Looking For Anything Specific?

Header Ads

Przewodnik po Potworach: Momo - Potwór na telefon


Dawno, dawno temu, aby znaleźć potwora, trzeba było szukać go pod łóżkiem lub w szafie lub w szafie sąsiada (tak naprawdę pojęcia nie mam gdzie, bo nigdy nie strzeliło mi do głowy, by łapać potwora, ale popkultura mówi, że to stamtąd wychodzą, więc wierzę na słowo). Dziś wystarczy do niego zadzwonić. XXI wiek pełną gębą!


Kim jest Momo?

Historia o Momo wybuchła w lipcu (tak, 2018 roku!), gdy ludzie dowiedzieli się o przerażającym potworze (nie do końca rozumiem, dlaczego uśmiechająca się dziewczyna z wytrzeszczem, została okrzyknięta potworem, ale chyba ludzie lubią dramatyzować) posiadającym konto na Whatsappie. Tak niecodzienny news musiał zostać bliżej zbadany przez użytkowników aplikacji. Dzielni bohaterowie z XXI wieku wybierali numer: +81 3-4510-2539, by przekonać się, że jest aktywny. Największe zaskoczenie wywoływał fakt, że po dodaniu Momo do kontaktów, automatycznie wyświetlało się zdjęcie jej uśmiechniętej twarzy. To naprawdę przerażające, że konto japońskiego potwora działało na takiej samej zasadzie, jak zwykłych ludzi! Skandal! Przecież to, że zdjęcia profilowe znajomych dodawały się automatycznie było normalne, ale u obcego potwora było postrzegane jako skrajna bezczelność, dlatego wielu śmiałków odważyło się stanowczo wyrazić swoje oburzenie w rozmowie z Momo, nie szczędząc przy tym przeróżnych epitetów. Momo, wkurzone grubiaństwem ludzi postanowiło w odpowiedzi wysyłać im makabryczne zdjęcia. Jakie? W sumie nie wiadomo, bo odbiorcy byli zbyt przerażeni, by pokazać je światu, gdy nagrywali swoje wideo-relacje (na to strach im pozwolił). Legendy głoszą, że ów zdjęcia ukazywały sceny zabójstw - najprawdopodobniej ofiar Momo! Być może oni też jej nawtykali przez telefon, tego już się pewnie nigdy nie dowiemy... chyba, że za jakiś czas Jutuberzy zaczną masowo znikać w podejrzanych okolicznościach.

Przykro mi to mówić, ale poza standardowym dodawaniem zdjęcia profilowego przypisanego do numeru telefonu w apce oraz okazjonalnym odbieraniem połączeń i rzekomym wysyłaniem zdjęć, Momo nie robi nic przerażającego. Niby rozumiem, że to dość młodziutki potworek, ale mogłaby się bardziej postarać.

Kim naprawdę jest Momo?
No jak takimi łapkami obsługiwać telefon? No jak?!
Momo w rzeczywistości nazywa się Guai Bird i jest rzeźbą stworzoną przez japońskiej firmę Link Factory zajmującą się tworzeniem efektów specjalnych. To tylko jedna z prac Midori Hayashi, która jak mniemam nie posiadła tajemnej wiedzy tworzenia demonów. Momo, czy raczej Guai Bird stała sobie spokojnie na wystawie w Vanilla Gallery, gdy cyknięto jej fotkę, którą później straszono. Teraz zastanówmy się przez moment, co jest bardziej prawdopodobne: to, że ktoś posiadający jej zdjęcie wrzucił je sobie jako profilowe na Whatsappie i później trollował ludzi, czy to, że rzeźba (nieposiadająca nawet rąk!) sama je sobie założyła, by straszyć ludzi? Gdyby się jednak okazało, że sama firma postanowiła prankować ludzi w formie reklamy, to powinni im przyznać jakąś porządną nagrodę biznesową!

Ofiara Momo

Nie wykażę się delikatnością, ale trudno. Moim zdaniem, jeśli ktoś tu zasługuje na rolę ofiary, to sama Momo, bo stała sobie niczego nie świadoma w galerii, gdy ludzie nagle wpadli na pomysł, by cyknąć jej zdjęcie i zrobić z niej potwora. W dodatku nie tylko takiego, który straszy, ale też kradnie dane (te potwory z XXI wieku są naprawdę sprytne!), a przynajmniej do takich wniosków doszli eksperci ds. Cyberprzestępczości. A czemuż to tak? A dlatego, że Momo w krajach hiszpańskojęzycznych jest nieco inna. Widzicie prawdziwe "Momo Challenge", czy tam "Momo Suicide Challenge", nie polega na dzwonieniu do Momo, jak to pokazują nasi trzepiący portkami jutuberzy (poważnie, dzwonienie do kogoś nie powinno wywoływać, aż takiej paniki! Chyba, że to właśnie dla takich ludzi wymyślono, że pizzę można zamówić również przez apkę?).

Władze w Argentynie wydały ostrzeżenie o Momo. Nie jestem pewna, co napisali, ale skoro nie mieszczę się w grupie docelowej, to nie będę marudziła.

Hiszpańskojęzyczna Momo nie tylko straszy swoim wyglądem, ale też namawia do wykonywania zadań. Po nawiązaniu kontaktu ludzie podobno otrzymywali te tajemnicze i nieuchwytne groźby graficzne, a następnie byli instruowani, jak wykonać serię niebezpiecznych zadań. W razie odmowy Momo, czy tam osoba podająca się za nią, miała grozić ofierze, że upubliczni poufne i najpewniej kompromitujące informacje na jej temat (bo wiecie: Momo hakuje telefony! - tym razem nie żartuję), bądź że wyrządzi krzywdę jej bliskim lub rzuci na nich klątwę. Cóż... dwie ostatnie opcje są mało prawdopodobne, więc jeśli kiedykolwiek ta wersja Momo do nas dotrze, to nie dajcie się zrobić, jak dzieci. Z kolei jeśli chodzi o upublicznienie danych, to ....hmmm... może to wystarczający powód, by nie drażnić telefonicznego demona i nie inicjować z nim kontaktu (chyba, że jesteście jutuberami, bo nam to już naprawdę nic nie jest w stanie zaszkodzić).

A wracając do tematu, to na fali popularności Momo przypisano jej jedną rzeczywistą ofiarę. Konkretnie chodzi o 12-letnią dziewczynę z Ingeniero Maschwitz w Argentynie, która powiesiła się na drzewie 21 lipca 2018 r.. Chyba jeszcze bardziej wstrząsający jest fakt, że nagrała swoje samobójstwo. Policja badająca sprawę nie jest pewna, czy zrobiła to za sprawą Momo, czy co ich zdaniem bardziej prawdopodobne, przez namowy osiemnastolatka, którego poznała wcześniej, i który puścił nagranie do sieci. Uwaga teraz będzie poważnie! Tak naprawdę nie ma większego znaczenia, czy wykorzystano apkę, czy na żywo przekonano ją do odebrania sobie życia, bo niby co to zmienia? Nic. Bardziej zastanawia mnie, co trzeba mieć w głowie, by nie tylko namówić kogoś do samobójstwa, ale jeszcze to transmitować. Poważnie to już nie jest creepy, to jest zwyczajnie chore na poziomie, którego nie potrafię ogarnąć. Naprawdę doszliśmy cywilizacyjne do momentu, gdy całe nasze życie ze śmiercią włącznie, musi być sherowane w necie ku uciesze ludzi tak pokrzywionych, że nie wystarcza im oglądanie fikcyjnych scen samobójstw? I pomyśleć, że to Momo ludzie nadali status potwora, gdy tak naprawdę sami nimi jesteśmy. Tak moi drodzy. Momo nie ma w sobie nic z potwora. To tylko maska, którą założyli ludzie, by straszyć innych. Najwyraźniej niektórym brakuje jaj, by robić to otwarcie.



Ps. A Wy do kogo boicie się zadzwonić?
Ps2. To może dla odmiany w kolejnym Przewodniku zajmiemy się starym Potworem? Jeśli macie propozycję - piszcie!

Prześlij komentarz

0 Komentarze