Na fali ogromnej irytacji, którą wywołało u mnie przeczytanie tekstu opublikowanego wczoraj w „Wyborczej” – „Reckę napisałaś miodzio - kim są polscy blogerzy książkowi?” (link), po raz pierwszy postanowiłam przestać być miłą i kochaną różową blogerką. Czas w końcu powiedzieć wprost: Blogerzy piszący o literaturze nie są frajerami! Co prawda od dłuższego czasu prowadzę bloga popkulturalnego, jednak nie zapomniałam o tym, że to od książkowej blogosfery wszystko się zaczęło. To może krok po kroku wyjaśnię Wam, dlaczego aż tak zdenerwował mnie tekst Mileny Rachid Chehab. Rozbierzmy to słowo po słowie!
Zacznijmy od tytułu "Reckę napisałaś miodzio - kim są polscy blogerzy książkowi?", który już sam w sobie brzmi odrobinę prześmiewczo. Może chociaż lead będzie bardziej poważny: Blogerzy książkowi - coraz bardziej liczące się środowisko. Mogą liczyć na występ w reklamie banku i testowanie samochodów. No i na bezpłatny egzemplarz książki. - tiaaa... coś nie wyszło. Dalej brzmi, jakby robili sobie jaja. Bądźcie jednak dzielni, bo przed nami najlepsze, czyli główna część artykułu:
Czekajcie, czekajcie! Dwa lata byłam typową blogerką książkową i nie zdarzyło mi się, by blogerzy z innych środowisk powiedzieli lub zasugerowali, że jestem frajerką od tych książkowych frajerów. Na wszelki wypadek wolałam sprawdzić co o tym myślą inni blogerzy. Zapytałam o zdanie Pawła z zombiesamurai.pl, Ilony z ilonapatro.com oraz Natalię z bomabycmrucznie.pl. Zgodnie stwierdzili, że nie uważają ich za frajerów. Przyglądałam się reakcji w blogosferze na ten zarzut i reakcje potwierdzają zdanie Pawła, Ilony i Natalii. Skąd więc pani Milena wytrzasnęła swoje rewelacje? Tego nie wiem.
Tak, bloger książkowy może liczyć na książkę od wydawnictwa. Tak, są to egzemplarze recenzenckie, ale jedyne co je różni to brak hologramu na czwartej stronie okładki. Dość często pojawia się także pieczątka z napisem "egzemplarz recenzencki", ale "białe kruki", czyli wersje robocze i wersje w pdf wysyła się tylko, gdy normalne książki nie są gotowe, czyli na kilka tygodni przed premierą. Faktem jest natomiast, że czasami wydawnictwo zapomina wysłać później normalną wersję książki, ale osobiście nigdy się z tym nie spotkałam.
I tak i nie. Blogerów piszących o literaturze jest naprawdę wielu, więc siłą rzeczy ciężko poznać wszystkich, zwłaszcza tych z drugiego końca Polski. Jednak sama znam ich naprawdę wielu i to nie tylko tych krakowskich, z którymi zresztą często się spotykam, ale także tych z Warszawy, Poznania, czy Katowic. Targi Książki w Krakowie, Warszawie i wszystkich innych miastach zawsze są okazją do spotkania blogerów z całego kraju. Dodatkowo zlatujemy się na konwentach, spotkaniach z pisarzami, corocznych imprezach organizowanych specjalnie dla nas, czy też spotkaniach w poszczególnych województwach. Jak widać okazji nie brakuje. Nie rozumiem, więc o co chodzi.
Czytam i uwielbiam blog Zwierza, dlatego nie rozumiem, jak ktoś przy zdrowych zmysłach...wróć... jak ktoś kto choć raz wszedłby na jej bloga, mógł napisać, że jest blogerką książkową? Już sama nazwa wskazuje, że Zwierz jest Popkulturalny. Panie i Panowie czytajmy ze zrozumieniem. Chyba, że to, że od czasu do czasu Zwierz popełni wpis o literaturze ma automatycznie oznaczać, że jest blogerką literacką? Jeśli tak to mam dla Was szokujące wieści: Kominek jest blogerem książkowym! Paweł Opydo jest blogerem książkowym! Ba! Ponad połowa blogerów jest blogerami książkowymi! Aaaaa! Blogosfera literacka podbija świat!
Faktycznie, pisarze często wysyłają swoje książki do recenzji. Czasami nim wyślą je do wydawców. Sama zgodziłam się na taki układ tylko raz, gdy napisała do mnie Victoria Gische, której powieść "Lucyfer. Moja historia" bardzo polubiłam. Chodziło o przeczytanie drugiego tomu, który, jeśli dobrze się orientuje, do dziś nie jest nigdzie dostępny, a mój wkład miał polegać na napisaniu (jako czytelnik) czy jest ok, a nie na recenzowaniu, czy bawieniu się w redaktora, jak to wskazuje artykuł w Wyborczej. Przyznaję, że jestem zaskoczona przypadkiem Katarzyny Hordyniec (link do bloga) i z całym szacunkiem zastanawiam się dlaczego zaakceptowała taką "współpracę".
Zwierz ma rację, jednak mam nadzieję, że stawki niebawem poszybują w górę.
Książki zamiast leżeć na półce powinny pracować? Myślałam, że w przyszłości ludzi zastąpią roboty, a nie książki (świetny pomysł na opowiadanie sf!). A tak poważnie to chyba pani Bartosik chodziło o to, że to blogerzy powinni pracować, w końcu książki to przedmiot martwy, niezdolny do podejmowania żadnych czynności.
W takim razie czy to aby nie wydawnictwo przypadkowo dobrało blogera? Wydawnictwo działa na szkodę wydawnictwa. No cóż... bywa.
Eee... W późniejszej części dowiecie się, że pan Zwierzchowski nie popiera płacenia blogerom, więc czy to nie on wykazuje się brakiem profesjonalizmu, skoro w płatnej pracy źle dobiera blogerów do współpracy, a raczej wolontariatu?
Przy okazji cieszę się, że zawsze wylewam wiadro pomyj na złe książki, bo wówczas zawsze jestem szczera, a w moich tekstach nie ma kłamstwa ani chęci wprowadzania w błąd czytelników. Ha! Taka jestem fajna.
A tak całkiem poważnie to tu akurat muszę przyznać rację i bloger powinien dotrzymać umowy.
Buhahaha! Przepraszam, ale dawno nie słyszałam czegoś tak głupiego. Pytania o pieniądze za recenzje są nie na miejscu? Czy w owych wydawnictwach pracują sami hipokryci? Chyba, że oni też nie mają pensji. W jakim świecie oni żyją, skoro wierzą, że ktoś obcy powinien robić im reklamę za darmo tylko dlatego, że to przecież dzieje się w internecie? Panie Czechowicz, bądźmy poważni. Współpraca na linii bloger-firma, czy też jak wolicie bloger-wydawca to nie relacja przyjacielska, lecz partnerska, a jeśli myślicie, że darmowe książki aż tyle zmieniają w życiu blogera by coś od niego "wymagać" to chyba zapomnieliście o istnieniu bibliotek, które się nie oburzają o złe recenzje książek.
Biblioteka - jak wyżej.
Teraz napiszę coś za co srogo mi się oberwie. Siłą blogera jest jego niedoskonałość. Odbiorcą książki czy każdego innego produktu są najczęściej osoby, które są niedoskonałe, nie mają kierunkowego wykształcenia itd. Nie trzeba być absolwentem polonistyki by czytać książkę, tak samo nie trzeba mieć dyplomu informatyka by korzystać z komputera. Jako przeciętny, niedoskonały nabywca ufam opinii innego niedoskonałego człeka, który powie mi co myśli o danym sprzęcie czy książce. I gwiżdżę na to czy profesjonalny recenzent bez dachu nad głową dostrzeże geniusz w "Mrocznej bohaterce" czy innym gniocie. Firmy i wydawnictwa piszą do blogera, bo wiedzą, że czytelnicy mu ufają. Koniec kropka.
Przypominam, że Hordyniec to ta blogerka od redagowania książek polskich autorów. Ogólnie się zgadzam, ale Katarzyno, jeśli naprawdę nie wierzysz w istnienie złych książek zapraszam tutaj.
W artykule możecie przeczytać ciąg dalszy, którego już nawet nie chce mi się komentować, bo i tak stworzyłam najdłuższy tekst w historii bloga. Na koniec pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie zawarte przez panią Milenę w tytule. Blogerzy książkowi są świetnymi, pozytywnymi i pełnymi pasji ludźmi, którzy często nie dostrzegają i nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Ze wszystkich sił starają się przelać jak najwięcej kultury do internetów, często nie otrzymując nic w zamian, poza wsparciem swoich czytelników. Nie oceniajcie ich przez pryzmat artykułów, które wyolbrzymiają problemy, nie pokazują plusów (ani blogerów, ani wydawców, a przy tym kompletnie zapominają o czytelnikach i klimacie tego małego skrawka internetu) oraz mieszają informację sprzed kilku dni i roku, jakby rzeczywistość była niezmienna. Takie teksty tylko szkodzą. Robienie z blogerów książkowych ofiar, którymi wszyscy pomiatają nie jest moim zdaniem dobrym wyjściem, zwłaszcza, że czasy, gdy nie zarabiali na współpracach zaczynają powoli odchodzić w zapomnienie. Blogerze książkowy uwierz w swoje możliwości!
Ps. Z racji tego, że blogerzy literaccy mają "rzadko okazję do spotkań" zapraszam wszystkich na coroczne spotkanie blogerów po Targach Książki w Krakowie. Łapcie link do wydarzenia na facebooku!
Ps2. Sprawdźcie też odpowiedź Stulecia literatury na oba teksty (Gosiarelli i Wyborczej)
Zacznijmy od tytułu "Reckę napisałaś miodzio - kim są polscy blogerzy książkowi?", który już sam w sobie brzmi odrobinę prześmiewczo. Może chociaż lead będzie bardziej poważny: Blogerzy książkowi - coraz bardziej liczące się środowisko. Mogą liczyć na występ w reklamie banku i testowanie samochodów. No i na bezpłatny egzemplarz książki. - tiaaa... coś nie wyszło. Dalej brzmi, jakby robili sobie jaja. Bądźcie jednak dzielni, bo przed nami najlepsze, czyli główna część artykułu:
Blogerzy piszący o książkach zdają sobie sprawę, że reszta blogerskiego światka ma ich za prawdziwych frajerów. (...)
Czekajcie, czekajcie! Dwa lata byłam typową blogerką książkową i nie zdarzyło mi się, by blogerzy z innych środowisk powiedzieli lub zasugerowali, że jestem frajerką od tych książkowych frajerów. Na wszelki wypadek wolałam sprawdzić co o tym myślą inni blogerzy. Zapytałam o zdanie Pawła z zombiesamurai.pl, Ilony z ilonapatro.com oraz Natalię z bomabycmrucznie.pl. Zgodnie stwierdzili, że nie uważają ich za frajerów. Przyglądałam się reakcji w blogosferze na ten zarzut i reakcje potwierdzają zdanie Pawła, Ilony i Natalii. Skąd więc pani Milena wytrzasnęła swoje rewelacje? Tego nie wiem.
Bloger książkowy może liczyć na książkę od wydawnictwa. Zwykle są to jednak egzemplarze recenzenckie, czyli bez okładek, jeszcze w roboczej wersji, czasem jedynie w formacie PDF. - Wiele działów promocji nie zada sobie nawet trudu, żeby przesłać potem właściwą wersję książki, taką, którą można by postawić na półce - żalili się blogerzy na spotkaniu "Bloger to ma życie..." podczas Festiwalu Literatury Kobiecej "Pióro i Pazur" w Siedlcach.
Tak, bloger książkowy może liczyć na książkę od wydawnictwa. Tak, są to egzemplarze recenzenckie, ale jedyne co je różni to brak hologramu na czwartej stronie okładki. Dość często pojawia się także pieczątka z napisem "egzemplarz recenzencki", ale "białe kruki", czyli wersje robocze i wersje w pdf wysyła się tylko, gdy normalne książki nie są gotowe, czyli na kilka tygodni przed premierą. Faktem jest natomiast, że czasami wydawnictwo zapomina wysłać później normalną wersję książki, ale osobiście nigdy się z tym nie spotkałam.
Takie spotkania jak festiwale czy ubiegłotygodniowa wizyta w redakcji "Książek. Magazynu do Czytania" to dla nich zresztą rzadka okazja do spotkań. Blogerzy książkowi, choć wydają się dużo bardziej zgranym środowiskiem niż szafiarki, widzą się wtedy na żywo często po raz pierwszy w życiu. (...)
I tak i nie. Blogerów piszących o literaturze jest naprawdę wielu, więc siłą rzeczy ciężko poznać wszystkich, zwłaszcza tych z drugiego końca Polski. Jednak sama znam ich naprawdę wielu i to nie tylko tych krakowskich, z którymi zresztą często się spotykam, ale także tych z Warszawy, Poznania, czy Katowic. Targi Książki w Krakowie, Warszawie i wszystkich innych miastach zawsze są okazją do spotkania blogerów z całego kraju. Dodatkowo zlatujemy się na konwentach, spotkaniach z pisarzami, corocznych imprezach organizowanych specjalnie dla nas, czy też spotkaniach w poszczególnych województwach. Jak widać okazji nie brakuje. Nie rozumiem, więc o co chodzi.
To przy takich okazjach wychodzi na przykład, że niektórym zdarzają się bardziej lukratywne propozycje, pod warunkiem jednak, że blog prowadzą na wysokim poziomie merytorycznym i mają wystarczająco liczne - z punktu widzenia działów marketingu - grono czytelników. Wtedy, jak Katarzyna Czajka prowadząca bloga "Zwierz Popkulturalny" (...)
Czytam i uwielbiam blog Zwierza, dlatego nie rozumiem, jak ktoś przy zdrowych zmysłach...wróć... jak ktoś kto choć raz wszedłby na jej bloga, mógł napisać, że jest blogerką książkową? Już sama nazwa wskazuje, że Zwierz jest Popkulturalny. Panie i Panowie czytajmy ze zrozumieniem. Chyba, że to, że od czasu do czasu Zwierz popełni wpis o literaturze ma automatycznie oznaczać, że jest blogerką literacką? Jeśli tak to mam dla Was szokujące wieści: Kominek jest blogerem książkowym! Paweł Opydo jest blogerem książkowym! Ba! Ponad połowa blogerów jest blogerami książkowymi! Aaaaa! Blogosfera literacka podbija świat!
Zdarza się również, że o uwagę blogerów zabiegają sami pisarze, choć nie oferują nic poza chwilowym ogrzaniem się w ich blasku. - Ostatnio mam wręcz problem z pisaniem notek na bloga, bo część książek do recenzji przesyłają mi autorzy jeszcze przed posłaniem ich do wydawnictw. Moim zadaniem jest więc sprawdzić, czy akcja jest spójna, czy ciąża bohaterki nie trwa więcej niż dziewięć miesięcy albo czy to możliwe, by bohater był na tyle młody, żeby nie miał okazji uczyć się rosyjskiego - mówi Katarzyna Hordyniec prowadząca "Notatki Coolturalne". (...)
Faktycznie, pisarze często wysyłają swoje książki do recenzji. Czasami nim wyślą je do wydawców. Sama zgodziłam się na taki układ tylko raz, gdy napisała do mnie Victoria Gische, której powieść "Lucyfer. Moja historia" bardzo polubiłam. Chodziło o przeczytanie drugiego tomu, który, jeśli dobrze się orientuje, do dziś nie jest nigdzie dostępny, a mój wkład miał polegać na napisaniu (jako czytelnik) czy jest ok, a nie na recenzowaniu, czy bawieniu się w redaktora, jak to wskazuje artykuł w Wyborczej. Przyznaję, że jestem zaskoczona przypadkiem Katarzyny Hordyniec (link do bloga) i z całym szacunkiem zastanawiam się dlaczego zaakceptowała taką "współpracę".
- Na blogach można zarobić olbrzymie pieniądze, ale trzeba pisać o tak zwanym lajfstajlu. Na blogu o kulturze zarobki są takie jak w całej kulturze - mówi Czajka, doktorantka nauk społecznych i dokumentalistka w tygodniku "Polityka". - Starcza na nowe książki i bilety do kina. Ale jako zawód ta praca się nie opłaca, bo gdy pojawia się przymus, znika frajda, a stawki są tak niskie, że tego nie rekompensują.
Zwierz ma rację, jednak mam nadzieję, że stawki niebawem poszybują w górę.
Pytanie o relacje między wydawnictwami a blogerami wraca w środowisku jak refren. Rok temu dyskusję wywołała specjalizująca się w czytaniu fantastyki grupa Śląscy Blogerzy Książkowi, która dopuściła do głosu nie tylko blogerów, ale też wydawców. Pierwsi w większości wypadków zapewniali, że wystarczy im frajda z tego, iż mogą zamawiać do woli z katalogu nowości wydawniczych, i skarżyli się na protekcjonalne traktowanie, "jak połączenia natrętnej muchy z robotnikiem". Drudzy, choć przyznali, że promocja w blogosferze zaczyna mieć odzwierciedlenie w sprzedaży, narzekali, że wielu blogerów nie wywiązuje się z obietnic, a jedynie "wyciągają książki".W końcu dotarliśmy do części, w której mam więcej pytań niż odpowiedzi. Po pierwsze: Śląscy Blogerzy Książkowi specjalizują się w czytaniu fantastyki?! Obawiam się, że zaskoczyło ich to jeszcze bardziej niż mnie. Po drugie: jak dyskusja sprzed roku może być dziś aktualna? Czy tylko dla mnie tak wiele się przez ten czas zmieniło? Nie wiem czy powinnam komentować słowa, które padły tak dawno temu, bo przecież ich właściciel mógł już dawno zmienić zdanie. W końcu blogosfera ciągle się rozwija i podobno rośnie w siłę.
"Czasem zdarzają się recenzenci, którzy po prostu kompletują książki na swojej półce, nie recenzują tych, które już otrzymali, a proszą o kolejne - mówiła Marta Bartosik z Wydawnictwa Literackiego (...). - Nie jesteśmy instytucją rozdającą książki, udostępniamy egzemplarze recenzenckie i one powinny 'pracować', a nie wzbogacać czyjeś zbiory".
Książki zamiast leżeć na półce powinny pracować? Myślałam, że w przyszłości ludzi zastąpią roboty, a nie książki (świetny pomysł na opowiadanie sf!). A tak poważnie to chyba pani Bartosik chodziło o to, że to blogerzy powinni pracować, w końcu książki to przedmiot martwy, niezdolny do podejmowania żadnych czynności.
Wydawnictwa denerwują też blogerzy, którzy książki dobierają przypadkowo, bo negatywne recenzje stają się "działaniem na szkodę firmy".
W takim razie czy to aby nie wydawnictwo przypadkowo dobrało blogera? Wydawnictwo działa na szkodę wydawnictwa. No cóż... bywa.
Marcin Zwierzchowski, redaktor "Nowej Fantastyki" współpracujący z kilkoma wydawnictwami: "Można się wkurzać, gdy ktoś np. wziął do recenzji książkę fantasy, a ocenę zaczyna od tego, że nie lubi tego typu pozycji - to po co brał? To brak profesjonalizmu. Działaniem na szkodę firmy może być napisanie tekstu negatywnego, w którym pojawiają się kłamstwa czy rażące błędy, wprowadzające innych w błąd".
Eee... W późniejszej części dowiecie się, że pan Zwierzchowski nie popiera płacenia blogerom, więc czy to nie on wykazuje się brakiem profesjonalizmu, skoro w płatnej pracy źle dobiera blogerów do współpracy, a raczej wolontariatu?
Przy okazji cieszę się, że zawsze wylewam wiadro pomyj na złe książki, bo wówczas zawsze jestem szczera, a w moich tekstach nie ma kłamstwa ani chęci wprowadzania w błąd czytelników. Ha! Taka jestem fajna.
A tak całkiem poważnie to tu akurat muszę przyznać rację i bloger powinien dotrzymać umowy.
Ale najbardziej nie na miejscu wydają się wydawcom pytania o pieniądze za recenzje. Nie tylko dlatego, że - jak podkreśla Czechowicz - "blogosfera rozrosła się właśnie dzięki nastawieniu na to, by robić coś za darmo, a egzemplarz książki jest wystarczającym wynagrodzeniem".
Buhahaha! Przepraszam, ale dawno nie słyszałam czegoś tak głupiego. Pytania o pieniądze za recenzje są nie na miejscu? Czy w owych wydawnictwach pracują sami hipokryci? Chyba, że oni też nie mają pensji. W jakim świecie oni żyją, skoro wierzą, że ktoś obcy powinien robić im reklamę za darmo tylko dlatego, że to przecież dzieje się w internecie? Panie Czechowicz, bądźmy poważni. Współpraca na linii bloger-firma, czy też jak wolicie bloger-wydawca to nie relacja przyjacielska, lecz partnerska, a jeśli myślicie, że darmowe książki aż tyle zmieniają w życiu blogera by coś od niego "wymagać" to chyba zapomnieliście o istnieniu bibliotek, które się nie oburzają o złe recenzje książek.
Natalia Kado, wydawnictwo BookSenso: " [Wysyłając blogerom bezpłatne egzemplarze,] dostarczamy im materiału do prowadzenia bloga".
Biblioteka - jak wyżej.
Zwierzchowski: "Pisanie recenzji na bloga jest pracą podobnie jak pisanie recenzji do tradycyjnej prasy, a przecież wydawcy za to dziennikarzom nie płacą - to byłaby chora sytuacja. O pensje dziennikarzy dbają ich pracodawcy. O pensję blogera może zadbać właściciel platformy, której taka osoba nabija odwiedziny. Nigdzie na świecie recenzenci nie są finansowani przez producenta ocenianego produktu - skąd takie roszczenia u blogerów? (...)".Nie mam pojęcia, jak mogę się do tego odnieść. Witki mi opadły. Szczerze wierzę, że pan Zwierzchowski zdążył przez ostatni rok zmienić zdanie, więc nie będzie się na mnie obrażać o to co napiszę, ale z cały szacunkiem chyba nie do końca przemyślał swoją odpowiedź. Nigdzie na świecie recenzenci nie są finansowani przez producenta ocenianego produktu - to co żywią się u brata Alberta i nocują w przytułku? Nie jestem pewna, czy obdarzyłabym zaufaniem ubogiego, bezdomnego recenzenta, chociaż z pewnością wrzuciłabym mu do puszki 2 zł na książkę.
Powracającym często zarzutem wobec blogerów książkowych są różnego rodzaju niedoskonałości merytoryczne. - Ogólny poziom merytoryczny rzeczywiście nie jest za wysoki, bo za blogowanie biorą się także ci, którzy nie mają kompetencji, by pisać o książkach. I nie chodzi tu tylko o kierunkowe wykształcenie, ale przede wszystkim o umiejętność dostrzegania w omawianej książce jej cech dystynktywnych i akcentowania ich - mówi Czechowicz.
Teraz napiszę coś za co srogo mi się oberwie. Siłą blogera jest jego niedoskonałość. Odbiorcą książki czy każdego innego produktu są najczęściej osoby, które są niedoskonałe, nie mają kierunkowego wykształcenia itd. Nie trzeba być absolwentem polonistyki by czytać książkę, tak samo nie trzeba mieć dyplomu informatyka by korzystać z komputera. Jako przeciętny, niedoskonały nabywca ufam opinii innego niedoskonałego człeka, który powie mi co myśli o danym sprzęcie czy książce. I gwiżdżę na to czy profesjonalny recenzent bez dachu nad głową dostrzeże geniusz w "Mrocznej bohaterce" czy innym gniocie. Firmy i wydawnictwa piszą do blogera, bo wiedzą, że czytelnicy mu ufają. Koniec kropka.
- Nie jestem profesjonalnym krytykiem, nie mam ambicji pisania naukowej analizy książki, ale dzielę się emocjami, które wywołała u mnie lektura. Znam siebie i wiem, co będzie mi się podobało, stąd tak dużo u mnie pozytywnych recenzji. Bo ja naprawdę wierzę, że nie ma złych książek, są tylko nietrafieni czytelnicy - mówi Hordyniec.
Przypominam, że Hordyniec to ta blogerka od redagowania książek polskich autorów. Ogólnie się zgadzam, ale Katarzyno, jeśli naprawdę nie wierzysz w istnienie złych książek zapraszam tutaj.
W artykule możecie przeczytać ciąg dalszy, którego już nawet nie chce mi się komentować, bo i tak stworzyłam najdłuższy tekst w historii bloga. Na koniec pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie zawarte przez panią Milenę w tytule. Blogerzy książkowi są świetnymi, pozytywnymi i pełnymi pasji ludźmi, którzy często nie dostrzegają i nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Ze wszystkich sił starają się przelać jak najwięcej kultury do internetów, często nie otrzymując nic w zamian, poza wsparciem swoich czytelników. Nie oceniajcie ich przez pryzmat artykułów, które wyolbrzymiają problemy, nie pokazują plusów (ani blogerów, ani wydawców, a przy tym kompletnie zapominają o czytelnikach i klimacie tego małego skrawka internetu) oraz mieszają informację sprzed kilku dni i roku, jakby rzeczywistość była niezmienna. Takie teksty tylko szkodzą. Robienie z blogerów książkowych ofiar, którymi wszyscy pomiatają nie jest moim zdaniem dobrym wyjściem, zwłaszcza, że czasy, gdy nie zarabiali na współpracach zaczynają powoli odchodzić w zapomnienie. Blogerze książkowy uwierz w swoje możliwości!
Ps. Z racji tego, że blogerzy literaccy mają "rzadko okazję do spotkań" zapraszam wszystkich na coroczne spotkanie blogerów po Targach Książki w Krakowie. Łapcie link do wydarzenia na facebooku!
Ps2. Sprawdźcie też odpowiedź Stulecia literatury na oba teksty (Gosiarelli i Wyborczej)
116 Komentarze
Zgadzam się z większością Twoich opinii. Tekst zbulwersował nie tylko Ciebie, aczkolwiek wiele osób pominęło jego przesłanie i swego rodzaju ośmieszenie blogosfery literackiej na rzecz ekscytacji pierwszym wpisem o blogach książkowych na poważniejszym portalu. Tylko też nie dostrzegam zbyt wielu naszych plusów w artykule...
OdpowiedzUsuńTym którzy nie wiedzą, Gośka dała mi ten tekst do przejrzenia, wiecie korekta i powiedz co myślisz i jak postanowiłam przygotować sobie komentarz do niego, to wyszło mi 1,5 strony w Wordzie. Także tego, zapraszam do siebie (Gosiarella sie zgodziła na małą reklamę) http://www.stulecieliteratury.pl/2014/10/mia-byc-komentarz-ale-co-tam-czyli-po.html
OdpowiedzUsuńWłaśnie, moim zdaniem tu nie ma zastosowanie powiedzenie, że 'nieważne co mówią, ważne by mówili'.
OdpowiedzUsuńA jak mogłabym się nie zgodzić?! Fakt, że ktokolwiek (zwłaszcza Ty) napisał komentarz na 1,5 strony A4 - już samo w sobie jest zajebiste ;)
OdpowiedzUsuńDzięki temu mamy: 1. Najdłuższy tekst w historii bloga i 2. Najdłuższy komentarz na tekst w historii bloga +100 punktów za opublikowanie na innej stronie. Dziś dzień bicia rekordów! :)
I właśnie to co piszesz najbardziej mnie zdziwiło w odbiorze tego tekstu Wyborczej. Tyle osób się ucieszyło, że w końcu ktoś dostrzegł blogosferę literacką, że kompletnie nie zwrócili uwagi, że przedstawiani zostali w nie do końca korzystnym świetle. Ba! Jeszcze porównali książkowych z szafiarkami i pokazali negatywny odbiór wydawnictw - to tylko wszystkim zaszkodzi i ich skłóci.
OdpowiedzUsuńHahaha, właśnie siedzę przed lapkiem i zachowuję się jak ty w ekstazie, znaczy macham rękami itd. wyobraź to sobie sobie (podwójne celowe).
OdpowiedzUsuńW 100% się zgadzam!
OdpowiedzUsuńHaha:) Fajnie, że w końcu to nie ja zachowuję się jakbym miało mnie zaraz rozsadzić :) Jeśli wyglądasz choć w połowie tak głupio, jak ja, gdy macham rączkami to lov ju jeszcze bardziej :*
OdpowiedzUsuńTak bardzo przyzwyczaiłam się do tego głupiego gadania, że ten artykuł nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Serio. Przeczytałam, pokrzywiłam się do monitora (jeeeny, ile można słuchać tego samego) i zapomniałam. Nie walczę o pieniądze, bo moje blogowanie nie będzie trwało wiecznie a im więcej czytam takich mądrości, tym bardziej i szybciej chcę się od tego wszystkiego odciąć. Ale fakt, zgadzam się z tym co napisałaś. W różnym stopniu z każdą tezą, ale jednak. Podziękował za taki artykuł, serio.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Nikt nie powinien tak na to patrzeć. Pokazałam go znajomej kompletnie spoza blogosfery i nie do końca przekonanej do książek i dostałam pytanie "To Wy jesteście książkowymi szafiarkami? Książka do pokazania raz, jednej recenzji i sprzedajesz?" Nie bardzo potrafiła zrozumieć, że książki mają większą wartość niż ubrania. Szczególnie że ja swoich recenzenckich nie sprzedaję. Jak już mi się nie podobała, to daję komuś w prezencie, bo w końcu też dostałam, nie płacąc. Mniejsza o ten temat. Samo stwierdzenie, że jedno słowo o książce wystarczy i dziękuję uważam za krzywdzące, gdyż jednak wiele książek przewija się u nas kilkukrotnie, jak u Ciebie, Gosiarello, "Mroczna bohaterka" albo ten wpis z 5 najgorszymi tytułami.
OdpowiedzUsuńŚwietny przykład z tą koleżanką! Ja swoje recenzenckie również oddawałam, jeśli nie chciałam ich sobie zostawiać. Po prostu puszczałam dalej w świat, niech sobie 'rosną':)
OdpowiedzUsuńCo do jednej rzeczy, której się u Ciebie dziwię, to Twoje zdziwienie na czytanie "szczotek" od autorów jeszcze przed publikacją :) Też mam autorów, których czytam przed wydaniem i pomagam ocenić realistyczność jakichś wątków, wiarygodność postaci itp. ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%. Swoją drogą, mogę jedynie wyjaśnić o co chodziło Pani Marcie z Literackiego. Książki nie powinny leżeć na półce, tylko być czytane, a przez nas recenzowane. Analizowane, bla bla bla. A nie, że recenzent dostanie, książkę postawi na półce, nie przejrzy jej a prosi o następne. Coraz mniej jest takich przypadków, ale wciąż są.
OdpowiedzUsuńTen tekst mnie przygniótł, poczułam się jawnie poniżona, ej no. Nie jestem frajerką. Gdzie te czasy, gdzie czytanie książek było dla ludzi inteligentnych? :D
Podejrzewałam, że o to jej chodziło, jednak trochę zabolało mnie takie postrzeganie, że to książka pracuje, a nie bloger. Wydawcy czasami zapominają albo nie zdają sobie sprawy ile pracy wkłada bloger w swojego bloga: czytanie, pisanie, komentowanie itp., ale o tym przecież doskonale wiesz ;) Dlatego tak się przyczepiłam do tego, że to książka pracuje.
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie jesteś! Nie spotkałam nikogo z poza książkowej blogosfery, który by uważał nas/ich za frajerów i nasz/ich brak wiary w siebie to jeden z naszych/ich największych problemów. Powinni poznać swoją wartość i zacząć ją doceniać :)
Dokładnie, ja u siebie o tym napisałam, znam kilka takich blogerek, które dostają książki duużo wcześniej niz wydawcy. Ba, właśnie sobie uświadomiłam, że sama tak czytałam jedną książkę i nawet pomagałam autorowi, jak szukał wydawnictwa, które by mogło opublikować powieść.
OdpowiedzUsuńKsiążka na siebie pracuje, to taki skrót myślowy. Już to Gosiarelli wytłumaczyłam na pw:)
OdpowiedzUsuńKłaniam się nisko i cieszę się, że napisałaś "im więcej czytam takich mądrości, tym bardziej i szybciej chcę się od tego wszystkiego odciąć", bo to świetnie podsumowuje, jak działają takie teksty, jakie opublikowała Wyborcza. Chyba nie taki miał być ich cel, a przynajmniej nie powinien być, więc dlaczego niemal zawsze tak się piszę o blogosferze książkowej?
OdpowiedzUsuńSoulmate, ja bym się bez Ciebie i Twojego pecha zapłakała, więc nie rób mi tego :*
Dokładnie! Wszystko o czym piszemy, niemal zawsze jest po jakimś czasie odświeżane i znów na siebie (w tym przypadku na rzecz wydawnictwa) pracuje. Krzywdzące jest dla blogera, gdy nikt tego nie docenia i umniejsza jego pracę, gdy naprawdę po wielu blogach widać, jak wiele jest włożonego w niego wysiłku i pasji.
OdpowiedzUsuńCel miał być taki, żeby pokazać blogerom książkowym gdzie jest ich miejsce. Przecież tworzyli go "wielcy blogosfery" i prawdziwi dziennikarze. Bo nikt nie może pisać o książkach tak po prostu, wszyscy czyhamy na ich miejsca.
OdpowiedzUsuńOd jutra na pewno wdrożę plan przejęcia kwatery tej całej bohemy literackiej i będę rządzić internetami. Bójcie się.
Ot. Ból dupy, bo niektórzy blogerzy trafiają do szerszego grona i cieszą się większą sympatią. O jeny jeny.
Nie martw się, gdy rzucę bloga nie popełnię samobójstwa - nadal będę przychodzić na spotkania blogerów i wtapiać się w tłum, żeby w najgłupszym momencie powiedzieć coś naprawdę głupiego i zostać zapamiętaną jako ta "pechowa" :)
Ale pech Soulmate nie przekłada się na bloga, tylko na nią samą jako jednostkę:D co nie zmienia faktu, że blogowania absolutnie ma nie rzucać.
OdpowiedzUsuń"Od jutra na pewno wdrożę plan przejęcia kwatery tej całej bohemy literackiej i będę rządzić internetami". Uwaga publiczne wyznanie uczuć: Soulmate luv u!
OdpowiedzUsuńZgadzam się chociaż chyba nigdy nie zrozumiem skąd przyszło do głowy dziennikarzom, że blogerzy chcą zająć ich miejsce. Oni są w prasie tradycyjnej, radiu i telewizji, często też na portalach, a my mamy blogi. Działamy inaczej. My kierujemy się emocjami - oni tym co naczelny karze. Sama nie mam ambicji by zostać prezenterką w TVN, chociaż Twój "plan przejęcia kwatery tej całej bohemy literackiej" kusi. Rób plany, a ja się dołączę - ot tak za ból dupy ;)
OdpowiedzUsuńJeśli nie będziesz miała bloga to za karę dostaniesz plakietkę "gość" :P
Awwwwwww <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę się z czymś takim nie spotkałam na takiej zasadzie ;) W waszych wypowiedziach nie czuję goryczy, czy żalu za to, że to robiłyście, więc rozumiem, że było to w pełni dobrowolne i sprawiało frajdę. Jednak przez cały ton artykuł odniosłam wrażenie, że ktoś "frajerował" blogerów takimi "obowiązkami".
OdpowiedzUsuńNo tak... Czytanie książek to w ogóle takie frajerstwo, wychodzi na to ;) A co dopiero pisanie o nich! I to za darmo, z pasji i miłości do literatury i do swojego grona czytelników... Szkoda, że jak w końcu ktoś napisał o blogosferze literackiej, to wyszło jak wyszło i teraz nie do końca jest się z czego cieszyć. Nigdy nie myślałam o zarabianiu poprzez pisanie moich tekstów, więc nie wiem, może jest to forma frajerstwa, ale cóż ja poradzę na to, że tak mi się dobrze pisze i gada o literaturze? :D
OdpowiedzUsuńOlga, żadne frajerstwo ;) Chyba wszyscy książkowi blogerzy (a przynajmniej Ci dobrzy) zaczynali i dalej to robią ze względu na swoją pasję i przyjemność, jaką z tego mamy. I nikt nie powinien sugerować, że to frajerstwo. Koniec i kropka! Zwłaszcza, że nie znalazłam nikogo kto by potwierdził tezę pani Mileny.
OdpowiedzUsuńNikt też nie powinien uważać, że nie na miejscu jest myślenie o zarabianiu na tym. Jeśli ktoś chce zarabiać na swojej pasji ma do tego pełne prawo, podobnie jak do nie zarabiania. Nikt nie powinien być przez to lepszy czy gorszy ;) W końcu literacka blogosfera jest świetna i może wszystko :) Tylko musi o tym pamiętać!
i niech "pracują" ;P Sorry, nie mogłam się powstrzymać :D
OdpowiedzUsuńDobrze, dobrze, jakoś mi to słowo właśnie uciekło:)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nawet nie wiem co powiedzieć, bo chociażby każdy bloger książkowy zaczął się bronić to i tak sądzę że wiadra pomyj nadal będą na nas wylewać, w końcu mieszani z błotem byli różni blogerzy kulinarni,''szafiarki'' itp. Polska mentalność jest okropna, każdy każdemu dołki kopie, nie daj boże komuś się coś uda bo od razu żywcem zakopią. A jeszcze jak ktoś robi to z pasji, i za DARMO, no nie możliwe! Najlepiej zrobić w człowieka ścierę do podłogi i nawyzywać od frajerów. Rzeczywiście są ludzie którzy zakładają blogi by mieć darmowe książki, tak samo jak istnieją 'blogerzy' którzy zakładają blogi modowe bo sądzą że poprowadzą bloga tydzień najwyżej miesiąc będę mieli sto tysięcy obserwatorów, trzy razy więcej komentarzy, pięć szaf darmowych ciuchów, szastali kasą i nie będą schodzić ze ścianek. Niestety , rzeczywistość jest inna i takie osoby zazwyczaj po miesiącu dają sobie spokój, więc wydawnictwa które dają książki do recenzji takim blogerom sami narażają się na to że recenzji nie zobaczą. Ludzi po prostu boli to że ktoś może zarabiać nie wychodząc z domu, pisząc takiego bloga a ktoś musi zapierdzielać 12h dziennie w jakimś zawodzie, a nie ukrywajmy że każda z tych osób gdyby miała poczytalnego bloga, skorzystałaby z możliwości zarabiania w ten sposób. A jeżeli ktoś ma mnie za frajerkę, okej. Tylko że ja mam pasję i robię to co kocham, spełniam się w tym, mam możliwość rozwijania się, każdy post daje mi radość a statystyki mnie nie interesują, bo piszę dla siebie a nie dla darmowych książek. Wolę być taką frajerką niż nie mieć w życiu pasji, chodzić do pracy której nienawidzę i mieć pretensje do całego świata że moje życie jest beznadziejne bo jedyne zajęcia jakie mam to praca-dom i wpieprzanie chipsów przed telewizorem narzekając jak to zmęczona nie jestem. Yh!
OdpowiedzUsuńTo z tym frajerstwem to właśnie tak z przymrużeniem oka napisałam, bo też mnie wkurzyło, że według tego tekstu to jesteśmy jakimiś ciamajdami blogosfery co to nie wiedzą jak się ogarnąć i pokazać. Wiadomo, że czytanie książek to nie jest rozrywka dla wszystkich, nie są to ciuchy, czy piwo, ale no bez przesady - pasja to pasja, nie ma gorszej, czy lepszej i i nie pojmuję po co w ogóle się za to zabierać w ten sposób. Szkoda, że tak ten artykuł średnio wyszedł, bo była szansa na naprawdę fajny tekst :)
OdpowiedzUsuńTo jaką frajerką jestem, skoro nie tylko piszę o książkach, ale jeszcze nie współpracuję z wydawnictwami :P? Myślę, że autorka artykułu trochę za bardzo wierzy, że wszyscy blogerzy chcą być "profesjonalni"- czyli współpracować z firmami i zarabiać na blogu.
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda, że pierwszy tekst o polskich blogach książkowych w tradycyjnych mediach ma takie braki merytoryczne. Ale może to pierwsza jaskółka i potem będzie lepiej?
Amen siostro.
OdpowiedzUsuńVictoria, Twój komentarz powinien być dołączony do każdego egzemplarza Gazety Wyborczej z tym ich nieszczęsnym artykułem i oczywiście na portalu. Świetnie podsumowałaś wszystko, co powinno się tam znaleźć jako odpowiedź blogera książkowego! Dzięki Ci za to!
OdpowiedzUsuńNiestety najwidoczniej GW nie wpadła na to by poszukać głębiej i sprawdzić co tak naprawdę blogerzy o tym sądzą, jak to widzą i jaka jest rzeczywistość.
Masz także rację, jeśli chodzi o postrzeganie zarabiających blogerów. Ludzie zamiast wziąć z nich przykład by znaleźć pracę, którą będą kochać, i która będzie ich pasją, wolą się złościć i kopać dołki. Bo w imię czego ktoś może być szczęśliwy, skoro jakiś Kowalski musi codziennie wstawać do znienawidzonej roboty.
Widzicie ja kiedyś napisałam na blogu, że fajnie byłoby móc na nim zarabiać, to się dowiedziałam, że jak się zaczyna zarabiać na blogu to jest to praca i przestaje być przyjemnością a staje się obowiązkiem i traci się frajdę ze swojej pasji. WTF?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem komentowany artykuł i zrobiło mi się trochę żal autorki tych dyrdymałów. Wygląda to na typowy tekst pisany pod z góry przyjętą tezę. Nie podoba mi się przede wszystkim dlatego, że z automatu zakłada, iż każdy człowiek prowadzący bloga poświęconego tematyce książkowej, nastawiony jest na otrzymywanie egzemplarzy recenzenckich, bądź na zarabianie. Dla wielu ludzi literatura jest pasją, a nie narzędziem do pozyskiwania pieniędzy. Porównywanie blogów "lifestylowych" z blogami książkowymi jest dla mnie co najmniej dziwne.
OdpowiedzUsuńJesteś pewna, że chcesz poznać odpowiedź :P Ale jak to?! Naprawdę nie każdy bloger chce być profesjonalistą? Przecież po takich rewelacjach w GW mnóstwo mózgów eksploduje ;)
OdpowiedzUsuńMusimy wierzyć, że następne będą pozytywne. Dziennikarze wyciągną wnioski, pójdą po rozum do głowy, zgłębią temat i napiszą taki tekst, że będę im biła pokłony! Trzymajmy kciuki! :)
Też się z tym nie zgadzam, ale może niektórzy zniechęcają się przy słowie "praca", czy "pensja"? Kij ich wie, ludzie mają różne fobie :P
OdpowiedzUsuńMoje zdanie znasz - jestem z tych, które chcą spędzić życie szczęśliwie, robiąc to co się kocha :)
Ciamajdami XD Podoba mi się to określenie!
OdpowiedzUsuńMoże następny artykuł będzie lepszy? Dziennikarze zaczną uczyć się na błędach kolegów (w tym przypadku koleżanek) i pokażą blogosferę książkową z jak najlepszej strony, czyli jedynej właściwej! :)
No byłoby to z pewnością godne :D
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńZaiste :D
OdpowiedzUsuńI tym sposobem stałam się seryjnym mordercą :P.
OdpowiedzUsuńJeśli jakieś wydawnictwo będzie chciało nawiązać współpracę, to czemu nie. Ale nie czuję potrzeby zabiegania, pisania tylko pozytywnych recenzji czy pilnowania profilu bloga (bo lubię czytac różne rzeczy).
Trzymamy! Z całych sił, chociaż rozsądek twierdzi, że to nie ma sensu. Ale ja jeszcze wierzę, że Moffat jest w stanie napisać spójną fabułę sezonu, więc można mnie uznać za optymistkę.
GW jak i inne szmatławce że już tak się wypowiem , karmią się tym że zrobią z blogerów ludzi którzy nie łapią się do żadnego poziomu społecznego, blogerzy są nikim.I jeżeli jakiś portal/gazeta napisze coś złego to ludzie klaszczą, zacierają rączki że wreszcie tym '' hienom społecznym '' którzy nie chodzą do normalnej pracy za śmieszne pieniądze pokazał! No ale niestety Polski Naród jest taki że my tylko narzekamy i zawsze wszystko jest be. I coś tak czuję że jeśli chodzi o blogerów książkowych to dopiero początek i niestety będą ataki, tak jak były ataki na inne '' branże ''.A gazety właśnie na takich rzeczach zarabiają bo jeżeli pierdykną ładny nagłóweczek i naubliżają blogerom, to ktoś kto naszego środowiska nie trawi, kupi tą gazetę by napawać jadem który wypływa z tego tekstu. Mam nadzieję jednak że się mylę i pójdą po rozum do głowy, bo jeśli nie to chętnie bym podyskutowała z autorami przyszłych tekstów. Bo takie osoby naszym kosztem się wybijają jako cenieni 'dziennikarze', taka prawda. Rączka rączkę myje.
OdpowiedzUsuń@Magda K-ska No bo na dobrą sprawę co taki Polak może napisać? On musi pracować za najniższą krajową, ledwo wiąże koniec z końcem a taki bloger ma mieć lepiej? a co taki bloger potrafi i robi żeby zarabiać lepiej ? Przykład np. Łukasza Jakóbiaka facet robi kawał dobrej roboty, do wszystkiego doszedł zamiast trzymać za niego kciuki bo naprawdę wróży mu się dobrze to taki Pudelek żeby mieć większą poczytalność bo wiadomo pod informacjami o blogerach zbiera się spory hejt i ludzie zgadzają się z tym co każdy szmatławiec na nas napisze, potrafią zarzucić że Jakóbiak nie nadaje się do telewizji bo ma za duży nos. I już mają po kilkanaście tysięcy wejść, na czym zarabiają. Ale tego nikt im nie wytknie :) Także nie ma co się przejmować tylko nie marnować okazji jeżeli są . :)
Moim zdaniem przyszedł nas czas, zostaje się z tego cieszyć. A to czy gadają oszczerstwa czy nie, jak jest naprawdę wiemy my i nasza recenzencka rodzina. Nie znamy się wszyscy po jest nas coraz więcej, co nie znaczy że nie stwarzamy sobie okazji do poznawania się. No i jesteśmy w tym wszyscy razem no bo nie ukrywajmy każdego blogera książkowego to mniej lub więcej zabolało. O nas zrobi się głośniej, no bo mówić będą, ludzie będą sprawdzać i wyjdziemy tak naprawdę i tak na plus i tak. I może taki blog recenzencki za jakiś czas rzeczywiście będzie możliwością zarabiania z pasją ? :) Pożyjemy zobaczymy, a im więcej tekstów na nasz temat, tym więcej rozgłosu dla nas :D
No ręce człowiekowi opadają, jak ma czytać takie artykuły. Niniejszym oświadczam, że mój dzienny poziom absurdu został dziś przekroczony podwójnie (zaczął wykładowca). Nie wiem, co mogę powiedzieć ponad to, że autorka artykułu wyssała większość z palca, bo jak widać prawie nic się nie zgadza, to chyba ma jakiś problem z blogerami. Albo książkami. Albo sobą. O, to to, na pewno. Cóż, smutne.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazł się taki różowy ktoś, kto wywalił kawę na ławę. Jestem z Tobą, święta racja! I mam nadzieję, że książkowi blogerzy się nie poddadzą.
Ps. Dziękuję za książkę, zapowiada się ciekawie.:)
Wyczerpałaś cudownie temat. Podpisuje sie z plusikami pod twoim postem. Ale mnie wkurzyła...a już napewno nie zgodzę się z tym, że nie ma złych książek tylko źle dobrani czytelnicy. Jakiś aburd. Jeśli książka jest kiepska mam prawo to powiedzieć. Nie ważne czy dostałam ją za darmo, czy kupiłam czy mi za recenzje zapłacili. Książką. Łaskawie. Nie kupili mojego prawa do wolności słowa.
OdpowiedzUsuńJestem frajerem ! Czytam i piszę o książkach za darmo ! Co gorsza - kocham to robić !
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że "szanowna pani redaktor" nigdy nie musiała pisać bloga o niczym, bo dostała swój tytuł dzięki czyimś plecom... Takie odnoszę wrażenie, bo jak można pisać tak beznadziejny tekst, o rzeczach których się kompletnie nie rozumie. Chociaż w zasadzie, jej za to zapłacili, a jak wiadomi pieniądze każdego pozbawią honoru...
OdpowiedzUsuńTo tak jak dorośli, którzy twierdzą, że każdy nastolatek chla, ćpa i Bóg wie co jeszcze, podczas gdy na przykład ja (mając lat dziewiętnaście, czyli jakby nie patrzył wciąż naście) nigdy nie miałam w ustach papierosa... Moim zdaniem, to wrzucanie wszystkich do jednego wora i porównywanie z sępami książkowymi (którzy ku mojemu ubolewaniu żyją wciąż pasożytniczo) jest nieprofesjonalne.
Teraz ta pani jest dla mnie po prostu skreślona i skrytykuję już każdy jej artykuł bez czytania treści, bo niby czemu mam poświęcać uwagę komuś kto wyśmieje mnie za sam fakt jakiego bloga posiadam nawet na niego nie zaglądając?
Osobiście jestem dumna ze swoich osiągnięć i niedoskonałości, która sprawia, że jestem sobą i niczego nie udaję! Moi czytelnicy do doceniają, a dla mnie to największa nagroda. W końcu ten blog zrodził się z PASJI i tylko dzięki niej nadal istnieje. Niestety nie zrozumie tego osoba, która żadnej pasji oprócz pieniędzy nie posiada (swoją drogą, w tekście jest tyle doniesień do płacenia honorarium, że to spostrzeżenie nie jest wyssane z palca)
A teraz wracam na swojego frajerskiego bloga pisać kolejne beznadziejne recenzje, bo już wolę być frajerką niż krytykiem, który nie wie do końca o czym mówi ;-)
Buziaki :-*
Ciiii...bo jeszcze ktoś Cię nakryje :)
OdpowiedzUsuńI absolutnie tego nie rób! Tzn. nie chodzi mi o to, żebyś nie współpracowała, bo to jest spoko, ale zabieganie, pisanie tylko pozytywów i pilnowanie profilu bloga to zbrodnia! Nie daj się i rozwalaj mózgi!
Porównanie boskie! XD
Ależ ja się w żadnym wypadku nie przejmuję. Po prostu żal mi trochę ludzi, którzy uważają, że nie można zarabiać na tym co się kocha robić. Bo mnie się wydaje, że jak np. wybiera się kierunek studiów, to taki, który nas interesuje i chcielibyśmy z nim związać swoją pracę (inna sprawa, że niewielu się to udaje), a więc zarabiać na czymś co lubimy i co nas pasjonuje w jakimś stopniu. A tu się okazuje, że nie, praca i przyjemność się wykluczają. Ale ja to chyba idealistka jestem, choć do tej pory uważałam się za realistkę.
OdpowiedzUsuńCo do hejtu na blogerów. Nie powiem (bo to byłaby hipokryzja) są tacy blogerzy (akurat nie książkowi), za którymi nie przepadam i potrafię skrytykować ich wpis, ale nie krytykuję nigdy tego, że zarabiają na swoich blogach. Skoro mają wiernych czytelników, potrafią przyciągnąć tłumy do siebie, to dlaczego mieliby na tym nie zarabiać? A ja po prostu ich czytać nie muszę jeśli nie mam ochoty i już:) A hejt dla samego hejtu jest dla mnie żałosny i tyle.
Geez... co zrobił Twój wykładowca? Mam go sprać?
OdpowiedzUsuńMyślę, że brak dobrego przygotowania, zgłębienia tematu i brak jakiejkolwiek myśli przewodniej w pisaniu artykułu odegrał tu znaczącą rolę. Nie mam pojęcia z czym ona ma problem, ale na pewno jakiś ma. Albo kilka ;) Takie teksty można wybaczyć blogerowi, który na temacie może się nie znać, a w dodatku nie ma ani redaktora, ani korektora ani innego -ktora (np. traktora), a nie "dziennikarzowi", który publikuje taki artykuł (pożal się Boże) na łamach Gazety Wyborczej czy innego znanego tytułu prasowego. Załamujące i smutne.
Różowy ktoś! To ja, to ja! :) Iara ze mną! <3
Ps. Nie myśl sobie, że tylko ty dostałaś - sobie kupiłam drugi egzemplarz w razie, gdybyś znów zaczęła mnie zmuszać do czytania ;) Ha! Przewidziałam Twój ruch książkowa kusicielko!
No, no, Gosiarella zaszalała. :D
OdpowiedzUsuńMoże nie odebrałam tego artykułu aż tak emocjonalnie, ale pesymizm z niego wyzierający jest nieco przytłaczający. Zwłaszcza wypowiedzi wydawców dobijają. Nie chce mi się więcej pisać, bo grzecznie wypowiedziałam się u siebie. ;)
Idę do Magdy. :D
Po pierwsze: buziak :* i nie denerwuj się już ;) Biedna pani Milena i tak już pewnie czka cały dzień (a może to uszy mają piec?) i pali się ze wstydu, gdy zaczyna dostrzegać niedociągnięcia. Zaczynam jej prawie współczuć, bo nie chciałabym być teraz w jej skórze. Jednak popełniła naprawdę brzydki artykuł.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, bo część książek naprawdę jest koszmarnych, a pisanie, że czytelnicy są źle dobrani nasuwa mi skojarzenie, że grupą docelową tych gniotów są idioci. A przecież nawet idioci zasługują na dobre książki ;P
Ostatnie słowa zasługują na drugiego buziaka :*
Oho, Patka też ma wnerwa ;)
OdpowiedzUsuńMam szczerą nadzieję, że kolejna osoba pisząca artykuł na temat blogosfery bardziej się do tego przyłoży i spróbuje zrozumieć, jak to wszystko tutaj działa, a nie tylko skupi się na jakiś dziwnych wyjątkach czy przeinaczaniu. Nadzieja matką głupich, wiem ;)
Masz racje! Uogólnienia są i zawsze będą krzywdzące, nieprofesjonalne oraz nieprawdziwe. Chociaż ciężko wymagać od autorki by weszła na wszystkie książkowe blogi (nawet ja wszystkich nie kojarzę), ale wypadałoby zaglądnąć chociaż na te, o których wspomniała. A jak widać po wtopie ze Zwierzem Popkulturalnym, nawet tyle nie udało się zrobić.
Odnośnie frajerów, naprawdę nie mam pojęcia skąd ona to wzięła, skoro nikt się nie przyznaje, a ja im wierzę ;)
Buziole i nie daj z siebie robić frajera :*
Już uzgodniliśmy: Nie jesteś frajerem :D
OdpowiedzUsuńRób to dalej z podniesionym czołem! :)
Oj tam, taki mały atak - trochę piany poszło z pyska i już jestem spokojna :)
OdpowiedzUsuńW takim razie grzecznie idę przeczytać co napisałaś ;)
OdpowiedzUsuńTo mi się u Ciebie podoba. Prosto z mostu i celnie. :D
Jakże Ci dziękuję za ten tekst ;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem i tak zawsze będziemy frajerami, bo nie prosimy o kasę za swoją pracę. Czytamy książki w każdej wolnej chwili, poświęcamy na to mnóstwo czasu, a potem wkładamy serce w recenzje. Pozwalamy się olewczo traktować wydawcom, którzy czasem nawet nie raczą odpisać na maila. Część wydawców traktuje nas jak największe zło, czy swoistych żebraków.
Jednak świadomość, że naszą pracę doceniają czytelnicy, zwykli niedoskonali ludzie jest najważniejsza, i co tam, mogę być takim frajerem. Amen
Właśnie chodzi o to, że coraz więcej blogerów przestaje współpracować barterowo, zwłaszcza Ci z dłuższym stażem blogowym i sporą grupą stałych czytelników. I nagle wydawcy się dziwią 'ale jak to? przecież macie książkę za friko, to czego jeszcze chcecie?'.
OdpowiedzUsuńTaak Gośka się popisała. Wkurzyła się do tego stopnia, że pozbierała nawet wypowiedzi innych blogerów z innych dziedzin i to takich bardziej znanych w światku blogowym. Pisała tekst parę godzin, kazała mi go poprawić (chociaż i tak znajduję powtórzenia jeszcze, ale machnęłam już ręką), przyłożyła się, naprawdę. Niech to będzie odzwierciedlenie jej stanu wk... hmm irytacji:)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, i w każdym kolejnym podpunkcie się z Tobą zgadzam. Podczas czytania tego "czegoś" z GW oczy wyszły mi z orbit. Zero szacunku do tego, co robimy, bo kogoś boli, że robimy coś z pasji i dla pasji, a nie dla pieniędzy. Cóż, polska mentalność, czego innego można się było spodziewać :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Podobno miał to być artykuł na temat bloggerów książkowych, a tymczasem można się w nim dopatrzeć praktycznie samej krytyki i bezpodstawnych oskarżeń. Oczywiście. Bo niby po co doszukiwać się jakichkolwiek pozytywów? Lepiej zmieszać wszystkich z błotem, będzie ciekawiej. -,-
OdpowiedzUsuńWyborcza, a zwłaszcza autorka artykułu, nieźle podpadła bloggerom...
Chciałam coś dodać, ale chyba wszystko już tu napisałaś. Zgadzam się z Tobą w 100%, tyle.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę ;) Jeśli my nie będziemy wierzyć w siebie to nikt inny nie uwierzy! Twój osąd jest zdrowy, a jeśli nawet miałabyś palnąć głupotę to czasem lepiej napisać wprost, jak odebrałaś tekst. Miałam dokładnie taki sam problem z tym artykułem, jak Ty. Wszyscy się cieszyli na fb, pod artykułem same pozytywne komentarze i mój mały rodzynek, który zginął na dnie, olany przez wszystkich. Też pomyślałam, że czegoś nie zrozumiałam, ale po przeczytaniu drugi raz byłam jeszcze bardziej wściekła. Dziś okazało się, że dużo osób się ze mną/ z nami zgadza, ale postanowili wcześniej olać temat albo tego nie zauważyli.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym by odciekać pół roku nim zacznie się współpracować. Sama żałuję, że zaczęłam początkowo współpracować na zasadzie barteru, ale to już temat na inną okazję ;)
Dzięki Ci i za to! W problematycznych kwestiach lubię wiedzieć, kto ma jakie zdanie ;)
OdpowiedzUsuńHehe:) To może nawet autorka się zdziwiła, że napisała go tak a nie inaczej? Kurcze, może ona w ogóle się zdziwiła, że napisała artykuł o blogosferze książkowej, skoro jak widać nie wiele o niej wie. Tak czy inaczej pozytywnie to nie wyszło, bo jak mówisz - lepiej wszystkich zmieszać z błotem. A już na pewno łatwiej i publika przyklaśnie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że więcej tego błędu (pisania o książkowych blogerach negatywnie) nie popełni.
Bardzo mi się podoba Twoje podejście do współpracy z wydawnictwami. Nie ma co się napalać, lepiej odczekać i wiedzieć czego się chce, czy się chce i na czym to polega:)
OdpowiedzUsuńChore poglądy. Sama bym go sprała za takie herezje, ale jeszcze pół roku będzie mnie uczył, więc muszę poczekać. Ale potem naślę na niego naszą drużynę.:D
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie, pisząc do gazety powino się wiedzieć, co się pisze, a nie podawać stare informacje, albo takie, które są wyjątkiem... Ale niestety często tak właśnie się dzieje.
Oczywiście, ja zawsze z Tobą!:D
PS. No to mnie nakryłaś!:D Czyli jeszcze nie czytałaś? To mam szansę być pierwsza! ^^ I będę wtedy kusić.:D
Hej! Dwa słowa - po pierwsze tak zgadzam się w 100% nie jestem blogerem książkowym! Co więcej na pewno jako bloger książkowy się nie wypowiadałam - jako bloger piszący o kulturze już tak. Nie miałam pojęcia że trafię do tej kategorii. Druga sprawa - nie do końca rozumiem wypowiedź Zwierzchowskiego - bo przecież recenzenci filmowi dość powszechnie dostają pieniądze za artykuły recenzyjne. Co więcej - rozmawia się tu też często z wytwórnią. nie wiem jakoś ta wypowiedź wydaje mi się strasznie szkodliwa. No to tyle!
OdpowiedzUsuńWeronika, więcej wiary w siebie ;) Zawsze masz prawo się nie zgadzać. Gdybyś mi teraz napisała, ze palnęłam głupotę tym tekstem (czego się właściwie spodziewałam dzisiaj) to też okej :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak ;) Im więcej masz czasu do namysłu tym lepiej, a całkiem możliwe, że sami się do Ciebie odezwą. Sama dopiero niedawno dojrzałam do obecnej formy współpracy z firmami, a wcześniej nie byłam gotowa i ... no cóż... nie rozegrałam tego najlepiej. Musisz mi tylko wyjaśnić jedną kwestię. Dlaczego uważasz, że będziesz musiała poczekać dłużej skoro piszesz nie tylko recenzje? To chyba powinna być zaleta, bo same recenzje na blogu są trochę nudne.
Hej, Zwierzu!
OdpowiedzUsuńWiem, Zwierzu - czytam Cię namiętnie, że się tak wyrażę ;) Jak to w ogóle się stało, że trafiłaś do tego artykułu? Patrząc na poziom wiarygodności artykułu z Wyborczej, zaczynam się zastanawiać czy oni Ci chociaż przedstawili temat przewodni, czy ot tak zadawali pytania?
Jestem przekonana, że nikt (nawet sam Zwierzchowski) nie rozumie swoje wypowiedzi. Również uważam, że jest szkodliwa i trochę nieprzemyślana.
Ps. To urocze, że Zwierz pisze komentarz, tak jak pisze notkę, czyli od "Hej!" :)
Przez Ciebie teraz wariuję z ciekawości! Spoko, spoko, super oni raz, my z widłami dwa ;)
OdpowiedzUsuńPatrząc na to w ten sposób to poza zbyt slangowego i potocznego języka i anglicyzmów - mam lepszy poziom merytoryczny od dziennikarzy :D Zamykam bloga i idę pieprzyć bzdury w gazetach! Hell yeah!
Serduszkuję!
Ps. Ożesz! Tego nie przemyślałam!
Dzięki, Caroline ;)
OdpowiedzUsuńJuż nawet pa licho z tym brakiem szacunku, ale autorce nie chciało się nawet sprawdzić wiarygodności zamieszczonych informacji. Moim zdaniem wykazali się straszną amatorszczyzną. Powinno im być głupio, skoro blogerzy są bardziej profesjonalni i wiarygodni od nich - "profesjonalnych dziennikarzy".
Ja sobie pozwolę napisać słów kilka o recenzjach na blogach książkowych tak ogólnie. O
OdpowiedzUsuńile ja pamiętam z czasów studiów na filologii, krytyka literacka (co by
o niej nie twierdzili twórcy przez tę krytykę czasami chłostani) była
dość autonomiczną dziedziną nauk humanistycznych. Szkoda, że to się aż
tak bardzo zmieniło w czasach obecnych.
Dzisiaj rzeczywiście mamy do czynienia bardziej z marketingowym
podejściem do tematu, zamiast recenzji są tak naprawdę rekomendacje (z
angielska zwane testimonials), a zamiast krytyki - wspomniane przy innej okazji "misie", czyli "bo mi się podoba", albo - znacznie rzadziej "bo mi się nie podoba".
Facebook i blogi to tak naprawdę jest transfer zaufania, rzecz we
współczesnym świecie fundamentalna; zalew bitów informacji uniemożliwia
praktycznie samodzielny wybór i uniemożliwia samodzielne dotarcie do
źródeł. Dlatego tak bardzo polegamy na opiniach znajomych bądź blogerów, bo zakładamy,
że "znaleźli za nas" i zakładamy, że znaleźli coś fajnego, a ponieważ albo ich szanujemy za wiedzę i
poglądy, albo lubimy za podobne temperamenty bądź wrażliwość - dlatego
jesteśmy skłonni im zaufać w dziedzinach tak intymnych, jak na przykład
dobór intelektualnych bodźców dla naszych własnych mózgów. A konteksty
literackie i rzeczywistość metajęzykowa w recenzjach? O tym można
spokojnie zapomnieć - takie podejście wymaga dość gruntownej wiedzy,
aparatu badawczego i erudycji. Czego oczywiście serdecznie blogerom
życzę, ale czego chyba nikt inny oprócz mnie od nich nie oczekuje... I jeszcze słowo na koniec - kochani blogerzy, sami en masse pracujecie na to, żeby Was i Waszych opinii nie szanować. Kiedy widzę prezentowane z dumą wpisu o tym, że współpracujecie z wydawnictwem, które ostatnio zasłynęło tym, że blogerów chce pozywać do Sądu za niepochlebne opinie o wydawanych przez siebie książkach, kiedy widzę, jak wymieniacie się wśród współpracowników stowarzyszenia, którego nazwy nie chcę wymieniać - to jest mi żal, że taki tworzycie obraz "krytyczki" literackiej. Sami odpowiadacie za Wasz obraz - i jeśli nie będziecie starali się tego zmieniać, to nikt tego za Was nie zrobi. Będziecie "książkowymi szafiarkami"...
Nie jesteśmy znawcami tematu, tak jak w wywiadzie powiedziała Kasia Hordyniec "Nie jestem profesjonalnym krytykiem, nie mam ambicji pisania naukowej analizy książki, ale dzielę się emocjami, które wywołała u mnie lektura. Znam siebie i wiem, co będzie mi się podobało (...)". Blogerzy nie dążą do bycia krytykami, dlatego nie ma i nie będzie w naszych recenzjach (choć tak naprawdę to są opinie) kontekstów literackich, porównań do innych tytułów, ani naukowego podejścia. Jarosław Czechowicz prowadzi bloga krytyczno-literackiego i odżegnuje się od blogów książkowych i słusznie, bo to całkiem dwie różne kwestie, jego recenzje a nasze opinie to niebo a ziemia. Jednak siłą blogerów w ogóle, nie tylko książkowych jest niedoskonałość, jesteśmy tacy jak nasi czytelnicy, mamy podobne jak oni gusta czytelnicze i dlatego ufają naszym opiniom. Zgadzam się, że są to metody promocji wymuszone przez czasy, w których żyjemy i ilość zalewających nas treści. Ale czy to jest takie straszne?
OdpowiedzUsuńUważam, że takie generalizowanie jest krzywdzące, bo w każdej grupie, nieważne czy to blogerzy książkowi, modowi, lajfstajlowi, czy to w ogóle blogerzy czy inna część społeczeństwa są i będą osoby wykazujące się brakiem profesjonalizmu. Prosta zasada - coś Ci się nie podoba to nie czytasz tego i już. Blogów książkowych jest setki, spora ich część to blogi nastolatek, które dopiero uczą się jak pisać, co pisać, jak postępować we współpracy z wydawnictwami, firmami, portalami. Cieszą się z każdej nawiązanej współpracy, bo jest to dla nich sygnał, że ktoś je zauważył, docenił, że komuś podoba się to co robią (i starsi blogerzy też tak mają, tylko może są do tego bardziej zdystansowani).Ja bym ich nie krytykowała za to, a jednocześnie przez takie postępowanie (rzucanie się na każdą współpracę) obraz blogosfery jest jaki jest. Powoli się zmienia, bo blogerzy książkowi się starzeją, są już tacy co mają 3-5 lat doświadczenia, zaczynają podejmować bardziej świadome decyzje dotyczące blogów i współprac i kreować nowy obraz blogera książkowego/kulturalnego. Ale by go zmienić potrzeba wielu lat, a i tak nigdy nie będzie na tyle doskonały, by nie znalazł się ktoś kto powie, że to 'książkowe szafiarki'. Problem polega również na tym, że takie artykuły jak ten w Wyborczej utrwalają stereotyp blogera - frajera, zupełnie nieprawdziwy obraz polskiej blogosfery, mieszając informacje obecne i sprzed roku, już nie mówiąc o takich kwiatkach jak ten, ze ŚBK specjalizują się w fantastyce.
Osobiście uważam, że jedynym plusem tego artykułu są linki do blogów - to dla tych blogerów reklama mimo, że tekst jest nie pochlebny . Ja zaczęłam barter mniej więcej po 10 miesiącach od prowadzenia bloga i teraz po prawie 1,5 roku powoli zaczynam go mieć dość, bo za dużo dostaje e-maili przypominających mi już po tygodniu od otrzymania książki kiedy będzie recenzja, poza tym o zgrozo kiedy odmawiam czy autorowi, czy wydawnictwu to się obrażają i urywają kontakt, ale ja się pytam po jaką cholerę mam czytać książki historyczne skoro ich w ogóle nie trawię? W 100% zgadzam się, z Twoją wypowiedzią i trzymam kciuki, by takich artykułów nie było w ogóle.
OdpowiedzUsuńBrawo. Przepraszam, że tylko tyle, ale od 2 dni pisze się tylko o tym. Popieram twój tekst i - Ty mnie zainspirowałaś - naskrobałam własny.
OdpowiedzUsuńTo, że mam na swoim blogu kilka kategorii sprawia, że tych recenzji jest mniej niż na tradycyjnych blogach recenzenckich. Chcę pisać coraz więcej recenzji i mam nadzieję, że mi się uda, ale wydaje mi się, że wydawnictwa wolą nawiązywać współpracę ze stricte blogami recenzenckimi, których właściciele opublikowali już sporą ilość tekstów. Jak się mylę to wyprowadź mnie z tego błędu :) Bardzo się wtedy ucieszę ;)
OdpowiedzUsuńksiazkowy-swiat-niki.blogspot.com
Zwierz usiadł przy stoliku gdzie siedziały jego znajome. Prowadził z nimi luźną rozmowę. Potem dowiedział się, że ta luźna rozmowa była podstawą artykułu
OdpowiedzUsuńGosiarella pewnie jeszcze śpi, więc ja trochę poodpisuję:) Barter to taki lep na muchy trochę. Ludzie zakładają bloga i wow dostają książki. Zachłystują się tym, a potem zaczynają narzekać, że mają tak strasznie dużo egz. rec. i kiedy oni to przeczytają. Ale jeśli są mądrzy, chcą rozwijać bloga i będzie im zależeć na profesjonalnym podejściu i takim samym traktowaniu przez wydawcę to po prostu w pewnym momencie powiedzą STOP. Sama zaczęłam współpracować po roku prowadzenia bloga. Obecnie okazjonalnie otrzymuję książki tylko od jednego wydawnictwa. Z pozostałymi zakończyłam współpracę opartą na barterze. Nie jestem może geniuszem słowa, nie mam setek tysięcy UU, może kiedyś będę zarabiać na prowadzeniu bloga, a może nie. Ale lubię ten mój kącik w internecie i chcę się w nim dobrze czuć i by moi czytelnicy dobrze się w nim czuli. I powiem Ci, że jestem przerażona trochę tym co robią zarówno blogerzy jak i wydawcy. Blogerzy, że biorą książki i ich nie czytają (bo są tacy). I wydawcy, że zrywają współpracę, jeśli książki nie weźmiesz - sama się z takim przypadkiem nie spotkałam, więc tym większe moje zdziwienie, ale skoro mówicie, że tak jest to nie mam powodu nie wierzyć. Bo tak jak mówisz, po co ktoś ma czytać książki z dziedziny, której nie lubi?
OdpowiedzUsuńNa początku rzeczywiście zachłysnęłam się tym wszystkim, miałam wrażenie, że ktoś docenia moją pracę, ale patrząc z szerszej perspektywy trzeba naprawdę wiele czasu poświęcić, by wypromować bloga, by trafić do "szerszego" grona i by mieć czytelników - dlatego ostatnio postanowiłam zwolnić i dać sobie trochę czasu, by zastanowić się, w którym kierunku chcę iść. Na pewno chcę prowadzić swoją stronę i chcę by się rozwijała, ale nie za wszelką cenę. Kocham książki, ale nie chcę produkować recenzji/opinii. Poza tym marzą mi się spotkania z innymi blogerami, ale do tych wszystkich miejsc mam daleko, a moja sytuacja zdrowotna nie pozwala mi na wydawanie 500 zł by pojechać do Krakowa czy Warszawy. Dlatego cieszę się, że trafiłam akurat do blogerów książkowych, bo to cudowne środowisko i rewelacyjni ludzie, pełni pasji i nawet jeśli będę musiała ograniczać się tylko do wirtualnych znajomości jakoś to przeżyję, jeśli nadal będzie królować literatura;) Co do tych zerwanych współprac to u mnie wygląda to tak, że to są nowe wydawnictwa i autorzy, którym piszę coś ala " dziękuję za książkę, gdyż nie leży w kręgach moich zainteresowań, ale z chęcią podejmę współpracę przy innych lekturach", ale wtedy już się nie odzywają...
OdpowiedzUsuńAż tak?:p
OdpowiedzUsuńWidły to jest to!:D
No i wtedy zacznę czytać gazety, będzie Twoja wina! Ale gazety by na tym zyskały, to na pewno.:)
Ps. Mwahahaha! (mroczny śmiech^^) A wiesz, brakuje mi czegoś. Na wizytówce (boska!) nie na wściekłego tłumu!
Pięknie to wszystko napisałaś. Wiele osób w tym także ja, myśli nad kierunkiem rozwoju bloga. Wiele takich decyzji wymuszają zmiany życiowe, brak czasu, ale mimo wszystko zawsze warto rozwijać bloga, a tym samym siebie:)
OdpowiedzUsuńdziękuję ;) I ja uważam, że prowadzenie bloga to coś fajnego, szczególnie, gdy chcemy się doskonalić i poszukiwać siebie;) Dzięki książkom i pisaniu o nich przezwyciężam swoje wszystkie "dysy" i problemy ze składnią. Uczę się lepiej pisać! A co do robienia tego co się lubi, to jestem specjalistą od ponad 7 lat odnośnie ochrony środowiska i gospodarki odpadami, i uwielbiam tę pracę, choć to w większości papierki i przepisy, a blogowanie i książki to rodzaj pasji, i nie boję się użyć tego słowa "rozrywki". Czytam dla rozrywki i bloguję z tego powodu. I myślę, że jak będziemy do tego tematu podchodzić pozytywnie, bez ciśnienia to wszystko ułoży się po naszej myśli;) Pozdrawiam Was gorąco dziewczyny;)
OdpowiedzUsuńTak! Herezje i inne wypowiadane głupoty zawsze budzą we mnie ciekawość :D
OdpowiedzUsuńNakład od razu by się sprzedał ;) Ale nie... wolę bloga - darmowy dostęp, tusz nie brudzi rąk i nie trzeba po niego iść, gdy na zewnątrz morko, brzydko i jakieś wilki latają.
Ps. Ha! Musiałam Ci pokazać. Powstały przed wściekłym tłumem :P Chociaż się śmieją się, że wygląda, jak wizytówka różowego batmana :P
Szczerze? Nie mam pojęcia co wolą wydawnictwa, ale osobiście lubię blogi, w których pojawiają się także inne teksty. Głównie dlatego zmieniłam profil bloga na popkulturalny. Wracając jednak do książkowych to jest cała masa sposobów w jakie można je prowadzić. Najważniejsze by był tak oryginalny i ciekawy, jak tylko może być, a przy tym by Cie nie ograniczał i sprawiał, że czujesz się dobrze pisząc go ;) Moim zdaniem to właśnie takie perły przyciągają czytelników i wydawców, ale znawcą nie jestem.
OdpowiedzUsuńPrzeglądnęłam Twojego bloga i powiem Ci tematycznie jest nie zły. Wywiady też bardzo spoko ;)
Zwierz musiał być nieźle zaskoczony. Chociaż to naprawdę mało profesjonalne i ich strony, że zastawili taką pułapkę na Zwierza.
OdpowiedzUsuńMacieju, jestem przekonana, że profesjonalne recenzje publikowane w gazetach, nie zniknęły tylko dlatego, że pojawiły się blogi pisane przez zwykłych czytelników. Śmiem twierdzić, że dalej mają swoich wiernych odbiorców, a blogi zyskały nowych.
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie mamy "zamiast" tylko "dodatkowo". Blogerzy książkowi nie dokonali nagle skrytobójczego zamachu na profesjonalnych krytyków literackich. Zwyczajnie przywłaszczyli sobie ziemię niczyją.
Z trzecim akapitem się zgadzam, chociaż moim zdaniem nie wyklucza to sięgnięcia po książkę, o której nikt nam wcześniej nie wspominał.
W czasach, gdy studiowałam dziennikarstwo, uczyli nas by wyrobić sobie własny styl, który przyciągnąłby czytelnika czymś, czego inni nie mają. Wierzę, że moi czytelnicy dostają ode mnie to, czego potrzebują, a inni szukają dalej. Życzę Ci abyś znalazł blogera, który spełni te oczekiwania. Z pewnością gdzieś jest i czeka na odkrycie.
Z ostatnią wypowiedzią podpisuję się pod komentarzem @Magda K-ska
Spoko i dzięki! Kurdę - jestem inspiracją :) Ha!
OdpowiedzUsuńMożesz podesłać tu link ;)
Dzięki :) Miło mi to "słyszeć" ;)
OdpowiedzUsuńGdy w końcu zdecydowałam się na tego bloga nie chciałam żeby cokolwiek mnie ograniczało w czasie pisania i chciałam stworzyć coś co nie byłoby monotematyczne i nudne. Wiem, że nie jest doskonały, na świecie nie ma doskonałości, ale staram się żeby był jak najlepszy :) Mam nadzieję, że mój styl jest coraz lepszy i posty coraz ciekawsze :) W końcu o to chodzi... O doskonalenie siebie i dawanie czytelnikowi przyjemności z czytania :)
Tak wpadłam jeszcze raz do Ciebie, gdyż Twój komentarz wywołał furorę w sieci :D Gratulacje za udaną kontrę :)
OdpowiedzUsuńMam utrudnione zadanie, bo jak Magda mnie pięknie podsumowała - przespałam początek dyskusji... Zarazki człowieka wykończą, ale co tam.
OdpowiedzUsuńMarta, robisz w tym momencie najważniejszą i najlepszą rzecz, jaką możesz zrobić ze swoim blogiem - porządnie zastanawiasz się w jakim kierunku chcesz go rozwijać i na jakich zasadach współpracować :) Całkiem możliwe, że niebawem to blog będzie Ci finansował wyjazdy i spotkania z nami, czego Ci zresztą życzę!
Dokładnie! Dlatego trzymam kciuki za dalszy rozwój :)
OdpowiedzUsuńDzięki, ale Ty mi lepiej powiedz czy coś mi umknęło: Jaką furorę w sieci? Znaczy jest coś o czym nie wiem, a powinnam?
OdpowiedzUsuńMoże nie do końca w temacie, ale ja też tak raz trafiłam do artykułu na gazecie.pl - że moja wypowiedź, która notabene była tylko smsem do koleżanki, która pracuje w redakcji, stała się wypowiedzią "człowieka z ulicy". Inna sprawa, że się na to zgodziłam świadomie. A tutaj to aż przykro czytać.
OdpowiedzUsuńAle to naprawdę nic mądrego. Jak się przypomnisz na maila, to powiem, publicznie nie będę o wykładowcach pisać.:)
OdpowiedzUsuńCzekaj, wróć. Wilki latają Ci koło domu?:D
Ps. Nie, wcale nie batman! Nie ma nawet nietoperka.:p Fajna jest.:)
Ps2. Ale komentarzy uzbierałaś!
Otóż to! Albo chociaż znaczną część, a nie kilka blogów, które można policzyć u jednej ręki...
OdpowiedzUsuńDzięki, że popierasz to, że nie jestem frajerką! :D Ale wiesz? Ty też nie jesteś! :)
Też nie źle "człowieku z ulicy" :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie! Obie jesteśmy zbyt zajebiste by być frajerkami :D
OdpowiedzUsuńDobra, będzie na maila ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie latają (jedyne psowate mają gdzieś 30 cm wysokości), ale ja tam nie wiem, gdzie oni Wyborczą sprzedają - może tam jakieś wilki grasują ;P
Ps. Dzięki! Też mi się podoba, a tył wygląda trochę night clubowo i o dziwo podoba mi się to ;P
Ps2. No nie! Szok jakiś! Od pierwszego odcinka Why So Serious?! nie było ich tyle.
Szkoda, bo bym namawiała, żebyś fotkę cyknęła.:p
OdpowiedzUsuńPs. Faktycznie night clubowo! Ale moim zdaniem na plus.:D
Ps2. Wywołałaś prawdziwe internetowe szaleństwo.;)
świetnie napisałaś!:) nie rozumiem za bardzo dlaczego autorka artykułu pisała takie dziwne rzeczy, w końcu ani nam nie pomogła, zaszkodzić też raczej jej się nie udało, tylko zawarła niesprawdzone informacje.. I niby profesjonalistka łeee niefajnie. Troszkę nie rozumiem tego stwierdzenia,że recenzje muszą pisać tylko ci najbardziej kompetentni, a co, szary człowieczek nie ma prawa wydać opinii? A może inny szaraczek zechce właśnie pokierować się recenzją kogoś kto piszę bardziej dla niego zrozumiale? (tutaj mam na myśli siebie z tymi szaraczkami :D ) a poważnie, to bezsensu cały artykuł. Chyba pójdę z tego wszystkiego złożę zamówienie u wydawnictw na kolejne książki żeby mi zalegały na półce w kolejce do recenzji ;))))
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno, dlaczego my niby jesteśmy frajerami? sama kontaktuje się często z koleżankami wirtualnymi prowadzącymi strony w odrębnej tematyce, i jakoś nie odczułam by traktowały mnie gorzej, wręcz przeciwnie ;) może by tak napisać do pani autorki z gazetki by się wywiedziała z prawdziwych źródeł? ;)
Hahaha:) Jakbym zobaczyła wilka to leciałabym w długą, a nie fotki strzelała :P Ty naprawdę chcesz mnie zabić!
OdpowiedzUsuńPS2. Szaleństwo i bez hejtu -> szooook :)
Dziękuję! Miło to usłyszeć, zwłaszcza, że dziś usłyszałam od znajomego blogera (książkowego), że mój tekst jest w złym tonie czy tam nieodpowiedni ;/
OdpowiedzUsuńTeż nieustannie zadaję sobie pytania co chciała osiągnąć i jaki miała w tym cel. Chyba nikt z nas nie może być do końca pewnie, skoro dziś blogerzy się dzielą na tych wkurzonych i tych, którzy skaczą z radości, że w końcu pisze się w "poważnej" prasie o blogerach książkowych.
Słonko moje, proszę nie pisz o sobie, jak o szaraczku, bo później przyjdzie taka jedna i nie dość, że w to uwierzy to jeszcze napisze tak w prasie ;) Od dziś wszyscy będziemy zmuszeni mówić, że jesteśmy elitą blogosfery i wszyscy się z tym zgadzają - geniusz zła!
To zamów też coś dla mnie, bo moje książki nie pracują -> są na całorocznych wakacjach :P
Żeby dowiedzieć się tego musiałybyśmy znaleźć tego mitycznego blogowego jednorożca, który ponoć przekazał autorce taką informację. Brakuje mi wiary w jego istnienie ;)
Gosiarella - odwiedź stoisko DuzegoKa bo ja bardzo chętnie Cię po tak długim czasie czytania bloga poznam.
OdpowiedzUsuńCo do artykułu to dla wielu osób wszystko na czym nie można zarobić gotówki jest do kitu. A niektórzy po prostu lubią książki... i co w tym złego? Ja na przykład dzięki blogowaniu zamiast 2 książek miesięcznie czytam kilkanaście i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa :)
Pdałaś przykłady dobrych blogerów książkowych, a to tylko niewielki odsetek. Powiedziałbym nawet nie procent całości, a promil. Większość blogerów/blogerek książkowych to gimnazjalno-licealna brać, która czyta i recenzuje (wyłącznie pozytywnie, bo za negatywne recki książek by nie dostało) jakiś średnio, bądź bezwartościowy "staff" przeciętnych wydawnictw. Od czasu do czasu zdecydują się popełnić krytyczny tekst i dostają za to po uszach. Kasują wpis, wracają do szeregu i dalej cierpliwie czekają na książki, które prawdziwych recenzentów nie interesują.
OdpowiedzUsuńRecenzje pisane na blogi są takie, jak te pisane do prasy - nie. W przypadku wyżej wspomnianych przeze mnie blogerów nigdy nie będą. Są to przeważnie ludzie, którzy nie dość, że nie mają jeszcze pełnego wykształcenia, to i czasami są na bakier z ortografią i interpunkcją.
Świetny tekst, idealnie przedstawiający to, co sama miałabym do powiedzenia na temat artykułu z Wyborczej. Mnie nawet nie chciało się go komentować.
OdpowiedzUsuńVicky masz to pewne, jak w banku! Pojawię się tam w sobotę, więc mam nadzieję też Cię w końcu poznać :) I oczywiście zachęcam do udziału w spotkaniu PoTargowym!
OdpowiedzUsuńPasja to pasja, kasa to kasa, każdy ma tu wolną rękę, ale za każdym razem, gdy ktoś mnie pyta, co najbardziej podoba mi się w blogowaniu, odpowiadam ludzie. To niesamowite ile genialnych ludzi ukryło się w książkowej blogosferze :) A poznanie ich jest bezcenne.
Dziękuję! W pierwszym odruchu też miałam siedzieć cicho, ale musiałam jakoś dać upust irytacji.
OdpowiedzUsuńŚwietnie podsumowałaś ten artykuł. A co do blogosfery, to muszę coś dodać. Kiedy zakładałam blog recenzencki, czytałam i słuchałam kilku wypowiedzi "czołowych" blogerów (no, przynajmniej takich, którzy tak o sobie myślą) i bardzo pogardliwie wypowiadali się o blogerach, który piszą recenzje za książki.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wypowiadali się czołowi blogerzy z książkowej niszy, czy ogólnie?
OdpowiedzUsuńLifestylowi blogerzy. Uważali, że sprzedajemy się za książki, a tak tanio skóry nie powinno się oddawać. Ba! I jeszcze sami żebrzemy u wydawców o książki. Niestety czytałam/słuchałam tego dwa lata temu i nie pamiętam gdzie, ale zostało mi to w głowie, bo jakoś przykro się zrobiło.
OdpowiedzUsuńMam powazny problem z doglebnym analizowaniem tego artykulu.
OdpowiedzUsuńKrotko powiem tak: Nie mogę zrozumieć dlaczego zawsze znajdzie sie ktoś, kto ma potrzebę wyróżnić się kosztem unurzania innych w gnoju.
Chyba mam naprawdę dobrych znajomych, bo chyba ostatnią rzeczą jaką by o mnie powiedzieli to to, że jestem nudna ;) Jedynie czasami pytają jak znajduję czas na czytanie takiej ilości książek. Wśród blogerów też nie spotkałam się z taką opinią, ale jeśli faktycznie tak jest to zgadzam się z Tobą, że nie mają racji.
OdpowiedzUsuńTo był taki przykład co znajomych, niekoniecznie związany z moją osobą ale często i tak bywa :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, w dużej mierze są to cytaty cytatów, jednak sądzę, że i pod tym względem można się doszukiwać błędów ze strony dziennikarki, ponieważ część z nich została wypowiedziana ponad półtora roku temu i moim zdaniem nijak ma się do obecnej sytuacji w blogosferze książkowej.
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie godzi w samych blogerów, ale ton artykułu jasno wskazuje jakie ma o niej zdanie lub w jaki sposób chciała by to odebrano.
A ja się zastanawiam, czy dziś środowisko blogerów książkowych jeszcze ma taką siłę przekazu jak choćby 2 lata temu. Wydaje mi się, że z miesiąca na miesiąc coraz więcej osób przenosi się na Facebooka - to tam dyskutują o książkach, polecają sobie, komentują posty pisarzy. Co sądzicie?
OdpowiedzUsuń