Looking For Anything Specific?

Header Ads

Zamknięta w wieży, czyli prawdziwa historia Roszpunki


Od dawna chciałam napisać o Roszpunce, ale jej wersja Disneya jest tak cudowna, że nie potrafiłabym jej zrobić krzywdy. Niestety trzeba być silnym ani miękkim, a life is brutal and full of zasadzkas – co zresztą jest mottem Gothel. Dlatego też nadszedł dzień przepełniony bólem i cierpieniem (Gosiarelli), w którym do True Story dołączy nasza piękna długowłosa blondyna. Porzućmy bezpieczną strefę komfortu w wieży by zmierzyć się z okropną rzeczywistością świata zewnętrznego.
Przerobimy wersję braci Grimm, spisaną w 1812 roku, ponieważ do wcześniejszych wersji niestety nie dotarłam (niestety jako jeszcze niepełnoetatowy, sprzedajny bloger nie miałam czasu i środków na odleglejsze podróże w czasie). Coś za dużo ostatnio tych germanów, więc następne baśnie będą z innego regionu świata, obiecuję. Tymczasem zobaczmy, jak wyglądała oryginalna wersja tej bajki.


Dawno, dawno temu...
Przykładowy Kmiotek i Kmiotka
Był sobie Król i była sobie Królowa, którzy nie byli częścią tej historii (tak, Disney kłamie). Był sobie też pewien kmiotek i była żona kmiotka i to właśnie oni dają początek tej historii. Kmiotek i kmiotkowa mieli pewną zachciankę, a konkretnie długo starali się o dziecko, aż w końcu się udało. Smaki ciężarnym sprzyjają, więc nawet Kmiotce zamarzyło się coś specjalnego -> roszpunka rosnąca w ogrodzie sąsiadki, która notabene była także czarownicą z obsesją na punkcie prywatności i swoich własności. Normalnie nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby przejść przez mur otaczający posiadłość czarowinicy Gothel, ale ciężarna żona Kmiota zaczęła odstawiać cyrki. Przestała jeść, przestała o siebie dbać, przestała wychodzić na słoneczko i pewnie witamin też nie łykała (to ma być matka, która oczekuje upragnione dziecko? Seriously? Na surogatkę bym jej nie wzięła), a nawet stwierdziła, że jeśli nie pożre tej roszpunki to umrze. Przerażony kmiot, który również miał mózg wielkości fistaszka, zamiast zadzwonić po teściową by się sama z humorzastą babą użerała, postanowił zakraść się do ogrodu najstraszniejszej czarownicy świata. Punkt za odwagę, ale minus trzysta za głupotę. Przyśpieszmy akcje, bo wieje nudą. Kmiotek zerwał roszpunkę, Kmiotkowa zjadła, smakowało, więc zaczęła jeszcze bardziej wydziwiać. Kmiotek ponownie złamał prawo i włamał się do Gothel, ale tym razem został nakryty przez wku…oj zapędziłam się. Wkurzona czarownica musiała zachować twarz złej wiedźmy, dlatego poczuwała się w obowiązku wymierzyć złodziejaszkowi karę. Wymyśliła, że pozwoli mu zabrać całą masę roszpunki, ale w zamian on ma jej oddać dziecko. Kmiotek oczywiście się zgodził. Chyba jednak potomek wcale nie był tak długo oczekiwany, jak mogło się zdawać.

Od dnia swoich narodzin Roszpunka znajdowała się pod opieką Gothel. Gdy skończyła dwanaście lat, została zamknięta w położonej w lesie wieży, która nie miała schodów ani drzwi. Na górze było tylko małe okienko. Gdy czarownica chciała wejść, stawała pod nim i wołała: Roszpunko, Roszpunko! Spuść mi na dół włosy! Ta posłusznie wypełniała polecenie, a czarownica sru! jak windą leciała na ostatnie piętro (i na co wiedźmie miotła?). Pewnie się zastanawiacie po co ta biedna, stara czarownica tak się męczyła, codziennie wychodząc po włosach na wieżę. Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. Niby włosy roszpunki były piękne, długie i wyglądały, jak tkane ze złota, ale nic nie wiadomo o ich magicznych właściwościach (tak, Disney kłamie). Myślę, że możemy spokojnie założyć, że Gothel zwyczajnie przywiązała się (albo na swój sposób kochała) do dziewczyny i lubiła spędzać z nią czas. To ładnie z jej strony. W końcu była dla złotowłosej, niczym matka. I bez żadnych wymówek mi tu! Jeśli rodzice przehandlowali dzieciaka za ogólnodostępną zieleninę to raczej nie dostaliby orderu rodziców roku!


Tak czy siak, po paru latach przez las jechał królewicz, którego piękny śpiew Roszpunki, zwabił pod wieże. Koronowany chłopczyk chciał wejść na górę, jednak nie znalazł drzwi. Od tej chwili, niczym rasowy perwers-prześladowca, czaił się krzakach, aż ujrzał czarownicę i usłyszał jak woła: Roszpunko, Roszpunko! Spuść mi na dół włosy! (normalnie, jak Sezamie otwórz się!). Następnego dnia o zmroku, królewicz wykrzyczał magiczną formułkę, a Roszpunka, która całe życie słyszała jedynie głos Gothel, oczywiście dała się nabrać (to takie typowe!). Podobno dziewczyna przeraziła się na widok obcego mężczyzny (czyli jedynego, jakiego na oczy widziała), lecz po chwili swobodnie sobie konwersowali. Wyobrażam sobie jak mogła przebiegać ich rozmowa: 
K(rólewicz): Piękna Pani, pięknie śpiewasz! 
R(oszpunka): Dziękuję. Nudzi mi się w wieży to sobie śpiewam. (niezręczna cisza). 
K: Ładne włosy. Bardzo długie! 
R: Dziękuję, ciężko samej zejść z wieży, więc dawno nie byłam u fryzjera. (niezręczna cisza). 
K: Przechodziłem niedaleko. Wiesz, żony szukam. Znasz jakąś? 
R: Jestem tu sama. W znajomych na facebooku mam tylko matkę Gothel. Może Cię dodam? 
K: Nie ma sprawy. To skoro jesteś jedyną dziewczyną w okolicy to może mnie poślubisz? 
R: Dużego wyboru nie mam, więc nie ma sprawy. 
K: Cudownie! Wpadnę jutro w nocy obgadać szczegóły. (perwersyjny uśmiech)
R: Gdy będziesz przychodził, przynoś mi za każdym razem jedwabnych nici, a uplotę z nich drabinę. Gdy ją skończę, zejdę na dół i weźmiesz mnie na swego konia.

K: O tym koniu pogadamy wieczorem, ale z niciami nie będzie problemu.
Nie ogarniam dlaczego nie mógł przynieść liny albo drabiny, albo chociaż prześcieradeł. Może zwyczajnie nie śpieszyło im się do opuszczenia miłosnego gniazdka, w którym spotykali się każdej nocy? W końcu Roszpunka, jak skończona idiotka stwierdziła, że dogada swojej mamuśce, że jest ona cięższa od królewicza. Serio, mniej ostentacyjne byłoby zmienienie statusu na FB. Wracając do czarownicy. Wpadła ona w szał, wyzywała Roszpunkę od rozpustnic i w szale obcięła jej włosy. Musiała też zmienić lokalizację kryjówki, więc wygnała Roszpunkę do pustelni i obcięła jej kieszonkowe (tj. musiała tam żyć w ubóstwie).


Z kolei na królewicza zastawiła pułapkę. Przywiązała odcięte włosy Roszpunki do okiennego haka, a gdy niczego nieświadomy bałamuta darł się pod wieżą, zrzuciła mu włosy. Nawtykała mu i powiedziała, że jego ukochaną dosięgał jej gniew, który i jego teraz czeka. Głupol chyba nie załapał, że chciała mu zgolić włosy maszynką (tak przynajmniej podejrzewam), więc wyskoczył przez okno (Jeżu Kolczasty! Co za typ!), o dziwo, przeżył, jednak wpadł OCZAMI w ciernie, które wydłubały mu oczy. [Przepraszam, Gosiarella właśnie wyszła walnąć głową w ścianę. Ok. już.] Wracając do tematu: ślepy, niespełniony samobójca wałęsał się latami po lesie, aż w końcu znów usłyszał śpiew ukochanej, doczłapał do pustelni, w której mieszała Roszpunka z bliźniętami (Ha! Wiedziałam, że oni nie spotykali się nocą, żeby rozmawiać!). Gdy Roszpunka go ujrzała, rzuciła mu się na szyję i zapłakała, a dwie łzy spadły na jego oczy, dzięki czemu odzyskał wzrok. Całą rodzinką ruszyli do Królestwa królewicza. Happy End.

Gosiarella o Roszpunce
Podesłane przez Catalinkę
Standardowo odpuszczę sobie ponowną analizę oryginalnej baśni i od razu przejdę do wersji Disneya. Ogólnie uwielbiam „Zaplatanych”. To świetna, zabawna bajka z fajnymi bohaterami, wspaniałą grafiką i cudowną muzyką! Pomyślcie tylko: Ta laska ma kameleona! Jaki czad! Poza tym bardzo podoba mi się jej sposób zdobycia faceta. Patelnią w łeb i po sprawie. Niemniej nie przyszliście tu po to bym się zachwycała bajką, zgadłam?
Mam kilka zarzutów. Głównym jest oczywiście wytrzymałość włosów Roszpunki. Na obrazku powyżej macie zaprezentowany kark, który mógłby utrzymać człowieka, dlatego pominę ten drobiazg. Zastanawiają mnie za to włosy. Moje mają jakieś pół metra, zakładam, że wypadają w normalnej ilości, czyli plus minus 100 włosów na dzień. To daje ok. 50 metrów zgubionej sierści. 50 metrów! Wiecie ile włosów znajduję w łóżku, ubraniach i na psie?! Roszpunka, po miesiącu mieszkania w wieży, powinna mieć za oknem kilka stosów włosiego siana! I jak ona o nie dba, że się nie łamią te mutanty? Teraz żałuję, że przed napisaniem tego tekstu nie skonsultowałam się z jakąś blogerką urodową! Może jest jakaś na sali?


A teraz całkiem poważnie. Dziwię się, że Roszpunka po zejściu z wieży nie ma zaawansowanej agorafobii. No bo proszę Was, sama po zbyt długim przebywaniu w domu zachowuję się, jak dzikus. Zresztą przez to sama czasami czuję się, jak księżniczka zamknięta w wieży, z tym, że zamykam się na własne życzenie i jest mi z tym dobrze (#CiężkieŻycieBlogerkiPopKulturalnej). Gdy zaś nadchodzi moment, w którym jestem zmuszona do zmierzenia się z ponurą rzeczywistością to z lekką fascynacją i dużym niepokojem wyglądam niebezpieczeństw prawdziwego świata. A Roszpunka? Poza chwilową fiksacją (przeurocza scena!), naprawdę nieźle daje sobie radę i szybko odnajduje wśród ludzi, z którymi notabene nigdy nie miała kontaktu. WTF?

Najwięcej moich zastrzeżeń budzi jednak Gothel. Nie do końca odbieram ją, jako negatywnego bohatera, ale ja chyba zawsze mam problem z rzucaniem kamieniami w Disneyowskich łotrów. Może wyciągam zbyt daleko idące wnioski, ale czy Waszym zdaniem Roszpunka nie jest odrobinę niewdzięczna? W końcu przez całe swoje życie uważała Gothel za swoją matkę. Wiem, że w animowanej wersji czarownica ją wykradła i miała w tym swój cel, ale i tak zachowywała się do małej całkiem w porządku. Nie trzymała ją w lochach, nie kazała sprzątać i chodzić w łachmanach, jak macocha Kopciuszka, nie karmiła z procy, nie próbowała otruć jabłkiem i zeżreć serce, jak macocha Śnieżki. Nie! Gothel dawała jej książki, przynosiła farby do malowania, załatwiła jej kameleona (a co myśleliście, że kameleony na wieżach rosną?) i spędzała z nią czas. Moim zdaniem nie była najgorszą matką, na jaką Roszpunka mogła trafić, co udowadnia nawet oryginalna wersja bajki. Za to Roszpunka zachowała się trochę, jak rozwydrzone dziecko, które dowiaduje się, że jest adoptowane (teraz może trochę przegięłam). Tupnie nogą, zaczyna się buntować i leci do rodziców biologicznych, jednocześnie przekreślając wszystko, co łączyło ją z jedyną osobą, która się nią opiekowała całe życie. Swoją drogą Julek z pewnością cieszyłby się, jak głupi, gdyby dostał taką matkę, jak Gothel!

Ps. Gothel dobra, czy zła? Dajcie znać co o niej myślicie!
Ps2. Prawie wszystkie grafiki pochodzą z tej strony
Ps3. Ankieta, Ankieta! Rozdaje ankietę do wypełnienia. O tutaj! Dziękuję!

Prześlij komentarz

50 Komentarze

  1. Ach, moja ukochana disneyowska bajka! Uwielbiam ją:) Wydaje mi się, że Gothel nie była aż taka zła. W gruncie rzeczy całkiem nieźle opiekowała się dziewczynką. Wydać by się mogło, że kiedy naście lat opiekujesz się dzieckiem to zaczynasz je chociaż kochać/lubić, ale nasza Gothel w finałowej scenie okazała się być najgorszą z łotrów.... Mniejsza z tym - uwielbiam scenę, w której Julek dostaje patelnią!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, do cichaczem podrzuconego linka przykleił się nawias i nie działa, więc go powtórzę i już więcej nie spamuję ;)
    http://amatorskooksiazkach.blogspot.com/2014/05/iwona-taida-drozd-aisha-i-waz-basnie.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Złośliwa Baba27 lipca 2014 17:53

    Swoje kłaki głubię masowo, więc też zastanawiam się, jak to dokładnie było z wytrzymałością włosów Roszpunki. Kmiot i Kmiotkowa <3! Gosiarello cudowne True Story! Nie zniszczyłaś bajki, a przy tym bawiłam się wspaniale. Możesz spać spokojnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna jest! Uwielbiam też scenę w tej karczmie złoczyńców ("Marzenie mam") oraz oczywiście wypuszczenie lampionów -> wygląda przepięknie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam tę animację! Dlatego cieszę się, że jej nie popsułaś typowym gosiarellowym śledztwem, wyciągającym na wierzch wszelkie brudy i paskudztwa oryginalnych historii. Wersja braci Grimm nie jest taka zła. Choć bez patelni i kameleona.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam tę animację! Dlatego cieszę się, że jej nie popsułaś typowym gosiarellowym śledztwem, wyciągającym na wierzch wszelkie brudy i paskudztwa oryginalnych historii. Wersja braci Grimm nie jest taka zła. Choć bez patelni i kameleona.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok. teraz działa:) Zaskoczyłaś mnie, nie wpadałabym na to, że w nieco odmiennej formie pojawiła się w baśniach arabskich. Swoją drogą masz piękne wydanie! Muszę sobie sprawić egemplarz! Są tam jeszcze jakieś znane baśnie?
    Podoba mi się to zakończenie. Walka na wieży, trucizna, która oślepia - jakoś tak bardziej energiczne się to wszystko wydaje!

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłaś z tym postem idealnie w moją teraźniejszość ;) Moja córka ogląda teraz Roszpunkę codziennie przed snem (muszę tylko pamiętać, by wcześnie włączyć, bo diabelstwo jest długie...). Otóż wspomnianą Gothel uważam za złą babę, ponieważ nie można nikogo pozbawiać wolności. Co Roszpunce po farbach, książkach czy innych "dobrach" skoro nie może pobiegać po trawie? A poza tym wychowywanie dziecka w strachu, że je ktoś skrzywdzi prowadzi do socjopatii. Baba była zła, na stos z nią, albo wywalić z wieży na zbity... zadek.
    PS. Moja córka nie rozumie dlaczego mamusia stała się nagle złą mamusią, a ta inna, obca, nagle dobrą. Ni w ząb...

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham tę bajkę Disneya i złego słowa o niej nie powiem. I gdzieś mam, że jestem za stara na bajki, kocham i już! Wersja Grimmów natomiast... No powiedzmy sobie szczerze, oni pisali horrory, nie bajki, więc ta nie jest taka zła, tylko wydłubano księciu oczy, a macocha uszła całkiem cało.^^ W wersji Grimmów faktycznie była niczego sobie mamusią, ale Disney... No sama nie wiem, niby nie przykuła Roszpunki łańcuchami w jakimś lochu, ale miała do niej jakiś taki stosunek... Ignorancki? Ciągle o coś się czepiała, normalne dziecko by się zamknęło w sobie. XD Poza tym jakby nie chciała zabić Roszpunce Julka to może i by się dogadały, Roszpunka takie słodkie dziewczę...
    No nic, opisałaś wszystko jak zawsze przezabawnie, a dialog Roszpunki i księcia niemal doprowadził mnie do łez. Ze śmiechu oczywiście.
    Bajkę nadal kocham. Roszpunkę, Julka, kameleona... Cudna była. Ach, czemu nie ma takich więcej? Jeszcze disneyowska Piękna i bestia jest cudowna.:)
    Dzięki za bajkę.:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ma się wyczucie! Twoja córeczka zna się na dobrych bajkach:) Jestem ciekawa, jak to się stało, że jestem z nią na podobnym poziomie rozumienia bajek, bo dla mnie zrozumienie, dlaczego mamusia stała się nagle złą mamusią też jest bardzo trudne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie ma ludzi za starych na bajki! To jest niewykonalne!
    Ok. Disney przedstawił Gothel w nieco niekorzystnym świetle, bo każdą słowem podkopytwała lekko pewność siebie Roszpunki, ale koniec końców dobrze ją wychowała. I pamiętajmy: Kameleona dziecku sprawiła. Ja tam kameleona od mamy nie dostałam. Nawet nie tuptała nigdzie 3 dni za farbami. Co prawda Gosiarellowego Chłopaka też zabić nie próbowała, więc trochę się to wyrównuje.
    Cieszę się bardzo, że się podobało i polecam się na przyszłość ;)
    Ze wspaniałych bajek Disneya polecam "Krainę lodu" - uwielbiam! Piękna muzyka, krajobrazy i genialni bohaterowie, a przy tym ma taki sympatyczny klimat <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Bez patelni to faktycznie nie to samo! Też ją uwielbiam i choć starałam się być silna to wymiękłam. Boję się, że to samo będzie z Krainą lodu i moimi ulubionymi bajkami. Niemniej jedną z nich spóbuję niebawem zniszczyć (trzeba się wprawiać) ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękować ślicznie! Nie będę się już o nic w takim razie martwić, a sen będzie spojny:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzymaj się z daleka od "Krainy lodu"! Dotknij Olafa, a nie ręczę za siebie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kocham, kocham Zaplątanych! Tak bardzo że chyba sobie teraz obejrzę po raz... setny? ;)


    A i co do tego że Roszpunka była niewdzięczna to muszę sie nie zgodzić. Przecież Gothel wykradła ją jej true rodzicom, praktycznie skazała ją na życie w samotności i wykorzystywała jej dar dla swoich potrzeb. Ok, to prawda tap ostac nie jest jednoznacznie zła - w końcu w jakiś sposób się o nią troszczyła, ale nie zapominajmy że głównie chodziło jej o włosy Roszpunki :D A swoją drogą Roszpunka nie chciała żeby Gothel skończyła jak skończyła - w pewnym momencie możemy zobaczyć jak praóbuje ją złapać :D



    Fajny wpis, historie o spiacej krolewnie, sniezce, małej syrence i inne znałam, ale o Roszpunce akurat niee :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Hi hi , po prostu niektóre prawdy nigdy nie docierają do świadomości człowieka, nie martw się, kiedyś zrozumiesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Eeeee... mogę jedynie obiecać, że odłożę to w czasie ile tylko mogę i oczywiście będę łagodna:)
    Biedny zastraszany bloger :(

    OdpowiedzUsuń
  18. To wychowanie mogło być czysto przypadkowe, tym bardziej, że Roszpunka jest jej przeciwieństwem. Chyba, że to było wychowanie pod tytułem popatrz na mnie, nie chcesz taka być. A kameleon mógł się przypałętać, chował się przed Gothel, więc na pewno sama go tam nie przyniosła. Może siedział gdzieś w farbach albo coś. A farby przynosiła, żeby przekupić Roszpunkę, przecież ona ciągle gdzieś wędrowała, to od razu mogła jej kupić. Chodziło jej tylko o to, żeby Roszpunka nie chciała sama wyjść z wieży. A złota klatka pozostaje klatką.
    Tak, Krainę lodu też bardzo lubię, ale za pierwszym razem ( tak, zgadza się, gdy bajka mi się podoba, oglądam kilka razy) nie mogłam przeboleć, że książę okazał się taką mendą. Chociaż takie prawdziwe to było.:p

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie przyjmuję do wiadomości wersji, że kameleon sam się przypalętał, bo to oznaczałoby, że do mnie żaden nie chciał się doczłapać i zostać na stałe :( A tak przecież się nie godzi!
    Iara! Nie wierzę! To dla mnie książę męda był najlepszym punktem bajki! W końcu twórcy odczepili się od biednych macoch :) Ogólnie świetna i świeża bajka, a Elsę uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Gdy w końcu trochę dorosnę to może :P Na razie pławię się w swojej ignorancji :) Jak Twojej córce się znudzi długo włosa podsuń jej Krainę Lodu :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Z najbardziej znanych to w "Aishy i wężu" jest chyba arabska wersja baśni o Kopciuszku, czy księciu zaklętym w "żabę" (tytułowego węża), ale tych nawiązań można odnaleźć więcej, bo często miałam wrażenie, że jakbym już gdzieś to czy tamto słyszała :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wersja braci Grimm - bez komentarza. To nie jest bajka. To jest prawie "romans".

    A tekst wyszedł Ci świetny :) Zaplątanych oglądałam i strasznie mi się ten film podobał, może nawet bardziej niż Kraina Lodu, którą teraz wszyscy się zachwycają. Ale w filmie Gothel była zła. Co to za życie w wieży - nie ważne ile dobra w niej było, z nudów można ześwirować.

    OdpowiedzUsuń
  23. Może do Ciebie szedł, ale go zombie wystraszyły?
    Nie mówię, że ten książę to był zły pomysł, tylko, że mnie zaskoczył, bo nie tego się spodziewałam. W bajkach jest wielka true love, a w Krainie Lodu jest bardziej... życiowo. Podoba mi się, że tym razem pokazali miłość siostrzaną, a co do księcia... Prawdziwe to było, nie ma wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia i trzeba zachowywać się rozsądnie. A Elsę również bardzo lubię, nie mogę jej niczego zarzucić.:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Dokładnie ta laska ma kameleona, ale czad! I też wyszłam walnąć głową w ścianę! A ja znam tę formułkę w innej wersji: "Roszpunko dziewczę moje spuśćże mi włosy swoje":)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jakoś tak dwuznacznie mi to zabrzmiało :P Ale to wina Agaty, bo wczoraj cały czas głupie komentarze rzucała odnośnie powyższego True Story!

    OdpowiedzUsuń
  26. Hihi:) Uwielbiam Twoje pojęcie romansu, wiesz o tym:*
    Dziękuję! A Kraina Lodu też jest cudna! Ogólnie to ja chyba powinnam hejtować te bajki, a nie zachwycać się! Coś mi się przez ten upał pomieszało :(
    Soulmate pomyśl o tym tak: masz pod ręką masę książkę, dostęp do internetu i jeszcze bezpłatną dostawę pożywienia. Czy tylko ja uważam, że jest w tym coś kuszącego?

    OdpowiedzUsuń
  27. Myślisz? No żesz! Trzeba będzie w końcu zrobić z nimi porządek, bo tak nie może być :(
    Życiowo - dobrze to określiłaś :) I za to życiowe i zdroworozsądkowe rozwiązania Disney dostaje ode mnie plusa! Tylko, że jednocześnie trochę psuje mi robotę, bo im lepsza bajka tym gorzej ją zniszczyć;(

    OdpowiedzUsuń
  28. Tak. Wprawdzie z tą dostawą jedzenia to u mnie ciężko bo jestem najgorszym kucharzem i nie pogardziłabym - ale! - w akademiku mam kilka dobrych książek i nieograniczony dostęp do internetu a jednak wolę wyjść i spotkać się czasem z takimi złośliwymi trollami krakowskimi. Zdecydowanie bardziej. Wiem, jestem beznadziejną blogerką książkową ale ostatnio wolę odpoczywać wśród ludzi zamiast z książką. I żaden serial nie wciąga mnie tak, żebym nie mogła go porzucić. To chyba jakiś kryzys wieku średniego. Jakieś remedium na moje boleści? :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Książę zaklęty w węża? Chyba będę musiała o tym poczytać nieco więcej! :)
    I strasznie Ci dziękuję, za cynk o tej książce :* W tym tygodniu muszę ją upolować!

    OdpowiedzUsuń
  30. Przestań, bo znowu będę beczeć, że się nie chcesz ze mną spotkać! :P
    No dobrze, niech będzie. Chyba też ostatnio źle marnuję swój wolny czas, bo zamiast oglądać seriale i czytać książki, umawiam się z blogerami, którzy mają ciekawsze zajęcia do roboty niż spotykanie się ze mną :P (mówiłam już, że jestem upierdliwa i pamiętliwa?) :P

    OdpowiedzUsuń
  31. Ty? Nie zauważyłam :D Przepraszam, ale ten weekend miałam na serio przeje... (wiadomo jaki). Miałam nocki na rynku w piątek, sobotę i niedzielę i dodatkowo dniówkę w sobotę. Bolą mnie nogi, gdy tylko na nich staję a czasowo spotkanie ok. 19 mi nie pasowało, bo o 22 musiałam być rześka, świeża i pachnąca na rynku... Za to mam nadzieję hajs się będzie zgadzał i na następnym spotkaniu nie będę jak biedny student pić wodę/najtańsze piwo :D
    A spotkać się mogę z Tobą w tym tygodniu codziennie po 18, bo do 17 pracuję. Wybacz mi tą pogoń za pieniądzem. W Bieszczadach tego nie mamy...

    OdpowiedzUsuń
  32. Słyszałam, że to fajne ;) I mamy ludziki z niespodzianek dedykowane tej bajce, dzięki ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Musisz zatem napisać tekst o zwalczaniu zombie, żeby kameleonki mogły dotrzeć do czekających na nie dziewcząt! :)
    No dobrą robotę odwalili, ale ja w Ciebie wierzę!

    OdpowiedzUsuń
  34. Chyba podobałoby mi się w tych Twoich Bieszczadach :)
    Współczuję wiadomo jakiego weekendu i mam nadzieję, że następnym razem uda się normalnie zgrac (ja niestety w tym tygodniu mam troche przegwizdane). A hajs zawsze powinien się zgadzać!

    OdpowiedzUsuń
  35. Dziękuję:* Postaram sie, a taki tekst chyba będę musiała w końcu popełnić ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie ma sprawy :) Szkoda tylko, że jest tak mało dobrych bajek, które warto polecać.

    OdpowiedzUsuń
  37. Uwielbiam "Zaplątanych" <3 Najlepsza bajka ever!
    A Roszpunka też była jedną z moich ulubionych bajek w dzieciństwie. Miałam ją na kasecie (oryginalną wersję. była też tam cudowna wersja Śpiącej Królewny. Ah, ile ja bym dała, żeby móc je obejrzeć jeszcze raz...) i pamiętam, że zawsze się bałam tego momentu, gdy Czarownica przyłapywała Kmiota (jak to ładnie ujęłaś :P) w swoim ogródku :)
    Ja.Chcę.Takie.Włosy.!

    OdpowiedzUsuń
  38. Oglądałaś oryginalną Roszpunkę? Kurcze, nawet ja jej w dzieciństwie nie widziałam :P I czekaj, czekaj....CO?! Śpiąca Królewna ma jakąś dobrą wersję? Nie możliwe! :P Aż bym chciała to sprawdzić.
    Aniołku, ale kto Ci je czesać będzie?!

    OdpowiedzUsuń
  39. W sumie nie zepsułaś mi dzieciństwa. Roszpunka była już tyle razy wałkowana przez przeróżne osoby, że zawsze wersja się zmieniała. Wystarczy poszukać na kiermaszach te bajki, każda inna! Może i mi się oberwie, ale disneyowskiej wersji nie widziałam... Tak, tak. Gdzieś fragmenty, gdzieś reklamy, ale nigdy w całości. Muszę to nadrobić :D
    A czy Gothel była zła? Biorąc pod uwagę oryginał to chyba nie. Zresztą, była dziwna. Bo po co jej dziewczynka uwięziona w wieży? Nie mogła sobie chłopca wymarzyć (nie mam nic do dziewczynek, ale chłopiec by chyba bardziej pasował :D)? A może chciała, ale jak dała zieleninę za dziecko i dostała płci żeńskiej to już nie chciała wybrzydzać...

    OdpowiedzUsuń
  40. Właśnie sobie uświadomiłam, że też miałam tę wersję na kasecie, ale nie bardzo ją pamiętam... Chyba wolałam inne bajki :D

    OdpowiedzUsuń
  41. W sumie to niska cena za dzieciaka, a dostała ją, że tak powiem od ręki. A po co jej ona w wieży była? Hmm... bo śliczna z niej dziewczynka była i pewnie bała się o jej cnotę. Niestety to akurat nie wyszło.
    I poważnie mówię, obejrzyj tę bajkę, bo jest cudna! :)

    OdpowiedzUsuń
  42. No właśnie ta cnota mnie zastanawia. Bo i tak ją straciła, o czym świadczą bliźniaki, ale... To dalej mnie zastanawia, po co jej była ładna dziewczynka. Ja nie mam takich zachcianek, by ładne dziewczynki trzymać w swoim pokoju :D

    OdpowiedzUsuń
  43. Hahaha:) Ok. nawet jeśli byś miała to nie mnie oceniać :P Niemniej też nie przejawiam takich skłonności, ale pomyślmy. Może chciała cykać jej zdjęcia i wrzucać na swój profil facebookowy/randkowy. Albo z racji tego, że była wiedźmą to potrzebowała, jako składnika do eliksirów, długiego włosa dziewicy? To nawet miałoby sens i wyjaśniało zdenerwowanie, gdy cnota przepadła. ;)

    OdpowiedzUsuń
  44. To by miało sens i wyjaśniało, dlaczego wyhodowała jej tak długie włosy! Gosiarella, jesteś genialna! :D

    OdpowiedzUsuń
  45. Dwie pieczenie na jednym ogniu! Polecam się na przyszłość, gdybyś potrzebowała poważnych naukowych teorii :)

    OdpowiedzUsuń
  46. Ojej! Biedny Olafek! To może ja już przestanę mu grozić, skoro on taki delikatny :(

    OdpowiedzUsuń
  47. Słusznie. Gorączka dla bałwanka może być zabójcza. :P

    OdpowiedzUsuń
  48. A wdg Wiktora Pielewina ta bajka to jeden wielki symbol defloracji, ale opierał się na nowszej wersji z różami.

    OdpowiedzUsuń
  49. O proszę! Tego jeszcze nie słyszałam ;)

    OdpowiedzUsuń