Looking For Anything Specific?

Header Ads

Zmarnowana słowiańskość, czyli Krakowskie Potwory i ich problemy

 

Uwielbiam popkulturę nawiązującą do mitologii słowiańskiej — właśnie skłamałam, bo w rzeczywistości uwielbiam i chętnie sięgam po tytuły maczane w słowiańskości, jednak wychodzą one różnie. I tak długooczekiwane "Krakowskie Potwory", z którymi wiązałam spore oczekiwania, należą do tej grupy, których zdecydowanie wolałabym się wystrzegać (by nie napisać, że w ogóle nie powinny powstać).


Alex, czyli nasza główna bohaterka, już od początku jawi nam się jako menelica, posiadająca niezwykły dar do wyszukiwania najbardziej obskurnych knajp, które chyba tylko cud uchronił przed zamknięciem (wybaczcie, ale nawet pierwszoroczniaki z UJ mają wyższe standardy radosnego upodlenia), gdzie z zapałem sukkuba wyszukuje nowych dostawców chorób wenerycznych. Już w pierwszym barze, w którym ją widzimy, natyka się na Lucky'ego (w Krakowie mamy jeden bar, więc to pewnie przez to!), który okazuje się asystentem profesora werbującego studentów obdarzonych słowiańskimi supermocami. Oczywiście naszemu rodzimemu Profesorowi X udało się dotąd zwerbować jedynie 9 uczniów, ale nie wiemy, czy to dlatego, że słowiańskie supermoce są mega rzadkie, czy dlatego, że sposobem na ich potwierdzenie jest naćpanie dzieciaka i utopienie w jeziorze... Możliwe, że moce tych przyszłych Utopców, zwyczajnie były nieprzydatne w takich okolicznościach, co w zasadzie miałoby sens, gdybym wziąć pod uwagę, że każdy z członków X-Słowian, dzięki swoim umiejętnością uratowałaby skórę podczas tej próby zabójstwa. W końcu jedna widzi przyszłość, dwie czytają w myślach, a kolejny czuję naturę rzeczy czy jak to tam nazwali.


Wracając jednak do przygód naszej słowiańskiej bandy, po pojawieniu się Alex, dochodzi do dziwnego ataku wyższego bóstwa i różnych anomalii, wiec wszyscy zgodnie dochodzą do wniosku, że to wszystko przez naszą główną bohaterkę. Co się dziwicie? Przecież to ma sens. To nie tak, że ona wcześniej żyła sobie spokojnie przez 21 lat i wszystko było ok. A nie sorry, mój błąd - ta teoria jednak nie ma sensu, jak cały ten serial. Scenariusz ma sporo błędów logicznych, a momentami również tak głupich przeszkód nie do pokonania, że aż trudno uwierzyć. Przykład? Proszę bardzo: W skórzanej torbie znajduje się zamknięta przestrzeń, do otwarcia której jest potrzebne wpisanie kodu. Powtórzę: w SKÓRZANEJ torbie, czyli wykonanej z materiału, który można przeciąć nożem. Ale czego można oczekiwać od bohaterów, których nie zastanawia dlaczego jakaś damska wariacja Piwoszka (chochlik namawiający ludzi do picia alkoholu), której nie znam, przestrzega ich przed piciem piwa, czyli działa wbrew swojej naturze. No cóż... Jak pisałam, ten scenariusz nie należy do najlepszych.



W "Krakowskich Potworach", jak sam tytuł wskazuje, nie mogło zabraknąć Krakowa i Potworów. Ten pierwszy prezentuje się pięknie, gdy akurat nie jest pokazany od najbardziej obskurnej strony, której od lat nie widziałam, a której i tak trzeba było trochę poszukać. Drodzy twórcy, Kraków nie jest mistyczną krainą, której nie obowiązują przepisy, i której pracownicy sanepidu nie potrafią znaleźć. Ale co ja tam wiem, skoro, w przeciwieństwie do Alex, nawet nie potrafię się teleportować z Rynku na Kazimierz i z powrotem. A może jestem Krakuską jak z koziej dupy trąbka, skoro jak nadpobudliwa turystyka, byłam na wałach więcej niż raz w życiu i zdarzyło mi się zobaczyć czasami pomnik smoka Wawelskiego. A może po prostu nie łapię, że dialogi są źle napisane i odrealnione, jak montaż.

Za to przy potworach, nie chcę się wypowiadać — zostawię to osobom bardziej kompetentnym. Zdaję sobie sprawę, że nasze podania nie są dobrze zachowane, a ogólna świadomość znacznie mniejsza niż np. w przypadku mitologii greckiej, którą poznajemy w szkole, ale wciąż na moje laickie oko wydaje mi się, że coś tam pomieszali i to dość mocno.


"Krakowskie Potwory" to bardzo zły serial i nic nie zmieni mojej opinii, jednak przyznam, że moje rozczarowanie wynika nie z jego beznadziejności, a z rozpaczy nad zmarnowanym potencjałem. Pomyślcie, pewnego dnia Netflix wyciąga kasę na stół i prosi o serial związany z bestiariuszem słowiańskim. Cóż to za okazja! Mam w głowie setki, jeśli nie tysiące, pomysłów, jak można byłoby to zrobić, by jednocześnie jeszcze mocniej pobudzić modę na słowiańskość, jak i rozbudzić świadomość widzów oraz najzwyczajniej w świecie zapewnić im dobrą rozrywkę. I co robią twórcy/Netflix? Wybiera najgorszą z możliwych opcji (a przynajmniej jedną z gorszych). JAK?! DLACZEGO?! 


Chcecie słowiańskość smacznie podaną? Sprawdźcie Legendy Allegro! Tam jest taki potencjał na pełnometrażową produkcję lub serial, że aż się prosi o wykupienie praw! Gra tam wszystko, włącznie z muzyką! Legendy Allegro: Jaga w połączeniu z "Jaskółka uwięziona" i mamy to! Widz, aż będzie miał ciary! A może wolicie w bardziej cieplutko, leciutko romansową stronę? Proszę bardzo: seria Kwiat Paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jeśli to nie jest dobry materiał na adaptację, to nie wiem, z jakiego bagna wyciągnęli KP. Umówmy się, że ja tu przedstawiłam dwa tytuły (w tym jeden zrealizowany), ale jest go znacznie więcej. Nowe książki związane z naszymi rodzimymi wierzeniami i legendami, wyrastają jak grzyby po deszczu, a sporo z nich jest całkiem niezła. Nie trzeba daleko szukać. Nie trzeba się wysilać. Wystarczy wybrać coś, czego głównym zadaniem nie będzie żenowanie odbiorców.


Niesamowicie współczuję tej aktorce! Nie dość, że nie dali jej gaci, to jeszcze ciągle kazali jej biegać na czworaka z wypiętym tyłkiem... Naprawdę, bardzo Pani współczuję.


Tyle rzeczy w tej produkcji nie wyszło, że pozostałe minusy będę wymieniać zdawkowo. Podkład muzyczny słaby. Dialogi płaskie. Kostiumy... mam ochotę się roześmiać, gdy przypominam sobie migoczące wdzianko Welesa, ale to nie jest dobry śmiech. Choreografia fatalna, bo ten opętańczy flash mob przy okrąglaku na Kazimierzu był kiepski, laski uwalone zapiekanką grające w łapki... taaaa... tego szybko nie zapomnę. Postacie słabo napisane, a ich motywacja ssie. Gry aktorskiej nie będę oceniać, bo całą reszta była tak koszmarna, że w tym nie widzę większych wad. Ostatecznym gwoździem do trumny jest informacja, że rzuciłam serial w diabły. Stali czytelnicy bloga rozumieją, jak to wstrząsające przy moim masochizmie!

Dziękuję za uwagę: Nie polecam serdecznie!

Prześlij komentarz

0 Komentarze