Jest źle, czyli 'Dziesiąte królestwo' w 30 minut


"Dziesiąte Królestwo" to amerykański miniserial fantasy z 2000 roku w reżyserii Davida Carsona i Herberta Wise'a (zapamiętajcie te nazwiska i omijajcie szerokim łukiem ich dzieła). Skusiłam się na niego, ponieważ mocno nawiązuje do znanych bajek, a przecież to zazwyczaj w zupełności mi wystarczy. Jak się szybko okazało (po 5 minutach) "Dziesiąte Królestwo" jest granicą mojego masochizmu. Miałam go wyłączyć, ale jaki byłby ze mnie bloger, gdybym mu całkiem odpuściła? Wolałam streścić Wam pierwsze 30 minut pierwszego odcinka byście sami przekonali się czy warto tak się męczyć.

Miejsce akcji: Nasz świat
W pierwszych sekundach główna bohaterka pomyliła las z Central Parkiem. Ach, Ci amerykanie. Jest kelnerką, która marzy o otwarciu własnej restauracji, ale potrzebuje 'tylko uczciwego partnera zainteresowanego kuchnią". Czyli co? Jako kelnerka posiadła tajemną wiedzę przyrządzania najwyborniejszych potraw, wyrobiła sobie markę i zarobiła wystarczająco kasy by otworzyć własny biznes, ale boi się to zrobić sama (mało prawdopodobna opcja) czy też potrzebuję kogoś kto ma kasę i potrafi świetnie gotować (prawdopodobna opcja), ale wtedy ona jest mu zbędna. Chyba, że ten ktoś będzie potrzebował kelnerki. Dobra, dość dokuczania głównej bohaterce. 

Miejsce akcji: 4-te Królestwo, Więzienie im. Królewny Śnieżki - ta nazwa do mnie przemawia! 

Przeźroczysty koleś uwalnia najgorzej ucharakteryzowane trolle w historii. Przeźroczysty koleś mówi do nich: "Jesteście żałośni. To mają być trolle?!" - pozostaje mi się z nim zgodzić. Niestety przeźroczysty koleś okazuje się ojcem owych trolli i wygląda równie żałośnie. 
Nawet trolle są zaskoczone, że je oglądam #Masochizm
W międzyczasie do więzienia przyjeżdża nadęty królewicz, a trolle uwalniają jego macochę, która siedzi w celi z ...psem. WTF?! Zła macocha ma wygląd poczciwej mamusi w średnim wieku i nic nie wskazuje by miała być wcieleniem zła. To takie mylące. Gdy w końcu spotyka swojego pasierba szczuje go swoim psem, który w magiczny sposób zmienia się w księcia, a książę w psa. Mimo całego absurdu tej sceny, najbardziej nurtuje mnie który z nich ma bardziej bezmyślny wyraz twarzy. 

Oglądanie tego tak bardzo boli
Ogólnie jestem pełna podziwu dla odwagi scenarzystów, reżysera i aktora, ponieważ sama na ich miejscu waliłabym facepalm za facepalmem, gdy tworzyli scenę, w której pies zmieniony w księcia biega z wyciągniętymi rękami i drapie się po uchu, a książę zamieniony w psa daje nogę, bo NIKT nie pomyślał, że może uciec *stoję i biję brawo*.
Królowa uwalnia z celi pół-wilka/wilkołaka (który wydaje się jako jedyny mieć odrobinę zadatków na ciekawego bohatera), który ma wytropić psa. Oboje (a po nich trolle) przenoszą się do Central Parku aka lasu, przez portal w lustrze (w końcu w każdym więzieniu jest lustro, dzięki któremu możemy się przenosić pomiędzy wymiarami). Książę-pies wpada pod koła dziewczyny, która marudziła, że nic interesującego się jej w życiu nie przydarzyło (jestem przekonana, że nie narzekałaby na nudę, gdyby obudziła się w wannie z wyciętą nerką). Dziewczyna postanowiła zabrać psa ze sobą, ale świadomie porzuciła swój portfel z nieznanych przyczyn. No tak, to bardzo rozsądne, że nie chciało jej się wracać 5 metrów, przez co straciła pieniądze i dokumenty. Ach, Ci amerykanie.

Trolle wpadły na genialny plan przejęcia naszego świata i coś tam sobie wybełkotały do maczugi, po czym napadły przypadkowych ludzi. Serio, to nie ma najmniejszego sensu. Za to twórcy postanowili uzasadnić porzucenie portfela - znalazły go trolle, które już wiedzą gdzie powinny się udać. Swoją drogą to ciekawe, że trolle z innego świata potrafią czytać po angielsku. I mają dziwny fetysz związany z butami. 

Wilk zamawiający jagnięcinę w restauracji.
Kelnerka zabrała bezdomnego psa do kuchni restauracji. Popracowała 3 minuty, a następnie książę-pies przekonał ją do powrotu do domu gdzie przywitały ją trolle. Rezolutna dziewczyna z łatwością się ich pozbyła i uciekła z psem, zostawiając ojca z trzema uzbrojonymi trollami #córkaroku. Do zdewastowanego mieszkania wpada człowiek-wilk i zaczyna wyć z radochy na widok zdjęcia głównej bohaterki. Seriously?! Gdy w końcu trochę się ogarną podpisał umowę z ojcem dziewczyny, który wyjawił jej lokalizację w zamian za magiczną fasolkę, która powinna spełnić jego 6 życzeń. Nie wiem w jakim świecie on żyje, że nie słyszał by nie brać podejrzanie skaczącego jedzenia od obcych. Wiecie co? Minęło pół godziny z półtora godzinnego odcinka i mam dość. Zwyczajnie nie dam rady. 

Z ciekawości postanowiłam sprawdzić jak serial ocenili inni i okazało się, że średnia ocena z 1 788 głosów to 7,9/10. Ja się pytam JAK?! Charakteryzacja jest okropna, scenariusz kiczowaty do granic możliwości, gra aktorska na poziomie serialu internetowego, a całość wskazywałaby, że film nakręcono znacznie wcześniej niż w 2000 roku. Może to się później rozkręca? Ale jakim cudem ktokolwiek był w stanie obejrzeć pierwszą część pierwszego odcinka bez poważnego uszczerbku na zdrowiu psychicznym? 

Ps. Jeśli jest na sali ktoś komu udało się to obejrzeć w całości i mu się podobało to proszę o wyjaśnienie czego nie dostrzegam.
Ps2. Dajcie znać, jeśli chcecie ciąg dalszy, bo bez tego nie tykam tego kijem.