Lexingston, gdzie będą zdobywać doświadczenie pod okiem niezwykle utalentowanej Aurelii. Początkowo trójka nastolatków czuje się onieśmielona, ponieważ wszyscy pracownicy są niesamowicie młodzi, piękni i utalentowani, jednak po pewnym czasie zaczynają dostrzegać niepokojące ich zachowania. Cara Lynn Shultz określiła tę książkę, jako "Tajemniczą i uroczo niepokojącą" i chyba nie potrafiłabym jej lepiej opisać. Tajemnicza zdecydowanie jest, choć odrobinę (może ciut więcej) przewidywalna, jednak zdecydowanie jest spowita aurą tajemniczości. Do tego dochodzi nutka mrocznego klimatu, który uwodzi czytelnika. 

Jak zapewne się domyślacie wszystko toczy się w okół handlu duszami. Temat ciekawy, choć niespecjalnie oryginalny. W końcu wiele książek, filmów, czy serialów poruszało tę kwestię. Dlatego zamiast opowiadać Wam o książce, chciałabym rozważyć czy problem sprzedania duszy może w ogóle istnieć. Wiem, wiem, musiałabym się zastanowić, czy anioły, diabły, niebo i piekło tak naprawdę istnieją, ale spójrzmy na podstawę problemu, czyli czy jest się o co bić. 

Już Sokrates nauczał, że dusza odpowiada za esencję naszej osoby, cząstkę, która decyduje o naszym zachowaniu. Samo jej istnienie zostało w pewien sposób potwierdzone przez Duncana MacDougalla, gdy w 1901 roku wykonał swój pierwszy z serii kilku eksperymentów na umierających ludziach. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to szalenie ciekawe, że naukowiec starał się potwierdzić istnienie czegoś tak niematerialnego, jak dusza. Zawsze, gdy opowiadam o tym eksperymencie, czy to katolikom czy to ateistom, wszyscy mają zdziwione miny i zadają to samo pytanie: Jak to można sprawdzić? W końcu każdy, kto zna podstawy ludzkiej anatomii zdaje sobie sprawę, jakie organy mamy, a jakich nie. Z całą pewnością w żadnym podręczniku do biologii/anatomii nie znajdziemy wymienionej duszy wśród ludzkich organów, więc jak? MacDougall uznał, że można ją znaleźć w inny sposób. Zdobył wiele niesamowicie czułych wag przemysłowych by za ich pomocą ważyć umierających ludzi (oczywiście za ich zgodą). 10 kwietnia 1901 roku o 17:30 na wagę trafił pierwszy pacjent umierający na suchoty. W tym momencie zacytuję źródło (odsyłam tam, jeśli chcecie poczytać więcej na ten temat): 
Przez trzy godziny odnotowano jedynie stały ubytek masy, który wytłumaczono utratą wody w wyniku oddychania i pocenia się pacjenta. Około 21:00 jego stan gwałtownie się pogorszył i kilka minut później gruźlik już nie żył. Dr MacDougall tak wyjaśniał to, co stało się potem: „Kiedy ustały procesy życiowe, przeciwległa szala nagle opadła. Było to zdumiewające i wyglądało tak, jakby coś nagle uniosło się z ciała." Wspólnymi siłami ze swymi kompanami oszacował on, że utrata wagi wyniosła 21 gramów.  
Kilka kolejnych prób również wykazało spadek wagi o kilkanaście gram. Jeśli mam być szczera i bez tego wierzę w istnienie czegoś tak abstrakcyjnego, jak dusza, więc z pewnością swojej bym nie sprzedała. Co najwyżej mogę oddać kilka kilko z innych partii ciała. Tak czy siak czy warto dla kilku chwil przyziemnych przyjemności, spędzić całą wieczność żywcem obdzieranym ze skóry? Albo zaryzykować, że w kolejnym życiu będziemy kaczką? 

Ps. Jak już wiecie Gosiarellowa dusza nie jest na sprzedaż, a wasza? 
Ps2. Przy okazji "Olśnienie" jest fajne i polecam!
Ps3. Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu nowa forma opowiadania o książkach, czyli nie recenzja, a tekst inspirowany powieścią (jak powyższy czy też przy Dobranych).



Prześlij komentarz

5 Komentarze

  1. A słyszałaś może o takim serialu, jak "Supernatural"? ;) Tam w bodajże SPOJLER SPOJLER: Tam w bodajże 6 sezonie anioł i były władca piekieł targują się o dusze ludzi. :)
    Mojej duszyczki chyba nikt by nie chciał. xD
    A przypadła przypadła i Kasia czeka na więcej ^^


    cos-o-ksiazkach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, jestem z nim na bieżąco :P I choć to szalenie popularny temat to w SN podoba mi się ich przywoływanie demona na rozdrożu,
    Niepotrzebna skromność! Jeśli nie masz jeszcze zagwarantowanego miejsca w piekle to masz towar dobrej jakości ;)

    Cieszę się ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli miałabym sprzedać duszę Castielowi to mogłabym pomyśleć, ale tak to nie mam zamiaru. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Castiel z pewnością zostałby pracownikiem miesiąca ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak i nie, bo w Polsce został wydany tylko jeden tom, a później wydawnictwo padło. W USA to trylogia.

    OdpowiedzUsuń