Looking For Anything Specific?

Header Ads

Gdy Superbohater jest Złoczyńcą, czyli recenzja The Boys


Jeśli sądzicie, że "The Boys" jest kolejnym typowym serialem o superbohaterach, to jesteście w błędzie. No, chyba że oglądaliście "Powers" od PlayStation Network, wtedy macie rację. Niemniej nie oszukujmy się, że obejreliście "Powers", bo w Polsce o jego istnieniu wie pewnie jakieś 600 osób i chyba nikt już o nim nie pamięta, dlatego będziemy udawać, że patologiczni superbohaterowie to coś niespotykanego. Zgoda? Świetnie, więc na potrzeby tego wpisu udawajcie, że o Jessice Jones też dotąd nie słyszeliście... i na wszelki wypadek o "Umbrella Academy". Skoro już uzgodniliśmy, że "The Boys" jest wyjątkową produkcją, to wyjaśnię, o czym właściwie jest.

Podobnie jak w "Powers" Akcja rozgrywa się w naszych czasach, lecz w alternatywnej rzeczywistości (u nich Spice Girls także się rozeszło), w której pojawili się superbohaterowie. Są oni dość świeżym produktem, bo najstarszy z nich ma na oko czterdzieści lat. Niemniej jedno pokolenie supów okazało się wystarczające, by podbić serca konsumentów. Firma zrzeszająca superbohaterów stworzyła z nich zarówno obrońców miast, jak i świetnie sprzedający się produkt, na którym może zarabiać nie tylko dzięki sprzedaży gadżetów i reklamach z udziałem zwalczających zło celebrytów, ale także wypożyczając ich konkretnym miastom do zwalczania przestępczości.

Problem polega na tym, że ci bożyszcze tłumów wcale nie są tacy mili, gdy znikają kamery. Przykład? Jeden z nich przebiegł przez dziewczynę. Pewnie nie rozumiecie, więc postaram się wyjaśnić inaczej: wyobraźcie sobie, jak Flash biegnąc ulicą na swojej superszybkości, przelatuje przez dziewczynę, rozrywając ją na kawałki z siłą, jakiej nie osiąga rozpędzony autobus, który zresztą zazwyczaj odgrywa główną rolę w takich scenach. Macie to? Świetnie. Takie przypadkowe lub mniej przypadkowe morderstwa popełniane przez superbohaterów są zamiatane pod dywan, lecz ostatecznie do drzwi wściekłego chłopaka ofiary, puka Rzeźnik (Karl Urban), który ostatecznie zbiera ekipę tytułowych chłopców, chcących rozprawić się z niezniszczalną Siódemką.



Kogo wymienilibyście jako najbardziej rozpoznawalnych bohaterów DC Comics? Macie ich przed oczami? Słyszycie ich pseudonimy? Świetnie! W takim razie opowiem o Siódemce, czyli elicie superbohaterów (taka ichniejsza Liga Sprawiedliwości), na której czele stoi Superman Ojczyznosław (Antony Starr) - najpotężniejszy z bohaterów, który lata, strzela promieniami z oczu i jest kuloodporny. U jego boku stoją m.in.:
- Flash A-Train (Jessie T. Usher) - najszybszy człowiek świata
- Wonder Woman Królowa Maeve (Dominique McElligott) - skąpo odziana amazonka
- Aquaman The Deep (Chace Crawford) - superbohater, który lubi romansować z delfinami (mam nadzieję, że pamiętacie o tym z 6 rzeczy, które warto wiedzieć o Aquamanie)
- Stargirl Starlight (Erin Moriarty) - najnowszy nabytek grupy, czyli słodkie, niewinne dziewczę, które nie ma pojęcia o zepsuciu tego świata.

Zdecydowanie wśród tej grupy brakuje Batmana, ale koleś bez supermocy w takiej grupie jest zbędny, chociaż i tak mroczny koleś, którego ksywki nie pamiętam (ten stojący pomiędzy niebieskim Flashem a podróbą WW), wydaje się wystarczająco zwyczajny i mroczny, by stanowić jego odpowiednik. Także wydaje mi się, że wystarczy, aby nabrać podejrzeń, że ktoś tu się wzorować na DC. W razie czego wolę zaznaczyć, że komiksy, na podstawie których powstał serial, są sygnowane logiem Dynamite Entertainment. Oczywiście ich charaktery zostały mocno zmienione, a raczej całkiem nowi bohaterowie zostali odziani w znane nam kostiumy. Przyznaję, że taki zabieg mnie rozbawił. Socjopatyczny Superman olewający potrzebujących pomocy ludzi, jeśli nie ma kamer, czy speedster na sterydach, to zdecydowanie coś, co chciałam zobaczyć.



Niemniej kreacja śmiertelników z mikro ruchu oporu jest równie znakomita, bo choć teoretycznie są bohaterami tej historii, to wcale wiele nie dzieli ich od złoczyńców. Każda postać jest dobrze wykreowana. Ma własną, unikalną osobowość i motywację, co jest nie lada osiągnięciem, jak na tak dużą liczbę postaci i jedynie ośmioodcinkowy sezon. Dzięki nim serial nabiera charakteru. Warto jednak podkreślić jedną zasadniczą rzecz. "The Boys" jest serialem dla dorosłych z chyba wszystkimi możliwymi oznaczeniami o wulgarnym języku i poziomie brutalności. Twórcy zdecydowanie są krwiolubni i wykazali się skłonnościami do przedstawiania brutalnych morderstw. Przerysowanych. Dla jednych może to być obrzydliwe, ale dla tych o spaczonym poczuciu humoru całkiem zabawne (to nie jest czarny humor, to jest krwawy humor, w którym mózgi eksplodują w każdym kierunku).

Skoro już Was uprzedziłam, z czym to się je oraz że kawałki mózgu latają w każdym odcinku, to mogę przejść do oceny. Serial jest dobry i dość szybko funduję na mocnego WTFa. Ma dobrze przemyślaną fabułę i jest zaskakujący. Ogląda się to naprawdę dobrze, choć daleka jestem od zostania fanką. Mimo wszystko wolę klimat z MCU, jednak zobaczenie superbohaterów w krzywym zwierciadle było zacne. Geneza ich powstania, machloje korporacyjno-polityczne były jeszcze lepsze. Przyznaję, udał im się ten serial. Wbrew obiegowej opinii, że "The Boys" jest serialem o superbohaterach, jakiego jeszcze nie było, polecałabym serial tym, którym podobał się "Powers". Obie produkcje są do siebie bardzo podobne i utrzymane w podobnym klimacie.

Nie żebym kogoś zmuszała, ale więcej o serialach pojawia się na fanpage'u. Tak tylko mówię, że tam jest taki przycisk...

Ps. Z ciekawości, jak sądzicie, czy gdyby superbohaterowie pojawili się w naszym świecie, to od razu zostaliby zwerbowani przez korporacje?

Prześlij komentarz

0 Komentarze