Looking For Anything Specific?

Header Ads

Jay Kristoff, Amie Kaufman - Gemina, czyli Folder Illuminae #2

Jay Kristoff, Amie Kaufman - Gemina Recenzja

Ile wiecie o The Illuminae Files? Czytaliście "Illuminae", słyszeliście o niej lub zaglądaliście do środka? Jeśli tak, to pewnie "Gemina" już jest w Waszych rękach. Jeśli nie, to nic straconego, bo możecie ją nadrobić, sprawdzić moją wideo-recenzję "Illuminae" lub zacząć od "Geminy", ponieważ w drugim folderze Illuminae kryje się opowieść ataku BeiTechu na nowych bohaterów, a ja z przyjemnością Wam o tym opowiem.

Tym razem Jay Kristoff (wiecie, to ten koleś, który napisał m.in. "Nibynoc") i Amie Kaufman (wiecie, to ta laska, która napisała m.in. "W ramionach gwiazd") przenoszą nas na stacje kosmiczną Heimdall, w której znajduje się tunel czasoprzestrzenny (wiecie, to taki kosmiczny teleport). Do Heimdall zmierza statek Hypatia, który przewozi bohaterów z wcześniejszego tomu, by mogli opowiedzieć światu o podstępnym ataku złej korporacji BeiTechu na planetę Kerenza. BeiTech nie może dopuścić do tego, by prawda o ich niecnych uczynkach wyszła na światło dzienne, bo wiecie... to byłby koszmar pijarowy, a przy okazji nikt nie lubi, gdy w sądzie wytyka mu się wszystkie grzechy. Aby zamieść swój bałagan pod dywan BeiTech postanawia po raz kolejny zniszczyć Hypatię, a przy okazji wysłać najemników na stację Heimdall. To właśnie na tej stacji żyją nasi nowi główni bohaterowie.


Foldery Illuminae 2


Hanna Donnelly robi tu za księżniczkę. Jest śliczną, młodą, wysportowaną i rozrywkową córką dowódcy stacji, którą tatuś w równym stopniu rozpieszcza, co szkoli na małego kosmicznego ninja. Z kolei Niklas Malikov jest księciem bandytów, członkiem rodzinnej organizacji przestępczej o nazwie Dom Noży. W tym momencie porzućcie wszelkie wyobrażenia na jego temat, bo ma tyle z disneyowskiego królewicza, co z niepokornego bad assa, czyli niewiele. Przeważnie albo jest umorusany krowim łajnem (tak, krowy też mogą żyć wśród gwiazd! Nie można ich dyskryminować!) albo ślini się do swojej księżniczki, która tak się jakoś złożyło, już znalazła swojego królewicza - Jacksona, członka oddziału bezpieczeństwa stacji. Na szczęście dla Nika, to z nim Hanna utknęła podczas inwazji, więc może ją swobodnie podrywać w czasie, gdy reszta mieszkańców pada trupem, a oni we dwójkę próbują stawić opór najeźdźcą.

Postacie oczami naszej kosmicznej księżniczki. Po lewej Hanna i Nick, po prawej Jackson.

Akcja rozkręca się momentalnie i gnie do przodu, jak szalona, ani na chwilę się nie zatrzymując. Wciąga to strasznie, więc to ponad sześciuset stronicowe tomiszcze zjadłam w dwa dni. Smaczne było! I choć strasznie polubiłam Kady i Ezrę, a nawet początkowo zawiodłam się, że "Gemina" nie była kontynuacją historii z ich perspektywy, to szybko doceniłam, że na nowych wybrano mieszkańców Heimdalla. Autorzy znów chcieli nam zafundować emocjonalny wstrząs związany z nagłym zwrotem akcji i był całkiem niezły. Nie domyśliłam się, co dokładnie planowali, więc trochę mnie zaskoczyli pomysłem, jednak na samy plot-twist tym razem byłam gotowa, nauczona doświadczeniami z poprzedniego tomu (dalej nie potrafię uwierzyć, co oni tam zrobili! Czysty geniusz!).

Muszę Wam powiedzieć napisać, że "Gemina" jest wyborna! Tak, jak "Illuminae" nie jest zwykłą książką, którą dzięki opisom snutym przez narratora, przedstawia wykreowany przez autora świat i zawartą w nim przygodę. Nie! "Gemina" to folder plików dokumentujących tragiczne wydarzenia z inwazji na Heimdall (swoją drogą każdy fan mitologii nordyckiej i/lub Marvela powinien docenić, że stacje skoku nazwano na cześć bóg strzegącego Bifrostu i wejścia do Azgardu. Zresztą ogólnie ta książka ma w sobie kilka uroczych intertekstualnych wstawek). Historię poznajemy dzięki zróżnicowanym materiałom, taki jak maile, zapisy z czatu, graficzne wpisy z pamiętnika Hanny, protokoły przesłuchań, raporty, czy opisy nagrań z kamer monitorujących oraz oczywiście jedyne i niepowtarzalne zapisy procesów myślowych sztucznej inteligencji (AIDAN, czyli ześwirowany, socjopatyczny, morderczy kalkulator wrócił!). Przy okazji podobało mi się zamieszczanie co jakiś czas zdjęć najeźdźców i skreślanie ich mordek, gdy zginęli. Przypominało mi to trochę zwyczaj z "Igrzysk Śmierci".

Taka tam mordercza wykreślanka.

Pamiętam, że przy okazji czytania pierwszej części, miałam początkowe problemy z przyzwyczajeniem się do tak dziwnej, innowacyjnej formy, ale teraz z dziką przyjemnością podążałam za tekstem obracając książkę pod różnymi kątami. Jedna rada: nie czytajcie The Illuminae Files w autobusach, czy też ogólnie przy innych ludzi, bo pomyślą, że jesteście czubami, których nikt nie nauczył czytać książek w normalny sposób.

Na tym etapie dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że książka niesamowicie mi się podobała i uważam ją za genialną. Wydanie zapiera swym pięknem dech intensywnym zapachem prosto z drukarni. Nie widzę żadnej wady, poza długim oczekiwaniem. Gdy Moondrive ogłosiło plan jej wydania, rzuciłam się do zakupu, jak mała dziewczynka na cukierki. Tylko teraz znów muszę czekać, bo znając wydawnicze zwyczaje, prawdopodobnie akcja z "Obsidio" ruszy dopiero za rok. Drogi Moondrive, jeśli przez przypadek to czytacie, to czy moglibyście się odrobinę pośpieszyć, bo ostatni tom zapowiada się naprawdę dobrze!

Zajrzyjcie na Gosiarellowego Facebooka:

Ps. Jaka jest Wasza ulubiona space opera? Podrzućcie godne tytuły, bo ostatnio wpadłam w ciąg.
Ps2. A skoro o ciągu mowa, to też czytacie więcej książek latem, czy macie inny okres szczególnej aktywności czytelniczej?

Prześlij komentarz

0 Komentarze