Looking For Anything Specific?

Header Ads

Legacies. Wampiry: Dziedzictwo, czyli o spin-offie spin-offu

Recenzja serialu  Legacies. Wampiry: Dziedzictwo

Gdyby ktoś mnie zapytał kilka miesięcy temu, czy zamierzam oglądać "Legacies" (w Polsce znanym pod kulawym tytułem "Wampiry: Dziedzictwo"), powiedziałabym Oh Hell No! Powodów, przez które nie chciałam tego oglądać, było mnóstwo, poczynając od tego, że jestem niesamowicie sfochowana na Julie Plec przez zakończenie "The Originals", zakończywszy na tym, że Hope była we wcześniej wymienionym serialu przedstawiona jako totalna idiotka, która swoim zachowaniem przebijała nawet Sabrinę i naprawdę jej nie znosiłam. Dlaczego więc miałabym oglądać serial z nią w roli głównej? Aż taką masochistką nie jestem. Znaczy...wiecie... najwyraźniej jestem, skoro masochizm i ciekawość namówiły mnie do sprawdzenia pierwszego odcinka i powiem tyle: Dzięki Ci mój masochizmie! Zacznijmy jednak od początku.


[Dziwnie się czuję opisując spin-off. Jakbym co chwilę zdradzała spoilery z poprzednich produkcji, więc wrazie czego ostrzegam, że ta treść jest momentami niebezpieczna]

Serial rozgrywa się w szkole im.Stefana Salvatore, w której pod okiem dyrektora i założyciela Alaricka Saltzmana nadprzyrodzone dzieciaki (od czarownic przez wilkołaki po wampiry) uczą się kontrolować swoje moce i żyć w zgodzie. Wśród nich wybija się Hope Mikaelson (Danielle Rose Russell), która jako jako Trybryda, w której żyłach płynie krew wampira, wilkołaka i czarownicy robi za totalnego bad assa i odludka. I jak to już w filmach bywa, dziewczyna poznaje chłopaka. Właściwie dwóch, ale skupmy się na Landonie (Aria Shahghasemi), który jako sierota, którego przybrany brat z dnia na dzień zostaje wilkołakiem i trafia do szkoły magii i wilkołactwa, chce iść razem z nim. Ładna dziewczyna, która mu się podoba i również tam przebywa oczywiście nie ma z tym nic wspólnego. Problem polega na tym, że Landon jest śmiertelnikiem i nikt nie chce go przyjąć. Poza tym wcale nie robi najlepszego pierwszego wrażenia, skoro na dzień dobry kradnie magiczny artefakt, który ściąga do szkoły morze potworów, przez które moje geekowskie serce bije mocniej.


Porozmawiajmy o potworach

Thanos ala Dżinn
Chociaż mam trochę dość niebieskich postaci, które pstrykając palcami, spełniają życzenia (ekhm...Thanos!), to najwyraźniej wiele z nich pojawia się w naprawdę dobrych produkcjach!


Jestem zachwycona intertekstualnością tego serialu. Można się w nim doszukać wspaniałych rzeczy, gdy jest się uzależnionym od popkultury i folkloru. Pomijając oczywiste nawiązania do "Pamiętników Wampirów" i "The Originals" (wybaczcie, ale "Pierwotni" nie przejdą mi przez klawiaturę), dostajemy liczne nawiązania do "Harry'ego Pottera", które totalnie mnie kupiły, bo oglądanie zawodów Quidditcha w szkole, która przypomina paranormalny Hogwart, jest absolutnie urocze. A potwory, które przybywają z Malivor najzwyczajniej w świecie robią mi dzień. Już w pierwszych odcinkach mamy smoka. SMOKA zmieniającego się w człowieka! Na Marvela! To było świetne! A przecież to dopiero początek. Dostaliśmy m.in. nimfę drzewną, nekromantę, dżina i jednorożca! Jednorożca! Słowo daję, przy każdym odcinku i pojawieniu się nowego potwora piszczałam z radości! Taki paranormalno-mityczno-legendowy kocioł był strzałem w dziesiątkę, bo naprawdę sądziłam, że trzeci wampirzy tytuł stworzony przez Plec, nie będzie miał nic ciekawego do przekazania. Byłam w takim błędzie, że aż mi wstyd. "Legacies" udowodniło, że ma świetny pomysł na siebie i teraz wróżę mu wiele sezonów... albo przynajmniej tego sobie życzę.

"Legacies" jako spin-off

Pamiętacie "Pamiętniki Wampirów"? To ta wampirza teen drama, która doczekała się nieco bardziej dojrzałego spin-offu, czyli "The Originals", gdzie poznaliśmy Hope. Po tragicznym zakończeniu tej produkcji, Julie Plec zaserwowała nam spin-off spin-offu, czyli "Legacies". Muszę przyznać, że mam wrażenie, że wróciliśmy do korzeni i całość bardziej przypomina "Pamiętniki Wampirów", niż "The Originals", a przynajmniej wyciągnięto to, co było najlepszego w oryginalnej produkcji i zmieniono na lepsze. Może to trochę przez to, że z Nowego Orleanu wróciliśmy do Mistic Falls, które stało się kolebką nadnaturalnych stworów wszelkiej maści. Może trochę przez to, że znów mamy nastoletnie dramaty miłosne, które toczą się na tle walki z potworami. A może przez to, że śmiertelnik został wciągnięty do nadnaturalnego świata przez pierwszą miłość. Podoba mi się to, że rola, którą niegdyś odgrywała Elena, teraz przypadła mężczyźnie. To on jest bezbronny i dziewczyna musi go wyciągać z każdej opresji, aż do momentu, gdy okazuje się, że wcale tak bezbronny nie jest. Niemniej dzięki niemu możemy zobaczyć Hope w nowym świetle i to jest dobre. Zresztą Hope też w pewnym stopniu przypomina mi Elenkę, która jak sądzę, utknie w miłośnym trójkącie z dwoma braćmi. Innymi słowy, twórcy bardzo dobrze zagrali schematami, zmieniając je i każąc nam się ich doszukiwać. Brawo!

Teraz najważniejsze pytanie: Czy można obejrzeć "Legacies" bez znajomości "The Originals" i "Pamiętników Wampirów"? Szczerze mówiąc, nie wiem. Pewnie tak, bo kto Wam zabroni? Ten serial jako samodzielna produkcja dalej powinien być świetną rozrywką, jeśli się w nim połapiecie. Niemniej osobiście odradzałabym. Jest w nim zbyt wiele nawiązań do historii rodziny Mikaelsonów, Covenu Gemini/Sabatu Bliźniąt, braci Salvatore, czy skomplikowanej relacji rodzinnej Lizzie i Josie Saltzman. Bez wiedzy o nich ciężko będzie się Wam odnaleźć. Sama ledwo pamiętam zakończenie "Pamiętników Wampirów", przez co momentami nie miałam pojęcia, do czego nawiązują bohaterowie. Poza tym umówmy się, skoro oba wcześniejsze seriale doczekały się spin-offu, to znaczy, że wiele osób było nimi zachwyconych, więc chyba warto je sprawdzić?

Warto ich poznać! Wierzcie mi, jestem blogerem od popkultury!

"Legacies" jako niezależna produkcja

Jak pisałam powyżej, ten tytuł wciąż w większości będzie się dobrze oglądało bez znajomości poprzedników, nawet jeśli w niektórych momentach będziecie się czuć zagubieni. Zwyczajnie jest bardzo dobrym serialem. Naprawdę dobrym. Spodziewałam się gniota i odgrzewanego kotleta, a dostałam zabawę schematem i powiew świeżości w uniwersum, które zdawało się całkiem wyeksplorowane. Jest zabawny, momentami uroczy, ciekawy i zawiera tyle popkulturowego dobra, ile tylko udało się twórcom zmieścić przy prowadzeniu nienależnej historii. Po pierwszym odcinku całowicie przepadłam. Klimat i pomysł strasznie mi się podobały i z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych odcinków - ale Wam zazdroszczę, że pełen sezon czeka, aż go obejrzycie za jednym zamachem! Sama mam nadzieję, że szybko dostanę kolejny sezon i nie popełni on błedów swoich poprzedników i podąży nową ścieżką.

Wbijajcie na fanpage, bo to tam decydujecie o tym, jakie tytuły pojawią się na blogu, a przy okazji jest więcej opinii o serialach!

Ps. A wiecie, że Stefana i Damona Salvatore, a raczej Paula Wesley'a i Iana Somerhaldera (i Gosiarellę też i dodatkowo na Serialconie w Krakowie!) będziecie mogli spotkać w czerwcu na Warszawskim Comic Conie? Tak tylko daję znać!

Prześlij komentarz

0 Komentarze