Looking For Anything Specific?

Header Ads

Dzieci Gildii (Gildia Zabójców Tom II) - Rozdział I

 

Uprzejmie donoszę, że premiera "Dzieci Gildii" już za tydzień, a w związku z tym, by umilić Wam czekanie, podrzucam pierwszy rozdział! Bawcie się dobrze!


[Chyba nie muszę nikogo uprzedzać, że mogą pojawić się spoilery z zakończenia pierwszego tomu, więc jeśli jeszcze nie przeczytaliście "Gildii Zabójców", to: Na co czekacie?!]


ROZDZIAŁ I

Po oddaniu strzału życie dziewczynki całkiem się zmieniło. Zdała test, a zarazem przeszła inicjację. Czerwień ją pochłonęła, a ona przyjęła ją z otwartymi ramionami.

Była z nią od momentu, w którym szkarłatna ciecz wylała się z ciał jej rodziców, wsiąkając w pościel. Towarzyszyła, gdy umierało jej dzieciństwo, poczucie bezpieczeństwa i dawne imię.

Czerwień zakorzeniła się w protegowanej króla, wypełniając puste miejsca. Dodawała jej siły, by mogła wstać z maty, gdy ze złamanego nosa tryskała krew. Wypychała na powierzchnię, gdy na granicy omdlenia rozwiązywała więzy na nogach, uwalniając się od ciągnącego na dno betonowego bloku. I to ona pomagała zachować spokój, gdy w potarganej różowej sukience czekała na placu zabaw na swój pierwszy cel.

Dziewczynka niczego nie czuła, gdy zatopiła ukryte ostrze w klatce piersiowej mężczyzny, który zaproponował jej podwózkę do domu. Ani gdy jego krew zalała wnętrze samochodu zaparkowanego w ciemnej bocznej uliczce.

Oczy dziewczynki błysnęły radośnie, dopiero gdy po godzinie siedzenia obok martwego pedofila, zjawił się Darius i pogłaskał ją po głowie. A i wtedy czerwień nie znikała.

Oliwier podążał korytarzami rezydencji Europejskiej Gildii Zabójców wolnym krokiem, próbując odwlec moment spotkania z królem. Chłód Dariusa go przerażał. Choć był jedynie nastolatkiem, spotkał już wiele podłych kanalii, które z dziką przyjemnością znęcały się nad słabszymi i wykorzystywały swoją przewagę fizyczną, lecz żaden z nich nie umywał się do mężczyzny kierującego Gildią, choć chłopak nie widział, by choć raz podniósł na kogoś rękę. Nie musiał. Darius nie był wybuchowy ani nie wykorzystywał władzy do wyrównywania osobistych porachunków. Mrok mężczyzny, który tak przerażał Oliwiera, wynikał z czegoś zupełnie innego.

Zapukał do drzwi gabinetu, wciąż zaniepokojony nagłym wezwaniem. Od wyjazdu Alyssy starał się schodzić z drogi pozostałym zabójcom i nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Było to o tyle trudne, że był uczniem Dziedziczki Gildii i jednocześnie osoby, która w przeciągu ostatniego roku wkurzyła wszystkich jej członków zabiciem trójki spośród z nich. Niewiele zmieniał fakt, że przyszło jej za to zapłacić krwią i półrocznym uwięzieniem pod ziemią, które niemal pozbawiło ją zdrowych zmysłów.

Wejdź – usłyszał zmęczony głos króla dobiegający zza drzwi. Otworzył je z ciężkim sercem, wkraczając do jego gabinetu.

Kasztanowe włosy, zazwyczaj ściśnięte w kucyk, zwisały bezładnie wokół jego twarzy, nadając ostrym rysom Dariusa jeszcze dzikszy wyraz. Przypominał Oliwierowi bardziej wodza barbarzyńców z minionych czasów, niż przywódcę zabójczej organizacji korzystającego z dobrodziejstw technologicznych, dlatego tym bardziej zaskoczył chłopaka przytulny wygląd jego gabinetu. Odkąd trafił do Gildii, nie miał potrzeby go odwiedzać ani spędzać zbyt wiele czasu w jego towarzystwie, więc pierwszy raz miał okazję przyjrzeć się wnętrzom skąpanym w mahoniowym brązie –od skórzanej sofy, stojącej pod ścianą, po trzy fotele ustawione wokół mosiężnego biurka w tym samym kolorze. Oliwier spodziewał się raczej wszechobecnej czerni, na której tle wybijałaby się biel czaszek wrogów króla.

Za tydzień urządzamy ostateczny test rekrutów.

Oliwier poczuł nieprzyjemny skurcz żołądka. Miał świadomość, że ten moment, w końcu nadejdzie.

Ostateczny test rekrutów? – powtórzył tępo, głośno przełykając ślinę.

Nie wiedział nawet, że był jakikolwiek wcześniejszy, a tym bardziej że go zdał. Kilka tygodni wcześniej po powrocie z misji wykonywanej w Korei Południowej dostrzegł nieobecność paru osób, które wraz z nim trafiły do Gildii, lecz jego uwagę szybko pochłonęło zamieszanie związane z oskarżeniem Walerii o próbę zabójstwa Alyssy oraz porwanie jego i Jaydena. Ponadto prawie nie znał pozostałych rekrutów. Od momentu, gdy Alyssa go kupiła, spędzał czas głównie z nią. Trenowali, jedli i wkrótce również zamieszkali razem poza rezydencją zabójców. Jedynie podczas jej nieobecności był zmuszony do powrotu do kwater rekrutów, lecz i tak nocami często wymykał się do jej pokoju, bo nie mógł znieść wygniecionego materaca i poczucia wyobcowania.

Porażka ucznia Alyssy jest ostatnim, czego aktualnie potrzebuję, więc postaraj się nie umrzeć – chłodny głos Dariusa wyrwał go z rozmyślań. – Nie przynieś mi wstydu.

Podobne słowa słyszał wielokrotnie od zabójczyni, lecz w jej przypadku kryła się za nimi troska, a nie wyrachowana strategia. Przeszedł go dreszcz, gdy spojrzał w stalowe oczy mężczyzny. W takich chwilach nie potrafił zrozumieć, jak jedyna osoba, która o niego dbała mogła wychowywać się pod opieką takiego człowieka. Niemniej nie mógł zaprzeczyć, że podobieństwo między nimi opierało się wyłącznie na wyglądzie, przez który z łatwością można było się nabrać, że łączą ich także więzy krwi. Alyssa miała w sobie więcej z Dariusa, niż Oliwier by sobie tego życzył.

Alyssa wie? – zapytał bezradnie.

Oblicze króla pozostało niewzruszone, a jednak Oliwier mógłby przysiąc, że spoglądał na niego z pogardą. Od samego początku Darius traktował go jak kolejną fanaberię swojej wychowanki. Nieśmieszny żart. Oliwier miał wrażenie, że wystarczyło, aby się odezwał, by król utwierdzał się w swojej opinii na jego temat. Choć po prawdzie, to nie jego słowa, lecz postawa była głównym problemem.

Od zeszłego tygodnia.

Darius sięgnął po kryształową karafkę wypełnioną whisky, po czym ze spokojem napełnił szklankę. Druga stała tuż obok, lecz wciąż pozostawała pusta, ku niezadowoleniu chłopaka. Może alkohol pozwoliłby mu zmyć gorycz, którą poczuł.

Ostatnio jest wyjątkowo pracowita –dodał po chwili król, z zamyśleniem wpatrując się w zawartość szklanki. – Od dziecka tkwiła w niej nieposkromiona żądza krwi. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Rwała się do zleceń jak szalona, ale teraz jest inaczej –powiedział bardziej do siebie niż do chłopaka stojącego sztywno na wprost niego. – Przestała być taka wybredna przy wyborze zleceń.

Opróżnił szklankę, po czym napełnił ją na nowo.

Oliwierowi nie przychodziła do głowy żadna rozsądna odpowiedź, więc milczał.

Z pewnością w Korei musiało wydarzyć się coś, o czym mi nie powiedzieliście.

Chłopak skurczył się pod jego przeszywającym spojrzeniem.

Po powrocie Alyssa zeznała przed Gildią, że tuż po wykonaniu zlecenia, zaatakowała ją Waleria. Tylko dzięki interwencji Kitsune udało jej się ujść z życiem, lecz następnego dnia okazało się, że plan Walerii był bardziej skomplikowany i zamiast zwyczajnie zamordować dziewczynę, chciała wcześniej zabawić się jej kosztem, porywając jej rekruta oraz chłopaka. Prawda była inna. Waleria rzeczywiście była bliska zabicia młodszej zabójczyni, jednak za porwaniem stał ktoś inny. Ktoś, kogo mimo zdrady, Alyssa wciąż chroniła. Świadomość kary, która czekała osobę krzywdzącą posiadacza Pieczęci Gildii, powstrzymała ją przed wydaniem brata. Zamiast tego oskarżyła Walerię, a dzięki zmanipulowanym przez Braine dowodom, łatwo było jej to przypisać. Nawet Marcus był gotowy skazać ją na śmierć, gdy tylko Alyssa zasugerowała, że kobieta musiała mieć pomocnika, bo sama nie byłaby w stanie ustalić, w jakim kraju młodsza zabójczyni wykonywała misję, a tym bardziej kiedy ją zakończyła.

Choć temat Walerii wydawał się zamknięty od momentu wykonania wyroku, to Oliwier bał się, że Darius w końcu przyłapie ich na kłamstwie.

– Powiedzieliśmy wszystko podczas procesu.

– Lojalność to dobra cecha, ale zapominasz, kto jest twoim królem. Nie każ mi powtarzać pytania.

Niewypowiedziana groźba była wyraźnie słyszalna w jego tonie.

Nie jestem pewien… – zawahał się, próbując naprędce wymyślić odpowiedź, która zadowoli Dariusa, aż przypomniał sobie, że zabójczyni nieustannie wpajała mu, że najlepsze kłamstwa są zakorzenione w prawdzie. – Wydaje mi się, że może chodzić o Kitsune. Pokłócili się, ale nie wiem dlaczego.

Starał się przywołać na twarzy wyraz zakłopotania połączony z poczuciem winy. Z ulgą zauważył, że król z zamyśleniem pokiwał głową. W gabinecie zapadła cisza. Oliwier nie był pewien, czy przedłużające się milczenie oznaczało koniec rozmowy. Był bardziej niż chętny, by czym prędzej zejść mu z oczu.

Ten chłopak, któremu dała Pieczęć, to było coś poważnego? – zapytał znienacka, całkiem zaskakując Oliwiera.

Nie mógł uwierzyć, że król właśnie zapytał go o życie miłosne zabójczyni. Wzruszył ramionami w odpowiedzi. Sam był ciekawy, dlaczego dziewczyna pozwoliła Jaydenowi zbliżyć się do siebie. Trudno było mu wyobrazić sobie kogoś mniej odpowiedniego dla niej.

Możesz odejść – rzucił Darius, ponownie przenosząc całą swoją uwagę na szklankę whisky.

Oliwierowi nie trzeba było tego powtarzać. Opuścił pomieszczenie, ledwo powstrzymując się od biegu. Szybkim krokiem przemierzał korytarze pałacu, aż dotarł do sypialni Alyssy. Gdy tylko zamknął za sobą drzwiami, wyciągnął z kieszeni telefon, wybierając jej numer. Momentalnie został przekierowany na pocztę głosową.


***

Szkolenie rekrutów dobiegło końca i tylko dwa dni dzieliły ich od ostatecznego sprawdzianu. Zamiast kontynuować trening na własną rękę lub nacieszyć się, być może ostatnimi chwilami w życiu, jak to robili inni, Oliwier wykorzystał ten czas na snuciu się po mieszkaniu, które bez Alyssy było dziwnie puste.

Zabójczyni od dawna się z nim nie kontaktowała. Była jego mentorką, więc powinna przygotować go do egzaminu, tymczasem chłopak nie wiedział nawet, w jakim kraju aktualnie przebywała. Od powrotu z Seulu wykonywała zlecenie za zleceniem i nawet gdy przebywała w domu, jedynie snuła się z kąta w kąt z nieobecnym wyrazem twarzy.

Dźwięk domofonu był tak nieoczekiwany, że Oliwier w pierwszej chwili sądził, że pochodzi z włączonego telewizora. Dopiero po kolejnym sygnale, poderwał się z sofy i włączył podgląd z zewnętrznej kamery. Na ekranie dostrzegł chłopaka, którego nie spodziewał się więcej zobaczyć. Po chwili usłyszał również jego głos:

    Wiem, że tam jesteś. Otwórz.

W pierwszym odruchu Oliwier zamierzał wpuścić go do środka, lecz ręka zawisła mu bezwładnie nad przyciskiem. To nie jego chciał zobaczyć, lecz osobę, której od dawna tu nie było.

Alysso, proszę... Musimy porozmawiać – głos rozbrzmiał ponownie, a zmarszczone brwi i zaciekły wyraz twarzy Jaydena, wyraźnie sugerowały, że nie zamierzał łatwo odpuścić.

Oliwier opuścił dłoń, wsadzając ją do kieszeni bluzy. Wpatrywał się w ekran, zastanawiając się, jak powinien zareagować. Skoro Jayden był zmotywowany na tyle, by przylecieć do Krakowa, by spotkać się z Alyssą, to istniała szansa, że gdyby wpuścił go do środka, chłopak nie opuściłby apartamentu, aż dziewczyna się pojawi. Nie chciał zostać zasypany pytaniami, na które nie mógł lub nie potrafił odpowiedzieć. Po lekkim wahaniu chłopak wyłączył dźwięk domofonu i wrócił przed telewizor.


***

Jayden przestał liczyć kolejne naciśnięcia przycisku domofonu, gdy palce skostniały mu z zimna. Od czasu do czasu mieszkańcy kamienicy mijali go, rzucając podejrzliwe spojrzenia. Nieliczni próbowali dowiedzieć się, dlaczego od kilku godzin stoi pod bramą, lecz mimo szczerych chęci przez blokadę językową nie potrafił im tego wyjaśnić. Podejrzewał, że już dawno ktoś by go przepędził, gdyby apartament dziewczyny nie znajdował się w ścisłym centrum miasta, które nawet nocami tętniło życiem wypełnionym radosnymi krzykami pijanych imprezowiczów.

Będę tu stał, dopóki mnie nie wpuścisz – powiedział, podejmując kolejną bezskuteczną próbę.

Trząsł się z zimna, pomimo ciepłej kurtki i naciągniętej na głowę czapki zimowej. Po tym, jak jego buty poległy w starciu ze śnieżnymi zaspami, obiecał sobie, że jutro z samego rana kupi nieprzemakalne.

Kiedy do ciebie dotrze, że jej tam nie ma? – usłyszał za sobą zirytowany głos przyjaciela.

Gdy się odwrócił, Moon stał tuż za nim, kręcąc głową, tym samym wywołując u Jaydena grymas. Miał dość jego nastawienia. Nie był pewien, w którym momencie dotarło do niego, że znów coś przed nim ukrywa –czy zaczęło się to po zniknięciu dziewczyny, czy znacznie wcześniej. Jak na kogoś, kto przez pół roku zdawał się być z Alyssą w bardzo bliskich, wręcz przyjacielskich stosunkach, zaskakujące było, że się kompletnie nie przejmował, co się z nią działo odkąd wyjechała bez pożegnania, ani dlaczego od tamtej pory się z nimi nie skontaktowała. Musiało się stać coś złego, bo w przeciwnym razie nie zostawiłaby go. Nie w takich okolicznościach tuż po porwaniu przez szalonego fana.

Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że Moon od samego początku zdawał się wiedzieć więcej, niż mówił.

Mieszka tu, więc w końcu będzie musiała się pojawić – odparł, szczękając zębami z zimna, po czym ponownie zaatakował przycisk.

Moon otworzył usta i równie szybko je zamknął. Nudziło go bezowocne powtarzanie Jaydenowi, by dał sobie z nią spokój.

Uparłeś się, żeby tu przylecieć, więc jesteśmy. Co więcej chcesz zrobić? Nie możesz odmrażać sobie tu tyłka przez całą noc. Wracajmy – nalegał, a gdy nie doczekał się żadnej reakcji, postanowił zmienić taktykę. – Cały nasz harmonogram się posypie, jeśli zachorujesz. Przestań być taki samolubny.

Niewiele obchodził Jaydena harmonogram, ani marudzenie Moona. Czuł jedynie złość i ostatkiem sił panował nad tym, by nie rozładować jej na przyjacielu, który w ostatnich tygodniach też nie miał lekko. Nie dość, że cały zespół musiał stawić czoła aferze związanej z porwaniem, składaniem zeznań na policji, która i tak dalej nie była w stanie odnaleźć sprawcy, to w dodatku Moon zmagał się z żałobą po śmierci wuja Kima. Nie sposób było dostrzec, jak bardzo go to zmieniło.

W rzeczywistości Jayden był zły na siebie. To on nie potrafił jej znaleźć. Nie zainteresował się własną dziewczyną na tyle, by poznać jej życie i przyjaciół, od których mógłby się dowiedzieć, gdzie jest i co się z nią dzieje. Wierzył, że miał na to czas.

Z westchnieniem rezygnacji ruszył wraz z przyjacielem w kierunku hotelu, a w krok za nim podążyło dwóch niewiele od nich starszych mężczyzn, którzy od jego ucieczki z rąk porywacza stali się jego cieniami. Zamiast czuć się przy nich bezpieczniej, stali się dla Jaydena cichym przypomnieniem przerażających chwil. Mógłby ich zignorować, gdyby nie sposób, w jaki nieustannie mu się przyglądali –jakby był egzotycznym gatunkiem. Czasami słyszał, jak szeptali między sobą niezrozumiałe rzeczy, jak choćby to, gdy po dotarciu pod apartament Alyssy jeden z nich wymamrotał coś niezrozumiałego o siedzibie księżniczki.



Ciąg dalszy znajdziecie w "Dzieciach Gildii", która jest już dostępna w przedsprzedaży m.in w Empiku! A przy okazji tak nieśmiało wspomnę, że wszystkie dodatkowe materiały, recenzje, newsy i przepiękne grafiki będą pojawiać się na fanpage'u autorskim!


Prześlij komentarz

0 Komentarze