Looking For Anything Specific?

Header Ads

Fringe, czyli skrajnie dziwny serial

Fringe opinia o serialu

Światy alternatywne, bioterroryzm, dzielenie świadomości, niezwykłe zdolności, podróże w czasie, kieszonkowe wszechświaty i paranauka pozwalająca ludziom bawić się w Boga - to tylko część zagadnień, które porusza "Fringe". Polska nazwa serialu to "Fringe - na granicy światów", choć jak dla mnie powinien brzmieć "Fringe - na granicy dziwności", bo to chyba jedna z najdziwniejszych i najbardziej skomplikowanych produkcji telewizyjnych, jakie oglądałam. Zresztą sami się przekonajcie.

Olivia Dunham (Anna Torv) jest agentką FBI, która pewnego dnia trafia na sprawę tak dziwną, że aby ją rozwiązać musi prosić o pomoc szalonego naukowca przebywającego od siedemnastu lat w szpitalu psychiatrycznym. Uwolnienie doktora Waltera Bishopa (John Noble) staje się początkiem powołania nowego oddziału Fringe, którego zadaniem jest badanie 'dziwnych' zjawisk - przez nas uznawane za paranormalne, jednak w serialu raczej zahaczające o bardzo zaawansowaną technologię oraz teorie naukowe, które nie zostały jeszcze powszechnie uznane i potwierdzone. Mogłabym Wam opowiedzieć coś więcej o bohaterach, ich przygodach, romansach i rozterkach, ale nie wiem, na którą ich wersję się zdecydować, bo widzicie taka Olivia jest [To chyba będzie spoiler] a) normalną Olivią, którą poznajemy w pierwszym odcinku b) Olivią ze świata alternatywnego c) Olivią z 'innej linii czasu' d) Olivią z przyszłości nr 1 e) Olivią z przyszłości nr 2 i jestem prawie pewna, że jakąś Olivię pominęłam. Tak mniej więcej wygląda w przypadku wszystkich głównych bohaterów. Także tego...chyba sobie daruję.
Olivia i Olivia, a kilka Olivii jeszcze gdzieś hasa.
"Fringe" składa się z pięciu sezonów, a każdy z nich skupia się wokół innego zagadnienia. Początkowo zespół bada tzw. 'wzór', czyli anaturalne wydarzenia, które są ekstremalnie dziwne. Wygląda to trochę tak, jakby jakiś szalony naukowiec postanowił przeprowadzić szereg eksperymentów, ale zamiast męczyć biedne szczury w laboratorium,  postanowił bawić się ludźmi na całym świecie (no dobra, głównie w Bostonie). Pierwszy sezon pozwala się przyzwyczaić zarówno bohaterom, jak i widzom do niezwykłych zagadek, które trzeba rozwiązać. W drugim twórcy postanowili zaszaleć i pokazać alternatywny wszechświat, jednak dopiero w trzecim sezonie odcinki z jednego i drugiego świata zostały emitowane na przemian. Innymi słowy raz bohaterowie są w naszym świecie, a następnym razem oglądamy przygody alternatywnych wersji głównych postaci w drugim uniwersum. Jeśli myślicie, że to jest skomplikowane to czekajcie, bo dopiero teraz poziom trudności wzrasta, ponieważ w czwartym sezonie pojawia się inna linia czasu, przez co nie mamy już nie tylko podwójnych bohaterów, ale także ich nową/zmienioną przeszłość, przez co spora część spraw, z jakimi mieli wcześniej do czynienia zwyczajnie nie miała miejsca. Nie mam pojęcia, czy nadążacie, ale teraz do tego wszystkiego dodajmy skok w przyszłość, okey? Aaaa! I do tego dochodzą retrospekcje - masa retrospekcji z każdej możliwej linii czasu i uniwersum. Super, więc o tym mniej więcej jest serial. Brzmi zachęcająco, czy zniechęcająco? 
Nie śmiem się sprzeczać.
Tak, zdecydowanie "Fringe" jest dziwnym i skomplikowanym serialem. Przy okazji też ciężkim do opisania i ocenienia, ponieważ z jednej strony widać, że twórcy przemyśleli fabułę i wątki pięknie się ze sobą wiążą, a z drugiej nie da się nie zauważyć całej masy nieścisłości i braku logiki, ale najlepiej to wyjaśnię. Oglądając sezony hurtem nie sposób nie dostrzec, że każdy nowy sezon jest konsekwencją działań w poprzednim, a przynajmniej oglądając piąty widać wyraźnie, że twórcy od samego początku wiedzieli jak serial się skończy, a nie improwizowali. Główne wątki są ładnie ciągnięte, a przez to, że widzimy co dzieje się w alternatywnej rzeczywistość, alternatywnej przeszłości i przeszłości, a także w innej linii czasu i różnych wersjach przyszłości (to musi dla Was brzmieć dziwnie, prawda?) dowiadujemy się jak mogły się potoczyć wydarzenia, gdyby bohaterowie (Ci z teoretycznie naszej rzeczywistości) podjęli inne decyzje, a to z kolei sprawia, że rozumiemy, że mamy do czynienia z ich najlepszą wersją. Niby wszystko wydaje się dzięki temu rozsądne i logiczne, ale nie jest, a przynajmniej nie do końca. O ile główne wątki są ładnie poprowadzone przez scenarzystów to poboczne całkowicie wymknęły im się spod kontroli. Przykładowo nigdy nie dowiedzieliśmy się, co miał na myśli John Scott, gdy powiedział Olivii, że nie przypadkowo powołano ją do wydziału Fringe (a raczej wysłano do magazynu, od którego wszystko się zaczęło). Przy okazji całe kontinuum czasoprzestrzenne ma błędy. Najbardziej zabolało mnie jednak zakończenie serialu [MEGA SPOILER], w którym to zresetowano czas tak, by Obserwatorzy nigdy nie powstali. Ostatnie minuty finału pokazują widzom, że się udało, bo Peter (Joshua Jackson) z Olivią i małą Ettą bawią się radośnie. Problem polega na tym, że gdyby Obserwatorzy nie powstali to w tym świecie Peter nie istniałby. Dlaczego? Bo Walternator (tj. Walter w alternatywnym świecie) nie zostałby rozproszony przez Września i uratował swojego syna, przez co nasz Walter nie musiałby przechodzić do równoległego wszechświata po Petera, a jego syn dalej byłby martwy. Innymi słowy wszystko, co widzieliśmy w serialu powinno zostać zresetowane. WSZYSTKO!
Peter, nawet nie wiesz jak bardzo!
Pomijając czasoprzestrzeń i alternatywną rzeczywistość nie jest źle (chociaż alternatywny świat podobał mi się bardzo!). Eksperymenty Waltera i sprawy, które musi rozwiązać Fringe są zazwyczaj rewelacyjne. Nie potrafię wymienić paranormalnej rzeczy z pogranicza nauki, która by mnie interesowała i nie została poruszona w serialu. Mamy cudowny lek cortexiphan, który pobudza wrodzone psioniczne zdolności, mamy łączenie świadomości, problem energii duszy, tworzenie własnych wszechświatów, projekcje ostatnich obrazów zarejestrowanych na siatkówce oka, chimery, zmiennokształtnych i całą masę innych cudów. Przy tym nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pierwszy odcinek serialu, w który pojawiło się przenikanie świadomości głównej bohaterki do mózgu prawie martwego loverboya dało początek innemu serialowi - "Stitchers", w którym jest to głównym wątkiem (pisałam o tym przy okazji tekstu o wakacyjnych premierach serialowych). Zresztą motywy z "Fringe" są często wykorzystywane w innych serialach, które miały swoje premiery po zakończeniu emisji tej produkcji.

Wypadałoby wspomnieć jeszcze o bohaterach. O ile Olivia jest dla mnie jedną z najnudniejszych bohaterek serialów, jakie w życiu widziałam, a Anna Torv ma gorszą mimikę twarzy i grę aktorska od Kristen Stewart, a Joshua Jackson w roli Petera jest niemal równie porywający, tak są bohaterowie, którzy naprawdę potrafią urzec widza. Prawdziwym skarbem jest tu doktor Bishop - idealnie połączenie szalonego, genialnego naukowca, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych z nieprzystosowanym, zniszczonym przez życie człowiekiem zachowującym się jak dziecko. Jego ulubionym zajęciem poza niszczeniem świata jest ćpanie, a połączenie obu hobby daje nieraz rozbrajające rezultaty. Poza Walterem ciekawy jest jeszcze Lincoln (Seth Gabel), jednak na mój gust nie poświęcono mu wystarczającej uwagi i został zepchnięty w cień przez Petera.
W końcu czym jest szalony naukowiec, który nie nie lata na LSD?
Czas na najważniejsze pytanie: czy w ogóle warto oglądać serial? Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia. Sama za pierwszym podejściem potrafiłam zdzierżyć jedynie dwa, może trzy odcinki, a później się poddałam. Przy drugiej próbie było łatwiej, ale pewnie dlatego, że byłam chora i nie miałam nic lepszego pod ręką. Ciężko było się przyzwyczaić do dużej dawki obrzydliwości, która później śniła mi się po nocach. Dla ścisłości wolę wyjaśnić, że uwielbiam slasherowych morderców wypruwających flaki swoim ofiarom oraz jestem uzależniona od oglądania na ekranie zombiaków pożerających ludzkie mózgi i inne wnętrzności, ale strasznie brzydzą mnie sceny wycinania gałki ocznej, czy ogromne robaki, które zjadają ludzi od środka. To zdecydowanie nie mój poziom makabry. Dodatkowo serial nie jest jakoś specjalnie porywający, a już na pewno nie jest w moim klimacie. Niemniej daleko mi do tego, by napisać, że jest zły lub niegodny polecenia. Zwyczajnie taką tematykę trzeba lubić albo przekonać się, czy Wam podejdzie. 

Ps. A jaki jest Wasz poziom makabry? Gdzie leży granica?

Prześlij komentarz

0 Komentarze