Looking For Anything Specific?

Header Ads

I znów wszystko przez kobietę, czyli Biała królowa


Zawsze dużo piszę o Henryku XVIII Tudorze, więc dla odmiany przenieśmy się trochę wcześniej, gdy jego babcie były młode i szalenie ambitne. Do czasów wojny Dwóch Róż: czerwonej symbolizującej ród Lancasterów oraz białej należącej do Yorków. Za moment będę Was namawiała do obejrzenia serialu, ale wpierw zrobię mały wstęp do akcji, bo tego mi w nim zabrakło. 

Dawno, dawno temu, a konkretnie w XV wieku żył sobie pewien niemowlak, który nim skończył pierwszy rok życia został królem Anglii i Francji. Pomyślcie tylko, że ten dzieciak w ciągu 11 miesięcy osiągnął więcej, niż my przez całe życie! Niestety, jak to w życiu bywa nic nie jest idealne, więc Henryk VI Lancaster wraz z błękitną krwią i koronami dwóch Europejskich mocarstw odziedziczył również chorobę psychiczną. Wiecie, normalny król w tamtych czasach miałby problemy z utrzymaniem władzy, a co dopiero szalony! Henrykowi i tak dość długo się udawało, jednak szczęście się od niego odwróciło po prawie czterdziestu latach panowania (francuską koronę stracił znacznie wcześniej), gdy Yorkowie sięgnęli na polu bitwy po koronę. Nowym królem został Edward IV York i mniej więcej od tego momentu zaczyna się akcja "Białej królowej". 


Główną bohaterką serialu jest Elżbieta Woodville (lub jak kto woli  Elizabeth Grey), której rodzina walczyła po stronie Lancasterów, a w decydującej bitwie zginął jej mąż. Świeżo owdowiała piękna kobieta musi prosić nowego króla (z wrogiego obozu) o zwrócenie majątku. I tak oto pokonana dziewczyna żebrząca o swoją własność znajduje miłość i szybko zostaje królową Anglii. Kto by się spodziewał? Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nasza bohaterka jest również czarownicą - panuje nad pogodą i rzuca klątwy wątpliwej jakości (naprawdę nie zamówiłabym u niej żadnej). Niemniej pierwsza z tych umiejętności okazuje się niezwykle pożyteczna, gdy jej mąż wyrusza na wojnę, bo bez niej najpewniej żadnej by nie wygrał, ale z drugiej strony na żadną nie musiałby iść. Przynajmniej twórcy serialu pokazują, że przyjaciele i wrogowie Edwarda IV obwiniają jego żonę o wszystko co złe na świecie. Zazwyczaj niesłusznie. 

Trzeba przyznać, że akcja serialu biegnie wyjątkowo szybko. 24 lata zmieszczono w 10 odcinkach. Powiedziałabym, że całkiem nieźle, chociaż trzeba przyznać, że po takim upchnięciu historii w jedno sezonowy serial spodziewałam się, że będzie on bardzie dynamiczny, akcja nie będzie zwalniała ani na moment, a jednak zdarzały się wyjątkowo nudne wątki. Oczywiście znaczna większość z nich była kluczowa dla finału i historii, jednak wierzę, że można było je stworzyć ciekawiej. Co wcale nie znaczy, że sam serial jest nudny! Co to to nie! W końcu to serial o królach i dworskim życiu, a tym zawsze towarzyszom intrygi, zdrady, romanse, wojny i śmierć - kostucha dosłownie się za nimi snuje po tych pałacowych korytarzach. 


Choć Margaret, wymodlimy sobie wnuka!
Przyznaję, że długo zwlekałam z obejrzeniem tego serialu, ponieważ postanowiłam wpierw przeczytać cykl Wojny Kuzynów Philippy Gregory, której trzy (tj. "Biała królowa", "Czerwona królowa" oraz "Córka twórcy królów") z sześciu tomów stanowiły podstawę scenariusza (ciekawe, czy doczekamy się "Białej księżniczki"). Niestety poległam, bo już po przeczytaniu powieści "Biała królowa" byłam zbyt ciekawa serialowej adaptacji. I muszę przyznać, że od początku było to niesamowicie wierne przełożenie. Ba! Wręcz mogłabym wziąć do ręki książkę i czytać na głos dialogi, które pokrywałyby się z rozmową prowadzoną między aktorami. To plus, ale czuję, że osoby, które najpierw obejrzały serial mogą się nudzić przy czytaniu. A może tylko mnie fascynuje książka przełożona na film, bo mogę w końcu zobaczyć i usłyszeć to, co pod czas czytania tylko sobie wyobrażałam, a gdy jest odwrotnie to zaczynam się nudzić?

Osobiście polecam "Białą królową", ale jeśli wszystko powyższe Was nie przekonało do oglądania to dorzucę bonusowe powody:
1. Bo to zbeletryzowany 
serial historyczny, czyli nie dość, że będziecie miło spędzać czas przy oglądaniu serialu to jeszcze poznacie kawałek historii Anglii.
2. Bo to mimo tego, że jest oparty na wydarzeniach historycznych to są tam wiedźmy, a wiedźmy w serialach zawsze spoko.
3. Bo aktorzy są dobrze dobrani i przyjemnie się ich ogląda. I nawet nie chodzi o to, że aktorki są piękne, a aktorzy przystojni, bo tak przeważnie jest. Chodzi bardziej o to, że są charakterystyczni, łatwo ich rozpoznać i całkiem nieźle pasują do swoich ról. Przy tym uwielbiam oglądać Jamesa Fraina, choć w serialach historycznych zawsze gra skończonego dupka.
4. Dowiecie się kim były babcie Henryka VIII, po kim odziedziczył charakterek oraz dlaczego nie doczekał się męskiego dziedzica tronu.

Ps. Wolelibyście być królem\królową, czy czarownikiem\czarownicą? Tylko szczerze i nie ma, że oboma\obiema! 
Ps2. Chcecie niebawem wpis w stylu Biała królowa: historia vs serial? Coś w klimacie Marii Stuart? Jeśli tak to dajcie znać.

Prześlij komentarz

0 Komentarze