Looking For Anything Specific?

Header Ads

Heroes Reborn, czyli o zbędnym odrodzeniu


Jednym z moich ulubionych seriali EVER jest "Heroes", w którym zwyczajni ludzie z dnia na dzień odkrywają w sobie niezwykłe zdolności i ratując cheerleaderkę ratują świat! Uwielbiałam tamtą produkcje od pierwszego odcinaka, aż po ostatni z trzeciego sezonu (udawajmy, że czwarty nie istnieje, dobrze?), więc powinnam skakać z radości, gdy oficjalnie potwierdzono "Heroes Reborn". Powinnam to słowo klucz.

Pytanie tylko, czy jest sens oglądać "Heroes Reborn", jeśli nie oglądało się oryginalnej produkcji? Wydaje mi się, że nie. Przede wszystkim dlatego, że nowa seria jest znacznie gorsza, więc osoby zaczynające od niej raczej nie będą chciały zapoznać się ze znacznie lepszym poprzednikiem. Ponadto jestem niemal pewna, że bez znajomości "Heroesów" ciężko będzie się odnaleźć w fabule, bohaterach i nawiązaniach. Reborn to produkcja dla fanów wcześniejszej serii, więc jeśli nie zaliczacie się do tej elitarnej grupy to lepiej od razu sobie odpuście lub nadróbcie zaległości (ta opcja bardziej wskazana). Z kolei fani powinni najpierw obejrzeć sześć kilkuminutowych odcinków "Heroes Reborn Dark Matters", które łączą starą serię z nową, a dopiero po tym sięgnąć po "Heroes Reborn". Niemniej i tak spodziewajcie się ogromnego WTF?!, ponieważ w pierwszych odcinkach wszystko, co znacie i rozumiecie zostało podważone. Nic nie trzyma się kupy, a wy najprawdopodobniej będziecie zadawać sobie pytanie, czy scenarzyści aby na pewno oglądali oryginalną serię. Nie martwcie się jednak, bo w późniejszych odcinkach jest lepiej i to uczucie znika.


Wcale nie jest tak kolorowo.
Przyznaję, że zmartwił mnie brak kilku głównych postaci z oryginalnej produkcji. W końcu herosi bez Claire, Petera i Sylara? To jakaś zbrodnia! Co z tego, że dali nam kilku drugo, czy raczej trzeciolanowych bohaterów, skoro tych najważniejszych zabrakło lub grali postacie epizodyczne? Chociaż i tak dobrze było zobaczyć ponownie Hiro i Noah. No dobrze, a jak sprawdzili się nowi herosi? Właściwie tu są nazywani Evosami, ale przecież to zasadniczo to samo. Jeśli mam być całkiem szczera to żaden nie okazał się jakoś szczególnie godny zainteresowania. Robbie Kay wcielający się tutaj w postać Tommy'ego Clarke'a, jak zwykle działał mi na nerwy. Możliwe, że jest to spowodowane tym, że nie przepadam za aktorem i jego widok na ekranie niemal zawsze mnie irytuje (a może to przez to, że zawsze wciela się w irytujące postacie?). Niemniej Tommy'ego można uznać za postać tragiczną. [Spoiler] Przy narodzinach zabił matkę odbierając nieśmiertelnej dziewczynie moc. Następnie odebrał zdolności Hiro, co później doprowadziło do jego śmierci. Na koniec zabił dziadka. Nic z tego nie było celowe, ale jednak dzieciak nie miał ciekawego życia. [/Spoiler]. Co nie zmienia faktu, że i tak nie potrafiłam go polubić. Z kolei jego siostra Malina jest całkowicie nijaka. Dziewczyna nie ma w sobie za grosz osobowości, ale to można powiedzieć o prawie każdym bohaterze tego serialu. Jedynymi, choć odrobinę interesującymi bohaterami są Katana Girl, Toshi i Taylor Kravid. Marny wynik w porównaniu z oryginalną serią. 

I wszystko jasne.
Co się zaś tyczy samej fabuły to nie jest ona najgorsza. Zwykli pożeracze chleba, w końcu dowiedzieli się o istnieniu Evosów i za grosz im nie ufają im. Wynika to ze strachu, który w końcu rodzi agresje, chęć ich zniszczenia oraz zatrzymania procesu ewolucji. O dziwo, tym razem może się to okazać znacznie łatwiejsze, niż by się mogło zdawać. Przy okazji Evosi znów muszą uratować świat przed totalną zagładą! Standard. Cóż... przynajmniej forma serialu została zachowana. Podobnie klimat, co bardzo mnie cieszy. Niemniej po obejrzeniu trzynastu odcinków nie czuje się tak, jak po którymkolwiek sezonie "Heroesów". Wtedy dosłownie nie potrafiłam się oderwać od ekranu, a tu miałam tak może tylko na samym początku, gdy próbowałam się połapać w fabule. Później to uczucie znikło. Zabrakło mi porządnego arcywroga, który byłby pociągającym, potężnym i niemal niepokonanym socjopatą, jak Sylar. Zabrakło mi również dawki niepewności, bo od początku było powiedziane, że rodzeństwo uratuje świat (wcześniejsze ratowanie cheerleaderki nabrało nowego poziomu), a we wcześniejszej serii nie byłam tego taka pewna, bo zazwyczaj wszystko szło im strasznie chaotycznie. 

Ogólnie wiele rzeczy mi zabrakło, co sprowadza nas do powodu, dla którego nie byłam specjalnie radosna, gdy usłyszałam o pracach nad Reborn. Mój problem polegał na tym, że bardziej się bałam, niż cieszyłam. Obawiałam się, że nowa seria może zaprzepaścić dobre wspomnienia (nic nie jest gorsze od 4 sezonu, ale skoro uzgodniliśmy, że nie istnieje to nie ma problemu). Na szczęście tak się nie stało, jednak nie mogę uznać Reborn za godnego następce Heroesów. Z tego powodu nie mam żalu, że stacja postanowiła nie kontynuować produkcji. Tylko co zrobić z Wami? Fanów oryginalnej serii nie będę powstrzymywać, ale wolę uprzedzić, że to nie jest poziom, który znacie, ani bohaterzy, których pokochacie. Pozostałym odradzam i tym samym odsyłam do "Heroesów", bo oni naprawdę byli genialnym serialem. 


Prześlij komentarz

0 Komentarze