Looking For Anything Specific?

Header Ads

Dawno temu w Chinach, czyli True Story o legendarnej Mulan

Prawdziwa historia Mulan

Nadeszła pora na True Story o „Mulan”, czyli kolejną bajkę od Disneya, której oryginalne źródła są tak stare, że mózg się marszczy. Aż się dziwię, że się podjęłam pisania tego True Story. Tym bardziej że im lepsza bajka, tym mniej szokująca jest prawdziwa historia kryjąca się za nią. A „Mulan” udała się Disneyowi. Skoro jednak taki z Gosiarelli zawodowy niszczyciel bajek to grzechem byłoby nie spróbować.

Przy tworzeniu "Mulan" Disney oparł się na starej chińskiej 'balladzie o Mulan', która została spisana w VI wieku (Musical Records of Old and New /s 古今乐录, t 古今樂錄). Nie myślcie jednak, że wytwórnia zainteresowała się legendą, która cieszyła się popularnością wyłącznie piętnaście wieków temu. „Ballada o Mulan” przewijała się przez karty chińskiej historii wielokrotnie. Pierwszy zapis nie przetrwał do naszych czasów, jednak oryginalny tekst został zamieszczony przez Guo Maoqian w antologii tekstów, pieśni i wierszy zwanej „Music Bureau Collection” (s 乐府诗, t 樂府詩) z przełomu XI i XII wieku, a następnie w XVII wieku, Mulan stała się bohaterką historycznego romansu „Sui Tang Yanyi” napisanego przez Chu Renhuo. Ponadto jej postać jest wyjątkowo popularna w Chinach, a i w USA, przed pojawieniem się bajki, często wykorzystywano jej historię. A skoro o tym mowa, czas na poznanie oryginału na tyle na ile to jest możliwe. „Ballada o Mulan” jest bardzo krótka, więc zasadniczo mam wąskie pole do popisu (#smuteczek), dlatego możecie się cieszyć z przeplatania oryginalnego tekstu z informacjami historycznymi.


Legenda o Mulan vs Disney

Prawdziwa historia Mulan

W przeciwieństwie do wersji disneyowskiej historia nie zaczyna się od pokazania, jak mało kobieca jest Mulan. Pewnie to właśnie dlatego twórcy amerykańskiej bajki nie mieli pojęcia jak ją zacząć. Wśród pomysłów znajdował się między innymi proroczy sen cesarza o nadciągającym niebezpieczeństwie, a także wykorzystanie motywu tradycyjnego chińskiego teatru cieni. W oryginale od razu dowiadujemy się o powołaniu do wojska męskiego przedstawiciela każdej rodziny. Hua Mulan nie jest jedynaczką, ale jej młodszy brat jest zbyt młody, zaś ojciec zbyt stary i słaby. Dziewczyna, podobnie jak w bajce, martwi się tym tak bardzo, że postanawia zająć miejsce ojca. Nie było to aż tak szalone, jak mogłoby się wydawać, ponieważ Hua Mulan najprawdopodobniej mieszkała na terenach, które słynęły z uprawiania sztuk walki, dzięki czemu potrafiła całkiem nieźle strzelać z łuku, jeździć konno i wiedziała do czego służy miecz. Byłby problem, gdyby zamiast Kung Fu, czy walki mieczem zajmowali się tam uprawą ryżu. 

W każdym razie nasza dzielna Chinka postanowiła przebrać się za mężczyznę i ruszyć do boju! Przez dwanaście lat szło jej wręcz idealnie! Nie dość, że nikt nie połapał się, że jest kobietą (nie pytajcie mnie jakim cudem) to w dodatku dostąpiła wielu zaszczytów (pewnie jednym z powodów był brak karykaturalnych towarzyszy w postaci świerszcza przynoszącego pecha, czy smoka-ciamajdy. Przykro mi łamać wasze serduszka, ale one były jedynie wytworem amerykańskiej wytwórni). Gdy wojna dobiega końca, a armia powraca by zostać nagrodzona za swoje męstwo, Mulan gwiżdże na ordery i wysokie stanowiska, prosząc jedynie o szybkiego konia, który zabierze ją do domu. Rodzina wita ją mniej więcej tak, jak zostało to pokazane w animacji Disneya, ale zakończenie jest odrobinę inne, ponieważ zamiast przystojnego Li Shanga, odwiedzają ją ziomki z wojska, którzy dopiero wtedy odkrywają, że przez dwanaście lat (!!) mieli kobietę w obozie. The End.

Prawdziwa historia Mulan

Bardziej rozbudowanej, lecz nie do końca wiarygodnej fabuły z romansu „Sui Tang Yanyi” nie będę przedstawiać, bo chociaż jest bardzo dramatyczna i z pewnością zniszczyłaby Wasze dzieciństwo (zresztą co mi tam! Ojciec Mulan umiera nim ta wraca z wojny, jej matka wychodzi powtórnie za mąż, a na końcu Mulan popełnia samobójstwo - zdecydowanie na tej wersji Disney się nie wzorował) to traktuję ją jako beletrystykę, a wyjątkowo chciałabym opisać bohaterkę Disneya w kontekście historycznym i legendarnym. Zainteresowani pewnie później dotrą do jej źródeł, a tymczasem przeczytacie o kilku błędach, które popełnił Disney. 

Zacznijmy od Shan-Yu, który jest głównym złoczyńcą bajki. Disney mówi nam, że jest on przywódcą Hunów, jednak nie mogę się z tym zgodzić. Legenda Hua Mulan rozgrywa się w czasach panowania Północnej dynastii Wei. Nie musicie wiedzieć na jej temat nic więcej ponadto, że zawęża czas akcji do okresu między rokiem 386 a 535. Wojna z Xiongnu, czyli azjatyckim ludem koczowniczym wywodzącym się z Mongolii (a przynajmniej współcześnie tak nazywamy te tereny), to właśnie ta, na którą udała się nasza bohaterka, ale niewiele nam to daje, bo oni ciągle mieli ze sobą na pieńku. W każdym razie Xiangnu nie byli Hunami. Istnieje hipoteza, że Hunowie mogli się od nich wywodzić, ale wydaje się zbyt naciągana, by ją tu przytaczać. Ograniczmy się do prostego stwierdzenia, że daruję ten błąd Disneyowi tylko dlatego, że termin „Hun” często w przeszłości pełnił rolę generalnego określenia ludów barbarzyńskich. Niewybaczalne jest za to wprowadzenie do bajki sztucznych ogni, które w gruncie rzeczy odegrały znaczącą rolę w zwycięstwie Chin. Dyshonor dla Świerszcza! Dyshonor dla Krowy! Dyshonor dla historii! Nie wiem, czy pamiętacie z lekcji historii, że proch został wynaleziony w IX wieku, a wykorzystany do celów militarnych dopiero około XIII wieku, więc z tym całym strzelaniem ze smoczych rakiet Disney pomylił się o kilka wieków. Niby nic wielkiego, ale to trochę tak, jakby w „Pocahontas” Indianie biegali z bazukami i mieczami świetlnymi.

Gosiarella o Mulan

Oryginał ma zawsze pierwszeństwo, więc to od niego zacznę. Może legenda nie jest zbyt szczegółowa, ale przynajmniej jest jedną z najwcześniejszych chińskich historii dotyczących równouprawnienia. Dodatkowo zawsze daję plusa za waleczne heroiny, a bądźmy szczerzy, tych legendarnych wcale nie ma tak wiele. Głównie dlatego, że nie są tak promowane w popkulturze, jak na przykład czekające na ratunek księżniczki. Z tego powodu aż ciężko uwierzyć, że Disney podjął jej temat, a przy tym tego nie spartolił. A skoro już o tym mowa to bajka nie różni się tak bardzo od oryginału, jak podejrzewałam. Zastanawia mnie tylko dlaczego w disneyowskiej wersji, Mulan zakochała się w Li Shangu. Przecież on ciągle ją leje i daje odczuć, że jest gorsza od reszty. No tak, jak na animowanego gościa jest całkiem nieźle przypakowany i waleczny, ale… Może jestem niemądra, ale nie potrafiłabym zakochać się w facecie, który podbił mi oko. Fakt, że Shang myślał wówczas, że bije Pinga, czyli mężczyznę, którego musi szkolić, a nie dziewczynę, więc nie można zniego zrobić rasowego damskiego boksera. Rozumiem, że jej sytuacja była specyficzna i to była część treningu, jednak jako zasadniczo zdrowa psychicznie osoba mogłabym się tylko przemóc na tyle by darzyć go szacunkiem (bo z Li Shanga niezły wojownik), sympatią (kolega z wojska i te sprawy), ostatecznie lojalnością (wspólna walka, ratowanie sobie skóry itp.), a nie miłością. Ogólnie Disney promuje dziwne związki: Bella z porywaczem, Jasmina z oszustem i złodziejem, Śnieżka z pierwszym lepszym spotkanym w lesie facetem, Pocahontas z zabójcą Indian. Tiaa...

A niektórzy widzą to tak.

Z drugiej strony powinniśmy się także zastanowić, dlaczego Li Shang zainteresował się Pingiem Mulan. Chociaż nie. Sprawę orientacji seksualnej Shanga i transwestytyzmu Mulan lepiej nie poruszać. Za to chętnie wyznam (UWAGA! Panie, Panowie i Dzieciaczki to w końcu się stało!), że Shan-Yu jest chyba pierwszym disneyowym złoczyńcą, którego nie zamierzam bronić. Wiem, że musicie teraz zbierać szczękę z podłogi, zwłaszczazwłaszcza że stworzyłam na blogu mini serię o Czarnych Charakterach, w którym wszystkich baśniowych złoczyńców bronię jak dobrze opłacany prawnik. Niemniej Shan-Yu jest jakiś taki mało sympatyczny. Kto to widział tak od razu ruszać do walki z całą armią, zamiast knuć i wcielać w życie bardzo skomplikowane plany przejęcia władzy jak na porządnego złoczyńcę przystało. Nieładnie! Do tego jest równie dziki jak jego ptasi pomocnik, który notabene także nie jest najsympatyczniejszym pomagierem. Kradnie małym dziewczynkom creepy laleczki! To godne pożałowania! Nie dość, że mała Chinka pewnie była biedna, głodna i niebawem miała umrzeć (wraz z całą rodziną i mieszkańcami wioski) z ręki Shan-Yu, to w dodatku jego ptak ukradł jej najprawdopodobniej jedyną zabawkę. Wstydź się sokole! Wstydź się Shan-Yu! I idź do manikiurzystki, bo ci się pazury zaniedbały!

Podobało się?

Ps. Mam nadzieję, że prezent mikołajowy się Wam podobał!

Prześlij komentarz

0 Komentarze