Looking For Anything Specific?

Header Ads

[True Story] Planeta skarbów, czyli pewnego razu w kosmosie


Piraci kojarzą nam się głównie z legendarnymi zbójami pływającymi po morzach, na statkach z czarną banderą... lub ostatecznie z piratami internetowymi (chociaż ci chyba w dobie Netflixa wymierają). Rzadko kiedy jednak myślimy o współczesnych morskich rozbójnikach, którzy nie mają w sobie żadnego uroku, a przy tym szczerzę wątpię, by zakopywali swoje skarby na bezludnych wyspach. Nic więc dziwnego, że i Disney całkiem ich pominął, gdy postanowił nadać nową formę „Wyspie skarbów” wydanej przez Roberta Louisa Stevensona po raz pierwszy w całości w 1883 roku. Przy tylu istniejących adaptacjach powieści wytwórnia Disneya musiała czymś wyróżnić swoją animację, dlatego w „Planecie skarbów” z 2003 roku przenieśli przygodę z wód morskich w przestrzeń kosmiczną.

O "Wyspie skarbów"

(Uwaga, może być trochę nudno)

Dawno, dawno temu w czasach, gdy grasujący po morzach piraci zakopywali jeszcze swoje skarby, tworząc prowadzące do nich mapy, żył sobie Jim Hawkins. Chłopak często pomagał w prowadzonej przez rodziców gospodzie „Pod Admirałem Benbow”, a cała rodzinka prowadziła dość spokojne życie, które zmieniło się, gdy zakwaterował się u nich stary marynarz z blizną na twarzy. Tajemniczy Bill Bones i jego marynarska skrzynia wywołują zainteresowanie, którego mężczyzna zdecydowanie sobie nie życzy, jednak po wielomiesięcznym pobycie zaczyna coraz chętniej opowiadać o swoich niezwykłych przygodach na morzu i lądzie. Wyraźnie jednak obawia się, że nadejdzie dzień, gdy ktoś niepowołany namierzy go w gospodzie, dlatego płaci młodemu Jimowi, by niezwłocznie powiadomił go, jeśli zobaczy żeglarza z jedną nogą (biorąc pod uwagę popkulturowe klisze, spodziewałam się, że przynajmniej raz dziennie się taki przewinie). Zdradzę wam, że ów marynarz nigdy się nie pojawił „Pod Admirałem Benbow”, jednak Billa namierzył inny stary znajomy, który zagroził, że wróci niebawem z kamratami, jednak nim to się stało Bones zmarł [*].
Jim z matką (ojciec umarł jakiś czas wcześniej) przerażeni szturmem, który miał nadejść, postanowili zbiec ze swojej gospody, jednak nim to się stało chłopak przeszukał skrzynię umarlaka, z której zabrał mapę wyspy. Pokazał ją doktorowi Livesey’owi, który stwierdził, że na mapie najpewniej było zaznaczone miejsce ukrycia skarbu kapitana Flinta. Gdy obecny podczas oględzin mapy pan Trelawney zrozumiał, jak ogromną ma ona wartość postanowił opłacić statek i załogę, by wspólnie z doktorem Livesey'em i Jimem ruszyć na poszukiwanie skarbu.

Minęły tygodnie nim byli gotowi do wypłynięcia. W tym czasie Trelawney kupił okręt i zatrudnił jako kucharza okrętowego starego wilka morskiego o jednej nodze, Johna Silvera, który skompletował całą załogę. Kulawy marynarz
(przypadek, czy jednak klisza?) był niezwykle wesoły i otwarty, dlatego bez trudu zyskał sympatię wszystkich uczestników wyprawy. Na statku Jim został chłopcem okrętowym i często pomagał Silverowi w kuchni, dlatego oboje bardzo się ze sobą zżyli. A może jednak tylko jeden przywiązał się tak naprawdę, a drugi jedynie udawał? W końcu po pewnym czasie Jim przez przypadek podsłuchał rozmowę między Johnem a kilkoma członkami załogi. Wynikało z niej, że byli oni niegdyś członkami załogi kapitana Flinta, a teraz spiskowali, by zgarnąć skarb dla siebie, gdy tylko zostanie odnaleziony i załadowany na statek. Nim jednak Jim zdążył kogokolwiek powiadomić o planowanym buncie, na pokładzie wybuchło zamieszanie spowodowanego dostrzeżeniem lądu na horyzoncie. Zidentyfikowano go, jako Wyspę Szkieletów, która niegdyś była siedzibą piratów, a teraz celem ich podróży. Gdy emocje opadły, Jim opowiedział o podsłuchanej rozmowie kapitanowi, Livesey'owi i Trelawney'owi, którzy postanowili nie działać pochopnie i poczekać ze stłumieniem buntu, aż do momentu, gdy wybuchnie.

Nie musieli długo czekać. Po odkryciu wyspy sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, aby odrobinę ją rozładować, kapitan postanowił puścić część załogi na ląd. W ostatniej chwili do odpływających łódek dołączył Jim, jednak oddzielił się od pozostałych marynarzy, gdy tylko dopłynęli do brzegu. Szybko okazało się, że to była bardzo dobra decyzja, ponieważ, gdy ukrył się w gęstwinach lasu, zauważył, jak Silver brutalnie morduje człowieka, który był wierny kapitanowi i nie miał zamiaru zbuntować się wraz z byłymi członkami załogi Flinta. Zresztą na całej wyspie wybijano po kolei wszystkich ludzi, którzy nie należeli do bandy buntowników. Cóż… i to by było na tyle w kwestii zapłaty za lojalność i prawość. Młody Jim, by przeżyć, musiał szybko i niepostrzeżenie oddalić się od bandytów, jednak szybko znajduje sobie nowego towarzysza, Bena Gunna. Najwyraźniej Wyspa Szkieletów nie była tak wyludniona, jak sądzono, ponieważ miała jednego mieszkańca, który utknął na niej trzy lata wcześniej, gdy jego koledzy zostawili go na niej, by wyzionął ducha, co było karą za to, że nie odnalazł skarbu Flinta. Wychodzi na to, że wszyscy piraci na okolicznych wodach wiedzieli, gdzie leży wyspa skrywająca niemały majątek, ale nikomu nie chciało się biegać po niej z łopatą. Poważnie? Wydaje mi się, że w obecnych czasach ludzie nie odpuściliby, nawet gdyby musieli przekopać każdy milimetr za pomocą wideł.

W czasie, gdy na wyspie odbywała się rzeź niewiniątek, na zakotwiczonym statku także nie było najweselej. Kapitan, doktor Livesey oraz Trelawney po pewnym czasie od odpłynięcia statków z załogą również przeprawili się na wyspę i odnaleźli na niej warownię, do której postanowili przenieść część zapasów z okrętu, a następnie się tam zabarykadować. Ostatnia wyprawa po prowiant nie poszła gładko, jednak zyskali dodatkowego członka wyprawy, który nie miał ochoty ich zabić dla łupów. Gdy w końcu wedle planu zabunkrowali się w warowni, rozpoczął się szturm, jednak Jimowi udało się dołączyć do przyjaciół. Wspólnymi siłami dzielnie stawili czoła wrogowi raz, drugi, trzeci, jednak nie obyło się bez rannych i strat w ludziach. Nocą, niepostrzeżenie Jim wymknął się z bezpiecznego schronienia. Wierzcie mi lub nie, ale ten chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu, co udowodnił, gdy odciął kotwicę okrętu, na którym powiewała już piracka bandera bandy Silvera. Los ponownie się do niego uśmiechnął, gdy dryfując w swojej małej łódce po morzu, prąd poniósł go wprost na okręt, na którym nie pozostał niemal nikt żywy. Młody bohater miał takiego farta, że udało mu się przybić do brzegu tak, by nikt nie spostrzegł ogromnego okrętu, a przy tym statek się nie rozbił, lecz delikatnie osiadł na mieliźnie. O dziwo nawet bez kotwicy grzecznie czekał na powrót Jima, który od tamtej chwili postanowił przeżywać przygody na lądzie.

Szczęście odwróciło się od niego, dopiero gdy dotarł do warowni, gdzie miał nadzieję znaleźć swoich przyjaciół, jednak ich miejsce zajęli buntownicy, którzy z przyjemnością wypruliby Jimowi serce, gdyby nie wstawił się za nim Silver. W czasie rozmowy John opowiedział, jak to doktor i pozostali dobrowolnie oddali mu warownię, zapasy, a nawet mapę prowadzącą do skarbu, byle tylko mogli odejść wolno. I odeszli. Ich miejsce, jak już wiecie, zajęli buntownicy, którzy teraz byli tak zdenerwowani niemożliwością zabicia Jima, że aż postanowili wszcząć mini bunt przeciwko Silverowi. Niewiele z tego jednak wynikło. Nazajutrz warownię odwiedził doktor, który najwyraźniej zbyt poważnie podchodził do przysięgi Hipokratesa, bo nawet w obecnej sytuacji postanowił dbać o dobry stan zdrowia swoich niedoszłych zabójców. Po wizycie Silver postanowił zawszeć układ z doktorkiem i Jimem, na mocy którego on zdradzi swych kompanów i utrzyma Jima przy życiu, jeśli oni zapewnią, że po przybyciu do ojczyzny dopilnują, by John nie zawisnął na szubienicy za zdradę. Całkiem to było sprytne z jego strony, bo dzięki temu mógł spokojnie grać na dwa fronty, czyli uciec ze skarbem, jeśli jemu i jego bandzie uda się go odnaleźć, a przy tym nie zawisnąć, jeśli poniosą porażkę. Taki właśnie powinien być morał książki Roberta Louisa Stevensona – możecie kłamać, zdradzać, buntować się i zabijać niewinnych, bylebyście zawsze mieli w zanadrzu plan awaryjny, układ, na mocy którego wykaraskacie się z opresji i unikniecie kary!

John Silver miał dobre przeczucie, by zabezpieczyć się w razie porażki, bo jak okazało się po dotarciu na miejsce X, w którym powinien być skarb, okazało się, że ktoś go już zgarnął (jak się później okazuje tą osobą był Ben Gunn). To była kropla, która przelała piracką czarę goryczy. Banda Silvera momentalnie zwróciła się przeciwko niemu, chcąc zabić zarówno jego, jak i Jima, jednak z pomocą nadeszli przyjaciele młodzieńca. Piraci zbiegli, zaś Silver i Jim udali się wraz ze swoimi wybawcami do jaskini Bena Gunna, w której obecnie znajdowało się całe złoto Flinta. Kilka dni zajęło załadowanie całego skarbu na statek, lecz po tym mogli już ruszyć z nim w drogę powrotną. Po przybyciu do najbliższego portu udało im się zwerbować nowych członków załogi, a w tym czasie Silver zbiegł – oczywiście z workiem złota, jednak uznano, że to mała cena za pozbycie się kulawego zdrajcy. The End.

„Wyspa skarbów” + „Titan - Nowa Ziemia” = „Planeta skarbów”?


Tym razem Disney postanowił podejść nieszablonowo do adaptacji książki, więc zamiast obrazu legendarnych piratów szabrujących na morzach i oceanach w poszukiwaniu łupów, które później mogą zakopać na jakiejś opuszczonej wyspie i naszkicować mapę z X-ami, zostaliśmy przeniesieni do dalekiej przyszłości. A raczej do wizji przyszłości, jaką mogliby przewidywać ludzie z XVIII stulecia, bo przecież w animacji nie ma internetu, telefonów komórkowych, GPS-ów, czy choćby wykrywaczy metalu. W „Planecie skarbów” statki nie są morskie, lecz międzyplanetarne. Mapy prowadzące do skarbów nie są zaszyfrowane za pomocą kartki i pióra z atramentem, lecz dzięki zaawansowanej i skomplikowanej technologii. Ciekawie zastąpiono najbardziej rozpoznawalne atrybuty typowego pirata. Silver przestał być łotrem o jednej nodze i drewnianej kuli, lecz stał się świetnie wyposażonym cyborgiem z mechanicznym okiem (dosłownie miał rentgen w oku!), nogą i ręką, która potrafiła przekształcić się w szablę, pistolet, tasak, działo, czy cokolwiek sobie wymyślił. Zaś gadająca papuga została zastąpiona przez Morph, niezwykłe stworzonko, które potrafi przybrać dowolną formę. Zaiste ciekawą adaptację zafundował nam Disney. A może to nie był autorski projekt Disneya, lecz jak wierzy spora część widzów „Planeta skarbów” jest jedynie połączeniem powieści „Wyspa skarbów” Roberta Louisa Stevensona z pełnometrażową animacją Fox'a „Titan - Nowa Ziemia” z 2000 roku?

Dopatrywanie się podobieństw między obiema produkcjami osobiście uważam za zbyt naciągane. Przede wszystkim fabuła „Titan – Nowa Ziemia” jest całkowicie inna, ponieważ film nie opowiada, o czymś tak trywialnym jak poszukiwanie zakopanego złota, lecz o próbie odnalezienia nowej planety, dzięki której mogłaby przetrwać ludzkość po tym, jak wredni kosmici zniszczyli Ziemię. I choć uważam za nonsens porównywanie obu animacji to i tak przedstawię wam główne zarzuty, jakie stawiają Disneyowi fani „Titan – Nowa Ziemia”. Najczęściej wskazywane są podobieństwa między Jimem Hawkinsem, a Calem Tuckerem w tym m.in.:

1. Opuszczenie przez ojca – faktycznie w „Planecie skarbów” Disney pokazał widzom krótką scenę retrospekcyjną, w której ojciec Jima opuszcza jego i jego matkę. Nie ma to żadnego pokrycia w powieści, ponieważ tam pan Hawkins umiera. Niemniej w animacji Fox'a jest podobnie, bo ojciec Cale'a umiera w trakcie walki z Obcymi, której efektem jest zniszczenie Ziemi. Moim zdaniem ciężko porównywać bohaterską śmierć w obronie planety z porzuceniem rodziny.

2. Mapa, którą jedynie główny bohater może odczytać – faktycznie pozostawiona Cale'owi przez ojca mapa działa jedynie, gdy chłopak ma na palcu założony pierścień, ale jest to spowodowane tym, że uruchamia się w kontakcie z zapisanym kodem DNA. Swoją drogą to trochę głupie, by tylko dwie osoby (właściwie jedna, bo druga zmarła na początku filmu) we wszechświecie były w stanie uruchomić mapę prowadzącą do ukrytego w odmętach kosmosu statku kosmicznego, który jest jedyną nadzieją ludzkości. Albo pan Tucker nie przemyślał tego porządnie albo był strasznym egoistą. Niemniej jednak w „Planecie skarbów” mapę zapewne może odczytać więcej osób, jeśli ułożą ją odpowiednio. Innymi słowy, ten argument mnie nie przekonuje.

3. Jego przyjaciel okazuje się wrogiem – wybaczcie, ale wydaje mi się, że żaden inteligentny czarny charakter nie przyzna się do swoich niecnych intencji przed całym światem, jeśli może coś zyskać udając, że jest dobry. Oczywiście w bajkach zazwyczaj ciężko doszukać się rozsądnych i roztropnych złoczyńców, jednak twórcy coraz częściej starają się takich wykreować. Ponadto zachowanie Silvera z animacji odpowiada temu opisanemu w książce Stevensona.

4. Bohater potrafi naprawiać pojazdy kosmiczne – owszem to ich łączy, jednak nie jest to w żaden sposób nadzwyczajne w świecie, w którym zamiast samochodów są pojazdy kosmiczne.

Jeśli na siłę miałabym się dopatrywać podobieństw to wskazałabym raczej na obraz świata przedstawionego. W obu animacjach jest dość mało ludzi, kosmici przypominają zmutowane zwierzęta, mapy są trójwymiarowe, podróże międzygwiezdne, bronie laserowe, a cel podróży okrągły, co nie jest specjalnie zadziwiające, skoro akcja dzieje się w kosmosie. Także niech fani „Titana” mi wybaczą, ale uważam, że Disney nawet nie próbował się nim inspirować.

Gosiarella o „Planecie skarbów”


Wychodzi na to, że „Planeta skarbów” jest stosunkowo wierną (poza zakończeniem i zmianą niektórych bohaterów) adaptacją, która nie nosi widocznych śladów inspirowania się żadną inną produkcją filmową. Przy okazji uznano ją za jedną z pierwszych bajek Disneya skierowaną bardziej do chłopców, niż do dziewczynek. Biorąc to pod uwagę, zastanawiam się, czy twórcy chcieli im przekazać jakieś swoje mądrości. Doszłam do wniosku, że udało im się jedynie po raz kolejny polec przy morale. Moim zdaniem można go skrócić do: Drodzy chłopcy, potrzebujecie męskiego wzorca, bo inaczej nie wyjdziecie na ludzi, a jeśli go nie macie i jesteście łobuzami to wina waszych matek! To przykre, że Disney rozpoczął opowieść o Jimie od przedstawienia go jako łobuza, który notorycznie wpada w kłopoty, a matka nie potrafi sobie z nim poradzić. W powieści Jim nie sprawiał większych problemów, ale może scenarzyści doszli do wniosku, że było spowodowane to tym, że wychowywał się z obojgiem rodziców, a samotna matka nie da sobie rady z wychowaniem chłopca. Jim z nieposłusznego, łamiącego zasady nastolatka zmienił się w odpowiedzialnego, samodzielnego mężczyznę, dopiero gdy trafił pod opiekę Johna Silvera. Najwyraźniej nauczenie młodego Hawkinsa kilku sztuczek marynarskich i zaciąganie go do mycia naczyń w kuchni miało zbawienny wpływ. Niemniej nie rozumiem, dlaczego zdaniem Disneya lepiej od samotnej matki sprawdził się w roli rodzica stary wilk morski, który zdradza, oszukuje, rabuje i kradnie. To chyba pozostanie dla mnie zagadką.

Wyrzuciłabym również twórcom odpuszczenie grzechów Silverowi i puszczenie go wolno, co nie daje dobrego przykładu, jednak to zaserwował nam wcześniej Robert Louis Stevenson, a Disney jedynie powielił. Trzymajmy się jedynej pozytywnej myśli płynącej z „Planety skarbów”, czyli umiejętność naprawiania środków lokomocji może wam uratować życie. Także moi drodzy chłopcy mam nadzieję, że planujecie zostać w przyszłości mechanikami, bo inaczej zginiecie, jeśli traficie na wyspę lub planetę skarbów.

Ps. Wesołych Świąt!
Ps2. Przy okazji razem z Kulturalna meduza i eM poleca przygotowałyśmy specjalny skrawek internetu na Discordzie dla wszystkich fanów popkultury (jest dział serialowy, filmowy, książkowy, dramowy, etc.). To miejsce to nie kolejny fanpage, w którym ja coś tam marudzę, a Wy komentujecie. Nope! Chcęemy, żeby to miejsce było Waszą przestrzenią, w której możecie robić co Wam się podoba i wspólnie z nami je budowali. 
Łapcie link i bawcie się dobrze!

Prześlij komentarz

0 Komentarze