Looking For Anything Specific?

Header Ads

Popkulturowe wzorce przyjacielskich ekip


Ostatnio zastanawiałam się, jak w przeciągu ostatnich dwudziestu lat zmieniło się podejście stacji telewizyjnych do kreowania wizerunku przyjacielskich ekip oraz w jaki sposób promowane wzorce odbijają się na zachowaniach społecznych. Raczej nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać, jak ogromny wpływ ma telewizja na nasz rozwój. Od dziecka wpływa na nasze zachowanie i postrzeganie świata, a gdy dorastamy, to wcale się nie kończy. Filmy, seriale, czy nawet reklamy kreują trendy, potrzeby konsumenckie, postawy moralne. Czerpiemy z nich więcej, niż mogłoby nam się wydawać — często nie do końca świadomie zapożyczamy żarty, teksty i zachowania. Przez to możemy założyć, że do pewnego stopnia wpływa również na nasze relacje z innymi ludźmi. 

Niby seriali o przygodach grupek przyjaciół jest całkiem sporo, to zasadniczo kilka tytułów wybija się na tle całej reszty. Przykładowo ciężko znaleźć osobę, która nigdy nie słyszała o takich tytułach, jak „Przyjaciele”, czy „Jak poznałem waszą matkę”. W każdym z nich pojawia się kilku głównych bohaterów, a każdy z nich jest inny i wyróżnia się pewnymi cechami osobowości, dzięki czemu nam – widzom łatwiej znaleźć postać, z którą moglibyśmy się identyfikować i jej kibicować. Przykładowo w „Przyjaciołach” mamy Rossa – nerda o duszy romantyka (w HIMYM byłby to Ted), kobieciarza Joey'a (jego błyskotliwym odpowiednikiem w HIMYM jest Barney), Rachel — nową dziewczynę, dla której mężczyźni tracą głowę (Robin), zasadniczo uporządkowaną Monikę, obdarzonego dziwnym poczuciem humoru Chandlera i ekscentryczną Phoebe. Dodatkowo każdy z tych bohaterów ma inne problemy, a i chemia między nimi bywa różna. Mamy wśród członków tej ekipy stałą parę, przelotne romanse, stare przyjaźnie etc., czyli tak jak w życiu. W mojej grupie jest para, która od zawsze jest razem, jest zabawny koleś, jest urocza dziewczyna, wiecznie zakochana w kimś nowym, ktoś, kogo znam od pradawnych czasów, ktoś nie najmądrzejszy, czyli zasadniczo mogłabym śmiało przypasować większość osób do archetypu z serialu. Przy tym relacje i problemy wewnątrz ekipy są momentami całkiem podobne. Być może Wy również moglibyście podciągnąć pod te wzorce waszych przyjaciół. Zastanawiające jest to, dlaczego tak jest. Najprawdopodobniej twórcy seriali są dobrymi obserwatorami rzeczywistości i stworzyli postacie i problemy, które są w pewien sposób uniwersalne, ale jest również cień szansy, że podświadomi pozwoliliśmy, by telewizyjna kreacja wpłynęła na nas. Choćby mówiąc "to, że Twoja przyjaciółka chodziła z Twoim przyjacielem to wcale nie znaczy, że i Ty nie możesz się z nią umówić", bo wiecie... dla nas takie zachowanie może i jest normalne, ale dla wcześniejszego pokolenia byłoby nie do pomyślenia. Jeśli faktycznie tak jest to zastanówmy się, jak wygląda wspomniana kwestia umawiania się wewnątrz ekipy w serialach na przestrzeni lat. [Jeśli nie oglądaliście tych produkcji to uważajcie na spoilery]



Wbrew powyższemu zdjęciu w „Przyjaciołach” minęło wiele lat od momentu rozstania Rachel i Rossa, nim Joey choćby pomyślał o Rachel w kategorii innej, niż przyjacielskiej, a i wtedy skupiał się głównie na wyparciu swoich uczuć. Nawet po wielu nieudanych próbach i pogodzeniu z porażką, nie poszedł najpierw do dziewczyny swych marzeń, lecz skupił się na Rossie. To jemu najpierw wyznał prawdę  i dopiero po otrzymaniu od niego zielonego światła postanowił wyznać miłość dziewczynie. Tak wyglądało to w połowie pierwszej dekady XXI wieku, a kilka lat później w serialu „Jak poznałem waszą matkę” dostaliśmy związek Ted-Robin-Barney, który mam wrażenie, odbył się znacznie szybciej i z odrobinę mniejszą delikatnością względem Teda. Dla przykładu niedługo po tym twórcy serialu „Teoria wielkiego podrywu” niespecjalnie przejęli się Leonardem, gdy Raj zaliczył scenę łóżkową z Penny. I tak od niesamowitego wyczulenia na uczucia przyjaciół, z których byłymi dziewczynami chce się umawiać inna postać, powoli dochodzimy do coraz większej obojętności. Jeśli mielibyśmy do omawianych produkcji dorzucić programy typu „Warsaw Shore” to dojdziemy do całkowitej znieczulicy.



Swoją drogą „Warsaw Shore: Ekipa z Warszawy”, czy też oryginał „Jersey Shore” jest ciekawą kwestią w przemianie popkulturowych wzorców przyjaźni. W końcu w programie MTV tyle się mówi o tym, że uczestnicy są ekipą i pozują na przyjaciół, więc stacja w pewien sposób stara się kreować nowoczesny obraz grupy przyjaciół. Osobiście uważam, że albo poniosła w tym względzie sromotną porażkę, albo z premedytacją stara się wychować pokolenie idiotów nieposiadających żadnych zasad moralnych. Dlaczego? Cóż… powodów jest mnóstwo, ale skupmy się na najważniejszych. 

Zacznijmy od tego, że sam skład ekipy z pierwszego sezonu diametralnie różni się od tego z najnowszych odcinków. Jeśli się nie mylę, to z ośmiu osób zostały dwie, w tym jednej z nich nie było przez półtora sezonu – oni się tam chyba specjalnie nie lubią, skoro ciągle odchodzą i stacja musi szukać nowych uczestników. Dość słabe jest również to, że 'ekipa' bez żalu żegna się z opuszczającymi program, a z entuzjazmem czeka na 'świeżaków'. Niemniej nie będę oceniać emocji, które towarzyszą bohaterom tego godnego pożałowania reality show, bo nikt nie wie, co jest prawdziwe, a co zagrane lub odpowiednio przycięte. Prawda jest tak, że to stacja ponosi odpowiedzialność za to, jakie sceny emituje w czasie emisji programu. I co dostajemy, poza ogromną dawką patologii? Tzw. przyjaciół ze skłonnościami do stosowania względem siebie przemocy fizycznej, którzy nie mają oporów przed wyzywaniem się, czy obgadywaniem. Spoiwem ich relacji jest alkohol, a nie jest szacunek, zaufanie i wzajemne wsparcie, jak widzimy choćby w „Przyjaciołach”. Może jestem starej daty, ale dla mnie fundamenty przyjaźni muszą być mocne, a spędzanie czasu z osobami najbliższymi nie opiera się wyłącznie na imprezach i seksie. 



Biorąc pod uwagę, że nasze wzorce zachowań nie biorą się znikąd, jestem poważnie zaniepokojona tym, co kreuje MTV i w jaką stronę zmierzają telewizyjne przykłady przyjaźni. Chciałabym wierzyć, że odbiorcy nie są idiotami, którzy bezkrytycznie powielają to, co widzą na ekranie, ale wyrosłam z takiej naiwności. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że tego typu programy zginą w natłoku innych produkcji przedstawiających grupki przyjaciół, a stacje w końcu zaczną zwracać uwagę na to, jaki mają wpływ na społeczeństwo.

Ps. Do której postaci z "Przyjaciół" (lub innej wyżej wymienionej produkcji) jesteście podobni?
PPS. Chyba naprawdę powinnam zacząć leczyć mój masochizm. 


Prześlij komentarz

0 Komentarze