Looking For Anything Specific?

Header Ads

Supergirl, czyli o kuzynce Supermana

Serial Supergirl opinie

W trakcie Eksperymentu z DC miałam już do czynienia z bohaterem pozbawionym mocy (Arrow) oraz bardzo szybkim superbohaterem, który przez przypadek zyskał niezwykłą szybkość (Flash), więc czas na superbohaterkę-kosmitkę. Supergirl nie jest pierwszą osobą, która przychodzi nam do głowy, gdy widzimy logo z charakterystyczną literką S zamkniętą we wzorze diamentu, ale to właśnie o serialu z nią w roli głównej będzie tym razem.

Nie ważne, czy czytacie komiksy, nie ważne, czy oglądacie filmy z superbohaterami w rolach głównych, bo i tak z pewnością wiecie kim jest Superman. Ze wiedzą na temat Supergirl jest już odrobinę gorzej, bo choć kojarzymy powiązanie z Supermanem, to nie do końca wiemy, kim oni dla siebie są. Parą? Rodzeństwem? Partnerami? W końcu przed pojawieniem się serialu było kilka żeńskich wersji Supermana, których historie raczej ze sobą nie współgrają. Tym razem stacja CBS w rolę super dziewczyny z czerwoną pelerynką dała nam Karę Zor-El, kuzynkę Supermana, która została wysłana na Ziemię tuż przed zniszczeniem Kryptonu, by chronić swojego kuzyna. W czasie międzygalaktycznej podróży jej kapsuła miała pewne opóźnienia, więc gdy w końcu wylądowała na naszej planecie, jej kuzyn był już dorosłym, mega sławnym superbohaterem i zdecydowanie nie potrzebował jej opieki. Za to Kara jak najbardziej! Zaopiekowała się nią rodzina Denversów, która wychowała ją na spłoszoną szarą myszkę bojącą się wykorzystać swoich niezwykłych zdolności. 


Takie tam z albumu rodzinnego.
Niemniej w końcu sytuacja zmusza Karę do ujawnienia swoich mocy, by ratować samolot, na pokładzie którego znajdowała się jej siostra. Dziewczyna przywdziewa niebiesko-czerowny kostium i zaczyna bawić się w bohaterkę w National City. Niedługo później podejmuje współpracę z tajną organizacją zajmującą się łapaniem kosmicznych przestępców. Jednak zabawa w Supergirl to tylko część jej życia. Kara nie ujawnia światu swojej tożsamości (a ludzie w National City to najwyraźniej niesamowite barany), więc stara się również prowadzić normalne życie, w którym jest asystentką Cat Grant w CatCo Worldwide Media (oczywiście, że damska wersja Supermana również musi pracować w branży medialnej!).

Tak się składa, że to właśnie Cat jest najbardziej interesującą postacią z „Supergirl”. Nawet nie dlatego, że miło ogląda się na ekranie Ally McBeal… to znaczy Calistę Flockhart. Być może wpływa na to sentyment i sympatia do aktorki, ale mam wrażenie, że tylko ona wśród całej obsady stara się grać ciekawą postać. Cat może i jest irytująca, apodyktyczna, czasami zbyt dziecinna, jak na swoją pozycję, jednak zdecydowanie jako jedna z nielicznych jest pewna siebie, zasadniczo samodzielna i ma kieruje się własnymi opiniami. Kara jest jej odwrotnością. Nie przypominam sobie momentu, w którym (bez wpływu złego kryptonitu) choć na chwilę porzuciłaby swoją niepewność i nieogarnięcie życiowe, by samodzielnie podjąć decyzje. Słucha rad od wszystkich, ale nie potrafi kierować się własnym instynktem, czy rozumem. 


Superman a Clark Kent
Czy skoro ma założone okulary to jest jeszcze Karą, czy może przez założenie kostiumu już jest Supergirl? WTF?!
I choć z założenia nie powinnam się spodziewać po produkcie DC za wiele, to tworzenie słabych superbohaterek nie jest problemem tylko tego komiksowego giganta. Boli mnie to, że na ekranie wiodą prym superfaceci, a postacie kobiece są tworzone bez pomysłu, byle jak, a przez to są nieciekawe. Supergirl jest przykładem tego, że przed ludźmi w Hollywood jeszcze daleka droga do stworzenia ciekawej, pierwszoplanowej superbohaterki. Jeśli mam być w pełni szczera to Melissa Benoist też niespecjalnie się spisała. Raz, że nie specjalnie doceniam jej talent aktorski, a dwa, że została twarzą słodkiej głuptaski udającej bohaterkę. Oglądam „Supergirl” i zamiast dzielnej kosmitki kopiącej tyłki bandytów widzę uroczą blondyneczkę robiącą głupiutkie minki i zachowującą się infantylnie do granic możliwości. To odrobinę żenujące i bardzo smutne. Szkoda, zwłaszcza że w odcinku ze złą Kirą udało im się pokazać zarys tego, jak powinna się zachowywać dziewczyna ze stali. O porównaniu tamtego czarnego kostiumu do spódniczki i pelerynki wolę nie wspominać, bo mogę się popłakać.


Słodka, jak cukierek. A ta minka? Czysta niewinność. Urocza dziewczynka.
Zostawmy ten drażliwy temat, by przejść do tego, jak „Supergirl” wypada wśród pozostałych serialowych adaptacji komiksów DC. Zasadniczo ta produkcja ma to, co polubiłam we „Flashu”, czyli jest słonecznie, jest kolorowo i są supermoce, którymi początkowo dysponują jedynie kosmici, lecz później zyskują je także ludzie (sądziłam, że to pierwszy krok do stworzenia wspólnego uniwersum z pozostałymi serialami DC). Niestety na tym podobieństwa między nimi się kończą, a zaczynają te z „Arrow”, czyli dostajemy sporą dawkę samoudręczania wszystkimi porażkami, branie losu świata na swoje barki i sporo gadek motywujących, bo przecież powszechnie wiadomo, że żaden szanujący się bohater DC nie może walczyć z przestępcami bez odpowiedniego dopingu ze strony znajomych. I choć w National City wszyscy kochają Supergirl, to wystarczył jeden błąd, a konkretnie wpływ szkodliwej substancji na bohaterkę, by wszyscy momentalnie stracili do niej zaufanie i uciekali przed nią w popłochu, gdy ta ściąga kotka z drzewa. Niemniej w tej sytuacji twórcy wykazali się poczuciem humoru, ponieważ w próbach odzyskania zaufania publicznego wysłali Supergirl, by składała meble z Ikei. Punkt dla stacji CBS.

Skoro o stacji mowa to bardzo podobało mi się, że w odpowiedzi na propozycję The CW, która emituje „Arrow” i „Flasha”, stacja CBS w końcu zgodziła się na stworzenie crossovera. I tak oto w osiemnastym odcinku pierwszego sezonu do National City wpadł z wizytą Flash, a dzięki temu dowiedzieliśmy się, że akcja obu seriali nie rozgrywa się w jedynym uniwersum, lecz na różnych wersjach Ziemi. Szkoda, bo nie daje nam to większych nadziei na powtórkę, a odcinek z udziałem super sprintera był najbardziej uroczy spośród wszystkich dotąd wyemitowanych. 


Crossover w serialach o supebohaterach
Okey, ten odcinek był całkiem niezły.
Mimo wszystko „Supergirl” nie przypadło mi do gustu. Może nie jest strasznie złym serialem, ale wiele brakuje mu do dobrego. Chociaż może jest jeszcze za wcześnie, by całkiem go skreślać, bo w końcu dopiero w następnym tygodniu zakończy się emisja pierwszego sezonu, a w ostatnich odcinkach nie jest najgorzej, to jednak osobiście widziałam chyba wystarczająco, więc nie będę kontynuowała przygody z „Supergirl”. Dlaczego? Brakuje mi humoru, interesujących bohaterów, ciekawych wątków i nawet złoczyńcy mnie do siebie nie przekonali, co akurat jest zaskakujące. Zdecydowanie dalej mocno trzymam się teamu Marvel. Wam też na chwilę obecną odradzam oglądanie.

Ps. Wolicie Supermana, czy Supergirl?
Ps2. Znacie dobrze wykreowane (w filmie) superbohaterki pierwszoplanowe?

Prześlij komentarz

0 Komentarze