Looking For Anything Specific?

Header Ads

Life Unexpected, czyli rodzicielska druga szansa


Każde dziecko powinno mieć kochających rodziców. To o nich marzą dzieciaki z domów dziecka i słabych rodzin zastępczych. Nawet adoptowani pragną poznać swoich biologicznych rodziców. Czasami to marzenie się spełnia, chociaż w większości rzeczywistość nie ma wiele wspólnego z bajecznym wyobrażeniem. I chociaż stacja The CW starała nam się pokazać blaski i cienie związane z pojednaniem po latach, to w rzeczywistości sprezentowała nam nierealną bajkę.

Lux niebawem kończy szesnaście lat - szesnaście lat tułania się po domach dziecka i okropnych rodzinach zastępczych. Jak każde dziecko w jej sytuacji, marzyła o tym, by znaleźć rodzinę. Nie miała wielkich wymagań, bo zadowoliłaby się jakąkolwiek, niekoniecznie biologiczną. Ważne, by kochającą. W końcu nadszedł czas, by wyrosnąć z naiwnych marzeń i wziąć los we własne ręce. Toteż zdecydowała się na własną rękę odnaleźć ludzi, którzy ją porzucili, ale wcale nie dlatego, by wrócić na łono rodziny, lecz aby podpisali dokument o zrzeczeniu praw rodzicielskich. Po co to? Otóż mała Lux postanowiła się usamodzielnić prawnie, by stać się niezależną i przestać się poniewierać. Jednak życie gwiżdże na nasze plany, układając wszystko po swojemu, więc nikogo nie powinno dziwić, że nasza mała sierotka trafiła pod opiekę biologicznych rodziców, zamiast się wkroczyć w dorosłość.


Czyż to nie jest najpiękniejsze zakończenie dla zmęczonej życiem sierotki? Osobiście uważam, że tak, ale The CW stwierdziło, że to dobry wstęp do koszmaru i na siłę starali się udowodnić widzom, że cukierkowy happy end może skrywać wiele wad. Kim ja jestem, by im nie wierzyć?! Po sprawdzeniu, jakie zło może chować się za spełnionym marzeniem biednego dzieciaka okazało się, że takie z jakim każdy się boryka, czyli nieidealni rodzice. Lux dostała ojca, który sam jeszcze zachowuje się jak nastolatek. Ugania się za spódniczkami, mieszka nad barem i wiecznie wisi kasę swojemu ojcu. Za to matka Lux jest w pełni samodzielna - ma stałą pracę, własny dom, narzeczonego, jednak nie jest specjalnie stabilna emocjonalnie. Trzeba przyznać, że oboje starają się sprostać nowej roli, by ich dziecku niczego nie brakowało. Nie jest to łatwe, gdy prawie nie znają szesnastoletniej córki, która ma swoją przeszłość, znajomych, a przy tym nie jest przyzwyczajona do zainteresowania ze strony dorosłych. Bądźmy jednak szczerzy, to bardzo przyziemne problemy i dziewczyna nadal może mówić o niesłychanym szczęściu. 

Problemy i cały dramat przedstawiony w serialu wydaje się wciśnięty na siłę. A tak, przecież jeszcze nie wspomniałam o dramacie! Widzicie w "Life Unexpected" tragedia goni tragedię. Niektóre sprawy faktycznie mogą mieć znaczenie, ale większość w najlepszym razie wywołuje bezwarunkowego facepalma. Przy okazji 'zbiegi okoliczności' prowadzące do bardzo emocjonalnych dla bohaterów wydarzeń jest tak absurdalny, że chce się krzyczeć. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że twórców dzieliła bardzo cienka linia od stworzenia serialu opartego na wzbudzaniu sympatii widza poprzez współczucie i obudzenie wszechobecną niesprawiedliwością. Chcecie przykład? Biedna mała Lux ciągle musi znosić fochy swojej najlepszej przyjaciółki i słuchać, że i tak nigdy nie będzie normalną nastolatką, ale gdy [Spoiler] Tasha sama dostaje szansę na takie życie, to nie waha się ani chwili, by się dopasować. I nie ważne, że przedkłada spędzanie czasu z normalnymi dzieciakami, nad swoją wieloletnią BFF [/Spoiler]. Hipokryzja? Niesprawiedliwość? Żerowanie na emocjach najprostszych do wywołania u widza? Po trzykroć: Tak!

Czułam się podobnie momentami, gdy oglądałam ten serial.
Za to aktorzy! Ach! Oni byli świetni. Ogólnie lubię oglądać Britt Robertson, chociaż w każdej roli zachowuje się niemal identycznie. I tym razem patrząc na Lux Cassidy miałam przed oczami kopie Cassie Blake z "Tajemnego kręgu", tylko bez magicznych mocy. Za to Shiri Appleby była perfekcyjna w roli Kate. Rola nadopiekuńczej, niestabilnej matki wyszła jej naprawdę dobrze, chociaż samą postać ciężko polubić. Najłatwiejsze zadanie dostał Kristoffer Polaha, bo ciężko nie uśmiechać się do wyluzowanego tatusia urządzającego w barze wyścigi żółwi. Aktorzy drugoplanowi też sprawdzali się dobrze, więc pod tym względem nie mogę narzekać. Zwłaszcza, że większość z nich dostała osobne wątki, dzięki którym całość stała się ciekawsza. 

Największą zaletą serialu jest jego ciepły, wręcz uroczy klimat, dzięki czemu ogląda się go bardzo przyjemnie. The CW pod tym względem niemal nigdy nie zawodzi. Wiem, że może ciężko w to uwierzyć po moim wcześniejszym narzekaniu, ale naprawdę bez żalu przeznaczałam czas na "Life Unexpected", a zwłaszcza na pierwszy sezon. Nie wiem tylko, czy powinnam go Wam polecać, bo chociaż uważam go za całkiem ciekawy i dobrze zrobiony, to wiele mu brakuje do doskonałości. Widziałam i opisałam tyle lepszych produkcji, że autentycznie bolałoby mnie, gdybyście wybrali ten tytuł zamiast "UnReal", "Crazy Ex-Girlfriend", czy "The Royals", jednak jeśli szukacie zakończonej produkcji z tylko dwoma sezonami i bez cliffhanger, to może warto wziąć "Life Unexpected" pod uwagę?

Ps. Co dobrego ostatnio oglądaliście?

Prześlij komentarz

0 Komentarze