Looking For Anything Specific?

Header Ads

Przybywamy w pokoju, czyli Childhood’s End


Jeśli masz w ręce książkę o kosmitach, oglądasz film lub serial o nich to możesz być pewien, że na 90% padnie tam zdanie "Przybywamy w pokoju". Taaaaa... jasne, przecież każda obca cywilizacja wpada z wizytą do tej mniej rozwiniętej nacji, by nieść pokój i dobrobyt. Tylko jak to się zawsze kończy? Totalną zagładą ludzkości. Także dziękujemy ślicznie za dary, ale lećcie sobie na inną planetę. Problem w tym, że Obcy nie lubią odlatywać, a ludzie mają to do siebie, że w końcu zaczynają wierzyć w ich dobre intencje. Tak też było w serialu "Childhood’s End"/"Koniec dzieciństwa".

Wszystko zaczęło się, gdy statki kosmiczne zawisły nad kilkoma miastami kuli ziemskie, a ludzie z całego świata zobaczyli swoich nieżyjących bliskich. Chociaż to trochę za dużo powiedziane, bo w rzeczywistości to przedstawiciel obcej cywilizacji posłużył się ich wizerunkami, by przekazać ludzkości wiadomość, że przychodzi w pokoju i pragnie jedynie, by Ziemianie doczekali się swojej złotej ery. Muszę na moment przerwać opowiadanie fabuły, bo jeśli mam być całkiem szczera to ten fragment wygląda jak delikatna przeróbka serialu "V" przez to całe przyjmowanie ludzkiej formy, statkami wiszącymi nad miastami i obiecywaniem, że wraz z pojawieniem się Obcych Ziemia zmieni się w krainę mlekiem i miodem płynącą. Oczywiście do całego tego podobieństwa doszedł problem z religią i ruchem oporu. Niemniej w "Childhood’s End" Nadzorca/Overlord (czyli nasz przemiły kosmita) dotrzymał słowa. 

Nawet nie wiecie, jak bardzo bym chciała opowiedzieć Wam więcej na temat fabuły, ale nie mogę, bo w przypadku mini serialu, który ma tylko trzy odcinki (po ok. 80 minut każdy) bardzo łatwo zepsuć zabawę spoilerami. Boli mnie również, że nie mogę Wam podrzucić zdjęcia Nadzorcy (chociaż w pewnym momencie łatwo się domyślić), bo jego ujawnienie się w serialu robi wrażenie i zmusza do rozważenia tej inwazji na zupełnie innej płaszczyźnie. W każdym razie w końcu ludzkość naprawdę doczekała się swoje Złotej Ery. Obcy rozwiązali problem głodu na świecie, wojny i właściwie wszystkie inne zmory społeczeństwa. Oglądanie na ekranie upragnionej utopii powodowało u mnie zazdrość. Ludzie mogli w końcu odpocząć, zrelaksować się oraz skupić na rzeczach ważnych, jak spędzanie czasu z bliskimi, oddawaniu się hobby i innym przyjemnością. Tak powinien moim zdanie wyglądać świat, skoro dane nam jest przeżyć na nim tak mało lat. A skoro o tym mowa to nawet to uległo zmianie - okazało się, że zrelaksowani ludzie wolniej się starzeją. Kto by przypuszczał?! Problem jednak polega na tym, że nic co dobre nie trwa wiecznie. 
Tylko spójrzcie, jak ta dziewczynka beztrosko się bawi!
Dużą zaletą serialu jest fakt, że historia rozgrywa się na przełomie wielu lat, dzięki czemu widzimy każdy etap przemian - od przybycia przez utopię po totalny armagedon. Chyba nie sądziliście, że obejdzie się bez dramatu? Już sam tytuł "Koniec dzieciństwa" nie wróży nic dobrego. W końcu Obcy nie przynoszą jedynie kwiatów i bombonierek. A szkoda. Niemniej ta produkcja jest zdecydowanie najlepszym serialem o inwazji obcej cywilizacji, jaki widziałam. Chociaż po prawdzie nie widziałam ich zbyt wielu, bo kosmici specjalnie mnie nie kręcą (niestety ostatnim czasem wyskakują mi wszędzie. Meh.). W "Childhood’s End" fajne jest to, że przez daje do myślenia, a sam wygląd Nadzorców dokłada kolejne tematy (apokalipsa zyskuje nowy wymiar), nad którymi warto się zastanowić, jeśli macie za dużo czasu. Okey, chyba nie jednak nie mogę się powstrzymać, więc polecimy spoilerami. 

[SPOILER] Genialne jest to, że zaprezentowani kosmici wyglądają dokładnie tak, jak wyobrażamy sobie diabła. I choć teoretycznie z religią najwyraźniej ma to mało wspólnego to zaskakujące jest to, jak łatwo kosmiczne wcielenie władców piekieł potrafiło zwieść ludzi, którzy przez całe życie byli ostrzegani przed taką sytuacją. Czy w kościele nie mówią cały czas, że diabeł będzie kusił, kusi i kusił, a później zrobi nam taką rozwałkę, że nikt się nie pozbiera? Chyba tak, a tu co? Dostaliśmy pokój, dostaliśmy jedzeni, dostaliśmy spokój, dostaliśmy dobre życie, a później Nadzorca pokazał ludziom swoją prawdziwą twarz, skrzydła, kopyta i całą resztę i nagle jest okey? Say whaaaaaaaaat? Co prawda najwyraźniej według twórców nie będziemy się za to smażyć przez wieki w piekle, ale zniszczymy wszystko. Brawo, my! Ludzkość nigdy nie zawodzi i stąd też mamy w serialu cudowną kwestię mówiącą, że skoro Bóg nie odpowiada, a Nadzorca o wyglądzie Szatana tak, to chyba wiadomo komu należy zaufać. Seriously, people?! Seriously?! [/SPOILER]

Ogólnie serial jest dobry. Podobał mi się i ludzie z Syfy nieźle się spisali przy adaptacji  powieści Arthura Charles Clarka. Chociaż niektóre elementy były słabe, jak postać Ricky'ego Stormgrena... chociaż właściwie każdy bohater poza Nadzorcą wypadł słabo i nijak, ale historia obroniła się sama. Samo to powinno mówić wiele o tej produkcji. Jeśli o mnie chodzi daje Wam zielone światło do oglądania, tylko pamiętajcie wrócić tu później, bo chętnie pogadam o Nadzorcach.

Postapokaliptyczny Ps. Gdybyście mogli ocalić jedno dzieło naszej cywilizacji (np. film, serial, książkę, piosenkę, obraz, whatever) to co byście wybrali? I dlaczego akurat to?

Prześlij komentarz

0 Komentarze