Looking For Anything Specific?

Header Ads

Trudne zerwanie, czyli Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)


Po popularności "Suicide Squad" kolejny film z udziałem Harley Quinn i złoczyńców z DC Comics było tylko kwestią czasu. Co prawda powstawała w bólach i chaosie, ale oto po niemal czterech latach od premiery, dostaliśmy niemal idealnie na Walentynki sequel o nieco przydługim tytule "Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)". Niemniej Walentynki Walentynkami, ale my tu mamy poważne zerwanie, o którym czas trochę opowiedzieć.

Po gorącym romansie, który mieliśmy okazję obejrzeć w krótkich scenach w "Legionie Samobójców", Joker i Harley zerwali. Osobiście jestem tym faktem mocno zasmucona, bo uwielbiałam oglądać tę dwójkę na ekranie i jestem przekonana, że DC mogłoby wycisnąć wiele filmów z ich udziałem (teraz byłoby to trochę takie...meh), jednak stało się. Po pewnym dojściu do siebie i przygarnięciu hieny, Harley postanowiła w wybuchowy sposób oznajmić światu aktualny stan ich związku, wysadzając Ace Chemicals. Problem polegał na tym, że bez ochrony swojego Pączusia wiele wkurzonych osób postanowiło ją dopaść, biorąc ją za bezbronną. Mniej więcej tak Harley wplątała się w akcję dostarczenia młodocianej złodziejki, Cassandry Cain (Ella Jay Basco) do Romana Sionisa (Ewan McGregor).



Ptaki Nocy

W tym momencie wkracza drugi wątek, czyli tytułowe Ptaki Nocy, którymi jestem nieco rozczarowana. Może dlatego, że zasadniczo żadna z ptaszyn mnie nie kupiła. W przeciwieństwie do ekipy z "Suicide Squad" każdą z kobiet poznajemy osobno.
Renee Montoya (Rosie Perez) jest utalentowaną policjantką, która nie awansowała tylko dlatego, że po rozwiązaniu sporej sprawy, jej zasługi przypisał sobie jej partner (w sumie podobnie jak Jokerowi przypisano zasługi Harley). Montoya jako postać nie jest zła. Właściwie można byłoby ją nawet polubić, gdyby to nie był film o złoczyńcach, a ona nie próbowała aresztować Harley Quinn. Rozumiecie mój problem z nią, prawda?
Kolejnym ptaszkiem jest Black Canary/Czarny Kanarek, czyli Dinah Lance (Jurnee Smollett-Bell) i ponownie, gdyby nie była kapusiem, można byłoby ją polubić. Tym bardziej że Jurnee Smollett-Bell fajnie wykreowała tę postać, robiąc z niej bad assa, na którego aż miło popatrzeć, gdy kopie tyłki przeciwników.
I ostatnia i najbardziej pominięta postać - Łowczyni (Mary Elizabeth Winstead). Właściwie niewiele można na jej temat napisać poza tym, że naprawdę żałuję, że nie poświęcono jej więcej czasu ekranowego, bo uśmiechałam się za każdym razem, gdy tylko miała okazję się odezwać. Ten jej nieogar był uroczy!

Swoją drogą plakaty do BoP są świetne!

Można zauważyć, że Warner Bros. starał się naprawić swoje błędy z przeszłości i tym razem dać widzom okazję poznania bohaterów, zamiast przykuć ich do siebie i rzucić na misję. Nie powiem, że wyszło to dobrze, ale z pewnością było to potrzebne, bo mimo wszystko bohaterki z "Ptaków Nocy" (może poza Black Canary, a HQ jest poza skalą) są mniej rozpoznawalne niż członkowie Legionu Samobójców. Niemniej dalej mam wrażenie, że bez Harley Quinn ten film byłby zwyczajnie byle jaki, a wręcz wcale mogłoby go nie być. Dlatego tym bardziej dziwi mnie, że HQ jest ujęta w nawiasie, a tytuł nie brzmi "Fantastyczna emancypacja Harley Quinn (i pewne Ptaki Nocy)".


Fantastyczna emancypacja Harley Quinn


Skoro doszliśmy już do emancypacji Harley, to zdecydowanie potwierdzam, że była fantastyczna. Na bloga! Nie dość, że już komiksowa i animowana postać Harley Quinn jest popkulturowym dobrem, to to, co zrobiła z nią Margot Robbie, jest prawdziwym mistrzostwem! Mógłby jej ktoś dać za to Oscara? Proszę. Ładnie proszę...

W Legionie Samobójców Harley była zabawna i urocza, lecz dość głupiutka i opętana Jokerem. W "Ptakach Nocy..." to bardziej przypomina szalony wrak porzuconej laski, która podnosi się i zaczyna być sobą dla siebie. Nie sposób nie zauważyć, że przez to jej postać nabiera mocy. Wciąż jest zdrowo walnięta i przerysowana do granic możliwości, więc nie traci blasku, ale nabiera charakteru (choć wcześniej też nie można było go jej odmówić). I powiem Wam jedno: Ta dziewczyna potrafi kopać tyłki! Scena z napadem na komisariat policji i walka w areszcie jest czymś, co chce się oglądać. Zresztą większość scen walki została przedstawiona rewelacyjnie w ten typowo absurdalny sposób. pod tym względem ten film naprawdę się wybija i zyskuje więcej, a przy okazji nieznacznie kojarzy mi się z "Deadpoolem". Choć tu mogła zadziałać przede wszystkim odjechana narracja Harley Quinn i przełamanie czwartej ściany.   


Muszę przyznać, że potrzebowałam do szczęścia tego filmu. W kinie bawiłam się świetnie i chociaż znów trudno byłoby szczerze napisać, że produkcje DC są w stanie przebić Marvelowskie, to zdecydowanie coraz częściej stają się godnym konkurentem i mówię to jako fanka Marvela. Okey, po zastanowieniu muszę dodać, że jeśli chodzi o budowanie postaci kobiecych i dedykowanie im filmów, to Wornes Bros. i DC wygrywają. Podoba mi się, że twórcy nie rzucają nam w twarz tekstami "Patrzcie, robimy feministyczne kino", "Hej, kobiety też potrafią nakopać", bo to oczywistość, którą muszą podkreślać tylko twórcy-niedojdy (w końcu kto rzuca podobne teksty na filmach o Batmanie, czy Supermanie? Nikt!). Dlatego "Ptaki Nocy..." są po prostu dobrym filmem, który zapewni dobrą rozrywkę większości widzów.



Gdybym miała wymienić cztery największe zalety "Ptaków Nocy" to zdecydowanie byłyby nimi: Harley Quinn, sceny akcji, przerysowana stylistyka połączona z mrokiem Gotham i hiena. Niemniej trudno nie wspomnieć również o soundtracku. A wady? Cóż... poza samymi Ptakami w zasadzie ich nie ma, a przynajmniej nie konkretnych. "Ptaki Nocy..." nie są wymagającym filmem, który wniesie do Waszego życia coś więcej, niż dobrą zabawę, a do kina superbohaterskiego coś więcej, niż pierwszy przyzwoity tytuł o komiksowej antagonistce w roli głównej.


Wiecie, co możecie teraz zrobić, by być na bieżąco, prawda?

Ps. Dobra, przyznajcie się, kto jest załamany zerwaniem Jokera i Harley?

Prześlij komentarz

0 Komentarze