Looking For Anything Specific?

Header Ads

Slasher: The Executioner i Guilty Party, czyli horror w odcinkach


Jestem fanką slasherów. Niemniej, gdy w grę wchodzi serialowa jego serialowa odsłono to bywam bardzo sceptyczna. Zazwyczaj nie mogę sobie wyobrazić, jak horror podawany w odcinkach może kogokolwiek przestraszyć. Po niezbyt strasznym "Krzyku" od MTV oraz znacznie bardziej udanej "Wyspie Harpera" nadszedł czas sprawdzić najnowszy tytuł od Chillera - "Slasher".



"Slasher" jest wykreowany podobnie, jak "American Horror Story", czyli każdy sezon tworzy zamkniętą całość, która opowiada odrębną historię. Aktualnie pojawiły się dwa sezony - "The Executioner" oraz "Guilty Party". W pierwszym sezonie w małym miasteczku Waterbury postrach sieje Kat (ten zakapturzony koleś na powyższym zdjęciu), a raczej jego naśladowca, bo oryginalny Kat siedzi w więzieniu za zamordowanie rodziców Sary Bennett (Katie McGrath). Naśladowca rozpoczyna swoją rzeź, gdy tylko dziewczyna wraca do rodzinnego miasteczka, a jego ofiary są z nią powiązane, dlatego nie trudno się domyślić, że ma obsesję na punkcie Sary. Dodatkowo również na punkcie grzechów głównych, ponieważ jego ofiarami padają osoby, które popełniły jeden z siedmiu grzechów głównych.

Slasher: Guilty Party

Drugi sezon "Slasher: Guilty Party" nie jest powiązany z poprzednią historią, lecz z morderstwem, które miało miejsce kilka lat wcześniej na letnim obozie. Jedna z opiekunek zostaje zamordowana przez swoich kolegów, jednak prawda o jej śmierci nigdy nie wyszła na jaw. Aby upewnić się, że tak pozostanie, mordercy po latach wracają do zamkniętego już obozu, by przenieść ciało. Na miejscu okazuje się, że ciało zniknęło. To zasadniczo załatwiałoby sprawę, gdyby nie fakt, że po okolicy zaczął grasować seryjny morderca, a wszyscy obecni są odcięci od świata i nie mają możliwości wrócić do cywilizacji.

Jak wspomniałam we wstępie, nie do końca kupuję serialowe odsłony slasherów. Zamknięta około dwugodzinna forma lepiej wywołuje w widzach napięcie, a przy okazji jest dla mnie znacznie bardziej interesująca. Po części pewnie przez to nie uważam, by "Slasher" był przerażający. Niestety jest również przewidywalny, a zwłaszcza pierwszy sezon. A skoro o nim mowa, to w "The Executioner" naprawdę łatwo odgadnąć kim jest morderca. Zapewniam, że będziecie mieli dwóch głównych podejrzanych, a wśród nich będzie właśnie osoba kryjąca się za maską Kata. Bardziej kreatywne są już same morderstwa, które mają być odpowiednikami biblijnych kar za grzechy. I tu warto wspomnieć, że owe grzechy w większości łączą się ze sobą i opowiadają w tle dość ciekawą historię. Poza tym "The Executioner" przypomina kultowy "Krzyk" Wesa Cavena z typową final girl i zamaskowanym boogeyman killer w czarnej stylówie i masce halloweenowej. Chociaż trzeba przyznać, że jest znacznie bardziej obrzydliwy, niż "Krzyk"... a może najzwyczajniej w świecie wolę typową jatkę nożem, niż wyszukane i bardziej masakryczne egzekucje. Niemniej widać tu także inspiracje innymi produkcjami, jak choćby dość nieudana próba odzwierciedlenia relacji z "Milczenia owiec".


Z kolei "Guilty Party" rozpoczyna się jak typowy horror rozgrywający się nad jeziorem, w górskiej chatce, czy innym odosobnionym miejscu, więc podejrzewałam, że w tym przypadku twórcy inspirowali się "Piątkiem Trzynastego". Jednak na moje oko momentami drugi sezon bardziej podpada pod gore, niż slasher. Tu już nie tylko krew wylewa się z ekranu, lecz całe flaki. Wnętrzności, kości i inne okropności nieustannie latają po ekranie. Poważnie, mamy tu całą gamę okropności. [To dla niektórych może być spoiler!] Od wyrwanych gałek ocznych, po przeżuwanie ludzkiego mięska. W jednej chwili możemy zobaczyć bałwana ulepionego ze śniegu i flaków, a w drugiej kościotrupa wbijającego się w spalone świeże mięsko. [Spokojnie, już skończyłam spoilerować] Zdecydowanie drugi sezon nie jest przeznaczony dla ludzi o słabym żołądku, a nawet ci o mocnych nerwach nie powinni niczego jeść podczas oglądania.

Mimo wszystko drugi sezon jest znacznie mniej przewidywalny, co zdecydowanie jest jego mocną stroną. Pojawia się znacznie mniej absurdalnych sytuacji i zachowań u bohaterów, co również zaliczam na plus. Podoba mi się także, że poza wybijaniem kolejnych ludzi przez seryjnego mordercę, poznajemy również historię wcześniejszej zbrodni. Początkowo przez świadomość, że większość ofiar była mordercami, niespecjalnie im współczułam. W miarę poznawania kulisów zbrodni, miała względem nich coraz więcej wyrozumiałości. Zafascynowało mnie, jak sprawnie twórcą wyszło manipulowanie emocjami widzów przez zmianę narracji przeszłych wydarzeń. W pierwszym sezonie taka zmiana nie miała miejsca, więc doceniam ich progres.

Żeby nie było, że nie pokazałam Wam mordercy!

Nie ulega wątpliwości, że "Guilty Party" jest znacznie lepiej skonstruowany od  "The Executioner". Ciekawsza historia rozgrywa się w tle. Jest mniej przewidywalny, a bardziej skomplikowany, choć i tak pod koniec większość z Was domyśli się, kto chowa się za maską. Niemniej osobiście wolę pierwszy sezon, bo za taką paradą obrzydliwości nie przepadam. Na szczęście możecie sami zdecydować, który sezon jest dla Was odpowiedniejszy, bo jak wspominałam możecie je oglądać osobno.

Czas na najważniejsze: Czy polecam "Slasher"? Zasadniczo nie jest to zła produkcja. Ma swoje mocne strony i nie jest całkowitą stratą czasu. Z pewnością znajdą się ludzie, których zachwyci. Jednak osobiście wolę, gdy horror jest straszny i bardziej trzymający w napięciu, niż obrzydliwy, ponieważ zbudowanie odpowiedniej atmosfery wymaga większego talentu. Rozrzucać (sztuczne) flaki każdy może. Dlatego, jeśli szukacie slasher-serialu, który będzie Was trzymał w napięciu, to polecam "Wyspę Harpera".

Ps. A Wy co sądzicie o serialowych horrorach? Podobają Wam się w odcinkowej formie? Znaleźliście jakiś ciekawy tytuł, który jest naprawdę straszny?

Prześlij komentarz

0 Komentarze