Looking For Anything Specific?

Header Ads

Tak bardzo nie nadaję się na główną bohaterkę!

Niestety to nie ja.
Każdy z nas jest głównym bohaterem swojego życia. Rodzina i znajomi są dla nas postaciami drugoplanowymi, a pozostali tłem. Zawsze znajdzie się jakiś czarny charakter pchający akcję do przodu. Tak, zdecydowanie jesteśmy bohaterami własnych opowieści, ale właściwie w jakim one są gatunku? Z racji tego, że lubię rozważać absurdalne tematy, to i tym razem wysiliłam swoje szare komórki. Okazało się, że dopasować się nie potrafię, bo najzwyczajniej w świecie nie nadaję się na główną bohaterkę w jakimkolwiek gatunku. Sami spójrzcie, jaki ze mnie beznadziejny przypadek!



Nie nadaję się na Księżniczkę Disneya. Pominę oczywisty fakt, że nie jestem postacią animowaną, co wyklucza mnie już na starcie (#Dyskryminacja!). Pewnie sądzicie, że teraz napiszę, że nie jestem bierną, naiwną niewiastą czekającą, aż królewicz mnie uratuję, ale Was rozczaruję. Problem leży w tym, że strasznie fałszuję. Poważnie, współczuję każdej osobie, która znalazła się w zasięgu mojego wycia. Przez moje fatalne zdolności wokalne nie potrafię zwabić żadnych ptaszków, czy innych zwierzaczków, by przyszły mi wtórować, a przy okazji posprzątać w domu. Przyznaję, że jestem tym bardzo rozczarowana! Także skoro nie mogę śpiewać, to nie mogę zostać Księżniczką Disneya, ani główną bohaterką musicalu! Takie combo! W sumie mój brak umiejętności tańca przy pseudo spontanicznej choreografii też nie wróżyłby mi świetlanej przyszłości w obu gatunkach.


A ja pewnie wpadłabym na drzewo...

Skoro nie bajka, to może horror? Niestety jako główna bohaterka horroru także byłabym beznadziejna. Po pierwsze ucieczka po schodach przed psychopatami nie wydaje mi się najlepszym pomysłem, bo zdaję sobie sprawę, że uwięzienie w jednym miejscu z szaleńcem z nożem mogłoby mi zaszkodzić. Dlatego wybrałabym przebieżkę do sąsiadów, by mogli mi pomóc lub ostatecznie łaskawie zastąpić mnie w roli ofiary. Po drugie to ja zazwyczaj jestem tym szaleńcem z nożem (wystarczy spojrzeć na zdjęcie w prawy górnym rogu bloga i wszystko staje się jasne), więc... tiaaa... wszystkie slashery odpadają, chyba że zamiast final girl robiłabym za zabójcę w masce. I znów pojawia się problem, bo nie chciałabym narobić bałaganu, skoro żadne ptaszki nie pomogą w sprzątaniu.
Pozostaje rola Zombie Huntera, tylko jak na złość zombie apokalipsa jakoś nie wybucha. I co mi pozostaje? Horror paranormalny? Mieszkam w mieście, więc na wilkołaka nie trafię. Żyję nocą, a wampira nie spotkałam. Co prawda mój dom jest odrobinę nawiedzony, ale nie jestem pewna, czy mogę winić za to ducha. Pominę milczeniem, że strach wywołują u mnie tylko bardzo trywialne rzeczy, które normalni ludzie uważają za nieodłączną część życia.

Co prawda mam jeszcze nikłą nadzieję na obsadzenie w głównej roli w sf lub fantasy, ale bądźmy szczerzy - nikłe są szansę na nagły atak kosmitów na Polskę (oni zawsze ustawiają swój GPS na USA). Elon Musk nie zwerbował mnie do załogi programu Mars One. Supermoce, ani gen X jeszcze się nie objawił. Sowa z Hogwartu nigdy nie przyleciała i wszystkie obietnice złożone przez popkulturę szlag trafił. To by było na tyle w kwestii moich ulubionych gatunków.

Tak się teraz czuję.
Główną postacią w dramacie nie jestem i mam szczerą nadzieję, że tak zostanie, bo tam akurat trafić nie chcę. To może drama? Pomijając, że nie jestem Azjatką, to bohaterki z k-dram za bardzo przypominają mi Księżniczki Disneya, czyli już wcześniej się zdyskwalifikowałam i niestety nie żywię jakichkolwiek nadziei, że nagle pojawi się przede mną przystojny Cheabolowy oppa, a jeśli się mylę to... bądźmy szczerzy i tak to spartolę, bo wiecznie cierpię na Second Lead Syndrome. Widzieliście kiedyś dramę, w której główna bohaterka zamiast wybrać bogatego drania, wybiera tego, który się o nią troszczy? No właśnie!

A gdyby tego było mało to w dodatku do głównej bohaterki romansu, czy też komedii romantycznej też mi daleko. Wychodzę z założenia, że romans powinien być romantyczny, a ja nie mam w sobie za grosz romantyczności. Ludzie! Ja mam w domu setki książek, więc spalę się momentalnie, jeśli jakaś zapalona świeczka wymknie się spod kontroli! Gdybym dostała bukiet kwiatów, to byłoby mi smutno. Kwiaty są takie ulotne, a za cenę bukietu róż miałabym kolejną książkę do biblioteczki! Za idealny film na walentynki uznaję "Deadpoola". W dodatku nie przepadam za skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi, więc jest przesadnie bezpośrednia - jak bez niedomówień zrobić komedię romantyczną?! No JAK?!

A skoro o niedomówieniach mowa, to czas na ostateczny cios - rozmawiam z ludźmi! Jeśli mam coś powiedzieć, to powiem. Naprawdę. Jestem na kogoś zła - mówię mu o co. Jestem zakochana - mówię. Jestem szczęśliwa - mówię. Mam problem - mówię. Jeśli czegoś chcę, to to biorę. A teraz uwaga: jeśli czegoś nie wiem lub nie jestem pewna, to pytam (albo googluję). Shame on me! Naprawdę jestem beznadziejnym przypadkiem, który nie lubi komplikować sobie życia problemami wynikającymi z braku komunikacji. Tym sposobem skreśliłam się z listy nie tylko większości głównych bohaterek, ale także jakichkolwiek. Chyba jedyną produkcją, jaką znam, w której mogłabym być główną postacią jest "Świat według Bundych", ale niestety emisja serialu zakończyła się wiele lat temu...

Tylko do nich pasuję, a ich już nie ma.

I tak rok po roku konsumuje tę całą popkulturę i ciągle robi mi się przykro. Nie dość, że nieustannie zawodzi moje oczekiwania (żadna sowa z listem nie przyleciała!), to jeszcze na każdym kroku uświadamia mnie, jak bardzo nie nadaję się na główną bohaterkę! I to na główną bohaterkę w jakimkolwiek gatunku. Ech... i tak człowiek musi w końcu zrozumieć, że życie to nie film, więc wszystkie gatunki się ze sobą łączą i ciężko się wpasować w schemat.


Ps. Może chociaż Wy pasujecie do jakiegoś gatunku? Dajcie znać jakiego, albo przynajmniej w jakim chcielibyście odegrać główną rolę!

Prześlij komentarz

0 Komentarze