Looking For Anything Specific?

Header Ads

Romans w czasie apokalipsy, czyli Duma i Uprzedzenie i Zombie


Któż z nas nie zna "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen? Nawet, jeśli ktoś nie czytał, to i tak zazwyczaj udaje, że zna bardzo dobrze, bo przecież wstyd się przyznać do braku znajomości takiego klasyka, prawda? Może jednak czas zmienić strategię i w końcu dowiedzieć się o co tyle szumu - zwłaszcza, że owy szum utrzymuje się już od ponad 200 lat! Jeśli jednak nie przekonują Was stare, angielskie love story, to może skusicie się na romans osadzony w czasie zombie apokalipsy?


Pewnie najwierniejsi fani powieści Austen właśnie zeszli na zawał, ale spójrzmy prawdzie w oczy. To prawie ta sama historia, która pobijała przez lata serca czytelników, tylko w tej konkretnej odsłonie została doprawiona żywymi trupami. Główne wątki pozostały (niemal) niezmienione. Po raz kolejny możemy spotkać infantylną panią Bennet (Sally Phillips), której życiowym celem jest korzystne wydanie za mąż swoich córek. Dalej mamy bal, na którym panny Bennet poznają niesamowicie przystojnych i bogatych kawalerów, w tym Charlesa Bingley'a (Douglas Booth) oraz wyniosłego Pana Darcy'ego (Sam Riley). Z tym, że w tej wersji bal zostaje przerwany z powodu ataku zombie. Niemniej i tak Darcy zdążył zaleźć za skórę inteligentnej i bezpośredniej Elizabeth Bennet (Lily James). Relacje między bohaterami oraz ich charaktery nie uległy wielkiej metamorfozie. Zmieniło się jedynie tło historyczne i problemy, z którymi musi się mierzyć ówczesna arystokracja. A wszytko dlatego, że wraz z przepływem towarów z brytyjskich kolonii, rozpowszechniła się zaraza. Jak widać nawet statki z curry mogą skrywać pod pokładem niebezpiecznego wirusa, który zmieni oblicze Anglii. 

Popieram takie modne dodatki angielskiej arystokracji!
Przyznaję, że po filmie nie spodziewałam się fajerwerków, ani niczego nowego, bo nie dość, że czytałam oryginalną "Dumę i uprzedzenie", oglądałam liczne adaptacje, to w dodatku czytałam książkę Setha Grahame-Smitha "Duma i uprzedzenie i zombi", na podstawie której nakręcono omawianą wersję. Przez kontakt z tym ostatnim, już zawsze wyobrażałam sobie Elizabeth z kataną w dłoni, więc może dlatego też nie przeżyłam takiego szoku. Niemniej jest znaczna różnica między mashupem literackim a jego ekranizacją, bo choć książka całkiem mi się podobała, to jednak film okazał się znacznie lepszy. Wątki zombie w powieści wydawały mi się wstawionymi na siłę przerywnikami akcji właściwej, zaś w filmie to właśnie na wątku zombie apokalipsy koncentrowała się fabuła. 

Sceny walki nie zajmowały wiele czasu ekranowego, ale były zrobione porządnie i ciekawie. Zresztą tak, jak i same zombiaki. Może nie jest to typowa charakteryzacja dla żywych trupów, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale podobała mi się. Tak, jak i teorie dotyczące chodzących zmarłych, jak na przykład zombie arystokracja (czy tylko ja zakochałam się w tym pomyśle?), która zachowywała przytomność umysłu i dobre maniery pod warunkiem, że nie konsumowała ludzkich mózgów, a jedynie zwierzęce. Cudny pomysł, który w sumie mocno kojarzy się z wampirzymi wegetarianami znanymi ze "Zmierzchu", ale kto by się tym przejmował? I tak zombie wegetarianie to na chwilę obecną najbardziej uroczy i zarazem najbardziej absurdalny pomysł, o jakim słyszałam i uwielbiam to! A przy okazji test Pana Darcy'ego z muchami wydaje się godny zapamiętania, jeśli zombie będą potrafiły się dobrze kamuflować w pierwszym etapie przemiany! Tylko dlaczego te trupy były takie szybkie?!

Tak się bawią panny z dobrego domu! Przeszłaby się na taką imprezę!
Warto zwrócić także uwagę na obsadę aktorską. W końcu Lizzy gra Lily James, która już wielokrotnie udowadniała, że jest dobra w tym co robi! Zresztą nie ona jedna, bo towarzyszą jej tak rewelacyjni aktorzy, jak choćby Jack Huston, Douglas Booth, czy Lena Headey, która idealnie sprawdza się w roli silnej kobiety sprawującej władzę (uwielbiam ją oglądać jako Królową Gorgo z "300" oraz jako Cersei Lannister z "Gry o Tron"!). Przy tym pozostali aktorzy wcale nie są gorsi. Z tak genialną obsadą ciężko ukryć film przed światem, a jednak mam wrażenie, że w Polsce przemilczano jego istnienie. Co nie było takie trudne, skoro nie wyświetlano go na ekranach naszych kin, co osobiście uważam za karygodne zaniedbanie! 

Szczerze mówiąc trochę mi wstyd przyznać, że film mi się podobał, bo takie filmy z założenia powinny być złe, ale bawiłam się przy nim świetnie. Okey, dobry to on może faktycznie nie do końca był, ale na mój wypatrzony i głodny zombie mózg, nadał się doskonale. Przy okazji naprawdę lubię połączenie pseudo horrorów, romansów i komedii, zwłaszcza, gdy w efekcie najbardziej przypomina horrorowy pastisz. Znalazłam z nim sceny, które mnie urzekły. Co prawda głównie to te z udziałem zombie, bo mogłam się napawać widokiem mieczy wprawionych w ruch, ale uwielbiam również te, w których występuje Pan Collins (Matt Smith), dzięki któremu ciągle się uśmiechałam! Okey, przestaję nawet udawać, że mi się coś tam nie podobało. Niemniej wolę Was ostrzec, że trzeba mieć niezdrowe poczucie humoru i odrobinę skrzywiony mózg. Wszyscy normalni ludzie raczej nie będą zachwyceni, ale gdzie my znajdziemy zdrowych psychicznie?

Ps. Pogrzebałam trochę w internetach i znalazłam urocze pomysły na kolejne dziwne filmy łączące klasyki z horrorami! "Android Karenina" koniecznie chcę przeczytać, ale niestety nie istnieją jeszcze: "Sami swoi i Predator", "Rozważna i romantyczna i potrafi sterować mechem", ani nawet "Bambi: Pierwsza Krew". Macie swoje pomysły na takie połączenie?
Ps2. Kto jeszcze nie wypełniał ankiety powinien to zmienić, bo mam maczetę i nie zawaham się jej użyć!

Prześlij komentarz

0 Komentarze