Looking For Anything Specific?

Header Ads

Black Lightning, czyli serial o rodzinnym superbohaterze


Arrow, Flash, czy Supergirl to superbohaterowie, których wszyscy kojarzymy i jesteśmy świadomi, że seriale o nich, jak i o mieszanej ekipie z "Legends of Tomorrow" wchodzą w skład Arrowverse. A kto z Was słyszał o Black Lightningu? Ten superbohater zadebiutował w stacji The CW dwa lata temu, a wciąż jest o nim zaskakująco cicho. Z racji jego udziału w nadciągającym crossoverze Crisis on Infinite Earth, wypadałoby go przedstawić.


Kim jest Black Lightning?

To trochę taki rodzinny superbohater z sąsiedztwa, a raczej z czarnej dzielnicy, jak lubią to podkreślać twórcy. Niby to meta, lecz nie zyskał mocy, jak jemu podobni we "Flashu", lecz w ramach eksperymentu agencji rządowej, która testowała dziwne szczepionki na biednych, czarnoskórych mieszkańcach Freeland, a później wyłapywała dzieciaki, które rozwinęły supermoce i umieszczała je w zbiornikach, żeby sobie pohibernowały kilkadziesiąt lat, bo czemu nie?

W tym czasie nasz superbohater się jakoś uchował i działał na ulicach miasta, a następnie się ożenił i żona zaczęła marudzić, że superbohaterstwo to jednak trochę niebezpieczne, więc rzucił swoje hobby. Żona i tak się z nim rozwiodła, ale tak to już bywa. Co ciekawe wróciła do niego po kilkunastu latach, gdy ten ponownie włożył kostium, tylko po to, by ponownie gderać. Wydaje mi się, że już w poprzednich recenzjach serialowych adaptacji komiksów DC podkreślałam, że scenarzyści z The CW nie potrafią wykreować kobiet stojących u boków superbohaterów, a to tylko kolejny przykład.

Przynajmniej główny bohater jest całkiem w porządku.

Wracając do fabuły. Jefferson Pierce, bo tak nazywa się nasz bohater, jest dyrektorem liceum, Czarnym Jezusem (mnie nie oceniajcie, bo nie ja to wymyśliłam) i ojcem dwóch córek, które jak się później okazuje (albo wystarczy spojrzeć na plakat promujący) odziedziczyły po nim supermoce. To właśnie przez nie decyduje się ponownie wrócić do roli superbohatera i zaprowadzić porządek na ulicach miasta rządzonego przez gangi i prześladowanego przez agencje rządowe, które jakimś cudem nie obowiązuje żadne prawo i podcierają się konstytucją.

Myślę, że już zauważyliście, że trochę absurdów tu się znalazło. Podczas oglądania, serial dostarczy Wam ich znacznie więcej. Zazwyczaj irytuje mnie, gdy scenarzyści płyną niesieni prądem własnej fantazji, nie zważając na wszystkie dziury fabularne i brak logiki, ale "Black Lightning" stał się moim serialowym popychadłem. Wyśmiewanie głupot, które wynikają albo ze słabego scenariusza albo z nietypowych pomyłek pijanego montażysty, dostarcza mi nie lada frajdy. Żona pana Pirce'a to wisienka na torcie, bo jest jednorożcem wśród źle wykreowanych bohaterów. Podejrzewam, że ma zaburzenie dwubiegunowe plus całą masę innych schorzeń psychicznych (jeśli zdecydujecie się obejrzeć serial, to dla zabawy skupcie się na jej postaci. Gwarantuję, że będziecie mieli frajdę!).

Niemniej "Black Lightning" jest serialem, który jako pierwszy z Arrowverse wysuwa na pierwszy plan postać dorosłego czarnoskórego superbohatera, który ma rodzinę. To ciekawa odmiana, tym bardziej że z czasem jego córki również zyskują supermoce i zaczynają szukać własnej drogi na radzenie sobie z tym (jedna idzie w ślady ojca, a druga w ślady matki, czyli zaczyna irytować i wymyślać głupoty). Muszę przyznać, że pod tym względem serial się spisał. Jefferson Pierce nie jest impulsywnym chłystkiem, który skacze w ogień bez zastanowienia. Podoba mi się, jak dojrzała jest ta postać oraz jak radzi sobie z rodzinnymi dramami, a przy tym jest dyrektorem/nauczycielem, którego każdy z nas chciałby mieć przy sobie w czasach szkolnych. Jego relacje z uczniami są fenomenalne. Z córkami zresztą również. Ogólnie sceny, w których nie ma na sobie kostiumu, budują bardzo pozytywny przekaz.

A teraz nadciągnie zło...

Niestety to, co powinno być drugą charakterystyczną cechą tego superbohatera, okazało się jedną z największych bolączek serialu - rasizm. Miałam nadzieję, że "Black Lightning" pokaże czarnoskórą dzielnicę i problemy jej mieszkańców w sposób, w który pozwoli widzom zrozumieć, z czym borykają się na co dzień i z nimi sympatyzować. Tymczasem rasizm, aż się z niego wylewa i pochłania wszystkich, niezależnie od koloru skóry. Czarni gardzą czarnymi. Biali gardzą czarnymi. Czarni gardzą białymi. Nawet czarnoskóry albinos gardzi czarnymi. WTF? Początkowo było to tylko irytujące, ale z czasem stawało się niesamowicie absurdalne. Gdy dwie postacie o odmiennym kolorze skóry ma ze sobą problem, to oczywiście zostanie im wytknięty rasizm. Dla przykładu: biały dyrektor nie godzi się na urządzanie w szkole pośmiertnej wystawki na cześć gangstera, który zaatakował uczniów, zostaje nazwany rasistą i pociągnięty za to do odpowiedzialności. Na moje oko takie przewrażliwienie i postrzeganie wszystkich akcji przez pryzmat koloru skóry bohatera, jedynie podkreśla granice, których być nie powinno i potęguje rasizm, zamiast mu przeciwdziałać. Innymi słowy, serial wywołuje skutek odwrotny od zamierzonego, a stacja The CW ponownie poległa przy tworzeniu nowego wspaniałego świata, w którym każdy powinien być traktowany równo. Słabo. Strasznie słabo.

Wiecie już wystarczająco, by samodzielnie podjąć decyzję odnośnie tego, czy warto obejrzeć "Black Lightning". Na zakończenie od siebie dodam, że ten tytuł nie odstaje za mocno od pozostałych w Arrowverse, które również w niektórych kwestiach są prowadzone nieumiejętnie, a damskie postacie odstraszają. Tu przynajmniej mamy Cressa Williamsa, który jest świetnym aktorem.

Ps. Który serial z Arrowverse lubicie najbardziej lub przynajmniej dalej oglądacie?

Prześlij komentarz

0 Komentarze