Looking For Anything Specific?

Header Ads

Suicide Squad, czyli Legion Samobójców i crazy Lovestory

Legion Samobójców Joker&Harley Quuin

Raczej nie skłamię pisząc, że Suicide Squad był jedną z najbardziej oczekiwanych filmowych premier tego roku. Nic w tym dziwnego, skoro w końcu DC postanowiło użyć swojego Jokera Asa, czyli tego, co jest ich najmocniejszą stroną - Złoczyńców! W końcu co to za przyjemność oglądać superbohaterów, jeśli nie muszą mierzyć się z czarnymi charakterami? Tylko tym razem superbohaterów zabrakło, więc musieli ich zastąpić antybohaterowie. 

Elita złoczyńców ze stajni DC gniła sobie spokojnie w więzieniu, jednak gdy Superman umarł, zaczęło brakować superbohaterów, którzy mogliby chronić zwykłych ludzi. Z tego powodu postanowiono ich zastąpić super złoczyńcami. Z pewnością nie było to idealne rozwiązanie, ale przynajmniej pocieszano się tym, że w razie śmiertelnego niepowodzenia nikomu nie byłoby żal przestępców siłą przymuszonych do bycia mięsem armatnim. W końcu nazwa Legion Samobójców nie wzięła się znikąd. I tak, po wszczepieniu im pod skórą ładunków wybuchowych odpalanych za pomocą apki w razie buntu lub ucieczki, posłano ich z misją ratowania świata. Tak mniej więcej rysuje się główny wątek, jednak nie jest on jedyny, bo mamy jeszcze szalone lovestory! 


Joker&Harley Quinn
Joker i Harley Quinn Suicide Squad
"Umarłabyś dla mnie? (...) Nie, to zbyt proste. Mogłabyś dla mnie żyć?"
Może i mam spaczony umysł, ale to jedna z najbardziej uroczych scen miłosnych. On ją jednak kocha!
Chyba każdy fan komiksowych bohaterów ma swoich ulubionych łotrów. Moimi są Joker i Harley Quinn. Oboje szaleni, brawurowi, przerysowani i zabawni - nie da się ich nie kochać. To właśnie dla nich wybrałam się do kina, chociaż miałam wiele obaw względem ich wątku. Przede wszystkim doskonale zdawałam sobie sprawę, że skoro Joker nie jest członkiem Suicide Squad, to będzie się pojawiał jedynie gdzieś w tle. Normalnie bolałoby mnie to okrutnie, jednak jego nowy wizerunek w stylu Marilyna Mansona z zielonymi, neonowymi włosami, nie do końca mnie przekonywał, a przy okazji nie wyobrażałam sobie, że Jared Leto poradzi sobie z taką rolą. Zwłaszcza, że Heath Leadger postawił poprzeczkę niesamowicie wysoko i dla mnie zawsze będzie prawdziwym Jokerem, nie jakimś podrabiańcem, jak Leto. Teraz jest mi wstyd za wydanie tak pochopnej opinii. Pokochałam Leto w roli Jokera... a raczej Pączusia! Aktor spisał się doskonale, a nowa odsłona mojego ulubionego złoczyńcy jest najbardziej walniętym łotrem celebrytą w historii. 

W dodatku chemia między nim a Harley Quinn jest nieziemska! Oglądanie scen, w którym występują wspólnie oraz poznawanie historii ich chorej miłości było czystą przyjemnością. To naprawdę było niesamowicie urocze: ona się zakochuje i wariuje z miłości do niego. Ich związek kwitnie i czerpią z życia pełnymi garściami, aż nagle dochodzi do nieszczęścia - ona zniknęła, a on porusza niebo i ziemię, by ją odnaleźć. Więcej Wam nie zdradzę, ale Szekspir może się schować ze swoją historią Romea i Julii! Po prawdzie to na tym wątku skupiłam się najbardziej i może dlatego wyszłam z kina zadowolona. Niestety ich urocze lovestory zajęło może 10 lub 15 minut łącznie. Osobiście wcale nie obraziłabym się, gdyby twórcy odpuścili sobie całą tą niedorzeczną misję Legionu Samobójców na rzecz pełnometrażowej historii poświęconej Harley i jej Pączusiowi.


Joker  Where is she
Tylko spójrzcie jaki on zdruzgotany utratą ukochanej! Why so serious?!
Legion Samobójców
Wypadałoby przestać zachwycać się pomniejszym wątkiem, by w końcu opowiedzieć Wam o samym Legionie. W skład tej elitarnej jednostki wchodzi Deadshot (Will Smith), Boomerang (Jai Courtney), Killer Croc (Adewale Akinnuoye-Agbaje), Diablo (Jay Hernandez), Katana (Karen Fukuhara) i oczywiście Harley (Margot Robbie). Większość z nich była w miarę ciekawym tłem, ale bądźmy szczerzy: całą robotę zrobili Deadshot z Harley. Do scen z udziałem Quinn nie mam zarzutów. Margot Robbie genialnie sprawdziła się w roli pięknej, szalonej i niestabilnej emocjonalnie królowej. Tylko ona wprowadzała akcent humorystyczny do filmu i choć wychodziło to zazwyczaj dobrze, to po pewnym czasie miałam wrażenie, że twórcy na siłę wyrzucali Robbie przed szereg z instrukcją "teraz powiedz coś śmiesznego i zrób słodką minę, bo widzowie zaczną się nudzić". Z kolei Deadshot był takim dobrym tatą, który trzyma niesforne dzieci za gęby, by za bardzo nie rozrabiały. Niby wiem, że ta postać nigdy nie była zepsuta do szpiku kości, ale tym razem twórcy odrobinę przesadzili z jego poczciwością. Przy okazji nie do końca łapię, dlaczego ci zwyrodnialcy tak szybko się zaprzyjaźnili. Niby największa i najgroźniejsza szumowina uniwersum, a tu proszę! Wszyscy stali się psiapsi od pierwszego spotkania. Ba! Co tam psiapsi, oni stali się rodziną po jednym dniu. Czekałam tylko na moment, gdy chwycą się za ręce, by wspólnie śpiewać piosenki The Kelly Family. Wierzcie mi, niewiele brakowało.
Ogólnie mam wrażenie, że cała ta wielka misja i ekipa samobójców nie jest wiele lepsza od swojej wcześniejszej wersji zaprezentowanej w Arrow. Tylko Amanda Waller (Viola Davis) była bardziej złowieszcza. 


Recenzja Legion Samobójców

Muszę przyznać, że w "Legionie Samobójców" wątek główny tj. misja oddziału łotrów, wcale nie powala. Film jest zdecydowanie zbyt krótki, by w pełni rozwinąć potencjał pomysłu, tylu postaci i wątków. Jak wspominałam Harley i Joker powinni dostać oddzielny film, a wtedy więcej czasu ekranowego można byłoby poświęcić na rozwalanie kolejnego obdarzonego niezwykłymi mocami przeciwnika. A tak, film dzieli się na trzy części. Pierwsza to zapoznanie widzów z członkami Legionu, druga szalone lovestory, a trzecia rozwalanie Wielkiego Złego. Całość jest stosunkowo spójna i logiczna, jednak obawiam się, że to nie jest ten sam film, który obiecywały Wam zwiastuny. Nie wiem z jakim nastawieniem będziecie szli do kina, ale ja nie miałam wielkich oczekiwań. Nauczona poprzednimi porażkami związanymi z filmami DC Comics (choćby filmowe problemy Batmana i Supermana), które przeważnie poprzedzały rewelacyjne trailery, wiedziałam, że nie mogę się nastawiać na arcydzieło. Dlatego w zamian jarałam się antybohaterami w rolach głównych. I wiecie co? Nie zawiodłam się. W dodatku "Legion Samobójców" jest bardzo dobry jak na produkcję DC. 



Muzykę dobrano genialnie, więc doskonale pasowały do danych momentów. Co prawda sceny walki niby nie są złe, ale szału nie robią. Za dobry humor odpowiadała Harley. Wątek miłosny zaliczony. Czego więcej chcieć? Okey, parę rzeczy znalazłoby się, ale nie ma sensu narzekać. Chyba że rozważanie oglądanie filmu w 3D. Jeśli tak, to stanowczo odradzam, bo nie zanotowałam ani jednego efektu. Nie wiem, czy je przespałam, czy może zapomniano ich dorzucić, ale stawiam na to drugie, bo nie tylko ja po wyjściu z kina zastanawiałam się, gdzie się podziały efekty. Zdecydowanie wersja 3D to kpina, ale w 2D można śmiało oglądać. Gosiarelli się podobało.

Ps. Wiecie, że fani Marvela czekają, aż skończą się napisy końcowe, bo wiedzą, że pojawi się jeszcze scena nawiązująca do przyszłych produkcji. Być może jednak nie wiecie, że u DC jest podobnie, więc siedźcie na tyłkach, bo pojawi się Batman.
Ps2. W końcu jestem gotowa na oficjalne zakończenie Eksperymentu DC, więc wyczekujcie podsumowania!

Prześlij komentarz

0 Komentarze