Looking For Anything Specific?

Header Ads

Salvation, czyli asteroidy, apokalipsa i Elon Musk


15 lutego 2013 roku w rosyjskim Czelabińsku spadł meteoryt. Jego średnica przed wejściem w atmosferę szacowana jest na około siedemnaście metrów, a masa na około dziesięć tysięcy ton. Całkiem spory, prawda? A jednak nikt nie zauważył go, dopóki nie było za późno.

Od informacji o meteorycie z Czelabińska zaczyna się serial, co ma nam-widzom uzmysłowić, jak ogromnym zagrożeniem są asteroidy. Pewnie bylibyście zaskoczeni, gdyby teraz się okazało, że "Salvation" jest produkcją poświęconą Hefalumpom, a nie zmierzającej ku Ziemi ogromnej asteroidzie. To dopiero byłby zwrot akcji! Na szczęście go nie ma i wielka asteroida mknie z zawrotną prędkością w kierunku Ziemi, o czym wie tylko garstka ludzi, którzy mają pół roku na uratowanie świata przed totalnym zniszczeniem.

Asteroidy zawsze ze mną wygrywały, więc dobrze, że to nie ja muszę opracowywać plan zniszczenia zagrożenia, bo wszyscy bylibyśmy martwi. Przy okazji piąteczka dla każdego, kto kojarzy tę grę! 

Wśród wybrańców, którzy wiedzą o zbliżającym się końcu świata i powinni temu przeciwdziałać są m.in. pracownicy Pentagonu, jak wiceminister obrony Harris Anders (Ian Anthony Dale), czy rzeczniczka prasowa Grace Barrows (Jennifer Finnigan). Myślicie sobie, że skoro rząd USA jest świadom zagrożenia, to wszystko będzie dobrze? Błąd! [Spoiler] Okazuje się, że politycy upatrzyli sobie w apokalipsie szansę na pozbycie się rywali. Co zasadniczo nie jest błędną konkluzją, bo skoro wszyscy zginą, to przecież dotyczy to także ich przeciwników, prawda? No prawda. Tylko tak jakby to nie jest żadna wygrana, skoro wszyscy będą martwi. Niemniej politycy nie są tacy głupi, jak myślicie (no dobra są, ale są też w tej głupocie bardzo kreatywni), bo wpadli na pomysł, by zepchnąć asteroidę z kursu na tyle, by zniszczyła tylko kawałek naszego globu - konkretnie ten zajmowany przez Rosjan i Chińczyków. Także tego... Amerykanie to czyste zło! [/Spoiler]

Prawdziwym wybawcami mają być genialny student MIT Liam Cole (Charlie Rowe) oraz Darius Tanz (Santiago Cabrera), którego moglibyśmy określić słynnym zdaniem "geniusz, miliarder, playboy, filantrop", przez co oczywiście moglibyśmy go porównać do Tony'ego Starka, jednak w rzeczywistości żaden z niego Iron Man. Tanz to serialowa wersja Elon Musk. Z pewnością kojarzycie Muska, prawda? Jednego z założycieli PayPala, Tesli, czy SpaceX? Człowieka, który opracował plan Mars One? Oczywiście, że kojarzycie, w końcu jest jak gwiazda technologicznego rocka! Nie da się nie podziwiać Muska, a więc przynajmniej część zachwytu musi przekładać się także na jego fikcyjny odpowiednik. W końcu dzielą wspólne plany, marzenia i pomysły. Poważnie, jeśli znacie dorobek Muska, będziecie bardzo często uśmiechać się oglądając Tanza. W sumie i bez tego bohater wywoła u Was takie reakcje, bo bez sprzecznie jest najciekawszą postacią z serialu, choć Liam dzielnie dotrzymuje mu kroku.

Z jakiegoś powodu to nadgryzione jabłko w dłoni Dariusa przyciąga moją uwagę.

Lubię oglądać geniuszy przy pracy. Lubię również tematykę powiązaną z nadchodzącą (lub już obecną) apokalipsą, więc teoretycznie "Salvation" powinno być dla mnie serialem idealnym, jednak czegoś mu zabrakło. Nie zrozumcie mnie źle. Naprawdę uważam, że jest to najlepszy serialowy debiut tego lata* i nie mogę doczekać się kolejnego sezonu, ale to niestety wcale nie znaczy, że pozostałam ślepa na wszystkie niedociągnięcia i wady. Przede wszystkim odniosłam wrażenie, że tylko dwie postacie ciągły ten scenariusz: Liam i Darius. Reszta była jak te dzieci we mgle, które błądziły, przeszkadzały i zderzały się między sobą, jeśli nikt ich nie pokierował. Ponadto byli dość nudni, a nudni ludzie mają nudne historie, a nudne historie widzów nudzą - jestem widzem, więc mnie nudzili. Dodatkowo pod koniec logika gdzieś się twórcom rozmyła, bo przestali ogarniać jak działa np. instynkt rodzicielski (jeśli zdecydujecie się obejrzeć serial, to z pewnością domyślicie się, które sceny mam na myśli), czy instynkt przetrwania (mały spoiler: niemal wszyscy wtajemniczeni w temat zbliżającej się apokalipsy mieli ją głęboko w nosie i przeszkadzali w ratowaniu świata, bo przecież mają większe cele do zrealizowania, prawda? O końcowej scenie z Dariusem nawet boję się wspominać). Wydaje mi się, że troszeczkę nie ogarnęli, że ludzie zachowują się zupełnie inaczej, niż to przedstawiono.

Jeśli jednak wszystko, co przeczytaliście w powyższym akapicie nie odbierze Wam frajdy z oglądania, to odpalajcie pierwszy odcinek, bo jest naprawdę ciekawą produkcją przedstawiającą próby zapobiegnięcia apokalipsie. Dodatkowo zaprezentowano kilka ciekawych rozwiązań technologicznych, wpleciono wątki politycznej walki o władze, rywalizacji USA z Rosją oraz dziennikarskich prób odkrycia najważniejszego tematu milenium. Osobiście trzymam kciuki za drugi sezon, bo wszystkie znaki wskazują na to, że serial może podążyć w nowym kierunku (Spoiler: Albo zwyczajnie wystrzelą wszystkich nudnych bohaterów w kosmos, a ci genialni dalej będą próbowali uratować Ziemię, co też będzie okey). Tak czy inaczej, "Salvation" jest jedną z najbardziej udanych premier tego lata, więc warto go sprawdzić!

Ps. Poza tym chyba nie ma zbyt wielu seriali, w których bohaterowie mają szansę uniemożliwić nadejście apokalipsy! Chyba że się mylę - wtedy dajcie znać w komentarzach, o czym zapomniałam. Supernatural się nie liczy!
Ps2. Gdyby w kierunku Ziemi zmierzała ogromna asteroida, a nam pozostało pół roku życia, to wolelibyście, by rząd ujawnił taką informację, czy może wolelibyście dożyć końca świata w błogiej nieświadomości?

* Co prawda w sezonie letnim stacje wypuszczają seriale, które mają na celu głównie zapchać dziury na antenie, gdy widzowie czekają na pojawienie się tytułów z jesiennej ramówki. Innymi słowy, poprzeczka jest ustawiona dość nisko.

Prześlij komentarz

0 Komentarze