Looking For Anything Specific?

Header Ads

Kawa czy herbata?, czyli o roli napoju w popkulturze


“Kawa czy herbata?” – z tym pytaniem spotykamy się wielokrotnie, odpowiadając niemal mechanicznie, zgodnie ze swoimi preferencjami, bo nad czym się tu zastanawiać? Co ciekawe w popkulturze ten wybór ma o wiele większe znaczenie, bo obie są rekwizytami, dzięki którym nie tylko możemy łatwiej wyrobić sobie zdanie o charakterze postaci, ale również oba napoje wykorzystuje się w zupełnie innych celach.

Rola herbaty w popkulturze


Książki, filmy i seriale osadzone w czasach współczesnych niezaprzeczalnie zostały zdominowane przez kawę, lecz w przypadku produkcji historycznych i kostiumowych jest odwrotnie. Jeśli sądzicie, że to dlatego, iż herbata ma dłuższą historię, to… zasadniczo macie rację, ale to nie do końca prawda. Jeśli przyjąć, że chińska legenda o mitycznym cesarzu Shennongu, który w 2737 roku p.n.e. miał przypadkowo zaparzyć pierwszy napar z liści herbaty, jest prawdziwa, to kawę i herbatę dzieli aż tysiąc lat historii. Niemniej obie dotarły do Europy mniej więcej w tym samym czasie, a jednak powszechnie wiadomo, który z tych dwóch napojów gościł w filiżankach arystokratów z “Downton Abbey”, czy z “Dumy i Uprzedzenia”.

Przyjęcia herbaciane wyprawiane przez członków rodzin królewskich i szlachtę są nieodłącznym elementem interakcji bohaterów i stanowi rewelacyjne tło dla dekoracji i kostiumów. Popijanie Earl Grey’a stanowiło świetną wymówkę do spotkań towarzyskich i wymiany ploteczek organizowanych na dużą skalę, jak i krótkich wizyt, w których gość zdawał sobie sprawę, że po skończeniu herbaty powinien wrócić do domu. Co ciekawe nie tylko w filmach historycznych, ale też w bajkach często spotykamy się z przyjęciami herbacianymi urządzanymi przez animowane postacie, a najsławniejszym spośród nich niezaprzeczalnie jest to u Szalonego Kapelusznika z “Alicji w Krainy Czarów”. Zresztą jeśli mam być szczera, to Disney wydaje się niemal równie uzależniony od herbaty, jak goście wspomnianego przyjęcia (a dla przypomnienia wspomnę, że w trakcie filmu Szalony Kapelusznik nalewa herbatę ponad dziewięć razy, siedmiokrotnie ją pije i wspomina o niej osiem razy, a to całkiem niezłe osiągnięcie biorąc pod uwagę, jak niewiele czasu ekranowego mu poświęcono). W produkcjach tej wytwórni herbata leje się strumieniami do tego stopnia, że obliczono procentowo, jak wiele czasu ekranowego jej poświęcono. Ciekawi? 15,5% długości “Alicji w Krainie Czarów”, 8,5% “Kopciuszka” i 3,5% “Mulan”. O “Pięknej i Bestii” w kontekście ożywienia Pani Imbryk i małego imbryczka nawet boję się wspominać.


Nic dziwnego, że popkulturowe przyjęcia herbaciane (choć zazwyczaj z pustymi filiżankami) są wyprawiane również przez dzieci, gdy twórca chce pokazać uroczą scenę, w której obdarzone wyobraźnią maluchy próbują naśladować dorosłych i/lub podkreślić dobrą relację między dorosłymi bohaterami i szkrabami.

Tworzenie odpowiedniego klimatu za pomocą gorących napojów w rękach bohaterów to także jedno z podstawowych narzędzi filmowców i pisarzy. Wyobrażacie sobie zaprojektowanie świątecznej atmosfery bez parującego kubka herbaty/kawy/gorącej czekolady trzymanego w dłoniach odzianych w rękawiczki? Widok unoszących się obłoków pary niemal sprawia, że czujemy ich zapach. Niby taki trywialny rekwizyt, a jednak pobudza zmysły odbiorców, na które ani książka, ani film z założenia nie mają wpływu. Gdy myślę o takich scenach w amerykańskich komediach romantycznych, instynktownie myślę o cynamonie – na tej samej zasadzie Alyssa z “Gildii Zabójców” czując zapach herbaty jaśminowej myśli o Kitsune. Twórcy znają te głęboko zakorzenione skojarzenia i zręcznie się nimi posługują.

Co ciekawe wykorzystują spotkania przy herbacie nie tylko jako rewelacyjne tło, dzięki któremu mogą stworzyć piękne zdjęcia, pretekst, by pozwolić bohaterom się spotkać, czy pośrednie narzędzie budowania atmosfery. Nawet samo użycie filiżanki przez bohatera, choć jest dość subtelne (o ile nie mówimy o sytuacji, w której zawartość służy do oblania bohaterki – czy to przez złośliwą rywalkę, czy zirytowaną przyszłą teściową znaną z k-dram), ma kluczowe znaczenie przy wydźwięku danej sceny. Pomyślcie, ile razy widzieliście bohaterkę zasłaniającą kpiący uśmieszek filiżanką herbaty. Nic tak dobrze nie ukryje unoszących się kącików ust podczas wyrzucania z siebie zawoalowanych złośliwości czy jawnych kpin, gdy nie mamy pod ręką wachlarza!

A skoro o filiżankach mowa warto wspomnieć również o ich wykorzystaniu do wzbudzenia napięcia. Trudno znaleźć równie dobrą metodę doprawienia akcji złym omenem, jak stara dobra (a raczej zła) przepowiednia rzucona po zerknięciu na fusy znajdujące się na dnie opróżnionej filiżanki. Wróżenie z fusów poza przepowiedzeniem przyszłości bohatera, bywa również świetnym odwróceniem sytuacji samej wróżki, która dzięki rzuconej przepowiedni w jednej chwili może wydawać się bardziej kompetentna i uzdolniona, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać… lub całkiem odwrotnie. Świetnym przykładem jest tu Sybilla Trelawney z Harry’ego Pottera.

Nie tylko trafność wygłaszanej przepowiedni jest w przypadku tego rekwizytu wyznacznikiem kompetencji. Dla wielu może się to wydawać absurdalne, ale samo zaparzanie herbaty, jej podawanie i popijanie bardzo często służy za uwypuklenie dobrego wychowania lub słabości bohaterów. Zwłaszcza w sageukach, gdzie nie tylko jest to poważny sprawdzian dla wszystkich postaci podszywających się pod szlachciców, ale także element selekcji podczas wyborów przyszłej królowej. Jednak umówmy się, że w produkcjach azjatyckich umiejscowionych we współczesności herbata pojawia się niemal równie często, choć sama ceremonia jej picia została znacznie uproszczona.

Rola kawy w popkulturze


Herbata nie jest wykorzystywana w amerykańskiej popkulturze tak chętnie jak kawa. Po “Bostońskiej herbatce” można było przewidzieć, że będzie im z nią nie po drodze, ale wciąż jest to niesamowite, że to właśnie jeden z epizodów rewolucji amerykańskiej sprawił, że kawa stała się nieodłącznym elementem kultury nowego kontynentu. W filmach i serialach osadzonych we współczesności bohaterowie niemal zawsze wybierają kawę. Przyjęcia herbaciane zostały zastąpione spotkaniami w kawiarniach, które odrzucają sztywną etykietę na rzecz luźnej atmosfery, jaką możemy oglądać choćby w serialu “Przyjaciele”, w którym kultowa kawiarnia Central Perk stała się dla bohaterów drugim domem, a dla nas samo jej logo stało się tak popularne, że gadżety z nim sprzedają się jak świeże bułeczki!

Z kolei sama kawiarnia jako miejsce akcji stała się idealnym tłem zarówno na niezobowiązujące randki, jak i spotkania biznesowe. Nie da się ukryć, że jest to też wspaniała lokalizacja do spotkań bohaterów i użycia dość wyświechtanego motywu przypadkowego oblania kawą przyszłego obiektu westchnień. Ktoś powinien przeprowadzić ankietę, ilu amerykanów faktycznie w ten sposób poznało swoją drugą połówkę, bo aż ciężko uwierzyć, jak ta klisza jest eksplorowana!

Niemniej samo znaczenie kawy jest bardziej istotne, bo często pokazuje stan bohaterów. Myślę, że śmiało można postawić tezę, że kawę w popkulturze używa się jako narzędzia do socjalizacji bohaterów oraz ich źródła energii. Wystarczy umieścić kilka pustych kubków ze Starbucksa (który zresztą w popkulturze zakorzenił się tak głęboko, że charakterystyczne logo pojawia się w produkcjach z każdego zakątka świata), a widz bez zbędnych wyjaśnień od razu domyśli się, że bohater nie przespał nocy, ciężko pracując nad czymś niesamowicie dla niego ważnym. Innymi słowy, im więcej pustych kubków, tym większe zmęczenie przypisujemy biednemu pracoholikowi. Nawet specjalna charakteryzacja nie jest potrzebna. I to idealny przykład na to, że jeden obraz jest wart tysiąca słów. Oczywiście używanie tego działa też w drugą stronę i tym razem faktycznie użyję obrazu:


To nawet zabawne, że już w bajkach dla dzieci pokazuje się kawę jako magiczny napój na miarę eliksiru Panoramixa z “Asterixa i Obelixa”, dzięki któremu dorośli w mig przeobrażają się z zaślinionych zombiaków w pełnych energii ludzi. Przy czym już wtedy kreuje się obraz kawy jako czegoś dla nich niedostępnego, bo przeznaczonego wyłącznie dla dorosłych, tym samym zaszczepiając w dziecięcych umysłach ciekawość i pragnienie.

Kawa czy herbata? Co dla kogo?


I tu wracamy do pytania z pierwszego akapitu: Kawa czy herbata? Każdy z nas ma swoje preferencje i zaryzykuję stwierdzenie, że wynikają one głównie z osobistego gustu, ale w popkulturze działa to nieco inaczej. Ten prosty wybór może zbudować w widzach i czytelnikach wyobrażenie o charakterze postaci. Jeśli nie wierzycie, to przeprowadźmy mały eksperyment:

Wyobraźcie sobie scenę, w której grupa znajomych czy współpracowników składa zbiorowe zamówienie na kawę i wyobraźcie sobie osobę, która prosi o:
1. Espresso
2. Czarną kawę bez cukru i mleka (najlepiej smolistą i mroczną, jak jej dusza – wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać)
3. Dyniowe latte z mlekiem sojowym
4. Earl gray

Mam przeczucie, że stanowcza większość z Was automatycznie przypasowała, choć kilka cech lub chociaż styl ubierania się danej postaci. Warto dodać, że to działa w wielu wariantach, ale trudno wyobrazić sobie złoczyńcę bazującego na sile fizycznej zamawiającego dyniowe latte z mlekiem sojowym. Za to czarny charakter głaszczący kota na kolanach i bazujący nie na sile, a inteligencji zapewne wybrałby pozycję numer 4. Oczywiście to wszystko to nic więcej, niż stereotypy, ale czy nie właśnie na tym opiera się większość tytułów, które pochłaniamy?

Niemniej przykładem z Bonda trochę wyprzedziłam fakty, więc już nadrabiam. Herbata w popkulturze jest znakiem flagowym Brytyjczyków. Five o’clock zakorzenił się w naszych umysłach jako tea time i wciąż ciężko uciec od wyobrażania sobie współczesnego dystyngowanego Brytyjczyka bez nieustannego popijania herbatki. I słowem kluczowym jest tu: dystyngowany.
Nie wiem, czy zauważaliście, ale twórcy lubią samym napojem tworzyć kontrast i znacznie chętniej serwują herbatę bohaterom o wyższej inteligencji lub wywodzących się z wyższych sfer (nie mam tu na myśli biznesmenów – oni są pracoholikami, więc żłopią kawę). W przypadku filmów historycznych jest to niezaprzeczalne, podobnie sprawa się ma z produkcjami dotyczącymi współczesnej arystokracji (może to wynikać częściowo z tego, że najchętniej filmowcy biorą na warsztat angielską rodzinę królewską, czy to prawdziwą, jak w “The Crown”, czy fikcyjną, jak w “The Royals”). Spróbujcie przywołać w pamięci scenę, w której grupa przyjaciół siedzi w kawiarni i tylko jedna osoba wśród nich zamawia herbatę. To niemal zawsze jest albo ktoś często przesadnie elegancki, albo w typie dziwaka o niebotycznym IQ, jak Sheldon, który w “Teorii Wielkiego Podrywu” jasno podkreślił, że nie pije kawy, bo obiecał mamie, że nie tknie środków uzależniających. Rozumiecie, co mam na myśli.

Niemniej kawa również potrafi pokazać prestiż bohatera. Wyobraźcie sobie lśniący, elegancki ekspres ciśnieniowy znajdujący się w praktycznie nieużywanej kuchni i już możemy założyć, że należy do odnoszącego sukcesy biznesmena i zapewne jest jedynym sprzętem, z którego faktycznie korzysta. Dodajmy do tego jeszcze małą białą filiżankę i już mamy zestaw startowy gracza, który wszedł ze swoją firmą na giełdę. Takie prawo popkultury: ludzie na wysokich stanowiskach nie stoją w kolejce w kawiarni, chyba że akurat ich drogie ubrania muszą zostać “przypadkowo” oblane przez bratnią duszę.

Na zakończenie dodam, że nawet wybór dodatków, czy smaku potrafi określić, z jakim rodzajem postaci mamy do czynienia. Im bardziej urocza i słodka jest postać, tym słodszy jest jej napój. Niestety wszelkie smakowe rewolucje twórcy wręczają bohaterkom infantylnym lub hipsterom. Prosty wybór bez specjalnych dodatków jest przeznaczony złoczyńcom oraz stonowanym, eleganckim postaciom. Dolewanie alkoholu zarezerwowano dla Irlandczyków, Rosjan, alkoholików i ludzi na skraju załamania. Za to kakao serwuje się jedynie dzieciom lub bohaterkom komedii romantycznych w świątecznej oprawie. A skoro wszyscy już dobrze wiemy, że popkultura rzadko pokrywa się z prawdziwym życiem, to co Wy wolicie: kawę czy herbatę?

Materiał powstał we współpracy z Coffeedesk, który oferuje coś dobrego zarówno smakoszom kawy, jak i herbaty.

Prześlij komentarz

0 Komentarze