Looking For Anything Specific?

Header Ads

Belfer, czyli ech... ta dzisiejsza młodzież!


Nie jestem fanką polskich produkcji. Z wielu względów za nimi nie przepadam i kiedyś z pewnością Wam o tym opowiem. Niemniej moja niechęć, czy raczej uprzedzenie w stosunku do rodzimej kinematografii powinna być jeszcze większym podkreśleniem tego, jak odebrałam „Belfra”.

Dobrowice to kilkutysięcznych, fikcyjna miejscowość, która może nie jest typowym miasteczkiem, w którym jak to się mówi potocznie: psy dupami szczekają, ale zdecydowanie leży blisko miejsca, w którym diabeł mówi dobranoc, bo wydaje się, że cała Polska już dawno zapomniała o istnieniu tego miasteczka. Nic wielkiego się tam nie dzieje, a wszystkie machloje są bezkarne, bo kto by się nimi tam przejmował? Gdy pewnego dnia dochodzi tam do śmierci nastoletniej Asi Walewskiej (Katarzyna Sawczuk), nawet policjanci nie bardzo wiedzą co ze sobą i tą sprawą zrobić. Uznać za samobójstwo i spokojnie zamieść pod dywan, czy może wszcząć postępowanie w sprawie morderstwa? Druga opcja wydaje się bardziej właściwa, ale też okropnie kłopotliwa — w końcu w Dobrowicach nawet ściągnięcie psów tropiących wymaga tygodnia oczekiwania, a do tej pory ewentualne tropy już dawno się zatrą.

Samobójstwo, czy morderstwo? Skoro nie żyje, to po co się przejmować, prawda?

Najpewniej śmierć tej biednej, młodej dziewczyny skończyłaby się jedynie notką o samobójstwie w lokalnej gazecie, gdyby nie pojawienie się w miasteczku nowego nauczyciela z Warszawy.  Paweł Zawadzki (Maciej Stuhr), czyli nasz tytułowy belfer jest dziwnym typem. Wszędzie węszy, delikatnie ludzi podpytuje o to całe morderstwo Walewskiej, przy okazji dowiaduje się o głównych graczach rozdających karty w Dobrowicach. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to typowy nauczyciel. O nie! On skrywa jakąś tajemnice - moglibyśmy pomyśleć, że sam jest zamieszany w tę sprawę, gdyby nie fakt, że w czasie dokonania zbrodni był w Warszawie. Z odcinka na odcinek dowiadujemy się, że każdy z bohaterów skrywa sekret, a po odkryciu ich wszystkich będziemy mogli się dowiedzieć, co naprawdę przytrafiło się Asi i dlaczego. Jesteście ciekawi?

Po obejrzeniu pierwszego sezonu już wiem, co się stało i muszę przyznać, że w pierwszych odcinkach nie potrafiłabym tego odgadnąć! Ba! Co najwyżej w odcinku poprzedzającym zakończenie powoli się domyślałam, o co w tym naprawdę chodzi, a i tak twórcy serialu mnie zaskakiwali. Zwłaszcza, że wszystko okazało się równie skomplikowane, jak i proste. [Spoiler dla tych, którzy już obejrzeli finał] Niemniej dalej nie jestem pewna, kogo winić za morderstwo Asi. Rozzłoszczoną małą dziewczynkę, która chciała się odegrać? Chłopaków, którzy z dużą brutalnością chcieli okazać swoją pomoc w wendecie? Czy może socjopatyczną manipulatorkę, która wcieliła się w rolę mistrza marionetek? Osobiście uważam, że żadne z nich nie było bez winy, jednak prawdziwym czarnym charakterem jest dla mnie ta ostatnia, ponieważ tylko ona działa z premedytacją przewidując skutki swoich akcji, a przy tym wykazała się największą nielojalnością i wyrachowaniem. Taka zdrada boli najbardziej, a raczej bolałaby, gdyby Asia przeżyła [/Spoiler]. Bez względu na werdykt (mam nadzieję, że podzielicie swoimi spostrzeżeniami na temat głównego winowajcy), podoba mi się to, że zakończenie nie jest czarno-białe, lecz pozwala nam zastanowić się, jakie skutki mogą mieć nasze pozornie nieszkodliwe czyny. Zasadniczo można obwiniać dzisiejszą młodzież - marudzić, jaka to ona nie jest zdegenerowana, ale prawda jest taka, że te wszystkie występki nie są jedynie domeną nastolatków. Zdrady, romanse z żonatymi facetami, zazdrość, przemoc, czy żądza zemsty lub próba odbicia faceta koleżanki są w takim samym stopniu domeną młodych, jak i dorosłych.

Czy są zdegenerowani? Jasne, ale ich rodzice również.

Czułabym się źle, gdyby nie pochwaliła cudownej gry aktorskiej. Każdy aktor spisał się naprawdę dobrze, a czegoś takiego już dawno nie widziałam. Niemniej bezapelacyjnie największe brawa należą się Maciejowi Stuhrowi, Sebastianowi Fabijańskiemu oraz Aleksandrze Grabowskiej. Stuhr za każdym razem udowadnia, że nie minął się z powołaniem, ale pozostałą dwójkę widziałam na ekranie po raz pierwszy. Fabijański mimo niezbyt sympatycznej roli uwodził mnie swoją grą, zaś Grabowska - ta to dopiero dała czadu. Ciężko uwierzyć, że to jej debiut. Początkowo nie zwracałam na niej większej uwagi, wręcz zlała mi się z tłem, ale w drugiej połowie serialu nie mogłam z niej spuścić z oczu.  Niejedna gwiazda polskiej sceny mogłaby jej pozazdrościć talentu.

Nie mam zamiaru ukrywać, że "Belefer" bardzo mi się podobał. Uważam, że jest rewelacyjny.  Wątki były rozpisane świetnie, bohaterowie naprawdę dobrze wykreowani, a gra aktorska pierwszej klasy. Każdy odcinek trzymał w napięciu, budował fascynujący klimat otaczających nas zewsząd tajemnic, ale również obnażał część tajemnic. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak dobry i oryginalny pomysł mieli na niego twórcy oraz jak genialnie go zrealizowano. Wiecie, że niemal zawsze oceniam serial dopiero po zakończeniu przynajmniej jednego sezonu, bo wierzę, że najważniejsze nie jest to, jak się zaczyna, ale jak się kończy, a "Belfer" zakończył to z klasą. Okazało się, że serial, który moim zdaniem mógł sprawdzić się tylko, jako jednosezonowiec, zrobił przepiękne przejście do kolejnej serii. Widać, że było to dobrze przemyślane (chociaż popełniono jeden mały błąd logiczny), że aż cieszyło oczy.

Oddaję duży pokłon Canal + Polska za to, że w końcu mogłam obejrzeć rodzimą produkcję i być dumna, a nie jak zawsze zwyczajnie zażenowana. To taka miła odmiana! Dlatego z dziką przyjemnością napiszę, że Belfer jest nie tylko najlepszym polskim serialem kryminalnym, ale także najlepszym, jaki oglądałam, czyli wyprzedził wszystkie amerykańskie twory. Nie będę kryć, że Gosiarella poleca!

Ps. Wyszła mi laurka, ale czasami seriale na nią zasługują. Teraz Wasza kolej: jaki jest Wasz ulubiony polski serial?

Prześlij komentarz

0 Komentarze