Looking For Anything Specific?

Header Ads

Królowa Cieni, czyli królowa i upadłe Królestwo

Królowa Cieni opinia o książce

Na niewiele książek czekam z zapartym tchem, pewna tego, że czeka mnie wyborna lektura, podczas której będę z przejęciem śledzić losy nieistniejącego świata. Wśród tej papierowej elity znajdują się tomy serii "Szklanego Tronu" Sary J. Maas. Jak zwykle się nie zawiodłam!

Mam nadzieję, że czytaliście poprzednie tomy, bo a) są absolutnie wspaniałe, b) możecie znaleźć tu spoilery. Pierwsza część serii była osadzona w fantastycznym świecie bajką z zabójczynią w roli głównej. Niemniej już ta stosunkowo naiwna opowieść o Celaenie niesamowicie mnie urzekła, a z każdym kolejnym tomem było tylko lepiej, bo choć w "Koronie w mroku" niby niewiele się zmienia, to Celaena bardziej przypomina niebezpieczną Zabójczynie, niż zadurzoną w swym księciu nastolatkę. Za to "Dziedzictwo ognia" to już całkiem inna bajka - bardziej fantastyczna, w której dziedzictwo Fae jest bardziej eksponowane. Niemniej trzeci tom postrzegałam, jako bardzo długi i uroczy wstęp do głównej akcji, która powinna się pojawić w kolejnej części przygód naszej zabójczyni z Adarlanu. I tak też się stało.


"I tak oto świat się skończył.
Zaczynał się kolejny."

W "Królowej Cieni" Celaena przestała już być Celaeną Sardothien, najlepszą zabójczynią w Adarlanie, a być może w całej Erilei. Teraz jest Aelin Ashryver Galathynius, potomkinią monarchów i zaginioną, a może raczej powracającą na tron królową Terrasenu. Trochę ciężko się przyzwyczaić do jej nowego imienia, więc dla ułatwienia całkiem je oleję. Chyba nikt nie ma nic przeciwko, prawda? Wracając do fabuły. Aelin pożegnała się z Rowanem, by wrócić do domu, gdzie czekało ją kilka długów do spłacenia - wiecie, musiała pomordować kilka osób, które wcześniej zalazły jej za skórę, czyli dzień jak co dzień u stereotypowej zabójczyni. Na liście jej celów oczywiście był Bardzo Zły Król oraz Król Zabójców, a przy okazji napatoczyło się kilka innych misji, w tym ratunkowe, bo przecież Aedion sam się nie uwolni, a magia nie wyzwoli. 


Królowa Cieni blog Szklany tron

Przyznaję się do porażki: nie wiem, jak Wam opowiedzieć o tym tomie, by nie zdradzić za dużo szczegółów. W "Dziedzictwie ognia" niemal nic istotnego się nie działo, zaś w "Królowej Ceni" akcja ma błyskawiczne tempo. Intrygi i plany Celaeny są dobrze przemyślane i brawurowe, a ich realizacja sprawiała, że uśmiechałam się do czytanych kartek. Podoba mi się nowa Celaena, która z maszyny do zabijania zmieniła się w całkiem niezłego taktyka. Byłam pod niemałym wrażeniem, jak Maas opisała scenę uwolnienia Aediona i każdą kolejną potyczkę z bossem (nie powiem Wam z którym królem!). Przez szaleńcze tempo, nie byłam w stanie oderwać się od czytania. Zresztą może wcale nie było to zasługą błyskawicznie rozwijającej się akcji i ilości bitew, która starczyłaby na opisanie trzech książek? Może to zasługa stylu Maas i czytaniu o losach bohaterów, z którymi się zżyłam i których uwielbiam? Istnieje też szansa, że mój zachwyt nad "Królową Cieni" składają się wszystkie wymienione czynniki i ku tej opcji najbardziej się skłaniam. 

Wypadałoby również napisać kilka słów o bohaterach, bo przecież bez nich nie byłoby tej książki. Z każdym tomem, a czasem i z kolejnym czytanym rozdziałem, widać jak zmieniają się oni pod wpływem swoich ciężkich przeżyć. Jestem zdumiona, że Chaol, którego kiedyś kochałam mocno, teraz stał się jedną z postaci, która najbardziej mnie irytowała i nudziła. Z kolei Lysandrze wybaczyłam niemal wszystkie przewinienia, których dopuściła się bodajże w "Zabójczyni i Imperium Adarlanu". Jak widać wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, w tym również relacje Calaeny z mężczyznami, a przecież tych przez te wszystkie części było całkiem sporo. Przez tę okropną Maas, ja również stałam się bardzo niestała w uczuciach i z tomu na tom zdradzałam moich książkowych ukochanych. Wpierw kibicowałam Dorianowi, następnie oczarował mnie Chaol, później Aedion i to jemu pozostałam teraz wierna. [Spoiler] Niby zdaję sobie sprawę, że autorka już wybrała Rowana na swojego faworyta, ale po przeczytaniu drugiej papierowej cegły z jego udziałem, dalej nie czuję między nami chemii. Zresztą między nim a Calaeną również. Tak, wiem, że jestem w mniejszości.[/Spoiler] Co prawda moim ukochanym mężczyzną z tej serii był Sam, ale skoro nie żyje, to stawiam na Aediona, ponieważ jest tym jedynym, który od początku do końca kochał swą królową i nacierpiał się w jej imieniu wiele. Tylko on nie zrobił niczego absolutnie głupiego względem niej. Przy okazji to rozdziały przedstawione z jego perspektywy najbardziej mnie ruszały. Dlatego nie rozumiem wyboru i jest mi z jego powodu odrobinę źle. No, ale skoro Calaena go nie chce to ja z chęcią przygarnę. Dawać mi go tu! 


Królowa Cieni recenzja
Świetnie walczy, jest królową i kręcą się wokół niej same ciacha. Tak, zdecydowanie powinniśmy jej nienawidzić!
Przy okazji cieszę się, że wreszcie losy Calaeny i Manon się przecięły. Co prawda przez połowę książki czytałam historię Czarnodziobej w całości, przeskakując rozdziały, bo czytanie dwóch oddzielnych opowieści mijało się z celem. W drugiej części już wszystko ładnie się ze sobą splatało, więc nie było tego problemu. Zwłaszcza, że w końcu i wydarzenia z jej udziałem zaczęły nabierać tempa. 

Widzę tylko jedną wadę. Irytowała mnie narracja trzecioosobowa, która w przypadku tego tytułu zawodziła. Wyobraźcie sobie, że czytacie dialog prowadzony między czterema osobami, a narrator rzuca Wam tekst z objaśnieniem "powiedział". No dobra, ale który z nich do jasnej anielki to powiedział?! Mam się domyślać? Dziękuję bardzo. Zwłaszcza, że tłumacz przynajmniej dwa razy się pomylił pisząc 'ona' zamiast 'on'. Najwyraźniej on również pogubił się w tym, co się dzieje na kartach "Królowej cieni". Męczące było również nagłe opisywanie wydarzeń z perspektywy jednej osoby na drugą, które czasem nie były oddzielone nawet akapitem. Trzeba było mocno się skupić lub czytać po kilka razy ten sam fragment, by się całkiem nie zgubić. Więcej grzechów się nie doszukałam. Musicie mi wybaczyć. Zwyczajnie "Królowa Cieni" jest nieprzyzwoicie dobrą książką, którą mocno serduszkuję.

Ps. Dobrze przerwać złą passę czytelniczą i niezawodnym sposobem na to jest czytanie kolejnych tomów serii, którą się uwielbia. Mam nadzieję, że niebawem wrócę do Was z kolejną dobrą książką, którą naprawdę warto polecić, ale na razie pozwolę Wam zarekomendować Wasze ulubione serie. Nie krępujcie się. Śmiało!
Ps2. Sądzicie, że seria o Celaenie Sardothien byłaby dobrym materiałem na film?
Ps3. Wasz ulubiony facet z tej serii to...?

Prześlij komentarz

0 Komentarze