Pierwszy raz obejrzałam "Kochanice króla" tuż po jego premierze w 2008 roku. Stwierdziłam, że film jest bardzo dobry (sprawdziłam ocenę, jaką dałam mu na Filmwebie: 8/10). Minęło 5 lat, w czasie których uzależniłam się od Tudorów, poznałam ich historię bardziej szczegółowo, przeczytałam książkę (Philippa Gregory - Kochanice króla) na motywach której powstał film i obejrzałam go ponownie. Po pierwsze okazało się, że kompletnie go nie pamiętam, a po drugie, że oceniam go zupełnie inaczej. Znajomość pierwowzoru potrafi dużo zmienić.
Reżyseria: Justin Chadwick
Gatunek: Dramat historyczny
Czas trwania: 1 godz. 55 min.
Ocena: Przeciętny
Ocena: Przeciętny
Królowa Katarzyna (Ana Torrent), żona Henryka VIII (Eric Bana) nie jest w stanie dać swemu mężowi następcy tronu. Książę Norfolk (David Morrissey) stara się zyskać na tej sytuacji, podsyłając królowi dziewczyny z rodu Howardów jako nałożnice. Wybór pada na Annę Boleyn (Natalie Portman), jednak wskutek pewnego wypadku, królewska uwaga zwraca się na jej zamężną siostrę Marię (Scarlett Johansson). Z rozkazu Henryka obie panny jadą na dwór. Maria szybko zostaje nałożnicą króla, Anna zaś stara się upolować sobie męża. Jej związek z wysoko urodzonym Panem daje początek wielkiej nienawiści między siostrami, która doprowadza do rywalizacji o względy króla.
„Kochanice króla” powstawały na motywach powieści Philippy Gregory o tym samym tytule. Szczerze powiedziawszy nie do końca to ogarniam. Dlaczego? Philippa Gregory pisząc swoją książkę sięgała po wiele źródeł by fabularyzowana historia była jak najbliższa faktom historycznym. Skoro twórcy filmu postawili na ekranizacje, a nie sam film historyczny, spodziewałam się wiernej adaptacji. Pomyliłam się. Film znacząco się różni (tak wiem, że film nigdy nie dorówna książce, ale dajcie spokój! To żadna wymówka) od swojego papierowego pierwowzoru. Annę i Marię spotykamy, gdy mieszkają na wsi, a nie na dworze. Anna i Maria na początku mają całkiem zdrowe relacje, a ich rodzice nie są pokazani, jak skończona rodzina szakali, a jedynie średnio patologiczny związek. Maria rodzi od razu syna i to jednego (What?!). Ogólnie większość rzeczy jest przeinaczona lub uproszczona, a wystarczyło wyciąć połowę nic nie wnoszących do fabuły fragmentów i dałoby się stworzyć całkiem dobry film. Film ma jednak pewną ogromną zaletę. Kostiumy i scenografia są nadzwyczajne i świetnie odwzorowują oryginały (przynajmniej one!). Widać, że zadbano o szczegóły.
Ogólnie film mnie nie zachwycił, wręcz gdy nie irytował swoimi błędami to nudził niepotrzebnymi scenami i gdyby nie piękne stroje i wnętrza nie znalazłabym w nim nic naprawdę dobrego. Jest przeciętny do granic możliwości, ale nie zły. Muszę jednak być szczera do końca. Gdy oglądałam go bez znajomości książki całkiem mi się podobał, dlatego ani go nie polecam ani nie odradzam. Podejrzewam jednak, że osoby znające oryginał nie będą się nim zachwycać, zaś Ci, którzy historii nie znają mogą zainteresować się tematem na tyle by go zgłębić.