Looking For Anything Specific?

Header Ads

Opowiem Ci piękną bajkę, czyli o It’s Okay to Not Be Okay


Często potrzebuję trzech odcinków, by mieć pewność, że drama czy serial mi się podoba. W przypadku "It's Okay to Not Be Okay" już po pierwszej scenie wiedziałam, że to jest to. Wystarczył prosty wstęp w uroczo upiornym klimacie typowym dla Tima Burtona, żebym nie mogła oderwać od niej oczu. Przepadłam i lojalnie już teraz Wam zdradzę, że i Wy stracicie dla niej głowę, bo ta produkcja najpewniej jest i będzie najlepszą tegoroczną k-dramą.

Go Moon Young (Seo Ye Ji) jest autorką bajek - nie tych ładnych, kolorowych z księżniczkami, które u boku księcia znajdują swój happy end, ale tych ponurych i mądrych, w których to wiedźmy są piękne i potężne. W sumie ona sama trochę taką wiedźmę przypomina - jej brak empatii jest zachwycający (tak, wiem, że normalni ludzie nie opisaliby tego w ten sposób, ale raczej już dawno zrozumieliście, że tutaj próżno ich szukać), a sposób myślenia porażający i w zasadzie bardzo prosty, bo oparty na instynkcie i mocno zero jedynkowy: Albo czegoś chce, albo nie chce. Zdecydowanie chce Moon Kang Tae (Kim So Hyun), który pracuje jako pielęgniarz na oddziale psychiatrycznym, z tym że Moon Kang Tae skupia całe swoje życie na opiece nad swoim autystycznym bratem Moon Sang Tae.

"It's Okay to Not Be Okay" łączy w sobie wiele cech udanej produkcji i wręcz ciężko wytknąć jej wady, jednak do trzech głównych zalet tej dramy należą bohaterowie, klimat oraz przesłanie. Go Moon Young jest postacią elektryzującą. Całkowicie odchodzi od stereotypów i zachowań przeciętnych bohaterek - nie tylko k-dram, lecz utartego całokształtu. Uchodzi za arogancką i egoistyczną kobietę, u której inni doszukują się antyspołecznego zaburzenia osobowości. Nie zgadzam się. Może rzeczywiście jest dość ekscentryczna i niekurtuazyjna, ale wciąż zachowuje się tak, jak chciałby zachowywać się każdy z nas - gwizdać na oczekiwania innych i odrzucać społeczną etykietę. Tak przyciągająca uwagę postać mogłaby być jedyną gwiazdą na scenie i to w zupełności wystarczyłoby, żebyśmy nie mogli się oderwać od oglądania, ale twórcy wysilili się bardziej i każdy z bohaterów jest mniejszym lub większym diamentem.




Weźmy dla przykładu Moon Kang Tae, czyli naszego głównego pana, który w zasadzie niczym nie ustępuje głównej bohaterce, z tym że potrzebuje więcej czasu na rozruch. Z początku jest takim zamkniętym w sobie uroczym, smutnym szczeniaczkiem, którego przez całą deszczową noc trzyma się na zewnątrz, a później otwiera się i przeobraża w człowieka, który dogania Moon Young i nie ustępuje jej kroku. Jego brat zresztą również, ale może nie tyle o zmianę jego osobowości, ile nasz odbiór jego postaci, bo przyznam szczerze: początkowo działał mi na nerwy, a od drugiej połowy stał się jednym z moich ulubieńców. Nawet pacjenci szpitala psychiatrycznego, w którym toczy się przynajmniej połowa akcji, są odpowiednio zróżnicowani i dobrze wykreowani. Mają swoje własne problemy i historie. Z kolei pani mama kucharka i dyrektor szpitala to dorośli, których potrzebujemy więcej - zarówno w popkulturze, jak i naszej rzeczywistości.

Skoro przy postaciach jesteśmy, warto wspomnieć o jednym dość istotnym wątku, czyli tajemnicy kryjącej się za murami Przeklętego Zamku, w którym niegdyś mieszkała rodzina Go Moon Young. Zła matka wiedźma i ojciec żywe zwłoki byli obiecującym materiałem na creepy historię, która ostatecznie okazała się niezbyt zaskakująca i niestety dość typowa dla k-dram. Na szczęście twórcy wykazali się trzeźwością umysłu i nie dość, że zepchnęli ten wątek na dalszy plan, to dodatkowo postarali się wybrać mniej oklepany sposób radzenia sobie z konsekwencjami. Szanuję, lecz wciąż znacznie bardziej doceniam pozostałe wątki, jak choćby problemy pacjentów i metody, które wybrano, by pomóc im wyjść z traumy. Jeśli miałabym wskazać swój ulubiony, to bezwątpienia byłby to wątek z synem burmistrza! Niemniej każdy jest dość sprytnie rozwiązany i ma swój własny morał, ale nie powinno to dziwić, bo "It’s Okay to Not Be Okay" tworzą opowieści w opowieści.



Wspominałam, że wystarczyła pierwsza scena, żeby ta drama w całości mnie kupiła, więc wypadałoby wyjaśnić, dlaczego tak się stało. "It’s Okay to Not Be Okay" rozpoczyna bajka o dziewczynce, za którą podążał cień. Być może, żeby mnie kupić, wystarczyłaby sama atmosfera tak mocno kojarząca się z filmami animowanymi w reżyserii Tima Burtona, jednak to ostatnie zdanie opowieści i gładkie przejście do wersji aktorskiej zdobyło moje serce. Wiedziałam już dokładnie, o jaki klimat twórcy zamierzają zahaczać - dokładnie ten, który nie wyszedł w "Black Knight" i świetnie sprawdził się w "Hotelu del Luna". Jednak poza uroczo creepy atmosferą, w każdym odcinku pojawia się bajka. Czasami powszechnie znani, a czasami te pisane przez główną bohaterkę i powiem tak: jeśli twórcy postanowią je wydać i pojawią się w Polsce, to kupuję cały komplet. Nie tylko przez wspaniałe ilustracje, ale przez ich morał. Jestem pod wrażeniem, jak uniwersalne są pod względem czytelników, bo trafią zarówno do dzieci, jak i dorosłych, a przy tym korespondują z treścią odcinka, w którym się pojawiają.


Nikogo nie zaskoczę, pisząc, że "It’s Okay to Not Be Okay" szalenie mi się podobała i o włos pobiła "365: Repeat the Year" w walce o tytuł najlepszej tegorocznej dramy (nie twierdzę jednak, że kolejne półrocze nas nie zaskoczy). Jest naprawdę dobrze zrealizowana, a przy tym inteligentna, odrobinę smutna, odrobinę zabawna i niesamowicie uzależniająca. Zdecydowanie polecam!


Kliknijcie poniżej, by przejrzeć wszystkie dotychczas opublikowane teksty o dramach:
i...
...wpadnijcie na Facebooka, gdzie każdy wtorek jest Azjatyckim Wtorkiem!

Ps. Jeśli są tu człowieki, które obejrzały "It's Okay to Not Be Okay", to dajcie znać, która z bajek najbardziej Wam się podobała!

Prześlij komentarz

0 Komentarze