Looking For Anything Specific?

Header Ads

Ciężko jest żyć lekko


Dzisiaj zostawiam Was z wpisem gościnnym, który mam nadzieję zmieni się w małą serię pisaną przez Martę (może pamiętacie ją jako autorkę tekstu "Co łączy Gosiarellę z gąbką?") we współpracy z jej życiowym pechem. Z racji wszystkich nieszczęść, które ją spotykają, odrobinę martwię się zostawiać ją sam na sam z Różowym Blogiem (a nuż serwery padną, internet na całym świecie przestanie działać albo Disqus się obrazi), ale trzeba być twardym, a nie miękkim (zwłaszcza, gdy w grę wchodzi jedna z moich ulubionych blogerek), dlatego Marta dziś tu rządzi, więc bądźcie grzeczni.

***
Złośliwa istota (przepraszam, cudowna kobieta!) na co dzień wypowiadająca się na tym dziwnym i różowym blogu (sprostowanie, profesjonalnym portalu popkulturalnym) od dawna gnębiła mnie (oczywiście miałam na myśli „motywowała”) abym w końcu znowu coś napisała. Cóż… Cholera ma siłę przekonywania. Wiecie, wiadomości ni stąd ni zowąd, gdy tylko dałaś znak życia na facebooku. Niespecjalnie delikatne namowy podczas nielicznych spotkań. Groźby. Siniaki. Trochę krwi. Ale zęby mam jeszcze wszystkie.
I kompletnie nie trafiają do niej takie argumenty, jak:
- brak talentu,
- brak polotu,
- brak energii,
- brak optymizmu,
- brak nadziei,
- brak czasu,
- brak tematów.
Skąd te wszystkie braki? Już tłumaczę.

Cześć, mam na imię Marta. Mam (wciąż!) 23 lata. Studiuję, ale bez perspektyw na pracę w zawodzie, z wykorzystaniem nabytych umiejętności czy wiedzy. Niczego w życiu nie osiągnęłam, nie jestem atrakcyjna, nie jestem (kurczę!) nawet bogata. Nie nadaję się do pisania bloga! Żeby przemawiać do ludu, trzeba mieć coś do powiedzenia. Tak mi się przynajmniej wydaje. 
Ale Gośka uparcie twierdzi, że nie. A ja po cichu jej przyklaskuję, ale tak otwarcie to boję się przyznać.
Obie bowiem uważamy, że żeby ta gorsza reszta ludzkości, taka jak ja, miała szansę przetrwania i nie dała się selekcji naturalnej, potrzebuje ludzi, którzy udowodnią, że da się żyć nawet wtedy, gdy twoje drugie imię to Pech. Tak, zgadliście, moje drugie imię to Pech.
Kojarzycie taki profil na facebooku jak „Anonimowe wyznania”? Nie? Zatem już tłumaczę jego ideę. Jest to takie miejsce, gdzie ludzie anonimowo dzielą się z fanami strony swoimi śmiesznymi, bądź nie, historiami. Czasem jest strasznie, czasem romantycznie, czasem można się pośmiać, a czasem zadumać. Ale, szczerze mówiąc, motywują do działania bardziej niż niejeden coach.
Czasami korci mnie, żeby tam coś podesłać. 
Bo niby mogą na nas działać te wszystkie slogany, które sprzedają ludzie na wykładach z rozwoju osobistego, ale tak naprawdę… nic tak nie uspokaja wewnętrznie, jak przekonanie, że nie jesteśmy sami z naszymi nietuzinkowymi problemami. Że z pechem da się żyć.


Naprawdę. Nie trzeba podcinać żył tępym nożem, gdy dziwnym zbiegiem okoliczności robisz za bodyguarda swojej koleżanki w klubie. Cóż. Może i jesteś większych gabarytów, więc mężczyźni boją się podejść… Ale gdy ten, lekko podchmielony, acz bardzo nieśmiały młodzieniec zebrał się na odwagę i podszedł, a następnie usta jego otwarły się i zapytał, czy może zatańczyć z twoją koleżanką… Hmm. Szczęka twoja lekko wytarła podłogę i skurczyłaś się w sobie, choć nie było tego widać. No dobra, wkurwiłaś się w sobie. Który mamy wiek, żeby istniała jeszcze instytucja przyzwoitki? Emocje jednak po czasie opadły, została anegdotka. Przetrwałaś. Następnym razem, gdy inny podszedł i skuliłaś się, przymknęłaś oczy i czekałaś na cios, ten spytał o ciebie. Jest więc jeszcze nadzieja dla brzydkich kobiet.

Naprawdę. Nie trzeba skakać z mostu, gdy z siatki zakupów, na środku autobusu MPK, wypadnie świeżo kupiona paczka podpasek. Cóż. Kierowca musiał wykonać gwałtowny manewr, a ty nie trzymałaś siatki w ręce tylko oparłaś ją o nogę bo zwyczajnie brakło ci kończyn. Później, gdy wydawało ci się, że gorzej być nie może, a paczka była prawie w zasięgu twojej ręki, autobus znowu dziwnie skręcił i sześcienne opakowanie pełne wstydu poturlało się jeszcze dalej, na środek korytarza. No, zdarza się.  Po chwili, która trwała małą wieczność, w końcu złapałaś podpaski przy drzwiach zanim te zdążyły się otworzyć i z piwoniowego koloru pąsem na policzkach wróciłaś na swoje miejsce. Zgarbiona. Pokonana. Ale wciąż żywa. Doceń to. Przecież mogłaś umrzeć.

Naprawdę. Powiadam ci. Nie musisz opuszczać uczelni, zmieniać danych osobowych i wyglądu, wyjeżdżać do Meksyku i tam wieść ciche i spokojne życie na pustyni, gdy przez przypadek wymsknie ci się przy prowadzącym, że twoja grupa niczego nie nauczyła się na jego przedmiocie. Trochę innymi słowami, do innego prowadzącego, ale jednak. Zainteresowani wiedzieli o co chodzi. Wymowny uśmiech na twarzy nieszczególnie urodziwego doktora, u ciebie też uśmiech ale taki jakiś krzywy (lekkie porażenie mózgowe), do tego trudności z oddychaniem, zimne poty i suchoty. Ale przetrwałaś. A do tego – na szczęście! – więcej nie miałaś już z nim zajęć. Dostałaś drugą szansę od życia, szansę by skończyć studia.

I w końcu, naprawdę, można żyć po tym, gdy chłopak, w którym byłaś na zabój zakochana i do którego wzdychałaś już kilka lat dowiaduje się, przy tobie, od twojego młodszego brata, że jesteś w nim na zabój zakochana i zwierzyłaś się z tego mamie. Po prostu na moment twoje serce przestaje bić, na twarzy twojej i jego pojawia się panika, strach, niedowierzanie, a następnie u niego zniesmaczenie (bo jesteś smarkulą, w dodatku nie za piękną) a u ciebie zawstydzenie. Policzki palą, nogi odmawiają posłuszeństwa a twój mózg działa na zwolnionych obrotach. Chcesz coś powiedzieć, ale on już odchodzi. Pech. Po prostu dowiedziałaś się wcześniej i w tragicznych okolicznościach, że nie byliście sobie pisani. A myślałaś, że taki dramatyzm to tylko w filmach.


Pamiętajcie zatem, po każdej burzy świeci słońce. I jest tęcza! I w powietrzu unosi się zapach ozonu… I znowu można spokojnie oddychać. Nic tylko się cieszyć i rzucać notatkami do magisterki i wybywać z domu. Tak!
A tak na poważnie, wiecie o co chodzi. Ciężko jest lekko żyć. Zawsze ktoś coś spieprzy. Albo sami to sobie zrobimy. Albo wisi nad nami fatum i po spotkaniu z nami ludzie piorą telefony w pralce [Prawdziwa Historia po spotkaniu z Martą opisana tutaj]. No cóż… Ale czy to powód, żeby popadać w stany depresyjne? W żadnym razie. 

Gdy ktoś cię weźmie za przyzwoitkę, i spyta o koleżankę, odpowiedz po fińsku. Nie znasz fińskiego? No dobra, to spróbuj po egipsku. Wierzę w ciebie. Wypadły ci podpaski z torebki w miejscu publicznym? Gdy jest tłok, trudno, kup sobie nowe. Ale gdy tak jak w moim przypadku paczka przeturlała się przez autobus jak róża jerychońska po pustyni… Z szerokim uśmiechem na ustach podnieś je i schowaj głęboko do torby. Godność już straciłaś, nie trać poczucia humoru. I pieniędzy. Podpadłaś u przełożonego? Bądź sprytna jak polityk. Przegadaj to, byle szybko, i żeby wyszło, że to ty jesteś głupiutka. Zawsze przecież mogłaś zrobić więcej. Ale teraz się poprawisz. Wina nigdy nie leży po jego stronie. Nie wiesz jeszcze o tym? A co do miłości… Śliski temat. Ale to ty masz z tej sytuacji wyjść zwycięsko. Śmiej się, gdy tylko poczujesz, że jesteś na przegranej pozycji. Wyśmiej gościa i zrównaj go z ziemią. Potem odwróć się na pięcie i odejdź jakby nigdy nic. Nie waż się płakać na widoku. 
Sposób jest zawsze. Bolesny mniej lub bardziej. Ciężko jest żyć lekko

Ps. od Gosiarelli: A Wy jesteście szczęściarzami, czy pechowcami?

Prześlij komentarz

0 Komentarze