
Ewolucja jest oczywista i nieunikniona. Lubię myśleć, że pewnego dnia ewoluujemy w coś fajniejszego od naszej obecnej formy. Będziemy szybsi, silniejsi, długowieczni i będziemy mieli odjazdowe supermoce. Tak, zdecydowanie ten kierunek rozwoju naszej rasy podoba mi się najbardziej. Zawsze, gdy o tym myślę (może nie jest to typowy temat do rozważań dla normalnych osób, ale czego się po mnie spodziewaliście?!) zastanawiam się, jak będzie wyglądał okres przejściowy, w którym super-ludzie będą dzielić świat z przedstawicielami ludzkiej wersji standard. Czy będzie jak w X-menach i nowsze modele będą musiały się chować, bo wszyscy uznają ich za mutantów? Czy może będzie odwrotnie?
Victoria Aveyard w swojej książce pt. "Czerwona królowa" opisała świat, w którym gatunek ludzki się rozwinął przed setkami lat. Nowy, doskonalszy, srebrny model jest pod wieloma względami taki, jakim go sobie wyobrażałam. Srebrni rozwinęli indywidualne zdolności, jedni potrafią czytać w myślach, inni są niezwykle silni, jeszcze inni panują nad konkretnym żywiołem itd. Są długowieczni, silni i nad wyraz zdystansowani. Srebrni zawdzięczają swoją nazwę swojej srebrnej krwi. Są rasą panów, którzy trzymają w garści wszystkich Czerwonych, czyli ludzi, którzy nieewaluowani. Śmiało można powiedzieć, że w świecie przedstawionym w książce jest rasa panów i niewolników. Nadludzie i podludzie. Może to właśnie jest powodem, dla którego we wszystkich fikcyjnych tworach traktujących o nowym etapie rozwoju człowieka, społeczeństwo tak bardzo boi się i stara się zniszczyć przedstawicieli nowego gatunku?
Wróćmy jednak do "Czerwonej królowej", której główną bohaterką jest Mare Molly Barrow należąca do Czerwonych. Dziewczyna żyje w nędzy, jak wszyscy jej podobni, niebawem zostanie wysłana na wojnę, tak jak wszyscy czerwoni, którzy ukończyli szesnasty rok życia. Jednak w pewnym momencie jej życie odmienia się, jak w bajce o Kopciuszku. Dziewczyna trafia do pałacu, pokazuje wszystkim jaka jest niezwykła i zaręcza się z księciem, czyż to nie cudowne? Chociaż ominęłam kilka znaczących faktów: do zamku trafia jako służąca. Jej niezwykłość ujawnia się w momencie, w którym powinna umrzeć. Zaręcza się z księciem, ale nie tym co trzeba, a w dodatku jej przyszli teściowie najprawdopodobniej i tak zabiją ją nim stanie na ślubnym kobiercu. Historia jak z bajki, prawda?
Podoba mi się taka pokręcona historia Kopciuszka, chociaż najprawdopodobniej takie bajkowe skojarzenia mam tylko ja, bo bajki przeżarły mi mózg. W każdym razie, gdy do historii dodajemy ruch oporu, spiski i trójkąt/kwadrat miłosny to książka nawet wciąga. Wkurza mnie jedynie, że facet, któremu naprawdę chciałam kibicować, został napisany tak, że ze stron można było niemal wyczuć jaki jest zły. To pokazuje, że nie był dobrze wykreowany bohaterem, a przez to zaczęłam kwestionować ich wszystkich. Wiecie co mi wyszło? Że każde zdarzenie opisane w "Czerwonej królowej" można przewidzieć rozdział lub dwa rozdziały wcześniej (Ba! Część 'nagłych zwrotów akcji' jest oczywista niemal od początku książki! Meh) , a naprawdę nie lubię, gdy książka okazuje przewidywalna i niczym nie potrafi mnie zaskoczyć. A naprawdę lubię być zaskakiwana. Lubię, gdy zwrot akcji sprawia, że mózg mi dymi i muszę przeczytać dany fragment trzy razy by upewnić się, że ogarniam co się dzieje. A tu nic. Czytam i myślę 'no tak, spodziewałam się tego. Tego też. Hmmm... i znowu miałam racje. Zdecydowanie jestem lepsza od Nostradamusa'. No c'mon!
Niemniej powyższe jest największą wadą, więc naprawdę nie jest źle. Co prawda książka początkowo mnie nie wciągnęła, ale później było lepiej. Poza tym same plusy: ciekawie wykreowany świat, interesujące sceny i fajnie czytać o ludziach obdarzonych supermocami, którzy nie ratują świata. Wręcz są ciemiężcami, ale nie do końca da się ich wszystkich wrzucić do worka z podpisem antagoniści.
Nie jestem pewna czy Wam polecać ten tytuł. Z jednej strony książka naprawdę jest dobra, ale z drugiej nie miałam przy niej efektu WoW. Do tego wiem, że nigdy więcej do niej nie wrócę, ale z pewnością przeczytam kontynuacje. Rozumiecie mój dylemat? Jest remis w kryteriach odpowiadających za ocenę końcową. Dlatego decyzję zostawię Wam.
Ps. Waszym zdaniem jak ewoluuje człowiek?

Victoria Aveyard w swojej książce pt. "Czerwona królowa" opisała świat, w którym gatunek ludzki się rozwinął przed setkami lat. Nowy, doskonalszy, srebrny model jest pod wieloma względami taki, jakim go sobie wyobrażałam. Srebrni rozwinęli indywidualne zdolności, jedni potrafią czytać w myślach, inni są niezwykle silni, jeszcze inni panują nad konkretnym żywiołem itd. Są długowieczni, silni i nad wyraz zdystansowani. Srebrni zawdzięczają swoją nazwę swojej srebrnej krwi. Są rasą panów, którzy trzymają w garści wszystkich Czerwonych, czyli ludzi, którzy nieewaluowani. Śmiało można powiedzieć, że w świecie przedstawionym w książce jest rasa panów i niewolników. Nadludzie i podludzie. Może to właśnie jest powodem, dla którego we wszystkich fikcyjnych tworach traktujących o nowym etapie rozwoju człowieka, społeczeństwo tak bardzo boi się i stara się zniszczyć przedstawicieli nowego gatunku?
Wróćmy jednak do "Czerwonej królowej", której główną bohaterką jest Mare Molly Barrow należąca do Czerwonych. Dziewczyna żyje w nędzy, jak wszyscy jej podobni, niebawem zostanie wysłana na wojnę, tak jak wszyscy czerwoni, którzy ukończyli szesnasty rok życia. Jednak w pewnym momencie jej życie odmienia się, jak w bajce o Kopciuszku. Dziewczyna trafia do pałacu, pokazuje wszystkim jaka jest niezwykła i zaręcza się z księciem, czyż to nie cudowne? Chociaż ominęłam kilka znaczących faktów: do zamku trafia jako służąca. Jej niezwykłość ujawnia się w momencie, w którym powinna umrzeć. Zaręcza się z księciem, ale nie tym co trzeba, a w dodatku jej przyszli teściowie najprawdopodobniej i tak zabiją ją nim stanie na ślubnym kobiercu. Historia jak z bajki, prawda?
Podoba mi się taka pokręcona historia Kopciuszka, chociaż najprawdopodobniej takie bajkowe skojarzenia mam tylko ja, bo bajki przeżarły mi mózg. W każdym razie, gdy do historii dodajemy ruch oporu, spiski i trójkąt/kwadrat miłosny to książka nawet wciąga. Wkurza mnie jedynie, że facet, któremu naprawdę chciałam kibicować, został napisany tak, że ze stron można było niemal wyczuć jaki jest zły. To pokazuje, że nie był dobrze wykreowany bohaterem, a przez to zaczęłam kwestionować ich wszystkich. Wiecie co mi wyszło? Że każde zdarzenie opisane w "Czerwonej królowej" można przewidzieć rozdział lub dwa rozdziały wcześniej (Ba! Część 'nagłych zwrotów akcji' jest oczywista niemal od początku książki! Meh) , a naprawdę nie lubię, gdy książka okazuje przewidywalna i niczym nie potrafi mnie zaskoczyć. A naprawdę lubię być zaskakiwana. Lubię, gdy zwrot akcji sprawia, że mózg mi dymi i muszę przeczytać dany fragment trzy razy by upewnić się, że ogarniam co się dzieje. A tu nic. Czytam i myślę 'no tak, spodziewałam się tego. Tego też. Hmmm... i znowu miałam racje. Zdecydowanie jestem lepsza od Nostradamusa'. No c'mon!
Niemniej powyższe jest największą wadą, więc naprawdę nie jest źle. Co prawda książka początkowo mnie nie wciągnęła, ale później było lepiej. Poza tym same plusy: ciekawie wykreowany świat, interesujące sceny i fajnie czytać o ludziach obdarzonych supermocami, którzy nie ratują świata. Wręcz są ciemiężcami, ale nie do końca da się ich wszystkich wrzucić do worka z podpisem antagoniści.
Nie jestem pewna czy Wam polecać ten tytuł. Z jednej strony książka naprawdę jest dobra, ale z drugiej nie miałam przy niej efektu WoW. Do tego wiem, że nigdy więcej do niej nie wrócę, ale z pewnością przeczytam kontynuacje. Rozumiecie mój dylemat? Jest remis w kryteriach odpowiadających za ocenę końcową. Dlatego decyzję zostawię Wam.
Ps. Waszym zdaniem jak ewoluuje człowiek?
