Looking For Anything Specific?

Header Ads

Popkulturowe przyczyny wybuchu zombie apokalipsy


Zauważyliście, że w filmach, serialach, książkach, czy grach poświęconych zombie apokalipsie zazwyczaj mało który twórca podaje powód wybuchu epidemii? Jesteśmy na starcie wrzucani do świata, w którym hordy mózgożerców już biegają po ulicach za ludziną, a nawet nie wiemy, dlaczego to robią! A przecież zombie nie bierze się znikąd! COŚ je stworzyło, a ja jeszcze bardziej od oglądania skutków lubię poznawać przyczynę, dlatego przygotowałam dla was popkulturowe źródła wybuchu epidemii Zombie!


1. Wirusy
To zdecydowanie będzie najdłuższa część, ponieważ twórcy uwielbiają zmieniać ludzi w zombie za pomocą wirusów. Jednak nim przejdziemy do przykładów, zacznijmy od tego jak wyglądają współczesne realia:

Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom nie zna wirusa ani innej przyczyny, która mógłby wskrzesić martwe ciało, ani mógłby powodować "zombie-podobnych" objawów - napisał rzecznik agencji David Daigle dla The Huffington Post.

To dość optymistyczna informacja, jednak według amerykańskiej pisarki Miry Grant CDC jest źródłem wszelkiego zła i często kłamie. W swojej trylogii Przegląd Końca Świata, którą swoją drogą szczerze polecam, winą za zombie apokalipsę obarczyła "naukowców z dwóch zupełnie niezwiązanych ze sobą jednostek, którzy pracowali nad dwoma całkowicie oddzielnymi projektami dotyczącymi modyfikowanych genetycznie „dobrych wirusów”nowe choroby miały poprawić jakość życia całej pieprzonej populacji ludzkiej. Jeden z nich oparty był na wyjątkowo paskudnej gorączce krwotocznej o nazwie Marburg, a miał leczyć raka. Drugi bazował na szczepie wirusa przeziębienia i miał pozbyć się tej choroby na zawsze. Oto na scenę wchodzi Marburg Amberlee oraz grypa Kellis, dwa piękne owoce inżynierii wirusowej, które robiły dokładnie to, co powinny. Nigdy więcej raka, nigdy więcej przeziębienia, tylko szczęśliwi ludzie z całego świata, świętujący nadejście nowej ery. Niestety w jednej kwestii wirusy naśladowały swoich stwórców: można powiedzieć, że w wyniku naturalnego łańcucha transmisji i infekcji zakochały się w sobie od pierwszego wejrzenia. Najpierw miłość, potem małżeństwo, a potem szczep hybrydowy znany jako „Kellis-Amberlee”. Opanował cały świat, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, o co chodzi. A potem ludzie zaczęli umierać i budzić się z powrotem, żeby schrupać najbliższych." [Cytat z książki Miry Grant - Przegląd Końca Świata: Deadline]

Wirusologiem nie jestem, ale podoba mi się połączenie dwóch genetycznie zmodyfikowanych wirusów mutujący w jeden i uznaje go za wystarczająco sensowne wyjaśnienie, by budować na nim fikcyjny, futurystyczny świat i to jeden z nieliczynych, w których pojęcie 'zombie' istniało na długo przed pojawieniem się pierwszych zarażonych. Tak, Mira Grant stworzyła książkę, w której ludzie znali filmy Romero i dzięki nim wiedzieli, że powinno się strzelać w głowę, więc udało im się ocalić wiele miast i stoworzyć w nich społeczność funkcjonującą w sąsiedztwie stref zombie.

Swoją drogą wersja z przypadkowym stworzeniem zombie podczas prac nad lekiem pojawiła się też w The Titan Project, gdzie eksperyment, który miał wyleczyć wirusa grypy, skończył się katastrofą.


Dość obszerne wyjaśnienie początków wybuchu epidemii dostajemy również w serii „Resident Evil”. Szczerze mówiąc historia tam jest w pewnym momencie tak zagmatwana, że można zapomnieć, że to film o zombie, dlatego nie będę zbyt mocno wchodziła w szczegóły. Wystarczy, że wspomnę, że za wszystkim stoi Korporacja Umbrella, która stworzyła całą masę różnych wirusów, jednak nas interesuje jedynie Tyrant Virus, znany bardziej jako T – wirus. W dużym uproszczeniu to na jego bazie Umbrella stworzyła swoje potworki, które przewijają się przez serię. Wirus ten w zetknięciu z martwą lub słabą tkanką wskrzesza ją, a osobnika zmienia w zombiaka albo zombie podobnego stwora. To właśnie ten niebieski wirus, który upuszczono w Ulu doprowadził do wybuchu apokalipsy. Z kolei ten zielony to antywirus. Jedyną pocieszającą myślą jest fakt, że gdy korporacje rozpoczynają apokalipsę, to przynajmniej mają na nią lek. Nie żeby przeciętnemu zjadaczowi chleba to się na cokolwiek przydało, ale jednak.

Przejdźmy na moment na nasze rodzime podwórko, gdzie twórcy polskiej gry Dying Light zaserwowali nam kolejnego wirusa. To właśnie od nazwy miasta wzięła się nazwa wirusa Harran. Co ciekawe w wykreowanym tam świecie można opóźnić działanie wirusa i złagodzić objawy po ugryzieniu za pomocą środka zwanego Antyzyną. Przyznaję, że to ciekawe rozwiązanie. Zresztą Techland wykorzystał motyw wirusa również w innej ze swoich gier - „Dead Island”, w której za epidemię zombie rozprzestrzeniającej się na fikcyjnej wyspie Banoi obarczają winą wirusa HK. Najfajniejszą rzeczą w fikcyjnym HK jest fakt, że powstał na bazie istniejącej choroby – Kuru. Pewnie wiecie o czym mówię, jeśli macie dziwne zainteresowania, a skoro to czytacie, to znaczy, że macie. Na wszelki wypadek wyjaśnię, że Kuru jest klątwą kanibali i dowodem na to, że karma istnieje. Zasadniczo nie jest przenoszona przez wirusa, lecz przez priony – zmutowane białka, czyli najprościej się zarazić spożywając zainfekowane mięso np. ludzkie. I tak przez Kuru padło wiele osób praktykujących kanibalizm. Poczęści dlatego uważam użycie zmutowanych prionów choroby kanibali do stworzenia zombie za całkiem zabawne.


Obarczenie winą wirusa spodobało się również innemu amerykańskiemu pisarzowi Maxowi Brooksowi, który dość mocno skupia się na tematyce zombie. W Zombie Survival, czyli Podręczniku technik obrony przed atakiem żywych trupów, skupił się na badaniu zombiaczków, tak jakby istniały one naprawdę. Poświęcił tam cały rozdział Wirusowi Solanum, który jego zdaniem jest odpowiedzialny za powstanie żywych trupów. Możecie tam przeczytać o wpływie wirusa na organizm ludźki, o drogach przenoszenia, czy leczeniu. Spoiler: zaleca leczenie ołowianym nabojem w głowe. A wracając do samego wirusa, autor nie wyjaśnił, skąd się właściwie wziął. Podobno badania wciąż trwają.

Niemniej w innej książce Brooksa, na podstawie której nakręcono film „World War Z” winą za wszystko obarczono zmutowany szczep wścieklizny. Swoją drogą podoba mi się, że w tym przypadku udało się stworzyć szczepiąkę maskującą, dzięki której zombiaki nie rzucały się schorowaną ludzinę.
Niemniej zmutowany wirus wścieklizny jest całkiem rozsądnym pomysłem. Jego kwestię poruszono również w programie National Geographic "Ewakuacja ziemi - Planeta Zombie", w którym za najbardziej prawdopodobną przyczynę powstania zomie podaje się właśnie mutację wścieklizny.

Dobra czas na starą dobrą grypę. W grze Left 4 dead mamy do czynienia ze szczepem wirusa grypy HN-11 , który weluował w tzw. Grypę Zombie, czy też Zieloną Grypę. Niestety ani lekarze, ani naukowcy nie odkryli źródła pochodzenia tej groźnej odmiany grypy. To już czwarty przykład z gry, zauważyliście? To naprawdę fascynujące, że twócy gier niejednokrotnie okazują się bardziej kreatywni od pisarzy, czy  scenarzystów z Hollywood. Tworzą lepsze i bardziej rozbudowane tło, na które często wprowadzają fikcyjne organizacje rządowe i korporacje, które w mniejszy lub większy sposób kontrolują rozprzestrzenianie się zarazy i walkę z nią. Momentami naprawdę jestem pod wrażeniem ich pomysłowości. Powinnam kiedyś stworzyć osobny materiał na ten temat, bo to naprawdę fascynujące!

Będąc przy wirusach nie wypada pominąć tych kosmicznego pochodzenia. Wszystko wskazuje na to, że mamy z nimi do czynienia choćby w książkowej serii „Armagedon dzień po dniu” J.L. Bourne'a. Z raportu zamieszczonego pod koniec drugiego tomu można się dowiedzieć, że źródłem zarazy był zombiak. Odnaleziono go w Chińskiej Republice Ludowej podczas prac eksploracyjnych na lodowcu Mingyong. Kosmiczny zombiaczek został znaleziony w kokpicie swojego statku, skąd przeniesiono go do placówki badawczej, gdzie najwyraźniej nie badano go z należytą ostrożnością, skoro niedługo po tym świat szlag trafił.

Wiecie tak sobie myślę, że ludzie pracujący w tych wszystkich laboratoriach powinni zachowywać większą ostrożność, a w dodatku wydać więcej hajsu na zabezpieczenia, bo ciągle to właśnie u nich przypadkowo rozbijają się fioleki z ultraniebezpiecznymi wirusami lub ktoś daje się dziabnąć obiektom testowym. To tylko utwierdza wizerunek nerda-fajtłapy. Jestem w stanie częściowo rozgrzeszyć tylko jedną placówkę. Tę z książki Manela Loureiro „Apokalipsa Z”, położoną w Dagestanie w Federacji Rosyjskiej, bo została zaatakowana przez  islamskich ekstremistów, którzy poprzypadkowo uwalniają przechowywane tam wirusy. Atak terrorystyczny jest całkiem racjonalnym usprawiedliwieniem.


Ostatnim wirusem jest jak obstawiam jakaś wersja elektorniczna, a przynajmniej tak zrozumiałam, gdy oglądałam I Survived a Zombie Apocalypse, czyli brytyjski reality show od BBC. Tak, coś takiego naprawdę istnieje, a zamiast standardowych etapów eliminacji uczestników przez głosowanie, tu odpadają Ci, których zjadły zombie. W sumie doceniam pomysł, zwłaszcza że nawet oni pokusili się o wyjaśnienie źródła epidemii, a był nim smartfon. Tuż przed apokalipsą na angielskim rynku zadebiutował super-szybkie 5G. Niedługo po jego premierze zaczęto dostrzegać u użytkowników niepokojące zachowania. Przez smarfony przedostawał się dziwny wirus, który degenerował DNA, a w konsekwencji przemieniał ludzi w agresywne, szybko biegające zombie.  Podobny motyw wykorzystał Stephen King w swojej powieści „Komórka”, gdzie za powód przemiany ludzi w agresywne i bezrozumne stwory, obarczył sygnał telefoniczny. Choć tu stawiałabym bardziej na sygnał, a raczej częstotliwość zmieniającą mózg w papkę, niż samego wirusa.

Tym sposobem zaliczyliśmy chyba wszystkie wirusowe możliwości.
Podsumowując mamy już:
1. Dwa genetycznie zmodyfikowane wirusy mutujące w jeden
2. Fikcyjne wirusy
a) T-virus
b) Solanum
c)  Harran
3. Zmutowany prion Kuru
4. Zmutowany wirus wścieklizny
5. Zmutowany wirus grypy
6. Kosmiczny wirus
7. Wirus technologiczny

Dlaczego wirusy są takie popularne?  Być może dlatego, że wirusy w przeciwieństwie do bakterii nie da się leczyć antybiotykami, a jedynym sposobem ochrony przed infekcjami wirusowymi są szczepienia ochronne. W przypadku zombizmu to raczej nie ma większego sensu, bo nawet małej dawce zmienia w zombie.

2.  Grzyby i pasożyty 

Jednym z najciekawszych przykładów wykorzystania takiego źródła epidemii jest gra The Last of Us. Wszystkiemu winny tam jest pasożytniczy grzyb z rodzaju Cordyceps , znany w rzeczywistym świecie bardziej pod nazwą maczużnik. Po zainfekowaniu potrafi przejąć kontrolę nad układem nerwowym swojej ofiary. Może omówimy to na prawdziwym przykładzie? Gdy grzybowi uda się zarazić na przykład pojedynczą mrówkę, potrafi zmusić ją do powrotu do mrowiska i atakowania innych mrówek, dzięki czemu będzie mógł on zainfekować swoimi zarodnikami większą ilość owadów. Poza rozprzestrzenianiem się, nosiciel jest mu również potrzebny do obrony. Całkiem sprytnie, jak na grzyba, prawda? Nic dziwnego, że pomysł zainspirował twórców The Last of Us, by dali mu możliwość przejęcia kontroli nie tylko nad owadami, ale także nad ludźmi. W grze na uwagę zasługują również Świetliki, czyli antyrządowa organizacja dążąca do stworzenia szczepionki na rozprzestrzeniającą się infekcję.


Z kolei w „Świątecznej inwazji zombie” za stworzenie ożywionych, gryzących zwłok odpowiadał profesor akademicki, który również za pomocą istniejących na prawdę pasożytów chciał wyleczyć raka mózgu. Sprawdzałam, Leucochloridium paradoxum, jak i ślimaki zombie rzeczywiście istnieją. Plus to już drugi przykład tego, że potencjalny lek na raka spowodował w popkulturze powstanie zombie.

3. Narkotyk

Mówili Wam, że narkotyki to zło? Cóż... mieli rację. Mogą się przyczynić do przemiany w zombie! Przynajmniej, jeśli nadarzą się sprzyjające okoliczności. W serialu „iZombie” spotykamy się z dość nie typową wersją zombie, bo zachowującą wspomnienia i dalej potrafiącą myśleć logicznie, jeśli nie jest na głodzie. Dopiero brak spożycia ludzkich mózgów przez długi czas zmienia ich w bestie. Za tę nietypową przemianę odpowiedzialna jest kombinacja dwóch rzeczy. Przede wszystkim przyszły zombiak musi spożyć zanieczyszczoną dawkę narkotyku o nazwie Utopia, a następnie wypić energetyka Max Ranger, który odpowiada za wywołanie agresji zarówno u ludzi, jak i u zombie. O ile narkotyki rozumiem, bo przecież wszyscy słyszeliśmy o skutkach zażycia choćby Flakka, tak jako osoba uzależniona od energetyków czuję się lekko zaniepokojona.

4. Chemikalia 

W tym przypadku mamy bliżej niezidentyfikowane środki chemiczne, które zmieniają ludzi w zombie. Co ciekawe to chyba w tej grupie możemy znaleźć największe absurdy. Zacznijmy od filmu serialu „Freakish”, który podaje dość enigmatyczne wyjaśnienie, że wszystko zaczęło się od eksplozji placówki badawczej i związanego z tym wycieku chemikaliów. Szybko doprowadziło to do rozprzestrzeniania się w całej dolinie gęstej, zielonej i śmiertelnie toksycznej mgły zmieniającej ludzi w zombie — przy takich atrakcjach katastrofa w Czarnobylu przypomina mój codzienny smog za oknem.

Niemniej dość podobnie wyglądało to w filmie Disneya „Z-O-M-B-I-E-S”, w którym za zmianę ludzi w żądne mózgów potwory odpowiedzialny jest wybuch w fabryce limonkowej coli. Właściwie to nie mogę być pewna, czy winą za wyuch epidemii obarczyć podejrzane składniki dodawane do napoju gazowanego, czy same limonki, ale jedno jest pewne – jeśli zobaczycie w sklepie limonkowe napoje gazowane nie pakujcie ich do koszyka! Tak na wszelki wypadek. Z drugiej strony może lepiej omijać szerokim łukiem wszystkie zielone płyny, bo w „ZombieBobrach” też od takiego wszystko się zaczęło. Długo się zastanawiałam, czy zamieścić tu przykład z „ZombieBobrów”, ale jak wszystkie to wszystkie! Chociaż tu ludzie zmieniają się w Bobro-Ludzio-Zombie, a nie zombiaczki czystej krwi.

5. Magia 

Najbardziej oczywisty przykład, który bezsprzecznie dał początek istnieniu zombie to oczywiście VooDoo. Zresztą samo pojęcie zombie wywodzi się właśnie z kultu voodoo, a zombiaczkami są tam ludzie odurzeni przez kapłanów. Zazwyczaj narkotykami lub trucizną  , która sprawia, że ich funkcje życiowe ustają na czas od kilku godzin do kilku dni, więc zostają uznani za zmarłych i pochowani, a później wykopywani z grobu, by zostać bezwolnymi niewolnikami swoich panów. W popkulturze to jedyny rodzaj zombie, jaki funkcjonował do 1968 roku, gdy George Romero zaprezentował światu „Noc żywych trupów”. Także przykładem filmowym z voodoo zombie może być choćby „White zombie”, czy „Plaga żywych trupów”, a z nieco młodszych produkcji serial „American Horror Story: Sabat”.

A co do magii, to słyszałam, że w Simach wystarczy iść po eliksiry do Czarownicy lub odwiedzić Mrocznego Kosiarza. Szczerze mówiąc magia zmieniająca ludzi w zombie niespecjalnie mnie przekonuje, bo sami rozumiecie – to magia. Dlatego te magiczne zombie są dość dziwne i ledwo się mieszczą w kanonie. Jak choćby zombi z „Alicji w Krainie Zombi”, które są niecielesne, a infekcję powoduje zanieczyszczenie duszy. Chyba najrozsądniejszą wersją magicznego zombiaczka jest Buja z „Koreańskiej Odysei”, która może i powstała w dość specyficzny sposób, bo przez latającą krew laski, która widzi duchy, ale przynajmniej jest silna, krwiożerca i gnije. Chociaż te dwie pierwsze cechy zostają tymczasowo zniwelowane przez kamienie energii, więc... Dobra odpuśćmy sobie dalsze taplanie w magicznych zombie.

6. Zagrożenia z kosmosu

Już wcześniej wspominałam o wirusie z kosmosu w „Armagedonie dzień po dniu”, ale tym razem pójdziemy trochę dalej. Co prawda jeszcze nawet w Kiczowatych Horrorach nie trafiłam na nic w stylu ataku zombie z kosmosu, chociaż to pewnie kwestia czasu, ale znalazły się takie w serii gier Mass Efect, w któym zombie są używane jako mięso armatnie przez wyższe formy wrogich kosmicznych potworów. Co ciekawe tutaj zombie wcale nie musiało być przed przemianą człowiekiem, mogłobyć przedstawicielem dowolnym gatunku. Niemniej do rzeczy! Takie zombie powstają, gdy ciało – niezależnie czy żywe, czy martwe, zostanie nabite na mechaniczne kolce nazywane smoczymi zębami. Wówczas 'ciało zostaje wysuszone poprzez usunięcie z niego wszelkich minerałów i płynów, następnie zaś wszczepiane są nanocybernetyczne ulepszenia, które podporządkowują zombie swoim panom'. No okey.

A z bardziej przyziemnych rzeczy w sam raz na zakończenie przytoczmy wizję wykreowaną w Eksperymentach Derrena Browna: Apokalipsa, gdzie zmiany zachowań ludzkich rozpoczęły się w raz ze zmianami klimatycznymi, a ostateczna przemiana w zombie miała miejsce tuż po uderzeniu w Ziemię meteorytu.

Reasumując najczęściej podawaną w popkulturze przyczyną wybuchu epidemii Zombie jest wirus. Zmutowany wirus, lub przynajmniej coś o podłożu biologicznym. Żałuję, że nie mogłam Wam powiedzieć, co było genezą Z-apokalipsy w jedynym z najbardziej rozpoznawalnych uniwersum, czyli w The Walking Dead, w skład którego wchodzą zarówno komiksy, książki, gry, jak i seriale. Miałam nadzieję, że wraz z wypuszczeniem spin-off'u "Fear the Walking Dead" pojawi się w końcu odpowiedź na to pytanie, jednak na próżno. Twórca universum, Robert Kirkman, w udzielonym wywiadzie powiedział, że choć wie, jak doszło do apokalipsy to wyjaśnienie tego w serialu byłoby zbyt nudne. Poważnie, panie Kirkman?! Poważnie? Osobiście uważam, że niejednokrotnie geneza powstania, jak i całe tło, jest znacznie ciekawsze, niż oglądanie jak zombie zjadają bohaterów i znów zjadają bohaterów, albo ktoś inny zabija bohaterów. Po kilku sezonach to staje się nudne.

Chcecie więcej wyczerpujących artykułów? Śmiało możecie je wspierać przez Patronite.

Prześlij komentarz

0 Komentarze