Looking For Anything Specific?

Header Ads

Z poczwarki w motyla, czyli Dziedzictwo ognia


Po "Szklanym tronie" i "Koronie w mroku" nadeszła pora na "Dziedzictwo ognia", czyli trzecią część cyklu o... No właśnie o kim? Mam wrażenie, że nie potrafię opisać krótko i rzetelnie kim jest Celaena Sardothien. Najniebezpieczniejszym zabójcą w Adarlanie? Owszem. Dziewczyną po przejściach, która ma tyle samo ran i blizn na ciele, co na duszy? Niestety też. Nadzieją świata? Na nieszczęście dla niej także. Dla mnie jednak na tę chwilę jest (super bad assową, ale jednak) poczwarką, która dopiero zmienia się w pięknego i diabelsko niebezpiecznego motyla.


"Ten, kto wypełza z czeluści żalu i rozpaczy, nie jest już tą samą osobą, która w nią wpadła."

W pierwszym tomie poznajemy młodą zabójczynie, która dzięki swoim umiejętnością zyskała sławę i budziła strach. W wyniku pewnych sytuacji była zmuszona zostać Królewską Obrończynią, co zdecydowanie nie było lepsze od poprzedniego zajęcia, bo dalej musiała mordować, jednak tym razem na zlecenie złego króla. Jej najnowsza misja powiodła ją do Wendlyn, gdzie powinna zabić rodzinę królewską, która tak się składa jest z nią spokrewniona. Jednak Celaena i tak nie ma zamiaru wykonywać królewskiej misji, ani nawet własnej. Już pierwsze strony uświadamiają nam jakim wrakiem człowieka się stała, więc dobrze, że los pchnął ją z powrotem na właściwą ścieżkę, gdy postawił na jej drodze Rowana. Chciałabym napisać coś więcej na temat fabuły, ale jeśli spoilerować to z klasą, więc zajmijmy się wątkami romantycznymi.

Choć w "Szklanym tronie" nigdy nie chodzi o romans to on zawsze gdzieś tam przemyka w tle, lecz zawsze w formie trójkąta miłosnego. W nowelkach (sprawdź opinię o  "Zabójczyni i władcy piratów") mamy Sama, w pierwszym tomie Celaenę ciągnęło do księcia Doriana, w drugim do kapitana Gwardii Królewskiej Chaolea, który w "Koronie w mroku" podbił i moje serce. Jednak przy czytaniu "Dziedzictwa ognia" nie miałam ochoty chwytać pomponów w ręce i skandować jego imienia. Ba! Nawet rozważam wypisanie się z jego teamu, ale nie będę działać pochopnie i zobaczę co przyniesie kolejna część. W tej dostaliśmy Rowana i mam tu bardzo mieszane uczucia, bo niektóre sceny z jego udziałem naprawdę mnie wzruszyły, ale na chwilę obecną nie czuję żadnej chemii między nami...ehhhmm... chciałam napisać: między nimi tzn. Rowanem i Celaeną. Zresztą ich związek (pisałam już, że tu będą spoilery? Będą!) jak dla mnie wcale nie jest romantyczny i nie widzę jak miałoby to zadziałać później (a sądząc po reakcjach osób, które przeczytały 4 tom w oryginale coś się kroi). Za to strasznie urzekł mnie Aedion ze swoim tupetem i brawurą dorównującymi Celaenie (a przynajmniej tej Celaenie z poprzednich tomów), swoim oddaniem i miłością do ukochanej królowej. Niemniej z powodu jego pokrewieństwa z naszą główną bohaterką też nie widzę tu romansu. Zwyczajnie to rewelacyjnie wykreowana postać, o której mam nadzieję przeczytać więcej w przyszłości. Mam wrażenie, że poświęciłam więcej czasu na opisanie wątków romantycznych, niż Sarah J. Maas, więc jeśli nie przepadacie za scenami miłosnymi w książkach o zabójcach to będziecie zadowoleni. 
Może ja nie czuję chemii, ale internety i owszem!  Fan art by Ashleigh
Niesamowita jest przemiana Celaeny. Po pełnej brawury zabójczyni, która była dumna ze swoich wyczynów nie został już ślad. Nie wiele w niej też po wiecznie zakochanej nastolatce. Dziewczyna doszła do momentu, w którym jest cieniem samej siebie. Skrzywdzonym dzikim stworzeniem, który boi się budować więzi i wstydzi się swojej przeszłości. Od przeczytania "Korony w mroku" minęło półtora roku, więc nie jestem w stanie Wam szczerze powiedzieć, czy ta przemiana poszła gładko, ale wydaje się naturalnym następstwem wydarzeń, które ją spotkały. W tej części Celaena ponownie się zmienia. Przeobraża się z poczwarki w motyla, choć chyba bardziej pasuje porównanie do powstania niczym Feniks z popiołu. Sarah J. Maas naprawdę rewelacyjnie przedstawiła rozwój tej postaci. Zresztą pozostałych również, bo w książce dostajemy również rozdziały poświęcone Dorianowi i Cheolowi. Książę dojrzał i w końcu zaczyna przypominać mężczyznę, który kiedyś mógłby się okazać dobrym władcą. Niestety Cheole dalej jest niezdecydowany, rozdarty między dwoma światami. Przez to wiele traci. Mam wrażenie, że wraz z pisaniem kolejnych tomów autorka zaczęła się nim nudzić lub nie wiedziała co z nim dalej począć. W sumie może też starała się zniechęcić do niego czytelniczy, by zrobić odpowiedni grunt pod inny romans - nie wiem, ale to wydaje się najbardziej prawdopodobne, bo działa.
Przy okazji warto wspomnieć, że dostaliśmy nową postać, której autorka poświęca sporo rozdziałów, choć na chwilę obecną nie jest w żaden sposób powiązana z akcją główną. Mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam jej nie lubić i jestem ciekawa co będzie dalej z nią i jej wywerną. 

Dawno nie miałam w rękach naprawdę dobrej książki, która nie pozwoliłaby mi się oderwać od czytania i nie była przy tym mało ambitnym romansem z wątkiem sf w tle. Od dawna również czytanie nie sprawiło mi tyle przyjemności. Mam wrażenie, że żadna z poprzednich części cyklu nie rozkochała mnie w sobie do tego stopnia, a już z pewnością nie wzruszyła (choć chyba emocje wzięły górę w nieodpowiednich momentach, przez co było to dziwnym zaskoczeniem). Najwyraźniej "Dziedzictwo ognia" jest dla mnie najbardziej udaną częścią, choć postrzegam je bardziej jako tom przejściowy, czyli akcja, choć teoretycznie wartka, niewiele wnosi do głównych wątków "Szklanego tronu". Autorka przede wszystkim skupiła się na rozwoju poszczególnych postaci i wprowadzeniu nowych. Odebrałam to bardziej jako robienie gruntu pod kolejną książkę z serii. Dlaczego więc akurat ta część rzuciła mnie na kolana? Hmmm... chyba to jedno z tych pytań, na które nie ma logicznej odpowiedzi. Tak po prostu jest i wiem, że poczujecie to samo pod czas czytania. Powiem tyle: zakochałam się! I w końcu coś staje się dla mnie godnym następcą "Jesiennych ogni" - swoją drogą to urocze, jak wszyscy opisują miłość Fea, którzy mogliby zniszczyć świat dla lub przez swoich ukochanych.

"Dziedzictwo ognia" jest trzecią częścią cyklu "Szklany tron" i bynajmniej nie ostatnim. Sarah j. Maas ciągle pisze, a ja ciągle czekam tylko od czasu do czasu zadowalając się pełnym tomem lub krótką nowelką. Tym razem mam dość tego masochizmu, ale znalazłam się w sytuacji patowej, bo gdy Uroboros wyda kolejna część i ją przeczytam to znów będę się męczyć na głodzie, zaś jeśli nie przeczytam od razu i poczekam na wydanie wszystkich to chyba zwariuję. Dlatego, jeśli dotąd nie czytaliście "Szklanego tronu" to mam dla Was radę: przed rozpoczęciem przygody z tym cyklem upewnijcie się, że macie wszystkie tomy pod ręką (o czas się nie martwcie, bo Celaena wyszarpie go z każdego napiętego kalendarza). I nie mówię tu jedynie o tych, które ukazały się do tej pory. Nie bądźcie masochistami i poczekajcie, aż w Polsce (albo chociaż w Stanach) wydadzą wszystkie części. Nie bierzcie ze mnie przykładu, bo naprawdę nie chcecie się męczyć tak jak ja to robię. To nie ludzkie! 

Przeczytaj opinie o kolejnym tomie "Królowa Cieni"

Ps. Jeśli należycie do grona masochistów, którzy książkę mają już za sobą to możecie polecić tytuł w podobnym klimacie - jestem na kacu książkowym, więc wiecie jak jest.
Ps2. Aby być na bieżąco wpadajcie na Gosiarellowego Facebooka! Dowiecie się tam m.in. dlaczego uważam, że mapka dołączona do książki jest błędem.

Prześlij komentarz

0 Komentarze