Looking For Anything Specific?

Header Ads

The Romance of Tiger and Rose, czyli isekai po chińsku!


Wyobraźcie sobie historię łączącą miłość i wojnę. Swoją własną, w której tworzycie fabułę i bohaterów, których losem sami kierujecie, a gdy już to zrobicie, wyobraźcie sobie, że trafiacie do wykreowanego przez siebie świata i sami musicie się zmierzyć z zapisanym przez siebie przeznaczeniem. Jeśli zaintrygował Was ten pomysł, to powinniście się zainteresować chińską dramą "The Romance of Tiger and Rose".


[Jeśli dotąd nie oglądaliście c-dram, to polecam przed włączeniem przeczytać: Chińskie dramy vs koreańskie: Różnice i pierwsze wrażenia]

Nasza główna bohaterka jest scenarzystką, która w wyniku choroby połączonej z przepracowaniem padła i obudziła się w świecie dramy, którą stworzyła. Większość twórców mogłaby być zachwycona takim obrotem spraw, gdyby nie jeden malutki szczególik - dziewczyna weszła w postać Chen Qianqian, Trzeciej Księżniczki, która jest uparta, brutalna, lekkomyślna i wedle scenariusza ma umrzeć już w pierwszym odcinku otruta w noc poślubną przez swojego pana młodego, którego notabene uprowadziła. Oczywiście znając swój los, skoro sama go wymyśliła, wie, że lepiej nie pić niczego, co podaje jej Han Shou, ale zdaje sobie również sprawę, że nie tak łatwo uniknąć przeznaczenia i mąż raczej na pewno podejmie kolejne próby zabicia jej, więc wszelkimi sposobami próbuje się utrzymać przy życiu, jednocześnie starając się pchnąć pozostałe wątki na przód, by jak najszybciej dobrnąć (żywa) do sceny finałowej, bo jak podejrzewa, wtedy będzie mogła wrócić do swojego świata.


Isekai jako gatunek jest bardzo schematyczny i niemal zawsze, gdy w grę wchodzi przeniesienie się do świata opowieści, którą bohaterka już zna, mamy do czynienia z podobnymi zachowaniami. "The Romance of Tiger and Rose" od tego nie odstaje, więc mamy do czynienia z dwoma głównymi motywami isekai:
#1 Główna bohaterka robi wszystko, by uniknąć pisanej jej śmierci i #2 zafiksowuje się na scenariuszu, który zna, a oznacza to, że jej poziom IQ spada, aż wali o podłogę, a ona sama mimo oczywistych przesłanek nie łapie, że zmieniła historię i jak również oryginalne losy bohaterów. Mały spoiler, który nikogo nie zaskoczy: najczęściej również to, że główny bohater zakochuje się w niej, a nie w przewidzianej przez autora protagonistce. A tak... zapomniałabym wspomnieć, jak powinien się rozegrać scenariusz. Otóż po śmierci Trzeciej Księżniczki, jej owdowiały mąż zakochuje się z wzajemnością w jej siostrze, która zostaje władczynią miasta. To jednak wcale nie przeszkadza mu, by to miasto najechać i podbić. W nowej wersji ich losy zaczynają biec innymi ścieżkami, chociaż wciąż pod znakiem zapytania zostaje, czy kres ich drogi nie wiedzie w to samo miejsce.

Kocham isekai! Pochłonęłam już tyle tytułów z tego gatunku, a i tak wciąż mi mało. Niemniej isekai jako drama to zawsze miła odmiana, szczególnie że chińskiego isekai dotąd nie miałam obejrzeć. Właściwie przeniesienie się do scenariusza c-dramy też jest dla mnie nowością i muszę przyznać, że ten delikatny powiew świeżości dobrze mi zrobił, bo wniósł ze sobą kilka ciekawych elementów, jak choćby wygląd bohatera, który był identyczny, jak aktora, który miał go grać. Niemniej chyba sam pomysł na świat wykreowany podobał mi się najbardziej.


Mamy tu do czynienia z dwoma miastami. Jedno działa w oparciu o matriarchat, zaś drugi o patriarchat, a dwójka naszych głównych bohaterów jest spadkobiercami władców. W pierwszej kolejności poznajemy miasto matriarchistyczne, w którym władze sprawują kobiety, a mężczyźni zajmują się domem i zabawianiem płci przeciwnej. Oglądanie prób dostosowania się do tego systemu kobiety ze współczesnych Chin nie jest nawet w połowie tak zabawne, jak oglądanie tego samego w przypadku mężczyzny wychowanego w fikcyjnym patriarchacie. Na duży plus zaliczam łączenie tego wątku naprzemienne z typowymi problemami z isekai, chociaż żałuję, że mocniej się na nich nie skupiono, bo umówmy się, że pomimo tego, że mamy XXI wiek, to mentalność społeczeństwa Chin pozostawia wiele do życzenia (jeśli chcecie dowiedzieć się na ten temat więcej, to polecam film Weroniki Truszczyńskiej o feminizmie w Chinach)... nie żeby u nas było wiele lepiej, but still.

Niemniej "The Romance of Tiger and Rose" jest przede wszystkim romansem. Momentami nieco irytującym, lecz wciąż przyjemnym i podoba mi się dynamika rozwoju relacji głównych bohaterów i wszystkie jej odnogi. Może nieco irytowała mnie niedomyślność Chen Qianqian i jak zwykle przy c-dramach miałam problem z zachowaniem głównej postaci kobiecej, bo była momentami zbyt chałaśliwa i roztrzepiotana (może dlatego w chińskiej wersji BL-ki bardziej mi się podobają?), jednak i tak w roli głównej Zhao Lusi wypadała lepiej od swoich koleżanek po fachu. Co ciekawe pozostałę damskie postacie są znacznie bardziej stonowane, a nasz główny... och nasz główny! Choćby dla niego warto to obejrzeć! Ding Yuxi jest tak uroczy w roli wiecznie robiącego maślane oczy lub  dąsającego się księcia, że aż miło popatrzeć. Tak słodkiej gry twarzą nie widziałam od czasu Xiao Zhan grającego Wei WuXiana w "The Untamed".


"The Romance of Tiger and Rose" jest ciekawą produkcją, która autentycznie mnie wciągnęła, bawiła i momentami nawet nieco smuciła. Zdecydowanie należy do tych, po które warto sięgnąć, bo ogląda się ją dobrze. Co prawda jest odrobinę głupiutka, ale w tym również tkwi jej urok. Wiele k-dram wypada przy niej lepiej, ale jak na c-dramę oceniłabym ją wysoko, a czasem tak lekkie i naiwne chińskie seriale są najlepsze!

Wystarczy kliknąć "Lubię to", aby regularnie dostawać wtorkową dawkę k-dram!
A jeśli nie chcecie czekać, to więcej tekstów z podobnej tematyki, znajdziecie:
>> DRAMY <<

Ps. Znacie inne godne uwagi c-dramy kostiumowe podobne klimatem do powyżej?

Prześlij komentarz

0 Komentarze