Toksyczna monarchia, czyli The Royals rządzi!


Amerykańska odsłona Brytyjskiej rodziny królewskiej, czyli narkomani, zimne suki, bogaci playboye i ogólnie pełna patologia. Najbardziej królewski z emitowanych w 2015 roku seriali wcale nie jest tak dostojny, jak można byłoby się tego spodziewać. Chociaż, gdybym miała to porównać do bajki to zdecydowanie widzę tu 'Króla Lwa'.  


Początkowo trochę nie mogłam się przyzwyczaić do alternatywnej wersji naszego świata, który zdecydowanie pokazuje współczesne realia (sądząc choćby po technologiach), a przy tym na angielskim tronie nie zasiada dynastia Windsorów, tylko o wiele bardziej patologiczna rodzinka Henstridge. I pisząc patologiczna mam na myśli dokładnie to! Zresztą sami sprawdźcie: 
Nasza mała patologiczna rodzina królewska
Król Simon (Vincent Regan) jest pozornie najnormalniejszy z nich wszystkich, chociaż moim skromnym zdaniem równie niepoczytalny co Kapelusznik z Krainy Czarów, ponieważ wymyślił sobie, że całkiem rozsądnie byłoby zakończyć XVI wieczną tradycję, bo nie radzi sobie jako głowa rodziny. Tak, dobrze przeczytaliście głowa rodziny, a nie głowa państwa! Toż to już nawet Henio miał lepszy powód, gdy zdecydował się na stworzenie Anglikanizmu. W każdym razie Simon królem jest tylko z tytułu, bo faktyczną władzę moim zdaniem ma królowa.
Królowa Helena (Elizabeth Hurley) to najzimniejsza sucz, jaką możecie oglądać na małym ekranie. Nawet moce Elsy nie mrożą tak, jak spojrzenie Heleny, a jej toksyczna relacja (królowa rywalizuje z księżniczką na każdej płaszczyźnie, od głupiego zainteresowania mediów, przez organizowanie gali, aż do podkradania kochanków) z córką zdecydowanie nie sprawi, że otrzyma medal matki roku. Poważnie, nie rozumiem jej metod wychowawczych, ani gdzie zgubiła instynkt macierzyński. Za to całkiem nieźle wychodzi jej gra pozorów. To ona pociąga za wszystkie sznurki, a jeśli sznurki się skończą knuje i spiskuje byle tylko wyszło na jej korzyść.
Po śmierci swojego starszego brata, Książę Liam (William Moseley) został pierwszą osobą w kolejce do tronu, na co nie jest specjalnie przygotowany. Liam nie byłby złym królem, bo ma w sobie kilka odpowiednich cech. Niestety brak mu odpowiedzialności, rozwagi i właściwej hierarchii wartości. [Taki Simba, który nigdy nie uciekł ze swojej ziemi]
Ach i cudowna księżniczka Eleonor (Alexandra Park), która bywa wredna, wiecznie naćpana, a poddani częściej oglądają zdjęcia jej krocza niż twarzy. Aż się dziwię, że po tylu wpadkach nie zaczęła jeszcze nosić majtek. Tak, ja rozumiem, że to ciągłe ich zdejmowanie zajmowałoby jej więcej czasu, ale mogłaby to przynajmniej zaliczyć jako grę wstępną nim się na kogoś rzuci. A tak poważnie, ja wcale nie uważam, że księżniczka jest rozwiązła. A skąd! Ona zwyczajnie dopasowuje się do poziomu rodziny i tylko momentami wysuwa się na prowadzenie. 

W końcu rozwiązły to może być co najwyżej książę Cyrus (Jake Maskall), brat obecnie panujące w serialu króla, ponieważ jako biseksualista podwaja swoje wyniki. Jeśli Liam jest Simbą, Simon Mufasą to Cyrus zdecydowanie robi tu za Skazę [porównałabym do Hamleta, ale mamy bajkowy sezon], przy czym jego dwie córki to wykapane hieny z 'Króla Lwa". Skoro już wiemy, że Cyrus jest kopią Skazy to z łatwością zgadniecie jak bardzo pragnie korony. Założę się, że pod prysznicem podśpiewuje "Strasznie już być tym królem chcę". 

Z tego wszystkiego zapomniałam Wam napisać o czym jest 'The Royals'. Streszczając fabułę do minimum, wygląda to tak: po śmierci swoje najstarszego syna, król wymyślił sobie, że fajnie byłoby znieść monarchię i zacząć...czy ja wiem...wędkować? A nie, oficjalnie miałby zająć się doprowadzeniem swojego małego zoo do porządku, tylko najlepiej bez udziału rodziny (brzmi bez sensu, ale jeśli obejrzycie to zrozumiecie o co mi chodzi). Młody lew Liam prosi ojca by dał mu szansę i nie znosił monarchii, ponieważ chce mu udowodnić, że nadaje się na króla i będzie w tym dobry. W między czasie rozgrywają się miłosne dramaty, a gracze rozstawiają swoje pionki na szachownicy. 

Serial zamówiła stacja E!, jednak to zdecydowanie klimat The CW, czyli poważne rzeczy, syf i brutalność ubrana w piękne ciuchy i podana w lekkiej, wręcz przyjemnej formie. Skandale i dramaty miłosne niemal wylewają się z każdej sceny. Zwroty akcji są łatwe do przewidzenia, ale nie przeszkadza mi ta schematyczność, ponieważ naprawdę dobrze się to ogląda. Klimat jest świetny, coś w stylu 'Plotkary', dla osób które z nią dorastały i już nie są nastolatkami, więc i temat został bardziej dostosowany do wieku. Warto jednak podkreślić, że mimo iż rodzina królewska urzęduje w Wielkiej Brytanii to jest na wskroś amerykańska. Wręcz gdyby Amerykanie mieli swoją własną rodzinę królewską to idę o zakład, że przypominałaby tę przedstawioną w "The Roylas". 

Ogólnie pierwszy sezon jest całkiem niezły. Piękne stroje, bogate wnętrza i przepych na każdej scenie uzupełnia dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa. Aktorzy potrafią grać, dzięki czemu ich postacie są genialnie poprowadzone. Nie ukrywam, że moimi faworytami jest Helena (która całą sprawia, że chce się paść na kolana), Cyrus (ktory jest intrygującym czarnym charakterem) oraz Eleonora (chociaż ta najmniej z tej trójki). Także tego... dajcie serialowi szanse zwłaszcza, że pierwszy sezon ma jedynie 10 odcinków. Wierzę, że Wam się spodoba. Takie typowe guilty pleasure.

Ps. Pytanie do uzależnionych od serialów: Co będziecie oglądać w serialowej przerwie wakacyjnej? Polecacie coś, co mogłabym nadrobić lub co teraz będzie emitowane?