
Krytykiem filmowym nie jestem i szczerze mówiąc nie mam na to większych zadatków, dlatego to absolutnie nie jest lista najlepszych filmów z 2014 roku. Najgorszych również nie, choć akurat w tym przypadku pewnie poszłoby mi lepiej. Poniżej znajdziecie 10 filmów, które w tym roku zwróciły moją szczególną uwagę, po oglądnięciu nie okazały się kompletnym gniotem i jestem całkiem pewna, że przez jakiś czas będę o nich pamiętać. Tak, to zestawienie filmów godnych zapamiętania.
Film pokazuje nam urywek z życia Lucy (Scarlett Johansson) - zwykłej blondynki, która przypadkiem wmieszała się w przemyt narkotyków. I to nie byle jakich, bo dość tajemniczej, intensywnie niebieskiej substancji dającej niezwykłego kopa. Gdy ogromna dawka narkotyku dostaje się do jej organizmu, dziewczyna zyskuje niezwykłe zdolności (więcej o filmie przeczytacie tutaj).
Zdania na temat tego filmu są mocno podzielone. Jedni uważają go za niewypał, a inni (jak np. ja) twierdzą, że jest rewelacyjny. Najważniejsze, że porusza niezbyt wyeksploatowaną tematykę mitu o używaniu 10% mózgu i wplata hipotezę na temat tego, czym byśmy się stali, gdybyśmy potrafili wykorzystywać więcej jego potencjału. Zdecydowanie warto obejrzeć i oby powstawało więcej filmów na ten temat!
W skrócie: Pięć lat po zjednoczeniu rasy smoków oraz ludzi Czkawka i Szczerbatek stają do obrony wyspy Berk przed niebezpiecznymi dzikimi bestiami, a także tajemniczym Smoczym Jeźdźcem.
Ogólnie jeszcze więcej smoków, jeszcze więcej Szczerbatka, w końcu złoczyńcy do pokonania (i to tacy, których nawet ja nie lubię) i zdecydowanie najlepsza bajka tego roku. Obejrzejcie obie części i czekajcie na ostatnią część trylogii.
Wydaje mi się, że ta pozycja jest najbardziej specyficzna. Odrobinę odrealniona, groteskowa opowieść o konsjerżu niegdyś słynnego hotelu, który zaprzyjaźnia się z młodym boyem. Nie wiem nawet jak opisać tą produkcje. Jest dziwna, surrealistyczna, prosta i zarazem zabawna. Z pewnością nie jest to typowy film i warto zwrócić na niego uwagę.
Tym razem komedia od twórców Teda (pamiętacie tego miśka, który gadał i jarał zioło?). Farmer- nieudacznik traci ukochaną na rzecz sprzedawcy garniturów z uroczym wąsem, którego gra Neil Patrick Harris (najważniejszy powód by oglądnąć film: Neil Patrick Harris sprzedaje garnitury, robi za czarny charakter i ma wąsa. Jak tego nie serduszkować?). Później wszystko przypomina western w krzywym zwierciadle. Jak nie przepadam za klimatem dzikiego zachodu, tak ten film był strzałem w dziesiątkę.
Chyba nie ma roku, w którym mogłoby zabraknąć komedii z Adamem Sandlerem. Większość jest udanych, podobnie jak Rodzinne rewolucje, które choć w klimacie familijnym potrafią porządnie rozbawić. Tym razem trafiamy do Afryki na wakacje integrujące rodziny mieszane. Świetna gra aktorska, gwarancja dobrej zabawy i olbrzymiej dawki śmiechu (chociaż może to było wynikiem mojego chamskiego humoru i żartów, które sypały się w trakcie oglądania).
Dlaczego? A) bo to kolejna część X-menów i b) bo to Marvel. Nic dodać nic ująć, a jeśli jeszcze nie oglądaliście żadnej części X-menów, sprawdźcie w jakiej kolejności powinno się je oglądać (klik).
Dodatkowo warto wspomnieć, że 2o14 był rokiem wielu dobrych ekranizacji książek. Więzień Labiryntu z Dylanem O'Brienem jest lepszy od swojej papierowej wersji. Podobnie Akademia Wampirów, choć w tym przypadku książka mi się nie podobała, a jej fani mają odmienią opinię. Niezgodna wyszła chyba najlepiej z pośród wszystkich adaptacji, a Gwiazd naszych wina wyciska łzy. Kosogłos, jak już wspomniałam powyżej, zawiódł mnie, ale mam spore oczekiwania względem Złodziejki książek, która jeszcze czeka aż ją obejrzę.

Ps. Jakie są Wasze ulubione, tegoroczne filmy?
Veronica Mars (premiera: 8 marca 2014)

Dlaczego warto go zapamiętać? Powodów nie brakuje. Przede wszystkim jest pełnometrażową kontynuacją bardzo dobrego serialu (zobacz wpis o serialu), który powstał po 7 latach po jego zakończeniu i to dzięki fanom. Podczas akcji crowdfundingowej, przekazali oni łącznie 5 702 153 $, pobijając przy tym kilka rekordów serwisu Kickstarter - m.in. najszybciej osiągnięty próg 2 mln dolarów (w 12 godz.) oraz najszersza rzesza sympatyków w historii (91 tyś.). Moim skromnym zdaniem, w końcu dostaliśmy odpowiednie zakończenie przygód Weroniki, ale co ja Wam będę dużo pisać - obejrzyjcie sami i/lub sprawdźcie co wcześniej pisałam na temat tego filmu (klikając tutaj).
W „Strażnikach Galaktyki” mamy piątkę sympatycznych głównych bohaterów. Pierwszym z nim jest Peter Quill aka Star-Lord (Chris Pratt), który jest kosmicznym złodziejaszkiem z obsesją na punkcie swojego walkmana. Poznajemy go, gdy wpadł na arcygenialny plan wyrolowania swojego wspólnika/szefa/niebieskiego człowieczka tj. sprzątnąć mu sprzed nosa glob. Problem polega na tym, że dokładnie w tej samej chwili większość mieszkańców galaktyki stwierdziła, że też chce go mieć... (więcej na ich temat przeczytacie tutaj).
W końcu dostaliśmy od Marvela nowe uniwersum, w którym nie rządzą superbohaterowie, mutanci, nordyccy bogowie, czy inni Avengersi. Wyszło rewelacyjnie (jak to u Marvela) i przez najbliższe lata będziemy zalewani kontynuacjami (jak to u Marvela), więc lepiej nie przegapcie tego filmu!
Któż z nas nie zna baśni o Śpiącej Królewnie (jeśli nie znacie oryginalnej wersji zapraszam do True Story), na którą zła czarownica, bez żadnego wyraźnego powodu, rzuciła klątwę snu? A może powód jednak był i to całkiem niezły? Disney postanowił opowiedzieć jej historię na nowo i przyznam, że wyszło mu to naprawdę dobrze, pomijając okropnie familijny początek. Mam wrażenie, że tym filmem zapoczątkował to, co sama robię od dawna, czyli ocieplił wizerunek bajkowego złoczyńcy. Dodatkowo kto się oprze Angelinie Jolie z rogami i skrzydłami? No kto?!
Wierzcie lub nie, ale Kosogłosa wstawiam, jako film, który warto zapamiętać, jako dowód, że rozbijanie jednej książki na dwie części może skończyć się klapą. Podzielenie ostatniej części Harrego Pottera na dwie części było dobrym posunięciem, podobnie jak i Zmierzchu, ale w przypadku Igrzysk Śmierci okazało się totalną porażką. Nie dlatego, że film był zły, czy nudny, ale dlatego, że zwyczajnie był wstępem. Po zakończeniu miałam wrażenie, że ktoś urwał w połowie, chociaż nie, nie w połowie, a w jednej trzeciej. Nie pamiętam bym kiedyś wyszła z kina równie zniesmaczona, stratą czasu i pieniędzy. Jeśli jeszcze go nie oglądaliście to wstrzymajcie się do premiery części drugiej.
Strażnicy Galaktyki (premiera: 21 lipca 2014)

W końcu dostaliśmy od Marvela nowe uniwersum, w którym nie rządzą superbohaterowie, mutanci, nordyccy bogowie, czy inni Avengersi. Wyszło rewelacyjnie (jak to u Marvela) i przez najbliższe lata będziemy zalewani kontynuacjami (jak to u Marvela), więc lepiej nie przegapcie tego filmu!
Czarownica / Maleficent (premiera: 28 maja 2014)
-59.jpg)
Igrzyska Śmierci: Kosogłos part 1 (premiera: 10 listopada 2014)

Lucy (premiera: 24 lipca 2014)

Film pokazuje nam urywek z życia Lucy (Scarlett Johansson) - zwykłej blondynki, która przypadkiem wmieszała się w przemyt narkotyków. I to nie byle jakich, bo dość tajemniczej, intensywnie niebieskiej substancji dającej niezwykłego kopa. Gdy ogromna dawka narkotyku dostaje się do jej organizmu, dziewczyna zyskuje niezwykłe zdolności (więcej o filmie przeczytacie tutaj).
Zdania na temat tego filmu są mocno podzielone. Jedni uważają go za niewypał, a inni (jak np. ja) twierdzą, że jest rewelacyjny. Najważniejsze, że porusza niezbyt wyeksploatowaną tematykę mitu o używaniu 10% mózgu i wplata hipotezę na temat tego, czym byśmy się stali, gdybyśmy potrafili wykorzystywać więcej jego potencjału. Zdecydowanie warto obejrzeć i oby powstawało więcej filmów na ten temat!
Jak wytresować smoka 2 (premiera: 16 maja 2014)

W skrócie: Pięć lat po zjednoczeniu rasy smoków oraz ludzi Czkawka i Szczerbatek stają do obrony wyspy Berk przed niebezpiecznymi dzikimi bestiami, a także tajemniczym Smoczym Jeźdźcem.
Ogólnie jeszcze więcej smoków, jeszcze więcej Szczerbatka, w końcu złoczyńcy do pokonania (i to tacy, których nawet ja nie lubię) i zdecydowanie najlepsza bajka tego roku. Obejrzejcie obie części i czekajcie na ostatnią część trylogii.
Grand Budapest Hotel (premiera: 6 lutego 2014)

Wydaje mi się, że ta pozycja jest najbardziej specyficzna. Odrobinę odrealniona, groteskowa opowieść o konsjerżu niegdyś słynnego hotelu, który zaprzyjaźnia się z młodym boyem. Nie wiem nawet jak opisać tą produkcje. Jest dziwna, surrealistyczna, prosta i zarazem zabawna. Z pewnością nie jest to typowy film i warto zwrócić na niego uwagę.
Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie (premiera: 15 maja 2014)

Tym razem komedia od twórców Teda (pamiętacie tego miśka, który gadał i jarał zioło?). Farmer- nieudacznik traci ukochaną na rzecz sprzedawcy garniturów z uroczym wąsem, którego gra Neil Patrick Harris (najważniejszy powód by oglądnąć film: Neil Patrick Harris sprzedaje garnitury, robi za czarny charakter i ma wąsa. Jak tego nie serduszkować?). Później wszystko przypomina western w krzywym zwierciadle. Jak nie przepadam za klimatem dzikiego zachodu, tak ten film był strzałem w dziesiątkę.
Rodzinne rewolucje (premiera: 22 maja 2014)

Chyba nie ma roku, w którym mogłoby zabraknąć komedii z Adamem Sandlerem. Większość jest udanych, podobnie jak Rodzinne rewolucje, które choć w klimacie familijnym potrafią porządnie rozbawić. Tym razem trafiamy do Afryki na wakacje integrujące rodziny mieszane. Świetna gra aktorska, gwarancja dobrej zabawy i olbrzymiej dawki śmiechu (chociaż może to było wynikiem mojego chamskiego humoru i żartów, które sypały się w trakcie oglądania).
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (premiera: 10 maja 2014)

Dlaczego? A) bo to kolejna część X-menów i b) bo to Marvel. Nic dodać nic ująć, a jeśli jeszcze nie oglądaliście żadnej części X-menów, sprawdźcie w jakiej kolejności powinno się je oglądać (klik).
Dodatkowo warto wspomnieć, że 2o14 był rokiem wielu dobrych ekranizacji książek. Więzień Labiryntu z Dylanem O'Brienem jest lepszy od swojej papierowej wersji. Podobnie Akademia Wampirów, choć w tym przypadku książka mi się nie podobała, a jej fani mają odmienią opinię. Niezgodna wyszła chyba najlepiej z pośród wszystkich adaptacji, a Gwiazd naszych wina wyciska łzy. Kosogłos, jak już wspomniałam powyżej, zawiódł mnie, ale mam spore oczekiwania względem Złodziejki książek, która jeszcze czeka aż ją obejrzę.

Ps. Jakie są Wasze ulubione, tegoroczne filmy?