Looking For Anything Specific?

Header Ads

Gotham - Miasto Złoczyńców


Nigdy nie przepadałam za Batmanem. Zawsze uwielbiałam Jokera. Te dwie rzeczy doprowadziły do tego, że nie oglądam niczego z Batmanem, jeśli nie było tak akurat Jokera. W „Gotham” nie ma Jokera, ale Batmana też nie, więc można powiedzieć, że szala się wyrównała. Podejrzewam, że możecie być właśnie odrobinę zdziwieni, więc może lepiej wyjaśnię.

Przyjmuje się, że głównym bohaterem serialu jest młodsza wersja Jamesa Gordona, który nie jest jeszcze komisarzem, lecz początkującym detektywem w wydziale zabójstw. Osobiście mam inne zdanie i główną 'postacią' „Gotham” jest samo miasto, które najwyraźniej od zawsze było toczone przestępczą zarazą, korupcją i znieczulicą. Oczywiście wszystko zaczyna się od śmierci rodziców Bruce'a Wayne'a, jednak tym razem nie zostaliśmy momentalnie przeniesieni o kilka lat w przyszłość, by oglądać dorosłą sierotę, która w stroju nietoperza kopie tyłki bandziorów.  I dobrze się stało, bo w końcu dostaliśmy znaną nam wszystkim historię opowiedzianą w inny sposób, z innymi bohaterami pierwszoplanowymi, a w dodatku poznawanie ich losów krok po kroku jest dużą zaletą.


Najprawdopodobniej wiecie już (bo w czasie Eksperymentu DC wielokrotnie o tym wspominałam), że uwielbiam złoczyńców od DC Comics. Zwłaszcza tych od Batmana, jednak nie liczyłam, że wielu z nich pojawi się w „Gotham”, bo zwyczajnie byliby zbyt młodzi, by terroryzować miasto. Na całe szczęście zostało mi to w pewien sposób wynagrodzone, ale po kolei. Głównym złolem jest Pingwin. Nigdy nie byłam jego fanką, bo zazwyczaj wydawał mi się średnio interesujący i zwyczajnie niezbyt charyzmatyczny, aż tu nagle pojawił się Robin Lord Taylor, by podbić moje nikczemne serduszko. Naprawdę nie mogę przestać się zachwycać tym, co zrobiono w "Gotham" z Pingwinem. Jest szalony, genialny, szykowny, uroczy i przesiąknięty złem – jak takiego nie wielbić? Nie da się! Jak dla mnie to najlepsza postać w całym serialu, a o dziwo konkurencja jest spora. Choćby taka Barbara (Erin Richards), która w pierwszym sezonie zdobyła puchar dla najbardziej irytującego bohatera, by zmienić się w jedną z najbardziej intrygujących. Przejście ze skrajności w skrajność to nie lada wyczyn, dlatego warto pochwalić. Niestety z Człowiekiem Zagadką miałam już większy problem, bo choć uwielbiam jego początki to w momencie, gdy już oszalał nie specjalnie mnie do siebie przekonywał, choć scena, w której śpiewał z Pingwinem była absolutnie urocza. Liczę jednak, że to dopiero początek jego zbrodniczej kariery.

Pingwin przeszedł daleką drogę... a może stał się nudny dopiero na starość? Strasznie to mylące.
Skoro mowa o przeciętnych złoczyńcach to przez to, że w „Gotham” niemal wszyscy są źli, to łatwo o średniaki. Największymi porażkami wśród bossów jest moim zdaniem Fish, której wyjątkowo nie kupuję. Niemniej największym przerażeniem napawał mnie pseudo Joker – głównie dlatego, że bałam się, że twórcy serialu naprawdę będą chcieli, by ten mały cyrkowy socjopata był młodszą wersją największej legendy. Wiem, wiem, większość widzów go uwielbia, ale dla mnie jest tylko małym socjopatą lubiącym się śmiać, a prawdziwy Joker powinien być szalony, naprawdę niestabilny psychicznie, ale przy tym genialny, wyprzedzający wszystkich o krok, czy trzy, czyli dokładnie taki, jak Heath Ledger w "Mrocznym Rycerzu" - to było prawdziwe mistrzostwo! Przy nim ten mały, pokręcony rudzielec jest tylko małym pędrakiem z parciem na szkło.


TO jest Joker, a ten w "Gotham" nawet koło niego nie stał!
Jedną z największych zalet serialu jest niezwykły rozwój każdej postaci. W drugim sezonie nikt już nie jest dokładnie tym samym bohaterem, którym był na początku. U niektórych przemiana jest stopniowa, a u innych drastyczna, jednak zawsze jest ona wynikiem ich doświadczeń i traum. Muszę przyznać, że twórcy mieli genialny pomysł na przedstawienie na nowo tak kultowych postaci i naprawdę nieźle to przemyśleli. Jestem zdumiona, że uniwersum, którego nigdy fanką nie byłam, teraz mnie intryguje. Uwielbiam odkrywać nowych (a raczej starych, dobrze znanych) bohaterów, którzy w przyszłości wyrosną na super złoczyńców i będą siać postrach w Gotham, gdy dorosną. Przyznaję, że niektórzy z nich są łatwi do przewidzenia, jak mała Ivy, która jest idealnie wykreowana i brakuje jej tylko napisu na T-shircie „Gdy dorosnę będą mnie nazywać Trującym Bluszczem”. Młoda Selena również jest genialna, choć mam wrażenie, że czasami jej wizerunek jest odrobinę niespójny. Za to młoda wersja Stracha na Wróble nie jest już tak oczywista i to jest fajne. 

Największym zaskoczeniem jest jednak dla mnie sam Bruce. Wiem, że srogo mi się oberwie za te słowa, ale do dziecięcej, czy też nastoletniej wersji Batmana znacznie bardziej pasuje mi ta cała jego maniera i postawa moralna. Wybaczcie, ale zwyczajnie nie kupuję tego, że dorosły mężczyzna, który wychował się w gniewie, żalu i tak zepsutym mieście może mieć skrupuły, a przynajmniej nie w takich przypadkach, gdy jakiś cudowny złoczyńca zabija jego dziewczynę. Bądźmy szczerzy, to byłoby morderstwo w afekcie i większość z nas nie potrafiłaby nad sobą zapanować, a raczej nie mamy takich problemów z agresją, jak Batman… ale odeszłam od tematu.


Największy plus "Gotham"
Nie wiem co się stało. Czy cały Eksperyment DC coś mi poprzestawiał w mózgu, czy może parada przecudownych złoczyńców tak na mnie działa, ale naprawdę jestem zachwycona „Gotham”. Nie przeszkadza mi, że jest mrocznie, że jest niesprawiedliwie, ani nawet, że z jakiegoś nie do końca zrozumiałego powodu wszyscy tam mają obsesję na punkcie wydłubywania oczu, chociaż to naprawdę obrzydliwe. Muszę przyznać, że ze wszystkich dotychczas obejrzanych przeze mnie seriali nakręconych na podstawie komiksów od DC (akurat w tym przypadku nie liczyłabym na crossovery) ten jest najlepszy i nie mam najmniejszego zamiaru go porzucać. Co ciekawe to właśnie przed „Gotham” najbardziej się wzbraniałam, bo pierwsze odcinki mnie nudziły i czułam się, jakbym oglądała je za kare. A tu proszę! Taka niespodzianka! Chociaż… z drugiej strony może jest to po części wina tego, że w końcu nikt specjalnie się nie przejmuje zabijaniem kogo popadnie, a wyrzuty sumienia to pojęcie abstrakcyjne.  Taka miła odmiana!  

Ps. A tak całkiem poważnie to mam pytanie: Dlaczego nikt nie zbombardował tego miasta? W jednym odcinku była taka cudowna scena, w której widać z oddali brudne, mroczne Gotham, a poza jego granicami rozciągał się piękny świat z niebieskim niebem. Czemu ktokolwiek chce tam jeszcze mieszkać? Masochiści, czy jak?!
Ps2. Jakiego złoczyńcę chcielibyście zobaczyć w małoletniej wersji?

Prześlij komentarz

0 Komentarze