Looking For Anything Specific?

Header Ads

The Society, czyli o społeczeństwie nastolatków od Netflixa


W West Ham śmierdzi. Wręcz niewyobrażalnie cuchnie, dlatego grupa nastolatków tym bardziej cieszy się na wycieczkę za miasto, chociaż ostatecznie do niej nie dochodzi. Trzy szkolne autobusy zawracają do miasteczka w nocy, lecz tam nikt na nich nie czeka. Zniknęli wszyscy albo to oni trafili do innego miejsca, które do złudzenia przypomina ich dom. Pewne jest tylko to, że są sami i zdani wyłącznie na siebie. Nie mają żadnego kontaktu ze światem ani dokąd uciec. Dość szybko dla części z nich staje się jasne, że jeśli nie podejmą próby racjonowania żywności i stworzenia struktur społeczeństwa, to ich sytuacja jeszcze się pogorszy. I tak władzę przejmuje Cassandra.

Najmocniejszą rzeczą w "The Society" jest pomysł. Pomysł na to, by wrzucić grupę nastolatków do opustoszałego miasteczka, które choć odcięte od świata, wciąż ma pełne półki zapasów w sklepach i elektryczność oraz na to, by pozwolić im stworzyć namiastkę systemu, który nieustannie się rozwija. Bardzo podobało mi się ocenianie, co lepiej sprawdza się w tak ekstremalnej sytuacji - kapitalizm czy socjalizm oraz demokracja czy dyktatura i chyba lepiej byłoby, żebym nie dzieliła się swoimi wnioskami. Lepiej sami oceńcie, które rozwiązania byłyby dla nich najkorzystniejsze.
Wracając do tematu, bardzo podobało mi się, jak banda nastolatków radziła sobie z odtworzeniem wszystkich struktur, które dla nas są normą - od stołówki przez policję po sądy.



Z jednej strony nie musieli tego wymyślać od podstaw, ponieważ przez kilkanaście lat żyli w funkcjonującym społeczeństwie i naoglądali się seriali kryminalnych, a z drugiej z pewnością mieli z tym trudności, bo jak ot tak przejść z typowych relacji między uczniami do kogoś sprawującego nadzór nad pozostałymi. I tu mocno zagrały stereotypy, bo pobożna dziewica przejęła kazania w kościele, nerd zajął się nerdowaniem (wybaczcie, ale scenarzyści poszli na łatwiznę, uznając, że jeden nerd będzie znał się na wszystkim, więc robił m.in. za astronoma, patologa, balistyka, czy lekarza), a futboliści będą stróżami prawa. Niby po części to rozumiem, ponieważ w pewnym stopniu to ich naturalne predyspozycje, ale z drugiej strony pokazuje, że większość jest kompletnie nieprzydatna, więc na zmianę zajmuje się gotowaniem, sprzątaniem lub wywożeniem śmieci. Trochę mnie dziwi, jak niewielu z nich miało ambicję, by wyrwać się z przyziemnych zadań, by stawić czoła ambitniejszym wyzwaniom. Czy wieku nastoletni nie jest czasem tym, w którym marzenia są najsilniejsze? Nikt z nich nie chciał się podjąć roli lekarza, wynalazcy, czy choćby cukiernika? W końcu powinno tam być więcej ukrytych talentów, a miejsca pracy pozostawały wolne.

I tu kolejna rzecz się kłania, czyli jak bohaterowie mogli być jednocześnie tak dalekowzroczni, gdy chodziło o zapasy pożywienia (wpadli na to już w pierwszych dniach), a równocześnie tak krótkowzroczni, gdy chodziło o służbę zdrowia? Zdaję sobie sprawę, że ciągle mówię o budowaniu społeczeństwa i jak sobie z tym radzili, ale to właśnie ten motyw znany z "Władcy Much" jest najmocniejszą stroną serialu. Niestety sami bohaterowie i ich historie są niespecjalnie interesujące, więc to nie na nich się skupiałam. Nie wiedzę nawet sensu, by Wam o nich opowiadać bez kontekstu przydzielonych zadań. Wystarczy, że pomyślicie o najbardziej stereotypowych bohaterach, którzy przewijają się przez popkulturę i będziecie mieli ich obraz, więc łapcie: rozpieszczony, bogaty chłopak, przyjacielski gej, nerd, rozsądna dziewczyna wydająca się znacznie starsza od pozostałych i młodsza siostra stojąca w jej cieniu, napakowani futboliści, śliczna dziewczyna z sąsiedztwa i cwaniak ze skłonnością do przemocy. Jest wśród nich tylko jedna postać, która odrobinę wyszła poza formę, ale lepiej byłoby, gdybyście mogli go (tak, to chłopak) odszukać samodzielnie.


Teraz pewnie sobie myślicie, że nie ma sensu oglądać serialu, w którym bohaterowie są typowi do bólu i średnio interesujący, a w dodatku do kolejna młodzieżowa papka od Netflixa (naprawdę powinno się uznać to za oficjalną nazwę gatunku). Cóż, trochę racji w tym jest, ale mimo wszystko uważam, że główny pomysł i sposób, w jaki go rozwinięto jest wystarczająco interesujący, by się serialem zainteresować. Przynajmniej ten, który opisałam powyżej, bo ten drugi związany ze znalezieniem się w opuszczonym miasteczku pośrodku niczego został niemal całkowicie zapomniany.

Nie byłam zachwycona podczas oglądania, ale i tak chciałam wiedzieć, co się wydarzy dalej. Końcowe odcinki były znacznie bardziej emocjonujące od początkowych, lecz i tu Netflix się wyłożył na tym, czego nie lubię najbardziej - zaserwował nam clifhangera. Świetny pomysł. Serio, nie ma to, jak zrobić średnio interesujący serial i zakończyć go w momencie, gdy zaczęło się robić ciekawie. Od razu mam ochotę czekać pół roku czy rok na drugi, najprawdopodobniej równie byle jaki sezon, który może zakończyć się w ten sam sposób. A nie, jednak nie mam ochoty. Niemniej uważam, że potencjał w tym jest i dobrze rozbudza wyobraźnię. Żałuję, że wykonanie nie było odrobinę lepsze, a przy okazji urwano akcję, gdy zaczęła się rozkręcać. Może gdy zostaną wypuszczone dwa lub trzy kolejne sezony, wrócę sprawdzić, jak im to wyszło. Na chwilę obecną i Wam radziłabym się wstrzymać z oglądaniem.

Jeśli chcecie mieć wpływ na wybór kolejnych tytułów pojawiających się na blogu, to wiecie co robić:

Ps. Z ciekawości jaki ustrój polityczny wybralibyście, gdybyście znaleźli się w ich sytuacji lub od czego zaczęlibyście budować społeczeństwo na nowo?

Prześlij komentarz

0 Komentarze