Looking For Anything Specific?

Header Ads

Disneyowskie rodzicielskie wzorce, których nie powinno się naśladować


Disney od pokoleń wychowuje dzieciaczki swoimi bajkami, pokazując im, które zachowania są dobre i nagradzane (np. dbanie o urodę), a które złe. Zasadniczo nie ma w tym nic złego, więc nie będę się niepotrzebnie czepiać. Problem polega na tym, że o ile dzieci mogą coś z tego wynieść, tak rodzicom, Disney serwuje zdecydowanie złe wzorce. Myślicie, że żartuję? Skąd! Wystarczy przyjrzeć się, jak postępują teoretycznie pozytywne postacie rodziców bohaterów bajek, by przekonać się, że coś tu poszło poważnie nie tak!

Pominę milczeniem, jak wiele rodziców głównych bohaterów animacji Disneya zostało uśmierconych, bo to zupełnie inny temat. Pominę też wszystkie złe lub mniej złe macochy, które robią w bajkach za złoczyńców, bo to byłoby zbyt łatwe. Tym sposobem, idąc zgodnie z chronologią wypuszczania bajek, na pierwszy rzut weźmiemy rodziców Śpiącej Królewny. Muszę przyznać, że to wręcz modelowy popis leniwego rodzicielstwa. Współcześnie narzeka się, że rodzice za mało czasu poświęcają swoim dzieciom, które są wychowywane przez opiekunki. Niemniej te opiekunki mają przynajmniej limitowany czas pracy, a rodzice Aurory poszli o krok dalej i niczym kukułki podrzucili swoje przeklęte dziecko trzem wróżkom pod opiekę... na szesnaście lat! Właściwie nawet ich rozumiem, bo nie dość, że dziecko przeklęte, więc głupio się przyzwyczajać do niego, to w dodatku nikt nie musi wstawać w nocy przewijać pieluch. Tylko trochę tak nie wypada, by królewna wychowywały w leśnej chatce trzy stuknięte stare panny.

Niektórzy się cieszą, gdy dostaną umowę na czas nieokreślony. Inni mają takie miny, gdy wiedzą, że praca będzie trwać przez 16 lat.

Przy rodzicach Aurory, Tryton, ojciec Arielki z "Małej syrenki" wydaje się naprawdę kompetentny. Nawet po śmierci żony nikomu nie oddał dzieci na wychowanie, a przecież miał aż siedem córek, więc to musiało być nie lada wyzwanie! Jego jedyny problem polegał na tym, że niespecjalnie przejmował się pragnieniami swoich córek, które ostatecznie doprowadziły do buntu najmłodszej z nich. Chociaż naprawdę mocno zastanawiający jest fakt, że Tryton tak długo nie zauważał, że jego ruda pociecha szlaja się po lądzie. Przecież nie był, aż tak zakręcony, jak ojciec Belli, a skoro o nim mowa...

Odnośnie rodziców głównych bohaterów z "Pięknej i Bestii" mam wiele zastrzeżeń. Przede wszystkim ja się pytam, gdzie byli rodzice tego małego królewicza, gdy jakaś wiedźma w przebraniu przeklęła jego syna zamieniając w kudłatą bestię?! Poważnie, gdzie byli oni i gdzie był odźwierny, skoro chłopiec sam musiał otwierać drzwi do zamku? Wychodzi na to, że rodzice królewicza Adama, nauczyli go, by nie wpuszczał nieznajomych do domu pod ich nieobecność, ale już nie padli na to, by zostawić nieletniego pod opieką osoby dorosłej, która mogłaby wytłumaczyć złej Pięknej Czarodziejce, że nie wypada karać dzieci za zdrowy rozsądek. Przy okazji gdzie była opieka społeczna i dlaczego nikt ją nie poinformował o takim zaniedbaniu?
Ojciec Belli również się nie popisał. Niby tak dbał o córkę, że ukradł dla niej różę, ale gdy złapano go na kradzieży nie miał większych problemów z tym, by zamienić się z nią miejscami, gdy oddawała swoją wolność za jego. Słyszałam o przypadkach, w których rodzice przyznawali się do zbrodni swoich dzieci, by uchronić ich przed odsiadywaniem wyroku w celi, ale Disney pokazuje nam, że można też odwrotnie!



W kolejnych bajkach mam do czynienia z ojcem pragnącym wydać córkę za całkiem nieznajomego, ale bogatego oszusta ("Aladyn"), innego ojca, który chciał roztrzaskać głowę chłopaka swojej córki jakąś podejrzaną pałą ("Pocahontas") oraz córkę, która dla dobra ojca postanowiła udawać mężczyznę i ruszyć na wojnę ("Mulan"), ale to nic przy tym, co się wyprawia w "Herkulesie". Mamy tam noworodka, który został wykradziony od rodziców. W planie było zamordowanie szkraba, jednak ostatecznie trafił w ręce dobrej bezdzietnej pary, która się nim zaopiekowała. Można powiedzieć, że wszystko skończyło się względnie dobrze, tylko biologicznych rodziców trochę szkoda. W końcu to musiałoby być dla nich naprawdę traumatyczne. Pewnie chcieliby go odnaleźć i zabrać z powrotem do domu, skoro był ich...oh wait... przecież znaleźli go po kilku godzinach, jednak zostawili go u obcych ludzi. Dobrze, już dobrze. Będę sprawiedliwa i przyznam, że ograniczało ich prawo Olimpu, zgodnie z którym ktoś kto nie jest bogiem nie może tam przebywać. Szkoda, że Zeus nie był królem bogów, bo wtedy może mógłby zmienić prawo.

Przeskoczmy w czasie do jednej z najnowszych produkcji Disneya. Może nowa era zmieniła okropne wzorce zachowań u rodziców księżniczek i zachowują się troskliwie, rozsądnie i odpowiedzialnie? Taaa... jasne. Wystarczy przypomnieć sobie historię dzieciństwa najpopularniejszych księżniczek ostatnich czasów - Anny i Elsy. Po nieszczęśliwym wypadku z udziałem magii, zabronili Elsie korzystać z lodowych mocy i zamknęli na dziesięć lat w pokoju bez możliwości kontaktowania się z siostrą. I Wy narzekacie na tygodniowy szlaban! A tak całkiem poważnie to zastanawiam się, jakim cudem ich rodzice wpadli na pomysł, że przestraszenie i wyalienowanie pomoże Elsie zapanować nad mocami, nad którymi zasadniczo panowała całkiem nieźle? Takie traktowanie dziecka wydaje mi się mało pedagogiczne i nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

- Kochanie, masz szlaban do odwołania!


Biorąc pod uwagę wszystkie wyżej wymienione przykłady zaczynam poważnie zastanawiać się nad dwoma kwestiami. Po pierwsze, czy te wszystkie tak wyszydzane (głównie przez Gosiarellę) księżniczki nie są takie zwichrowane i dziwne przez traumy z dzieciństwa? Po drugie, czy skoro pozytywni bohaterowie są aż tak lekkomyślni i narażają własne dzieci na niebezpieczeństwo i/lub traumę, to potrzebni są jeszcze złoczyńcy?

Prześlij komentarz

0 Komentarze